Rozdział IX
Nie pamiętam, kiedy ostatnio stresowałam się aż tak bardzo.
Siedziałam przy stole z Penelope i Maxem, powoli jedząc kolację. Czekaliśmy na Toma, ponieważ musiał zajechać jeszcze do mechanika po odbiór samochodu. Podobno dwa dni temu, jadąc do pracy, zepsuły mu się klocki – czymkolwiek to było. Ash, a raczej Ashton, bo tylko tak pozwolił mi do siebie mówić, nadal nie raczył pojawić się w domu. Nie mogłam uwierzyć, że zwykła próba garażowego zespoliku może trwać aż tyle czasu. Podejrzewałam, że po prostu zasiedział się u kumpli albo u jakiejś dziewczyny. Chociaż właściwie, co mnie interesuje ten dupek, miałam ważniejsze zmartwienia na głowie. Choćby takie, że Tom zaraz po ujrzeniu przybłędy w swoim domu, będzie mi kazał wracać tam, skąd przyszłam. Na ulicę, świata, do którego bezapelacyjnie należałam.
- Przestań obgryzać paznokcie, Delilah – upomniała mnie Penelope. – Kompletnie nie rozumiem, czemu się tak denerwujesz.
Wzruszyłam niewinnie ramionami, ale od razu wyjęłam palce z buzi. Wróciłam do jedzenia. A raczej do przerzucania jedzenia na talerzu.
Nagle usłyszałam otwierane drzwi wejściowe, a potem odgłos zdejmowania butów. Spięłam się i ze strachem spojrzałam na przedsionek. Zauważyłam wysokiego, ciemnowłosego, postawnego mężczyznę, który odkładał klucze do miseczki na komodzie. Uśmiechnął się do mnie niepewnie, ale nic nie powiedział. Możliwe jest, że stresował się równie mocno co ja?
- Cześć, kochanie – przywitał się, podchodząc do żony i całując ją w policzek. Maxowi potarmosił włosy, na co pięciolatek tylko prychnął, próbując się wyrwać. Myślałam, że bez słowa usiądzie przy stole i zacznie jeść, a tutaj nagle podszedł też do mnie z wyciągniętą ręką. – Jestem Tom, ale pewnie Penny zdążyła ci już o mnie co nieco opowiedzieć.
- Delilah – przedstawiłam się, oddając uścisk dłoni. – O mnie pewnie też zdążyła ci już co nieco opowiedzieć.
Nie wiedziałam, czemu to powiedziałam.
Z przerażeniem spojrzałam na zaskoczony wyraz twarzy Toma, lecz kiedy usłyszałam jego radosny śmiech, sama się uśmiechnęłam. Odetchnęłam z ulgą, kątem oka zerkając na Penelope. Chyba się nie obraziła za tą zbyt śmiałą odpowiedź? Wywróciła oczami, ale ewidentnie drżały jej kąciki ust. Tak, jakby powstrzymywała się od śmiechu.
- Co dziś jemy?
- Kurczaka. Delilah zrobiła – odpowiedziała Tomowi żona. – Najpierw umyj ręce, mój drogi.
- Widzisz, co ja z nią mam? Zawsze pod górkę – zwrócił się do mnie, kręcąc głową. Powiedział to naprawdę poważnie. Gdybym nie widziała iskierek w jego oczach, nie pomyślałabym, że żartuje.
Nie minęło pięć minut, a Tom wrócił, usiadł przy stole, nałożył na talerz kurczaka z sałatką i zaczął jeść. Rozmawiał głównie z Penelope, ale co jakiś czas zwracał się również do mnie, co było naprawdę miłe. Nie traktował przybłędy jak powietrza. Po dziesięciu minutach zupełnie się rozluźniłam, a nawet parę razy udało mi się rzucić żartem. Max za to w ogóle się nie odzywał. Zdziwiło mnie jego zachowanie, tym bardziej że przed przybyciem Toma wydawał się spokojny i rozbawiony. Jego humor znacznie się pogorszył, kiedy do domu wreszcie przyszedł Ashton. Bez słowa zabrał się do jedzenia. Zachowywał się niegrzecznie, bo przecież cały dzień nie widział ojca. Mógłby rzucić chociażby krótkim „cześć”. Zdusiłam nieprzemożoną ochotę kopnięcia go pod stołem.
Dobry nastrój diabli wzięli.
- Tato – zaczął niespodziewanie Max, zwracając tym samym uwagę wszystkich obecnych – nie chcę, żebyś wyrzucił Deli.
- Co? – spytał Tom, marszcząc czoło. – Skąd ci to przyszło na myśl?
- Ashy dzisiaj powiedział, że jak tylko ją zobaczysz, na pewno wyrzucisz ją z domu i wróci tam, skąd przyszła. Chcę, żeby Deli z nami została.
Słysząc słowa małego, raptownie przestałam jeść. Odłożyłam widelec na talerz, a drżące dłonie położyłam na kolana. Ze strachem patrzyłam po twarzach wszystkich.
- To kłamstwo, Maxy. Nie zamierzam wyrzucić Deli – mówiąc to, uśmiechnął się w moją stronę. Natychmiast odwzajemniłam gest, chociaż nadal byłam spięta. – Ashton nie powinien gadać takich głupot. Zresztą, po kolacji sobie z nim poważnie porozmawiam.
Ash jęknął, a Penelope zgromiła go spojrzeniem.
- Czyli Deli z nami zostaje?
- Tak.
Max kiwnął głową, lecz mogłabym przysiąc, że chciał coś jeszcze powiedzieć. Inaczej nie opuściłby głowy, niepewnie grzebiąc w talerzu. Na kolejną rewelację z jego strony nie musieliśmy długo czekać.
- To dlaczego Deli dzisiaj płakała?
Zrobiłam zaskoczoną minę. Skoro pięciolatek to zauważył, następnym razem będę musiała się lepiej ukryć. Oczywiście, miałam nadzieję, że następny raz nigdy się nie powtórzy, ale musiałabym być idiotką, gdybym naprawdę w to wierzyła. Na pewno w niedalekiej przyszłości wyleję jeszcze morze łez, które niezaprzeczalnie będą związane z Ashtonem Irwinem.
- O to musimy się spytać samej Deli. Dlaczego płakałaś? – zapytał Tom, zwracając swoją uwagę na mnie. Podobnie zresztą jak Penelope, Max i ku wielkiemu zdziwieniu, Ashton. No tak, przecież doskonale wiedział, że to przez niego. Pewnie zastanawiał się, co powiem. Zresztą, sama też byłam tego niesamowicie ciekawa…
Kątem oka zerknęłam na Asha. Znaczy Ashtona. Wyglądał na całkowicie skupionego, kiedy tak wwiercał we mnie swoje spojrzenie. Zaczęły pocić mi się ręce.
- Ja… - odchrząknęłam – się oparzyłam. Tak, po prostu się oparzyłam i akurat Max musiał wtedy przyjść.
Tom dokładnie mi się przyjrzał. Wreszcie lekko pokiwał głową.
- Powiedzmy, że ci uwierzę, Deli – odparł i bez dalszego słowa wrócił do jedzenia. Byłam tak przejęta tym, co powie, że prawie nie zauważyłam, że zwrócił się do mnie jak Maxy. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele.
Dalsza kolacja składała się głównie ze skrępowania i ciszy, którą przerywał jedynie Max. Przynajmniej on odzyskał humor i wydawał się kompletnie nie przejmować naszymi dość lakonicznymi odpowiedziami, bo ciągle coś opowiadał. Ashton za to co chwila rzucał w moim kierunki dziwne spojrzenia, które nie wiedziałam, jak powinnam interpretować.
Kiedy więc kolacja dobiegła końca, panowie usiedli przed telewizorem w salonie i pomogłam Penelope posprzątać ze stołu, wreszcie mogłam udać się do swojego nowego pokoju. Znajdował się on na piętrze zaraz koło pokoju Ashtona. W każdym razie pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po wejściu, było rzucenie się na łóżko. Czułam się cholernie szczęśliwa, że Tom jednak okazał się naprawdę dobrym człowiekiem i pozwolił mi tutaj zostać. Naprawdę nie chciałam myśleć, gdzie teraz bym musiała spać, gdyby Penelope nie przyszła do aresztu. Chyba nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć się tej kobiecie ani jej rodzinie. Eliminując, oczywiście, Ashtona. Jedyną rzeczą, którą byłam mu dłużna, był kop w tyłek.
Z rozmarzeniem rozglądałam się po pokoju. Widziałam beżowe ściany, drewniane meble w odcieniu brązu i białe drzwi prowadzące do łazienki. Tak, posiadałam własną łazienkę! Coś, o czym dziewczyna taka jak ja może tylko pomarzyć.
Wstałam z westchnieniem, po czym skierowałam się do szafy. Gdy Penelope wróciła ze spotkania z klientem, pomogła mi z przenoszeniem kartonów do garażu. Miałam wtedy też trochę czasu, żeby rozpakować wszystkie nowe rzeczy, które mi kupiła. Musiałam jak najszybciej znaleźć pracę, by chociaż powoli zacząć oddawać jej tę fortunę, którą na mnie wydała. Jutrzejszy dzień będzie idealnym, by pochodzić i popytać, albo poszukać w gazecie jakichś ofert. Poza tym powiedziałam Penelope, że jutro ja mogłabym zaprowadzić Maxa do przedszkola, które mieściło się dwie ulice dalej. Rano musiała iść do sądu na rozprawę. Z pobieżnie ustalonym grafikiem dnia następnego, zdjęłam bluzkę i jeansy. Sięgnęłam po koszulkę i spodenki do spania.
Niespodziewanie drzwi od pokoju stanęły otworem, a w pokoju pojawił się Ash… ton.
- A! – krzyknęłam, starając zakryć się rękoma.
- Daj spokój, nie ma tu niczego, czego wcześniej bym nie widział – powiedział, wywracając oczami. Zamknął drzwi i wszedł bardziej do środka. – Chociaż teraz przynajmniej nie toniesz w gąszczu.
Rzuciłam mu groźne spojrzenie.
- Czego chcesz? – zapytałam zrezygnowana, szybko zarzucając na siebie koszulkę.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Co zrobiłam? Rozebrałam się?
Nie rozumiałam, do czego pił. Założyłam ręce na piersi, a kiedy prychnął, zmarszczyłam czoło.
- Nie udawaj bardziej głupiej. Dlaczego nie przyznałaś rodzicom, że przeze mnie płakałaś?
No tego się nie spodziewałam.
- Chcesz mnie później tym szantażować? – spytał, kiedy milczałam przez dłuższy czas. - Wiedziałem, że wcale nie jesteś taka milutka, na jaką starasz się wyglądać.
- Jesteś kretynem, jeżeli tak sądzisz.
- To czemu?
- Nie wiem, okej? – odparłam zdenerwowana tą bezsensowną rozmową prowadzącą donikąd. – Po prostu wystarczyło mi, że ty wiesz.
Chyba go zaskoczyłam, bo zacisnął usta. Wpatrywał się w moją osobę jeszcze przez chwilę, po czym bez słowa wyszedł. Nienawidziłam, kiedy tak robił! Odetchnęłam głęboko, założyłam spodenki, zgasiłam światło i położyłam się w łóżku.
Wystarczyłoby krótkie „dziękuję”, dupku - pomyślałam, zasypiając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz