5 grudnia 2014

Odwracając czas (3.1)

ROZDZIAŁ III, PART I

    Harry co chwilę klął po nosem, ponieważ już od prawie dwóch godzin męczył się z karteczką znalezioną w falsyfikacie medalionu Salazara. Z całych sił próbował rozwikłać jej tajemnicę i dowiedzieć się, jakim cudem znalazła się w jego rękach i dlaczego przeniosła go akurat we wspomnienia Syriusza. Nie wątpił, że całość miała jakieś głębsze znaczenie. Z pewnością nie chodziło tylko o to, by Harry mógł pooglądać sobie obrazy z przeszłości Blacków i tym samym zaspokoić swoją ciekawość.
     Rzucił kolejne zaklęcie i znów odpowiedziała mu głucha cisza. Pergamin nadal był pusty. Nie pojawiły się na nim żadne słowa, zupełnie nic się z nim nie stało. Harry jakiś czas temu był już tak zdenerwowany, że w akcie desperacji rzucił Lacarnum Inflamare. Pojawił się wówczas płomień, który językiem owinął się wokół karteczki, ale nie została ona w ogóle uszkodzona. Nie była nawet gorąca.
     Harry westchnął głęboko, nie mając więcej sił ani chęci. Czuł złość na tę całą popapraną sytuację. Wczoraj zamiast powrócić do porządkowania rzeczy po rodzicach, najzwyczajniej w świecie zasnął. Zmęczony padł na łóżko i ostatnią rzeczą, jaką pamiętał, były dwie sowy frywolnie fruwające pod sufitem pokoju. Obudził się dopiero następnego dnia w południe, kompletnie nie wiedząc, dlaczego był aż tak bardzo wyczerpany. Szybko przeczytał listy, jeden od Ginny z prośbą o spotkanie, a drugi od Andromedy, która zapraszała go w niedzielę na obiad. Obu paniom odpisał, że oczywiście się pojawi, po czym poszedł do kuchni po kawę i coś do jedzenia, bo kiszki grały mu marsza.
     Od tej pory siedział na kanapie w salonie z różdżką w ręku, powoli tracąc nadzieję. Cała ta sprawa w ogóle nie trzymała się kupy. W końcu jakim cudem ktoś mógł zdobyć wspomnienia Syriusza, skoro ten był martwy od ponad dwunastu lat? Możliwe, że Syriusz przekazał je komuś przed śmiercią, ale komu i jak, skoro nie mógł wyściubić nosa poza drzwi kwatery Zakonu Feniksa? Chyba, że dał je komuś wcześniej, możliwe że zaraz po śmierci Lily i Jamesa albo nawet jeszcze przed nią. Harry nie podejrzewał, żeby Syriusz dał radę to zrobić, siedząc w Azkabanie.
     - Remus na pewno by wiedział – sapnął Harry. – Problem w tym, że Remus też nie żyje!
     Połowa ludzi, którzy chodzili z Syriuszem i Remusem do Hogwartu, nie żyła, a drugiej połowy Harry nie znał, więc musiał wymyślić coś innego. Wcześniej przyszło mu do głowy, że Stworek mógł być w to w jakimś stopniu zamieszany, ale szybko odrzucił ten pomysł. Skrzat nienawidził Syriusza i z pewnością by mu nie pomógł, tym bardziej po jego śmierci, kiedy Stworek nie musiał już Syriuszowi służyć.
     Harry przymknął oczy, opierając głowę na kanapie. Nie było wyjścia. Jeżeli chciał rozwikłać tę sprawę, musiał powiedzieć o wszystkim Hermionie. Ona z pewnością będzie wiedziała co robić. Potter wzdrygnął się, kiedy wyobraził sobie wściekłą minę panny Granger. Dziewczyna z pewnością nawiąże do niebezpieczeństwa, ryzyka i braku rozwagi ze strony Harry’ego i będzie mu to wypominała przy każdej możliwej okoliczności.
     Gdy już miał się zbierać, na karteczce pojawiły się kolejne słowa. Zanim jednak je wypowiedział, sprawdził, czy miał różdżkę w kieszeni.
     - Reditio medii.
     Po chwili ciało Harry’ego Pottera rozpłynęło się w powietrzu i w salonie słychać było już tylko błogą ciszę.
     Kiedy Harry otworzył oczy, ze zdziwieniem spostrzegł, że znajdował się na hogwarckich błoniach. Znajdował się pomiędzy drzewami przy jeziorze, a w oddali majaczyły mury zamku. Tafla wody trwała nad wyraz spokojnie, jedynie macka kałamarnicy od czasu do czasu lekko ją mąciła, ale robiła to tak delikatnie, że prawie niezauważalnie.
     - Tutaj! – Harry za plecami usłyszał szept. Odwrócił się i spojrzał wprost w radosną twarz Regulusa Blacka, który obserwował Syriusza wyłaniającego się zza drzewa. Przez chwilę bracia wpatrywali się w siebie nieprzeniknionym spojrzeniem, by w końcu usiąść obok siebie.
     - Ale się cieszę! Tata jest ze mnie dumny, napisał mi to w liście – mówił Regulus, nie zauważając, że brat z odrazą mierzy jego zielony krawat i godło Slytherinu na szacie. – Tak się bałem, że ich zawiodę, Syriuszu… Czemu nic nie mówisz?
     - Miałeś iść ze mną do Gryffindoru – wydusił wreszcie Syriusz.
     - Wiesz, że nie mogłem.
     - Czemu?
     Regulus tylko westchnął, opuszczając głowę. Harry miał wrażenie, jakoby chłopiec czuł, że zawiódł brata.
     - Widziałem, co się działo w domu po tym, jak ty tam poszedłeś. Tata wpadł w szał. Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie, Syriuszu. Poza tym wiesz, jak rodzice traktowali cię w te wakacje. Nie chciałem, by to samo spotkało mnie.
     - To bez znaczenia. Zostawiłeś mnie, Regulusie!
     Syriusz poderwał się na nogi. Był zły. Mimo to Harry w jego oczach dostrzegł również zranienie, przez co w tej chwili sam miał ochotę powiedzieć Regulusowi coś do słuchu. Nienawidził jak ktoś krzywdził jego bliskich, nawet we wspomnieniach.
     - Nie chciałem cierpieć tak jak ty…
     - Bo jesteś tchórzem!
     - Nie jestem tchórzem! Wolę unikać bólu i milczeć, kiedy wiem, że mogę oberwać! To ty próbujesz zgrywać bohatera, Syriuszu! – warknął Regulus, by dopowiedzieć pod nosem: - Nie jestem tchórzem, inaczej Tiara nie chciałaby mnie przydzielić do Gryffindoru, a chciała.
     - CO?!
     - Poprosiłem ją, żeby tego nie robiła, bo musiałem iść do Slytherinu.
     Syriusz patrzył się na brata w osłupieniu.
     - Nie dość, że jesteś tchórzem, to jeszcze kłamiesz! Tiara nie ulega prośbom, inaczej każdy szedłby tam, gdzie chce, a nie tam, gdzie pasuje. Dopiero pierwszy dzień po przydziale, a już stajesz się ślizgońską szują!
     - Ale to prawda!
     - Wiesz co, nie chce mi się już nawet z tobą gadać. Idź do lochów, do swoich nowych przyjaciół. Może nauczą cię nowych, czarnomagicznych zaklęć albo kawałów o czystości krwi i tępieniu mugolaków?
     Syriusz obrócił się na pięcie i szybkim tempem zaczął oddalać się w stronę zamku. Harry kątem oka spojrzał na smutną twarz Regulusa i cała złość, którą wcześniej do niego czuł, wyparowała. W tym momencie Harry strasznie żałował, że nie powiedział Syriuszowi, kiedy ten jeszcze żył, prawdy. W końcu Harry też prosił Tiarę o przydzielenie do innego domu niż ta proponowała. Może zmieniłby swoje zdanie co do Regulusa, który w dzieciństwie bądź co bądź był mu najbliższą osobą?
     Tym razem obraz nie zniknął, jak to miał w zwyczaju robić we wcześniejszych wspomnieniach. To Regulus i Syriusz zniknęli, by pojawić się chwilę potem, tyle że trochę starsi. Syriusz stał nonszalancko oparty o pień drzewa, a Regulus siedział na trawie. Rozmawiali o czymś, ale Harry nie mógł dokładnie zrozumieć, o czym konkretnie. Wyglądali na pogodzonych.
     - Powiedziałem Jamesowi, gdzie znikam raz w tygodniu. Już i tak za długo to ukrywałem i jeszcze trochę brakowało, a zacząłby mnie śledzić. Wtedy nie byłoby za ciekawie, a tak przynajmniej na spokojnie wszystko wyjaśniłem.
     - Pewnie Potter nie jest zbyt szczęśliwy z tego powodu…
     - To nie ma znaczenia. Ważne, że to zaakceptował i nie muszę się wymykać z dormitorium jak świr.
     Regulus wzruszył ramionami, ale Harry dostrzegł, że jego ciało wyraźnie się rozluźniło.
     Scena nagle uległa zmianie, ale chłopcy znów znajdowali się w tym samym miejscu. Byli zdecydowanie starsi i poważniejsi. Szczególnie Regulus, który stał z założonymi rękoma, wpatrując się ze znudzeniem w zadowolonego Syriusza. Harry miał wrażenie, że rolę się odwróciły i to Regulus zaczął traktować Syriusza jak dziecko. Nie wiedział tylko, czy starał się, tak jak wcześniej Syriusz, obronić brata i zrobić wszystko, byle nie stała mu się krzywda.
     Kiedy tylko Syriusz skończył paplać o quidditchu i zauważył dystans bijący od Regulusa, westchnął.
     - Czemu nic nie mówisz?
     - Słucham.
     - W takim razie przyznam ci się do czegoś. Powiedziałem o wszystkim Rogatemu.
     Kiedy odpowiedziało mu milczenie i uniesiona brew, dodał:
     - O wszystkim – zaakcentował. – A szczególnie o naszym dzieciństwie.
     Regulus wzruszył ramionami, chociaż Harry zauważył niemal niedostrzegalny grymas na jego twarzy, który zniknął równie szybko jak się pojawił. Chłopak dalej milczał, czym zdenerwował brata.
     - Zamierzasz się wreszcie odezwać?! Nie rozmawialiśmy od prawie trzech miesięcy, bo oczywiście nie miałeś dla mnie czasu, ale nie wierzę, że nie masz mi nic do powiedzenia. Tylko nie zbywaj mnie tą swoją wypracowaną, dumną postawą, bo i tak wiem, że udajesz!
     Regulus zapatrzył się w dal nad Syriuszem, ale wreszcie się odezwał.
     - Dostałem w tym tygodniu list od ojca – rzekł cicho, ale dobitnie, a Harry z przykrością zauważył, że Regulus po raz pierwszy użył takiego określenia w stosunku do Oriona. Miał wrażenie, że nauka od zawsze wpajana przez „ojca” wreszcie się opłaciła, chociaż Harry o tysiąckroć wolał tego małego, przestraszonego i przyjaznego chłopca, niż wyrafinowanego i aż do bólu spokojnego nastolatka. To nie powinno się stać. Regulus powinien pozostać sobą, a nie zmieniać się w maszynę bez uczuć, zdolną jedynie do posłuszeństwa.
     - No i?
     - W środku było zaproszenie do Malfoy Manor na kolację, na której będę miał możliwość poznać Czarnego Pana…
     - Zwariowałeś?! Nie ma mowy, byś tam poszedł! – zaczął krzyczeć Syriusz, czerwieniejąc ze złości. – Ta cała polityka, wstręt do mugolaków i wychwalanie czystości krwi, jest po prostu chora. Kiedy to wreszcie do ciebie dotrze, kretynie?!
     Regulus zmrużył oczy, ale nic nie wtrącił.
     - Musimy iść do Dumbledore’a – zarządził po minucie ciszy Syriusz, uważnie patrząc na brata.
     - Po co?
     - Powiemy mu, że nie chcemy już mieszkać z tymi wariatami. Poprosimy o znalezienie nam mieszkania, może nawet uda mu się przekonać Tiarę, żeby przydzieliła cię do innego domu. Kompletnie zerwiesz kontakty z tą ślizgońską bandą i…
     - Nie ma mowy. Nie porzucę ojca i matki – szybko zaprzeczył Regulus. – Wydziedziczą nas i pozostaniemy bez szacunku ani grosza. Takiego właśnie chcesz życia, Syriuszu?
     - Chcę być wolny i dziwię się, że ty nie. Pamiętasz te wszystkie historie z dzieciństwa, które wymyślaliśmy? O morzu i wędrówkach po górach? Nie będzie już ani Walburgi, ani Oriona, przed którymi ciągle musimy się płaszczyć i udawać, że ich szanujemy. Regulusie, jeżeli uciekniemy, cały świat będzie należał do nas! Będziemy mogli nadać sobie nowe imiona, a w szczególności zmienić nazwisko!
     - Zwariowałeś? Przebywanie z Potterem i Lupinem aż tak bardzo wypaliło ci mózg? Powtórzę po raz ostatni, Syriuszu, nie ma mowy. Nie stanę się nikim z własnej woli tylko po to, by się trochę zabawić. W życiu są ważniejsze rzeczy: przynależność do rodu, szacunek, duma i umiejętności. Bez nich…
     Kiedy Regulus mówił, Harry dostrzegł w nim Oriona, jego pewność siebie i zuchwałość. Najwidoczniej Syriusz też widział w nim ojca, dlatego milczał niczym zaklęty. Stał nieruchomo w miejscu, gdy Regulus odwrócił się i odszedł. Harry miał niechybne wrażenie, że był świadkiem ich ostatniego spotkania na błoniach. Trochę go to zabolało, trochę wzruszyło. Już wiedział, że tym samym Regulus przypieczętował swój los i żałował, że nie mógł mu wyznać prawdy o Voldemorcie i horkruksach. Wtedy z pewnością by się opamiętał i może jego przyszłość ułożyłaby się o wiele szczęśliwiej?
     Harry z ciekawości zastanawiał się, nad czym w tej chwili rozmyślał jego ojciec chrzestny, ale nim zdążył cokolwiek wymyślić, zamajaczył przed nim kominek, a sam siedział rozpostarty na kanapie. W Dolinie Godryka.
     Spojrzał na karteczkę, którą trzymał w ręku, i zaklął pod nosem. Znów była pusta.

* * *

     W pomieszczeniu rozległ się głos Hermiony:
     - Sara! Widziałaś gdzieś umowy z USA z 2003 i 2005 roku?
     - Może jaśniej, Hermiono? Czego dotyczyły?
     - Tego ich zespołu turystycznego… Davidson kazał mi przygotować spis wraz z dokładnym omówieniem wad i zalet współpracy naszego Mag-Tourist z innymi państwami. Mam przedstawić w punktach korzyści majątkowe wynikłe z tej współpracy i jeszcze parę innych bzdetów. Potrzebuję umów sprzed co najmniej dziesięciu lat przynajmniej siedmiu państw, żeby całość wypadła w miarę rzetelnie.
     Krótko ścięta blondynka w lekko nastroszonych włosach przyglądała się Hermionie z wysoko uniesionymi brwiami. Zagryzła końcówkę pióra.
     - Sprawdź w tych zielonych teczkach. Wszystko jest poukładane alfabetycznie, nazwą państw. A jeżeli nie znajdziesz, chyba będziesz musiała iść do archiwum. Niektóre z umów są naprawdę stare, poza tym nikt się tym nie interesował od paru lat. Po jaką cholerę Davidson to wygrzebuje?
     - No wiesz, przyjeżdża ten przedstawiciel z Francji i Davidson musi pokazać, że coś robi – wytknęła Hermiona, kompletnie oburzona. – Tylko nie mam pojęcia, dlaczego do tego wraca, skoro Anglia już od dawna ma taką umowę z francuskim TourisM.
     Sara pokiwała głową, jednocześnie podpisując kolejny świstek papieru.
     Dzisiejszego dnia, jak nigdy, w Dziale Międzynarodowej Współpracy Turystycznej i Kulturalnej panował straszny chaos. Na pewno wiązało się to z oczekiwanym gościem, który miał przybyć dokładnie o piętnastej po południu. Każdy mniej znaczący pracownik musiał tyrać niczym mrówka, wysłuchując coraz dziwniejszych rozkazów przełożonych. Sara i Hermiona, jako osobiste asystentki szefa działu, miały na głowie sporo spraw, przez co od prawie trzech godzin nie wychodziły z biura, co rusz wypełniając nowe papiery lub zbierając do kupy te stare.
     - Jakie państwa już masz? – zapytała Sara, kiedy odłożyła wszystko na bok i zaczęła sprzątać biurko.
     - Na razie Belgię, Niemcy, Hiszpanię i jestem w połowie USA. A co?
     - Mogę wziąć ze dwa na siebie – zaproponowała blondynka, uśmiechając się lekko.
     Hermiona czasami nie mogła się nadziwić, jak ktoś tak drobniutki i malutki mógł pomieścić w sobie taki silny charakter. Sara miała na oko dwadzieścia trzy lata (Hermiona nigdy nie pytała jej o wiek), a potrafiła ustawić Davidsona w taki sposób, że to on często robił to, co ona mu powiedziała, a nie na odwrót. Panna Granger wielokrotnie próbowała pójść w ślady koleżanki, ale nigdy nie udało jej się wywrzeć nacisku na szefie. Raczej za nią nie przepadał, bo Hermiona bez przeszkód mogła zająć jego miejsce ze względu na umiejętności, pracowitość i fakt, że Harry Potter to jej chłopak. Niesamowicie ją to denerwowało. Od ponad dwóch miesięcy marzyła, by wreszcie rzucić tę pracę w cholerę i zająć się tym, co naprawdę kochała. Chciała pomagać skrzatom i innym słabszym stworzeniom, które same nie dadzą rady dojść do głosu, by zakomunikować coś światu. Hermiona wiedziała, że bez najmniejszego problemu uda jej się osiągnąć cel, ale chwilowo chciała zdobyć doświadczenie, przynajmniej minimalne. Wolała dojść do czegoś od podstaw, skrupulatnie i w wytrwałości. Gdyby tak nie postąpiła, w przyszłości mogliby ją oczernić, że wszystkie osiągnięcia zawdzięcza tak naprawdę swojej sławie - niedużej, bo niedużej, ale zawsze.
     Hermiona nie zdążyła odpowiedzieć ze względu na parę spraw, które zdarzyły się jednocześnie. Najpierw nieznany, wysoki mężczyzna o dość zawadiackim uśmiechu wszedł do pomieszczenia, następnie tuż za nim wleciały zaczarowane samolociki, powodując totalny zamęt, aż wreszcie z gabinetu szefa wypadł Davidson cały czerwony ze złości, krzycząc coś na temat niesubordynacji pracowników i niedostarczeniu mu ważnych dokumentów na czas.
     - Bonjour.
     Mężczyzna przywitał się grzecznie, wzrokiem omiatając całe pomieszczenie. Davidson od razu zamilkł, patrząc to na Francuza, to na zegarek. Warknął poirytowany pod nosem, ale uśmiechnął się wymuszenie go gościa.
     - Przeklęte żabojady... Czemu nie mogą się modnie spóźnić? Nie, oni muszą przyjść o trzy godziny wcześniej. Całe trzy godziny! – mówił podniesionym głosem, ale radosnym, żeby Francuz myślał, że wydaje polecenia Hermionie i Sarze.
     Wreszcie Davidson otrząsnął się z pierwszego szoku i zaczął rozmowę z gościem. Hermiona tłumaczyła zawiłe zdania szefa dość lakonicznie, ale wraz z czasem wychodziło jej to coraz płynniej. Nadal trudno jej było znaleźć w głowie trudniejsze wyrazy, więc zastępowała je łatwiejszymi i mniej oficjalnymi. Nie używała francuskiego od dawna. Swoją drogą, do tej pory złościła się, że Davidson nie mógł wynająć wykwalifikowanego i uprawnionego tłumacza na jej miejsce, ale podobno Francuz - przedstawił się jako Julien Lemaire - życzył sobie, by była to osoba zatrudniona w ich dziale i na tyle zaufana, żeby mogli powierzyć jej naprawdę ważne sekrety. A kto nie był bardziej zaufanym pracownikiem niż osobista asystentka? No właśnie, nikt! Poza tym Hermionę denerwował również fakt, że ktoś mógł nie znać języka angielskiego, który ostatnimi czasy był aż nazbyt popularny.
     Po krótkiej prezentacji Julien został zaproszony do gabinetu Davidsona, gdzie wraz z dyrektorem finansowym, Paulem Johnsonem, i dwoma innymi osobami, których Hermiona nie kojarzyła z imienia i nazwiska, usiedli przy okrągłym stole. Rozpoczęli sporną rozmowę na temat specjalnych słuchawek ułatwiających zadanie zwiedzającym. Był to dopiero wstępny pomysł, ale końcowa koncepcja zakładała, że owe słuchawki będą reagowały na specjalne zaklęcie, opowiadając w wielu językach o przeróżnych zabytkach na świecie.
     Hermiona dwoiła się i troiła, próbując nadążyć nad szybkim tempem rozmowy. Mimo to wciąż nie miała pojęcia, dlaczego idea samoprezentujących słuchawek musiała być okryta aż tak przesadnie wielką tajemnicą.
     Wreszcie zmęczona usiadła przy swoim biurku, dopijając resztki zimnej kawy. Od tego ciągłego gadania zaschło jej w gardle. Davidson ogłosił godzinną przerwę na lunch, więc Hermiona mogła złapać chwilę oddechu. Zastanawiała się, czy nie pójść do Harry’ego, ale natychmiast przypomniała sobie o ich kłótni i zaniechała tego pomysłu. Zrobiło jej się przykro, że do tej pory nie dostała od niego żadnej wiadomości. Wiedziała, że jest zajęty uporządkowywaniem rzeczy po rodzicach, ale żeby ta praca aż tak bardzo go pochłonęła? Postanowiła napisać do niego krótką notkę, ale zanim zdążyła sięgnąć po kawałek pergaminu, do środka wszedł Julien.
     - Jak się masz, Hermiono? – zagadnął po francusku, siadając przy biurku Sary. – Słyszałem, że to ty masz nieszczęście zajmowania się mną przez następne dni?
     Granger wzruszyła ramionami.
     - Praca to praca.
     - W takim razie może pójdziemy coś przekąsić, żeby ta praca wydała ci się mniej nieprzyjemna?
     - Praca czy pan, panie Lemaire?
     Julien uśmiechnął się, wyczekując odpowiedzi.
     - W sumie trochę zgłodniałam – zamyśliła się.
     Wzięła torebkę, do której włożyła portfel i teczkę z dokumentami, mając nadzieję, że w trakcie lunchu uda jej się co nieco popracować. Musiała doszlifować dwie umowy z Brazylią, tym bardziej że były już na poniedziałek. Miała więc tylko dwa dni na ich rzetelne sprawdzenie, opracowanie punkt po punkcie i dopisanie paru uwag.
     Zanim wyszli, Lemaire przyjrzał się uważnie Hermionie. Po chwili namysłu podał jej dłoń, którą Granger bezwiednie uścisnęła.
     - Mów mi Julien.
     Kiwnęła głową, po czym wyszli ramię w ramię, rozmawiając o różnicach życia w Wielkiej Brytanii i Francji. Do windy odprowadziło ich zdziwione spojrzenie Sary stojącej z koleżanką na korytarzu przed wejściem do Działu Międzynarodowej Współpracy Turystycznej i Kulturalnej.
     A może też i personalnej?

5 komentarzy:

  1. Ciekawy blog i ciekawa historia :) Regulus i Syriusz, zawsze byłam ciekawa ich braterstwa, a u Ciebie jest to coś nowego i bardzo mi się to podoba. Jestem ciekawa, jak to wszystko się rozwinie, a zdziwienie Sary było takie oczywiste :D:D.
    Życzę dużo weny :)

    A przy okazji zapraszam też do siebie :)
    http://youandme-dramione.blogspot.com/

    Panna T .

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czemu ale nie podoba mi się Julien. Nie lubię go. Jestem ciekawa co jeszcze wymyślisz w sprawie Regulusa. Czy ja dobrze przeczytałam miał być w Gryfonem, ale uprosił Tiarę? Hm.. proszący Ślizgon?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Regulus od jakiegoś czasu jest jednym z moich ulubionych postaci z HP, więc on wręcz NIE mógł być zły. :)

      Usuń
  3. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Coraz bardziej mnie zaskakuje to opowiadanie. Relacja Regulus-Syriusz naprawdę mnie porusza. Swoją drogą, Syriusz to dość wybuchowa postać. Najpierw krzyczy na brata, że nie poszedł do Gryffindoru, a potem chce mu pomagać i uwalniać od rodziców. Ach, nie ma to jak starsi bracia!

    Hermiona natomiast zmaga się ze swoją pracą. Widać, że nie sprawia jej ona satysfakcji, więc może niech podąża za marzeniami i rozkręci WESZ? A tak w ogóle, co ma znaczyć ostatnie zdanie? Czyżby planowała coś z Francuzem? Och, Hermiono...

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Syriusz od zawsze był w gorącej wodzie kąpany, nawet na starość mu zostało. tak w zasadzie właśnie przez tą porywczość umarł... Nie?

      Usuń