25 lipca 2016

Dziewczynka z ulicy (15)

Rozdział XV

- Deli, wstawaj! - Było pierwszą rzeczą, jaką usłyszałam. Potem poczułam ugięcie materaca i ciężar lądujący wprost na mnie. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się, widząc Maxa. – Mama robi śniadanie, a mi się nudziło, więc przyszedłem cię obudzić.
Wypiął dumnie pierś, a ja potargałam mu włosy.
- Dobrze, dobrze, już wstaję.
- Przyjdziesz dzisiaj po mnie do przedszkola?
- Nie mogę, Maxi. Mówiłam wczoraj, że mam trening po szkole – wytłumaczyłam.
Na twarzy młodego pojawił się smutek i zawiedzenie, więc szybko wzięłam poduszkę i lekko pacnęłam go w głowę. Wydał zaskoczony okrzyk. Po chwili namysłu zaczęłam go łaskotać, przez co śmiał się wniebogłosy.
- Prze- przestań! Deli! Puść! – starał się krzyczeć pomiędzy salwami śmiechu.
- Co tu się dzieje?
Nagle do pokoju wparował Ashton. Wyglądał, jakby dopiero wstał, miał tak roztrzepane włosy. Plus dopiero zapinał koszulę.
- Bawimy się.
- Ta, jasne – odparł, lustrując nas dokładnie wzrokiem. Po chwili całą uwagę skupił na mnie. – Za dziesięć minut jadę, więc jeżeli nie chcesz iść pieszo ponad cztery kilometry, rusz dupę.
- Mamo! Ash powiedział brzydkie słowo! – wykrzyknął Max, zeskakując z łóżka i wybiegając z pokoju. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego się na twarz.
- Będziesz miał przerąbane.
- Nie żartuję – powiedział, kompletnie ignorując moje słowa. - Masz dziesięć minut.
Spojrzałam na zegarek.
- Jest dopiero wpół do ósmej, Ashton. Myślę, że mamy więcej czasu…
- To nie myśl – przerwał mi niegrzecznie. – Jeżeli nie zobaczę cię na podjeździe, jadę sam.
- No dobra, dobra – zgodziłam się poirytowana. Wstałam z łóżka i bezceremonialnie wypchnęłam delikwenta za drzwi, które bez chwili namysłu od razu zatrzasnęłam. – Do widzenia.
Usłyszałam ciche przekleństwo. Tak! Udało mi się wkurzyć Ashtona Irwina z samego rana! Powoli czyniłam postępy. Z szerokim uśmiechem wykonałam poranną toaletę i ubrałam się. Nie miałam nawet czasu zjeść śniadania. Zresztą ledwo zdążyłam pożegnać Penelope, a Tom nawet jeszcze nie wstał. Chociaż sądząc po odgłosach dochodzących z góry, Max właśnie go budził.
- Siadasz z tyłu – powiedział Ashton, kiedy otworzyłam drzwi od samochodu, chcąc usiąść na miejscu pasażera.
W milczeniu zrobiłam to, co kazał. Ledwo zdążyłam zapiąć pasy, a Ashton ruszył z piskiem opon. Jechaliśmy szybko, więc złapałam się zagłówka siedzenia i przymknęłam oczy. Zaczęłam się bać. Niemal czułam dreszcze pojawiające się na ciele.
- Błagam, zwolnij – wydusiłam szeptem.
- Tylko nie zarzygaj mi tapicerki. – Kątem oka zerknął na mnie w lusterku. Mimo to nadal jechał tym samym tempem.
Czułam drętwiejące ręce i wzbierające się łzy, a kiedy przed oczami mignęły mi twarze rodziców, zaczęłam się trząść. Miałam wrażenie, jakby czas zwolnił, a ja znów siedziałam w aucie taty. Tylko czekałam, aż się odwróci, a potem nastąpi głośne i straszne bum. Zaczęłam spazmatycznie łapać oddechy. Zaraz zemdleję, zdążyłam pomyśleć, nim nagle samochód się zatrzymał. Niewiele myśląc, wyskoczyłam na chodnik, obijając sobie całe kolana. W tej chwili jednak pojęcie bólu przeszło na dalszy plan.
- Oddychaj, Delilah!
Ashton kucnął obok, starając się mnie podnieść. Rozejrzałam się wokół, a świadomość powoli zaczęła wracać. Prawie leżałam na poboczu, za sobą słyszałam świsty przejeżdżających samochodów, a Irwin wpatrywał się we mnie naprawdę przerażony. Próbowałam stanąć na chwiejnych nogach. Ashton, jakby przewidując, przytrzymał mnie.
- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? – pytał. Miałam wrażenie, jakby się szczerze przejmował.
Niepewnie kiwnęłam głową i z lekkim strachem spojrzałam mu prosto w oczy.
- Atak paniki. Przepraszam.
Pomrugałam, starając pozbyć się napływających łez. Już i tak wystarczająco się zbłaźniłam, nie chciałam więc, żeby ten dupek zobaczył jeszcze, jak płaczę. Nienawidziłam, kiedy to się działo. Czułam się wtedy kompletnie bezradnie, jakbym była jakąś szmacianą lalą.
- Możesz usiąść? Może włożysz głowę pomiędzy nogi?
- Po co?
- Nie wiem. Słyszałem, że tak się robi. – Wzruszył ramionami. Chyba chciał wrócić do wcześniejszej, wyluzowanej pozy, lecz w tym momencie kompletnie mu nie wierzyłam. Był za bardzo spięty i zbyt uważnie lustrował mnie wzrokiem. Jakby się martwił, czy coś.
- Nie jest mi niedobrze… Chyba.
- Jeżeli będziesz wymiotować, zrób to z dala ode mnie i od samochodu.
Ashton Irwin aka dupek powrócił. Prychnęłam, czując rosnącą złość.
- Przepraszam cię bardzo, prosiłam, żebyś zwolnił – warknęłam.
- Skąd miałem wiedzieć, że dostaniesz jakiegoś ataku?! Myślałem, że po prostu nie lubisz szybszej jazdy.
- Więc co? Chciałeś mi zrobić na złość?
Nawet nie musiał odpowiadać. Wystarczyło, że na parę sekund odwrócił wzrok.
- Jedźmy już – westchnęłam, poddawszy się. Z powrotem usiadłam z tyłu, zapięłam pasy, a wzrok skierowałam na obrazy za szybą. Ashton bez słowa ruszył, tym razem jednak jechał naprawdę wolno, za co mimowolnie byłam mu wdzięczna. Co chwila zerkał na mnie przez lusterko. Pytanie brzmiało, czy naprawdę się martwił, czy wpadł na kolejny dziwny pomysł, przez który z pewnością ucierpię. Jak nie fizycznie, to psychicznie. A przynajmniej ucierpi moja duma…
Po jakichś pięciu minutach stanęliśmy przed blokiem. Nim się zorientowałam, drzwi się otworzyły. Koło Ashtona usiadł Calum, kompletnie zdziwiony obecnością przybłędy, a obok mnie usadowił się uśmiechnięty Mike. Zarzucił rękę na moje ramię, przysuwając się bliżej.
- Kogo moje piękne oczy widzą! Deli!
- Cześć, Mikey.
Sama nie wiem, czemu go tak nazwałam. Zadziałała siła wyższa. W zasadzie skoro on użył zdrobnienia, to ja też mogłam coś wymyślić. Chyba mu się spodobało, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Będziesz jeździć z nami codziennie? Byłoby ekstra!
- Nie, nie będzie – zaprzeczył niemalże od razu Ashton, zanim nawet zdążyłam otworzyć buzie. Posłałam mu mordercze spojrzenie, na które odważnie odpowiedział. W końcu poddałam się i pierwsza opuściłam wzrok. Ale zrobiłam to wyłącznie dlatego, że prowadził i całą swoją uwagę powinien skupiać na drodze!
Poczułam szturchnięcie, więc pochyliłam się ku Mike’owi.
- Co go ugryzło? – zapytał szeptem.
- Chyba ja – odpowiedziałam, wzdychając. – Ten dupek cały czas się tak zachowuje.
- Jeżeli zaraz zaczniecie się migdalić, wysadzę was.
Nie miałam bladego pojęcia, o co chodziło Irwinowi. Coraz bardziej mnie irytował, więc przez resztę drogi postanowiłam milczeć. Mike również mało się odzywał. W zasadzie głównie nadawał Calum, a Ashton co jakiś czas tylko mu potakiwał. Wyglądał, jakby się nad czymś dogłębnie zastanawiał.
- Na razie – szepnęłam Mike’owi, kiedy Ashton zaparkował auto. Wysiadłam bez dalszego słowa, unosząc dumnie brodę. Sama nie wiem, dlaczego zachowywałam się jak idiotka, w końcu ten dupek mnie tu przywiózł, ale naprawdę nie potrafiłam się powstrzymać. Kiedy tylko widziałam Irwina, mimowolnie się wkurzałam.
Przemierzając parking, usłyszałam wołanie:
- Delilah! Poczekaj!
- Hej – uśmiechnęłam się w stronę nadbiegającej Melody. Widząc jej radosną twarz, od razu się odprężyłam.
- Napisałaś esej na angielski?
Ramię w ramię weszłyśmy do szkoły, ciągle rozmawiając. W podobnej, przyjemnej atmosferze minęła mi reszta dnia. Nie zmącił tego nawet widok Ashtona na stołówce. Zresztą, wyglądał, jakby mnie unikał, na co szczerze mówiąc, w ogóle nie narzekałam. Melody również.
- Nie wiem, co mu zrobiłaś – oznajmiła nagle w połowie trygonometrii – ale rób tak dalej. Nie pamiętam kiedy dał mi aż tyle spokoju.
Kiedy lekcje dobiegły końca, pełna niepokoju udałam się na boisko. Dzisiaj miałam zacząć trenować bieganie.
- Powodzenia, Delilah. Będziesz najlepsza.
- Dzięki, Mel - westchnęłam głośno.
Melody postanowiła mnie odprowadzić, wręcz idealnie zgadując, że korytarze tej szkoły nadal były dla mnie cholernym labiryntem. Wytłumaczyła mi też, jak dojść do domu Irwinów, dzięki czemu ani Penelope, ani Tom, ani tym bardziej Ashton nie będą musieli się fatygować, by mnie odebrać. Zresztą, jeszcze przed ostatnimi zajęciami zadzwoniłam do Penny i powiedziałam, że wrócę sama. Już i tak miała przeze mnie urwanie głowy, więc nie chciałam jej sprawiać kolejnych kłopotów.
- Naprawdę nie masz się co martwić. Poprosiłam Issy’ego, żeby w razie co miał na ciebie oko.
- Co zrobiłaś? – pisnęłam nienaturalnie wysokim głosem. Owszem, powoli między nami rosło coś na kształt dobrej znajomości, ale żeby od razu przebywać z nim sam na sam? Isaac Holt i jego czarne oblicze nadal trochę mnie przerażały.
- Poprosiłam Issy’ego. Chyba nie masz nic przeciwko?
- A on? Nie chcę żadnej niańki. Dam sobie radę, Mel.
- Przesadzasz – prychnęła, wywracając oczami. – Issy też ma teraz trening, więc to dla niego żaden problem. Gra w nogę – sprostowała, zapewne dostrzegając moją zaskoczoną minę.
- Delilah!
- Muszę lecieć – pożegnałam się z Melody, kiedy usłyszałam nawoływanie trenera. Pomachałam jej, po czym pobiegłam do Witkowsky’ego.
- Dzień dobry.
- Oszczędzaj siły, Delilah – uśmiechnął się z błyskiem w oczach. – Z racji, że to twój pierwszy trening nie chcę cię przemęczać. Dzisiaj tylko rozgrzewka i krótka kilometrowa przebieżka.
Kiwnęłam głową.
- Idź do szatni się przebrać i za pięć minut widzę cię na bieżni.
Trening był naprawdę przyjemny. Po porannym napadzie paniki wreszcie poczułam, jak mięśnie całkowicie się rozluźniły. Biegając, oczyściłam również umysł, a przy okazji wpadłam na pomysł, żeby dzisiaj znów poszukać pracy. Może wracając ze szkoły, zauważyłabym jakieś ogłoszenie? Na samą myśl, uśmiechnęłam się.
Minęłam jakąś blondynkę, z którą byłam w drużynie. Poza mną do zespołu należały jeszcze cztery dziewczyny i chyba wszystkie chodziły do ostatniej klasy. Nie sprawiały wrażenia zbyt przyjemnych, dlatego postanowiłam omijać je szerokim łukiem. Albo przynajmniej nie wdawać się w niepotrzebne rozmowy.
- Bardzo dobrze, Delilah – pochwalił trener, kiedy zagwizdał i mnie zawołał. – Nie wyglądasz na zmęczoną.
Wzruszyłam jedynie ramionami, lekko posapując.
- Nie przyzwyczajaj się. Dałem ci dzisiaj fory, naprawdę zaczniemy trenować w czwartek. Zobaczymy wtedy, czy jesteś lepsza na dłuższych czy krótszych dystansach. Popracujemy też nad wzmocnieniem nóg i kondycją.
- Jasne, proszę pana.
- Skoro oficjalnie jesteś w drużynie, mów mi Artur. Tylko pamiętaj – zastrzegł – nie przy reszcie nauczycieli.
Zachichotałam, pożegnałam się i ruszyłam do szatni. Przebranie zajęło mi niecałe dwie minuty, bo postanowiłam umyć się już w domu Irwinów. Kiedy jednak wyszłam ze szkoły, poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę. Drgnęłam przestraszona.
- Podwiozę cię – zaproponował Isaac. – Chodź.
- Przestraszyłeś mnie – powiedziałam z lekkim wyrzutem, ale widząc jego niewielki uśmiech, wywróciłam oczami. – Jak dziecko.
- Daj spokój. Jesteś strasznie poważna.
- Poważna? Ja? Coś ty. Jestem wulkanem energii – zironizowałam. Po głębszym zastanowieniu lubiłam rozmawiać z tym satanistą. Nie wstydziłam się przy nim żartować, co było mega postępem.
- Oj, Mosley, masz jednak cięty języczek. Mel o tym wie?
Wsiedliśmy do czarnego samochodu, po czym Isaac ruszył. Powoli, spokojnie, czyli tak, jak najbardziej lubiłam. Jego jazda kompletnie nie przypominała tej szaleńczej pogoni Ashtona.
- Mogę cię o coś zapytać? – Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę.
- Skoro musisz.
- Czy wy z Mel… No wiesz.
- Co? – spojrzał zaciekawiony.
- No wiesz… Czy wy…
Niespodziewanie Isaac się roześmiał. Miał niesamowicie głęboki śmiech, jakby dochodził nie z krtani, lecz ze środka ciała.
- Jestem gejem – powiedział tak lekko i zwyczajnie, że przez chwilę myślałam, że żartował. – A co, lecisz na mnie?
- Co?! Nie! – zaprzeczyłam od razu, czym jeszcze bardziej go rozbawiłam. – Po prostu czasami zachowujecie się jak, no nie wiem, para?
- Wiele osób tak twierdzi. Szczególnie moja matka. Chociaż nigdy nie wybiłem jej tego pomysłu z głowy. Myśli, że od ponad dwóch lat chodzę z Mel – zwierzył się, czym trochę mnie zaskoczył.
- Nie wie, że jesteś gejem?
- Poza Mel, jakąś piątką facetów, z którymi spałem, i tobą nikt nie wie.
- Czuję się zaszczycona – znów zironizowałam, samą siebie zadziwiając. Czułam się coraz pewniej w jego towarzystwie, co powoli bardziej mi się podobało. – Jak się dowiedziałeś? W sensie od zawsze wiedziałeś, że wolisz chłopców, czy tak nagle cię natchnęło?
Zastanawiał się przez dłuższą chwilę.
- Chyba od zawsze, chociaż z początku nawet nie wpadłem na to, jak ty to powiedziałaś, że wolę chłopców. – Wywrócił oczami. – Mel mnie uświadomiła.
- Jak?
- Graliśmy kiedyś w butelkę i musiałem pocałować takiego Alexa. Spodobało mi się. A ty?
- Co ja? – zapytałam, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Czemu się tak dopytujesz? Czujesz, że uaktywnia się w tobie gen lesbijki?
Zachichotałam.
- Nie. Czysta, kobieca ciekawość.
- Nie poznałaś jeszcze żadnego geja? W takim razie czuję się zaszczycony – powtórzył moje słowa sprzed paru minut, kiedy przecząco pokręciłam głową na jego pytanie. – Nie chcę być niemiły, ale trochę się śpieszę, więc…
- Och, jasne!
Dopiero teraz zauważyłam, że Isaac stał już na podjeździe Irwinów. Uśmiechnęłam się przepraszająco i pożegnawszy się, wysiadłam. Podobała mi się ta rozmowa, była szczera, mimo że co jakiś czas żartowaliśmy. Może się pomyliłam? Może jednak miałam jakieś wspólne tematy z satanistą Isaaciem? Weszłam do domu, zastanawiając się, gdzie mu się tak śpieszyło. Czyżby na jakąś czarną mszę? Może kot mu stygł na talerzu? Wywróciłam oczami na te niepoważne myśli, ale uśmiech nie opuścił mnie jeszcze przez długi czas.


2 komentarze: