26 listopada 2014

Odwracając czas (2.2)

 ROZDZIAŁ II, PART II

     Za oknem zaczynało się ściemniać. Słońce chowało się za horyzontem wysoko i gęsto porośniętych drzew, ale jego poświata lekko przebijała się pomiędzy koronami. Krwisty kolor nieba wskazywał na to, że następnego dnia będzie na tyle mroźno, by założyć cieplejszą kurtkę czy płaszcz, a może nawet coś na głowę i szyję.
     Hermiona z rozleniwieniem siedziała na kanapie naprzeciwko Marie, popijając herbatę i plotkując na różne tematy. Ron po powrocie ze szpitala od razu położył się spać. Mimo że zdrowiał szybciej niż uzdrowiciele przypuszczali, nadal nie czuł się stuprocentowo wyleczony.
     - Harry wspominał, dlaczego się wczoraj tak szybko zmył? – zapytała Marietta. – Myślałam, że chciał jeszcze posiedzieć przy Ronie.
     - Przeze mnie – przyznała się Hermiona, wzdychając. – Naskoczyłam na niego i w sumie miałam rację. W ogóle nie traktuje mnie poważnie.
     - Że co?
     - Ron miał wypadek, a Harry nawet nie raczył mnie łaskawie powiadomić, aż tak się zagadał z Ginny...
     - Czy ty oby, Hermiono, nie jesteś zazdrosna? – Marietta ukryła uśmiech, biorąc łyk herbaty.
     - Oczywiście, że nie!
     - Na pewno?
     - Oczywiście! Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż zazdrość. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Proszę bardzo! Cały następny tydzień będę zawalona papierami po uszy. Poza tym do naszego szefa przyjeżdża z wizytą przedstawiciel francuskiego Departamentu Międzynarodowej Współpracy i nie dość, że to mnie wyznaczono jako łącznika, bo naturalnie jestem jedyną osobą z naszego działu, która jako-tako posługuje się francuskim… W końcu co miałam robić w przerwach na lunch? – mówiąc to, Hermiona spojrzała wymownie na Mariettę, oczekując wsparcia, więc ta szybko kiwnęła głową. - To jeszcze będę musiała zajmować się nim po posiedzeniach, żeby, jak to ładnie ujął mój szef, zabić mu jakoś czas. A papiery się przecież same nie uzupełnią!
     - A Sara? – Marietta przypomniała sobie o drugiej asystentce. – Ona nie może cię wyręczyć z tym gościem?
     - Nie zna francuskiego.
     - A ktoś z innego działu?
     - Niemożliwe. To bardzo poufna sprawa i nikt niewtajemniczony nie powinien nawet wiedzieć, że ten przedstawiciel do nas przyjeżdża.
     - Mi powiedziałaś – odparła Marie.
     - Nikt niewtajemniczony i zainteresowany.
     Kobiety uśmiechnęły się porozumiewawczo. Obie wiedziały, że Marietta jest jedną z niewielu osób, którą kompletnie nie interesowało Ministerstwo i polityczne przepychanki. Pani Weasley miała w życiu inne idee.
     - A właśnie –zmieniła temat Hermiona – jak idą ci poszukiwania lokalu? Znalazłaś może jakieś ciekawe oferty?
     Marie wyraźnie sposępniała.
     - Nie. Przeszłam cały Londyn wzdłuż i wszerz, ale wszystkie nieruchomości albo były za małe lub za drogie, albo położone na takim wygwizdowie, gdzie żaden klient by nie dotarł. Najwyraźniej to miasto nie jest gotowe na jeszcze jedną ekskluzywną restaurację...
     - Daj spokój, Marie, na pewno coś znajdziesz. Jeżeli chcesz, to ci pomogę. Powiedz mi tylko, do jakiej kwoty dokładnie mam szukać.
     - Super! Wielkie dzięki, Hermiono!
     Zanim jednak dziewczyny bardziej zagłębiły się w temacie, ktoś zadzwonił do drzwi. Zaskoczona Marie, niespodziewająca się gości, wzruszyła ramionami, ale jak na dobrą panią domu przystało, poszła otworzyć drzwi. Wróciła z winem w rękach i Ginny u boku.
     - Cześć, Hermiono – uśmiechnęła się panna Weasley i usiadła koło dawnej przyjaciółki. Od kiedy Ginny wyjechała z drużyną, ich kontakt zdecydowanie się urwał i nie był taki, jak kiedyś. Na tę chwilę traktowały się jak dobre koleżanki. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
     Hermiona i Marietta równocześnie zaprzeczyły, na co Ginny uśmiechnęła się lekko.
     - Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak miło jest wrócić na stare śmieci – westchnęła. – Grając, nie miałam ani chwili na tęsknotę, ale kiedy już wróciłam do domu, prawie się rozpłakałam. Nie wiedziałam, że jestem aż tak sentymentalna.
     - Jak ci się powodzi, Ginny? Długo jeszcze zamierzasz grać w Harpiach? Kiedy wracasz na stałe? – pytała autentycznie zaciekawiona Hermiona.
     - Nie narzekam, jeśli chodzi quidditch, ale poza tym? Daj spokój, Hermiono. Nie mam w ogóle życia i powoli zaczynają męczyć mnie te podróże. Mój zapał się wyczerpał, podobnie jak chęci. Poza tym strasznie mi was brakuje. Ciebie, Rona, mamy, Harry’ego... Chciałabym jakoś nadrobić te utracone chwile.
     - A na długo zostajesz? – dołączyła się do rozmowy Marie.
     - Na pewno na dwa następne tygodnie. Moja drużyna ma chwilowo przerwę w rozgrywkach, więc na pewno się jeszcze zobaczymy, powspominamy i porozmawiamy. Będę miała kupę wolnego czasu.
     Przez chwilę siedziały w milczeniu.
     - Może obudzę Rona? – zaproponowała Marietta. – Nie miałam kiedy mu powiedzieć, że przyjechałaś. Myślę, że będzie przeszczęśliwy, mogąc wreszcie porozmawiać z siostrą.
     - Nie, nie trzeba. Poza tym tak naprawdę przyszłam do ciebie, Marie. Chciałabym o czymś porozmawiać, a niestety nie miałam z kim...
     - To ja może zrobię ci herbatę, Ginny? – zapytała szybko Hermiona, chcąc dać dziewczynom chwilę dla siebie.
     - Chętnie – uśmiechnęła się z wdzięcznością Weasley – i dziękuję.
     Kiedy tylko Hermiona zniknęła za drzwiami do kuchni i zaczęły dochodzić stamtąd odgłosy lejącej się wody i otwieranych szafek, Ginny zaczęła:
     - Wiem, że za mną nie przepadasz, ale...
     - Ginny...
     - Daj spokój, wiem swoje – przerwała Marietcie w pół słowa. – Chodzi mi o to, że tylko ty i Ron znacie prawdę, nie licząc, oczywiście, mnie i Harry’ego.
     Marie zmarszczyła czoło, przeczuwając, do czego zmierzała Ginny. Nie podobało jej się to. Nie chodziło już zupełnie o temat, ale głównie o fakt, że Hermiona znajdowała się tuż za ścianą. Gdyby cokolwiek usłyszała z tej rozmowy, związek jej i Harry’ego mógłby się nieubłaganie skończyć. Była to ostatnia rzecz, jakiej życzyłaby im Marietta. I pierwsza, której pragnęłaby Ginny – w każdym razie Marie odniosła podobne wrażenie. Gdyby było inaczej, nie przychodziłaby i zaczynała rozmowę o zdradzie Harry’ego przy jego aktualnej dziewczynie, prawda?
     - Nie mam pojęcia, co robić. Od waszego wesela nie ma dnia, żebym o nim nie myślała, a jak go wczoraj zobaczyłam, takiego cichego i zamyślonego, to wszystkie moje wspomnienia i uczucia nagle odżyły.
     - Ale Harry jest z Hermioną.
     - Wiem... Wiem – westchnęła. – Nie chcę psuć ich związku, po prostu nie potrafię nie kochać Harry’ego... I nie wiem, co robić i jak się zachowywać.
     Ewidentnie kłamała, choć nawet oko jej nie drgnęło. Ginny od dawna nie pragnęła czegoś aż tak bardzo, jak znalezienia się na miejscu Hermiony. Oczywiście, nie chciała stracić dawnej przyjaciółki, ani sprawić jej przykrości, aczkolwiek nie miała wyjścia. Jak w każdym meczu, nie liczyło się samopoczucie przeciwników. Miałeś na względzie wyłącznie własne dobro i po nie zmierzałeś z wyciągniętą ręką i wysoko uniesioną głową. Naturalnie wolała, aby relacja Harry’ego i Hermiony zepsuła się samoistnie, bez wtrącania się, ale Ginny nie była na tyle cierpliwą osobą. Odkąd zaczęła grać w Harpiach, dostawała to, czego chciała. A w tym momencie chciała Harry’ego Pottera.
     - Ginny, nie pakuj się znowu w życie Harry’ego, dobrze? Obiecaj. Ron mi opowiadał, jak wielkie Harry miał wyrzuty po naszym weselu i, przepraszam cię bardzo, jeżeli znowu dojdzie do podobnej sytuacji, będę zmuszona powiedzieć o wszystkim Hermionie.
     - Co powiedzieć Hermionie? – zapytała sama zainteresowana, wchodząc do salonu. Ginny i Marie od razu zamilkły, mając jedynie nadzieję, że panna Granger nie usłyszała ani słowa z ich rozmowy. Hermiona może i całej rozmowy nie słyszała, ale ostatnie zdanie Marietty dało jej wiele do myślenia. Postanowiła jednak udać, że kompletnie nie miała o niczym pojęcia.
     - Że...
     - Żebyś wsypała mi łyżeczkę cukru – skłamała Ginny, uśmiechając się.
     Uwielbiała Hermionę. Odkąd sięgała pamięcią, traktowała ją jak starszą siostrę, ale były tematy, o których nie mogła z nią porozmawiać. Szczególnie jeśli dotyczyły ponownego zakochania w jej chłopaku.
     Panna Granger, wywracając oczami, wróciła do kuchni, ale wytężyła słuch.
     - Poza tym wysłałam Harry’emu sowę z prośbą o spotkanie i rozmowę. Na pewno się zgodzi, więc jutro się z nim spotykam. I mimo wszystko nie mogę się doczekać!
     - Ginny...
     Hermiona znów pojawiła się w pokoju, więc rozmowa musiała się skończyć.
     Kobiety tym razem rozpoczęły niezobowiązującą rozmowę na tematy wszelakie, lecz dwie z nich siedziały lekko spięte i trochę podejrzliwe. Hermiona kątem oka zerkała na Ginny, starając się wydedukować z jej zachowania to, o czym wcześniej mówiła Marie. Marietta zaś wzrokiem próbowała przekazać Ginny, by dała sobie i Harry’emu spokój. Ginny za to, całkowicie rozluźniona, opowiadała ciekawe historie z meczów i z wielkiego świata, do którego bezapelacyjnie należała jako gwiazda quidditcha.

* * *

     Harry z hukiem wylądował na ozdobnym dywanie. Wstał, pocierając obolałe miejsca, rozejrzał się wokół i z zaskoczeniem stwierdził, że skądś kojarzył to miejsce. Przeszedł kawałek do przodu, podziwiając powieszone równolegle na ścianach lampy gazowe, dające wrażenie przytłumionego światła. Na końcu holu znajdował się również okrągły stolik ze świecznikami w kształcie węży, a przy schodach stał stojak na parasole przypominający nogę trolla. Właśnie dzięki temu stojakowi Harry zorientował się, gdzie się znajdował.
     Nie przypominał sobie jednak, by Grimmauld Place 12 wyglądało aż tak pięknie, elegancko i... czysto. Zmarszczył czoło, nie dostrzegając tych dziurawych zasłon, które skutecznie pomagały zamknąć panią Black. Zresztą samego portretu Walburgi również nie było.
     Przeszedł jeszcze parę kroków naprzód, kiedy dostrzegł dwóch chłopców siedzących na schodach. Przez chwilę Harry zastygł w bezruchu, czekając na ich reakcję, ale gdy po minucie wciąż słyszał tylko ciszę, odprężył się nieznacznie. Zanim zaczął zastanawiać się nad próbą odnalezienia drogi powrotnej lub nad tym, co się stało i jakim cudem w ogóle słowa, które przypadkiem wypowiedział, przeniosły go akurat w to miejsce, chłopcy zaczęli do siebie szeptać, co istotnie Harry’ego zainteresowało.
     - Syriuszu – zaczął na oko młodszy z nich – a czy mama na pewno nie będzie na nas zła?
     - Oczywiście, że będzie – odparł z półuśmiechem starszy, wychylając się przez balustradę i czemuś uważnie się przypatrując – ale o to właśnie chodzi. Słyszałeś, jak potraktowała mnie przy śniadaniu... Poza tym jeżeli nie chciałeś, wcale nie musiałeś jeść.
     - Wiem, wiem, ale mama chciała dobrze. Nie chciała, żebym chodził przez pół dnia głodny...
     Syriusz spojrzał na brata wilkiem.
     - Ale nie musiała grozić ci różdżką. Bałeś się – wyrzucił z siebie, a w jego ciemnych oczach pojawiły się niebezpieczne błyski.
     - Tylko troszeczkę, Syriuszu. Jakbyś potem nie nakrzyczał na mamę, to by przestała. Tobie też by nic nie zrobiła – powiedział prawie pewnym głosem Regulus, wpatrując się w rozcięcia na przedramieniu brata. – Bolało?
     Zanim Harry zdążył zareagować, scena uległa zmianie.
     Tym razem znajdował się w salonie, który bez problemu rozpoznał po ogromnym kominku i stojących obok niego dwóch serwantkach. Pamiętał, jak spędził tutaj prawie cały dzień z Weasleyami i Hermioną, próbując doprowadzić pomieszczenie do porządku i uczynić je bardziej użytkowym, wyjmując z szafek masę dziwnych, magicznych przedmiotów. Spojrzał do tyłu i kiedy zauważył sekretarzyk, westchnął i zastanowił się, czy w środku też był bogin.
     Przy stole pojawiły się nagle cztery osoby, z których dwie Harry poznał od razu. Dwóch chłopców z równie czarnymi włosami siedziało naprzeciwko siebie w zupełnym milczeniu ze spuszczonymi głowami, dziobiąc widelcami coś w talerzach. Obok siedziała wyprostowana, piękna kobieta w zielono-oliwkowej sukni, z niesamowicie długimi paznokciami i ciemnymi, lśniącymi włosami spiętymi na głowie w koka. Opowiadała coś głośno, patrząc tylko w jednym kierunku: po drugiej stronie stołu siedział równie dostojny mężczyzna, niesamowicie elegancki, o lekceważącym wyrazie twarzy i znudzonym spojrzeniu. Jadł w milczeniu, ale wzrokiem powolnie mierzył najpierw jednego syna, później drugiego, by w końcu spojrzeć na żonę. Kiedy wreszcie to uczynił, Walburga natychmiast zamilkła. Harry miał wrażenie, że zrobiła to raczej bezmyślnie, ponieważ dalej patrzyła na niego z nieopisanym podziwem.
     - Regulusie – zwrócił się Orion do młodszego syna – odpowiedz mi o twoich postępach w wydobywaniu magii.
     Chłopiec drgnął i z lękiem i jednoczesnym uwielbieniem zaczął wpatrywać się w Oriona. Uśmiechnął się, mając nadzieję na uzyskanie pochwały po dzisiejszym wyczynie.
     - Wspaniale, tato. Dzisiaj udało mi się wyczarować...
     Orion, który właśnie popijał wino, z odrazą i złością odstawił kielich na stół. Popatrzył groźnie na syna, zwinnym ruchem wyjmując różdżkę z kieszeni. Wycelował ją prosto w pierś młodego Blacka, ale zanim uczynił cokolwiek więcej, wyszeptał głośno i dosadnie:
     - Nie życzę sobie tych infantylnych i niewłaściwych zwrotów w stosunku do mnie. Powtarzałem ci to, Regulusie, wielokrotnie. Najwyższy czas, byś zapamiętał lekcję. Następnym razem przemyśl słowa przed ich wypowiedzeniem. Będzie to doskonała nauka na przyszłość, warta zapamiętania. Wymagam od ciebie szacunku, Regulusie, i jeżeli moje upomnienia nie wystarczają, bym go zdobył, nie widzę innego sposobu przekazania ci tej wiedzy.
     Twarz sześcioletniego chłopczyka nagle pobielała, a oczy otworzyły się w totalnym przerażeniu.
     - Nie, nie, ojcze – poprosił, zaciskając małe piąstki pod stołem ze strachu. – Przepraszam. Już będę pamiętał i nigdy więcej się nie pomylę, obiecuję!
     Orion patrzył na syna z wyższością, a na jego twarzy pojawił się wyraz pełnej niechęci.
     - Nie wydurniaj się, Regulusie – westchnął głośno i przeciągle. – Blackowie są zbyt dumni na tak emocjonalne zachowanie...
     - Przecież przeprosił! – wykrzyknął Syriusz, patrząc z nienawiścią na ojca. – Przeprosił cię i powiedział, że więcej tak nie zrobi!
     Orion leniwie przeniósł spojrzenie na starszego syna i uśmiechnął się drwiąco. O ile uniesienie o milimetr kącików ust można nazwać uśmiechem, zakpił Harry będący w kompletnym szoku. Nie miał pojęcia, że rodzice Syriusza byli aż tak nieczuli.
     - Najwidoczniej moi synowie zostali kompletnymi ignorantami. Widzę, że ani ty, ani twój młodszy brat nie macie w ogóle szacunku do ojca i powiedz mi, Syriuszu, kto, jak właśnie nie ojciec, powinien was tego szacunku nauczyć?
     Szybki ruch jego prawej ręki i różdżka znalazła się tuż przed Syriuszem. Tym razem Orion wypowiedział zaklęcie. Niejedno zresztą.
     Harry widząc przykład w miarę normalnego obiadu u Blacków, wzdrygnął się. Bezwiednie sięgnął do kieszeni po różdżkę, ale poczuł pustkę. Przeklął pod nosem, nie mając pojęcia, jak pomóc młodemu Syriuszowi. Najbardziej zabolało go jednak zachowanie Walburgi, która z niewzruszeniem oglądała cierpienie własnego syna. Zanim Potter zaczął myśleć, jak inaczej mógłby pomóc jego chrzestnemu, obraz rozpłynął się w powietrzu.
     Przez chwilę Harry stał w ciemności, myśląc, że podróż po wspomnieniach Syriusza – co już zdążył wywnioskować - się skończyła, kiedy raptem przed oczami zaczęły pojawiać się przeróżne obrazy. Stał po środku pomieszczenia z wielkim łożem z baldachimem, nad którym wymalowany został herb Blacków. Harry nie miał wątpliwości, że znajdował się w sypialni Regulusa.
     Gdy tylko pomyślał o młodszym z braci, zmaterializowały się przed nim trzy postacie: Regulusa siedzącego na łóżku i uśmiechającego się, Stworka z wpatrzonymi wielkimi oczami w panicza oraz Syriusza zaglądającego ukradkiem przez drzwi.
     - Dziękuję za pomoc, Stworku – zaczął Regulus niesamowicie radosnym, ale przyciszonym głosem. – Mama będzie dumna, że udało mi się wypowiedzieć to trudne zaklęcie. Konjunktiwitis, konjunktiwitis, konjunktiwitis – powtarzał uradowany.
     - Czyś ty zwariował?! - Syriusz z krzykiem wpadł do pokoju. – Jak w ogóle możesz jej słuchać i ciągle robić to, co ci każe?!
     - Syriuszu, ale mama... Ty też się przecież tego uczyłeś! Siedziałeś w pokoju i czytałeś książki z zaklęciami.
     - Nie – westchnął na oko dziesięcioletni Syriusz, podchodząc do brata i siadając obok na łóżku. – Byłem zamykany w pokoju i nie mogłem stamtąd wyjść, dopóki nie nauczyłem się na pamięć tych wszystkich zaklęć. Złych zaklęć, Regulusie, bardzo złych zaklęć.
     W pokoju zapanowała przez moment cisza, a jedynym słyszalnym dźwiękiem od czasu do czasu było pociąganie nosem przez Stworka.
     - Stworek, zamknij się wreszcie i wypad z pokoju! – rozkazał groźnie Syriusz, patrząc na skrzata z obrzydzeniem. Kiedy tylko Stworek schylił głowę i mruknął coś pod nosem, znikając, Regulus oburzył się.
     - Nie powinieneś go tak traktować, Syriuszu. To mój przyjaciel.
     - Tylko ja mogę być twoim przyjacielem. Pamiętaj, na tym świecie nie mamy nikogo innego, komu możemy ufać. Jesteśmy braćmi, a ja jestem starszy, więc muszę się o ciebie troszczyć. Poza tym Stworek słucha się matki i pomaga ci w uczeniu się tych zaklęć.
     Regulus kiwnął powoli głową.
     - A czego ja się w ogóle nauczyłem?
     - Zaklęcia oślepiającego swoją ofiarę...
     Obraz małoletnich Blacków zniknął, a na jego miejscu pojawił się kolejny. Harry zamrugał oczami, czując wszechogarniającą gorycz. Nie miał pojęcia, że Syriusz i Regulus mieli kiedyś aż tak mocną więź. Pamiętał, jak zapytał swojego ojca chrzestnego o brata. Syriusz zwyzywał go wtedy od kretynów i głupców, którzy przystali do śmierciożerców. Tymczasem okazuje się, że troszczył się o Regulusa i ich relacja przypominała Harry’emu bardziej relację ojca z synem niż dwóch braci. Po głębszym przemyśleniu wcale się temu nie dziwił, w końcu ktoś w rodzinie Blacków musiał być ojcem. Albo właściwie tatą. A Syriusz ze swoim mocnym charakterem idealnie się nadawał.
     Następne wspomnienie Syriusza zaprowadziło go aż na strych, na którym był tylko parę razy w życiu. Przypomniał sobie, jak mieszkał tutaj Hardodziob, a raczej Kłębolot - Harry do tej pory nie mógł przyzwyczaić się do nowego imienia hipogryfa. Wtedy wszystko było w kurzu, panowała tu duchota i niezbyt przyjemny zapach. Teraz również strych nie prezentował się zbyt czysto. Było tu pełno szpargałów, w kartonach i na szafkach, które z pewnością albo znudziły się domownikom, albo nie były im już kompletnie potrzebne.
     Gdzieś w kącie zamajaczyła Harry’emu ciemna postać, więc podszedł, by wyraźnie móc zobaczyć błyszczące ślady na policzkach Regulusa. Westchnął głośno, a chwilę później zaskoczony odskoczył na bok, ponieważ wspomnienie młodego Syriusza przeszło przez niego, co nie było przyjemnym uczuciem.
     Starszy z Blacków kucnął przed bratem i znowu, jak w poprzednim wspomnieniu, położył mu dłoń na ramieniu. Regulus szybko otarł oczy.
     - Przepraszam – wyszeptał cicho pod nosem Regulus – już nie będę płakał.
     - Każdy czasem płacze.
     - Ty nie.
     - Ja czasami też – odparł ze smutkiem w głosie Syriusz. Harry doskonale widział, ile jego ojca chrzestnego kosztowało przyznanie się do tego. – Przecież każdy ma do tego prawo.
     - Blackowie nigdy nie płaczą. Tata zabrania płakać – na chwilę zamilkł, po czym dodał: - Nie mów mu, że tak powiedziałem, dobrze?
     Syriusz machinalnie pokiwał głową.
     - Dlaczego więc... Czemu płaczesz, Regulusie?
     - Przez ciebie – odparł takim tonem, jakby była to największa zbrodnia z możliwych. Zrobił to z wyrzutem i może nawet odrobiną złości, ale tego Harry nie był w stanie stuprocentowo stwierdzić. Syriusza za to wmurowało. Zdołał jedynie wyjąkać krótkie:
     - C-co?
     - Nie jedź do Hogwartu, Syriuszu. Nie zostawiaj mnie tutaj samego. Z nimi.
     Były to ostatnie słowa, które usłyszał Harry, nim na powrót znalazł się w schowku w Dolinie Godryka. Stał nieruchomo, tępo wpatrując się w karteczkę spoczywającą na ziemi. Podniósł ją, obejrzał z dwóch stron, ale okazała się pusta. Wszystkie napisy wraz z zaklęciem zniknęły, jakby kompletnie nic nie miało przed momentem miejsca. Schował ją do kieszeni spodni, obiecując solennie, że dowie się prawdy.
     W pierwszym odruchu Harry chciał natychmiast teleportować się do Hermiony i poradzić się jej w tej sprawie. Odrzucił jednak ten pomysł, mając wrażenie, że nie powinien opowiadać o tym, co się zdarzyło. Przynajmniej na razie, dopóki nie będzie pewien, czy podobna sytuacja się nie powtórzy. Przeczuwał, że jeżeli by komuś powiedział, wszystko by się skończyło, a przecież tego Syriuszowi zrobić nie mógł.
     Najwidoczniej jego ojciec chrzestny miał jakiś ukryty cel w pokazaniu mu wspomnień, więc Harry po prostu musiał dowiedzieć się, o co dokładnie chodziło.
     Pytanie brzmiało: dlaczego wszystkie wspomnienia z dzieciństwa Syriusza dotyczyły tylko i wyłącznie Regulusa?

11 komentarzy:

  1. #MagiczneSmakołyki #DyniowePaszteciki

    Z racji, że nie czytam teraz tych rozdziałów poonownie, tylko idę, myślę, że przegapiłam moment, gdy Harry był u swojego byłego nauczyciela eliksirów. A chciałam tam wspomnieć... Harry tak na serio ? Dopiero zaczęli sie spotykać, a są ze sobą... trzy lata ?! jeśli dobrze pamiętam. Nieźle.

    Co do wspomnień... ciekawa koncepcja. Podoba mi się, jak opisałaś relację Syriusza z Regulusem. Nie mogę się doczekać aż dojdziemu do setna ich i podróż w czasie, bo zżera mnmie ciekawość o co chodzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Harry od zawsze nie był zbyt spostrzegawczą osobą. Znaczy, czasami może coś tam mu do głowy weszło, ale zazwyczaj za mózg operacyjny robiła tutaj Hermiona. :P

      Usuń
  2. Co z tym Reguluje? Ale mnie zżera ciekawość ;) Zastanawiam się jakie były relacje braci Black przecież się nienawidzili, a tu Syriusz ewidentnie pociesza Rega.... No nic idę dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nigdzie w książce nie było napisane, że Regulus i Syriusz nienawidzili się od dziecka... Tak mi się przynajmniej wydaje. :P

      Usuń
  3. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Nie spodziewałam się, że Ginny może być tak perfidną osobą. No dobra, wiedziałam to. Nie lubię takiego postępowania. Wie, że Harry jest z Hermioną, a mimo to chce się z nim spotkać... gdzie tu logika? Mam nadzieję, że Marie przemówi jej do rozsądku.
    Jestem pod wielkim wrażeniem tego, w jaki sposób przedstawiłaś relację Regulusa z rodzicami i Syriuszem. Wiecznie poniżany i źle traktowany chłopiec kochany przez swojego brata. Bardzo fajne i ciekawe. Syriusz w takiej roli jest po prostu świetny! Więcej wspomnień proszę :)

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię Ginny - ba, nienawidzę tej postaci. Pewnie dlatego kreuję ją tak, a nie inaczej. :P

      Dziękuję. Wyznam, że najbardziej właśnie bałam się pisania tych wspomnień. Nie chciałam, żeby wyszły sztucznie. Skoro Ci się jednak podobają, czuje się mile połechtana. XD

      Usuń
  4. #MagiczneSmakołyki #KarmelkoweMuszki

    Punkt dla Ciebie, że nie zgadłam :D

    Ponownie podkreślam świetną kreację bohaterów. Naprawdę podobna mi się pokazanie zbuntowanego Syriusza i Regulusa podążającego ślepo za ojcem. No i ta oziębłość państwa Blacków... Mam w pokoju 25 stopni, a dreszcz po plecach się przeturlał.

    Nie cierpię Ginny. Definitywnie. Mała egoistka, nieczuła na innych wredna małpa! UGH! I w ogóle jaka zdrada?! W głowie mi się nie mieści!

    Teraz lecę spać, ale wracam tu jak tylko znajdę 10 minut wolnego czasu!

    Pozdrawiam,
    Farfocel Zaintrygowany

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie ogarnęłam, co takiego miałaś zgadnąć? :O Praca wypala moje szare komórki.

      Regulus jest cudowną postacią i mega żałuję, że Rowling nie poświęciła mu więcej uwagi. Był podobny do Severusa. Ślepo podążał za Voldemortem, ale w końcu znalazł trochę oleju w głowie. I odwagi, żeby ukraść horkruksa. Cudowna historia pełna tragedii. Szkoda też, że dużo osób pomija go w swoich fanfiction, bo z chęcią przeczytałabym coś konkretnego.

      Dobranoc w takim razie i do przeczytania! :)
      Pozdrowienia!

      Usuń
    2. Zakładałam, że zaklęcie przeniesie Harry'ego do przeszłości bezpośrednio :) i nie zgadłam ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń