18 lipca 2016

Dziewczynka z ulicy (14)

Rozdział XIV

W kawiarni prawie jak na szkolnej stołówce panował gwar i ruch. Ogólnie nie miałam nic przeciwko, bo może dzięki temu Melody jakimś cudem nie usłyszy mojej opowieści? Wywróciłam oczami na samą myśl. Tak, bądź dalej naiwna, Delilah Mosley.
- Jaką chcesz kawę?
- Właściwie nigdy nie piłam kawy. Powołam się na ciebie – odpowiedziałam Melody.
Usiadłyśmy przy stoliku w kącie. Był trzyosobowy, bo po jakiejś godzinie miał dołączyć do nas Isaac. Szczerze powiedziawszy, kompletnie nie wyobrażałam sobie jego mrocznej osoby w takim miejscu jak to. Kawiarenka wydawała się ciepła, przytulna i urządzona w niezwykle kwiatowych klimatach. Isaac pewnie nienawidził tu przebywać, ale coś czułam, że poświęcał się przez wzgląd na Wilson.
- Pieprzysz! Na jakim ty świecie wcześniej żyłaś?! – Wydawała się zaskoczona. – Ja zawsze piję karmelowe latte z podwójnym espresso. Jest słodkie i mocne. Kawa odzwierciedla duszę. W każdym razie moja mama tak powtarza. Pewnie dlatego ciągle pije białą i gorzką.
Roześmiałam się.
- Czyli według ciebie jaką powinnam wziąć?
- Myślę, że też latte, ale… Lubisz wanilię?
- Tak.
- W takim razie waniliowe latte. – Uśmiechnęła się. – Pójdę zamówić.
Kiwnęłam głową i podałam jej pieniądze, które dostałam rano od Penelope. Po chwili Melody zniknęła przy barze. Wyjęłam telefon z torby, który także podarowała mi Penny, żebym w razie czego mogła do nich zadzwonić, po czym sprawdziłam powiadomienia, a raczej ich brak. Pamiętam, jak bardzo szczęśliwa byłam, kiedy trzymałam swój pierwszy telefon. Max pokazał, jak go używać. Trochę zaskakujące, że parolatek był bardziej obeznany technologicznie od nastolatki, ale w zasadzie czego innego mogłam się spodziewać? Dorastał w domu pełnym elektronicznych sprzętów, a ja jedynie widziałam telewizor w przytułku. Zresztą, i tak dzieciaki nie mogły go nawet tknąć.
W każdym razie Tom obiecał, że zaraz po szkole po mnie przyjedzie, ale zaraz po wyjściu zatelefonowałam do niego. Powiedziałam, że sama wrócę, bo po lekcjach muszę coś załatwić. Trochę żałowałam tej decyzji, bo nie miałam bladego pojęcia, jak trafić do domu Irwinów. Najwyraźniej po spotkaniu z Melody czekał mnie iście maratoński spacer.
- Proszę. – Melody postawiła przede mną kawę. Wyglądała przepięknie i kompletnie inaczej niż ta, którą rano pili państwo Irwinowie. – Spróbuj.
Nie musiała mnie bardziej zachęcać.
- Gorzka – skrzywiłam się. – Nie rozumiem, nad czym ludzie się tak zachwycają.
- W takim razie dodaj cukru.
Po wsypaniu trzech saszetek i wymieszaniu, kawa faktycznie zaczęła smakować. Tylko szkoda, że już tak super nie wyglądała.
- Okej, zaczynaj się spowiadać. Jakim cudem znasz Irwina?
- No cóż, ja tak jakby z nim mieszkam.
- Co?! – wykrzyknęła. – Jak to? Jesteś jego jakąś kuzynką?
- O mój Boże, nie – zaprzeczyłam szybko. – W życiu! Ja po prostu… Wiesz co? Zacznę od samego początku, wtedy będzie ci łatwiej zrozumieć tę dziwną sytuację, w której się znalazłam.
Pokiwała głową, popijając swoją latte. Wzięłam głęboki wdech. Czy naprawdę chciałam jej o tym powiedzieć?
- Moi rodzice zginęli, gdy miałam pięć lat.
- Tak mi przykro, Delilah!
- Daj spokój, stare dzieje. Ledwo ich pamiętam – machnęłam ręką. – Od tamtego czasu błąkałam się po przytułkach. Raz nawet uciekłam, ale szybko mnie złapali. W każdym razie przed szesnastką znowu musiałam uciec i tak trafiłam do Sydney.
- Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłaś, było pójście do szkoły? – zdziwiła się, na co się zaśmiałam.
- Mam siedemnaście lat – wytłumaczyłam. – Od roku tutaj siedzę. To znaczy w Sydney.
- Serio? I gdzie się podziewałaś?
Westchnęłam. Wiedziałam, że nie uda mi się pominąć tego wstydliwego momentu mojego życia.
- Głównie na dworcu – wyszeptałam najciszej jak tylko mogłam. Melody jednak zdawała się słyszeć, bo otworzyła szeroko oczy i przytknęła dłoń do ust. – Dlatego zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mnie więcej znać.
- Że co? O czym ty mówisz, Delilah?
Zaskoczenie przeszło w złość.
- Naprawdę uważasz mnie za tak bezduszną osobę?
- Co? Nie o to mi chodziło, Melody. Ja po prostu…
- Ty po prostu co?
- Wiem, co ludzie myślą o takich osobach jak ja.
- Wiesz? – zapytała, groźnie mrużąc oczy. Wyglądała jak wkurzona kotka. – W takim razie o czym teraz myślę?
Nie odpowiedziałam.
- No właśnie! – krzyknęła, ale raptownie ściszyła głos, bo parę klientów posłało w jej stronę parę nieprzychylnych spojrzeń. – Czyli Irwinowie znaleźli cię na dworcu i po prostu przygarnęli? Co za wspaniali ludzie!
Uśmiechnęłam się, potakując.
- Właściwie nie do końca. Najpierw poznałam Penelope. To znaczy panią Irwin – wyjaśniłam, widząc marszczące się czoło Melody. – Spotkałam ją w księgarni, kiedy… kiedy uciekałam przed ochroniarzami.
- Jak to?
- Tak jakby byłam głodna i ukradłam żarcie ze sklepu – przyznałam się, opuszczając głowę. Wzięłam łyk kawy, niezdolna patrzeć w nadchodzące, karcące spojrzenie Melody. Kiedy jednak po paru dłuższych chwilach milczenia, uniosłam wzrok, doznałam lekkiego szoku. W oczach Wilson lśniły łzy. – Jezu, przepraszam! Nie chciałam…
Nie zdążyłam więcej powiedzieć, bo Melody wstała i najzwyczajniej się do mnie przytuliła.
- Tak mi przykro, Delilah – wyszeptała tuż przy uchu, ściskając mnie mocniej. – Dobrze, skoro już się wygłupiłam, możesz opowiadać dalej.
- Ale co tu dalej mówić? Złapali mnie, za kradzież poszłam do aresztu, tam przyszła po mnie Penelope i zabrała do domu. Dała jedzenie, miejsce do spania, wszystko. Nigdy w życiu nie zawdzięczałam komuś tyle, ile tej kobiecie – zwierzałam się. – Powiedziała, że mogę zostać aż do wakacji, zanim sobie nie znajdę pracy, a żeby policja się nie czepiała, mianowała siebie i Toma moimi opiekunami zastępczymi.
- To naprawdę wspaniałe z ich strony.
- Wiem.
- No dobrze, ale czemu Ashton aż tak bardzo…
- Mnie nienawidzi? – dokończyłam za Melody. Kiwnęła głową. – No cóż, jemu nie za bardzo spodobał się fakt, że mieszka razem z przybłędą.
- Tak powiedział? Co za dupek!
Wzruszyłam ramionami.
- No dobrze, skoro ja już się wyspowiadałam, czas na ciebie. Dlaczego go tak nie lubisz? Przecież on za tobą szaleje.
- Nazwałabym to raczej prześladowaniem, ale okej – zaśmiała się. – Zaczęliśmy się spotykać jakoś w listopadzie. Nie trwało to zbyt długo, bo mnie zdradził.
- Co za dupek! – powtórzyłam.
- Od razu z nim zerwałam, co pewnie spotkało go po raz pierwszy w życiu. Nie może tego przeżyć i uparł się, żeby znów mnie zdobyć. Robi to wyłącznie, aby połechtać swoje ogromne ego.
- Nie macie ciekawszych tematów do rozmów?
Niespodziewanie do stolika dosiadł się Isaac.
- Issy! – uśmiechnęła się Melody. Czyżby podobał jej się ten satanista? – Kiedy przyszedłeś?
- Jakieś pięć minut temu, ale poszedłem po kawę. Spokojnie – zwrócił się do mnie – poza ostatnim zdaniem niczego nie słyszałem.
Ewidentnie odetchnęłam. Niepewnie spojrzałam na papierowy kubek w jego ręku i sama nie wiem, co mnie podkusiło do zadania tego pytania:
- Pewnie pijesz czarną i gorzką?
Melody najpierw parsknęła śmiechem, a później się roześmiała. Isaac za to wyglądał na zaskoczonego. Po chwili jednak uśmiechnął się szeroko, prawdopodobnie znając opowieść o kawie i duszy.
- Jednak jesteś zabawna. Myślałam, że z ciebie kompletny mruk.
- Ze mnie? – zapytałam z niedowierzaniem. – To nie ja ciągle ubieram się na czarno i wyglądam jak satanista, który dopiero co zjadł kota.
- Serio? – roześmiał się, wtórując coraz głośniejszej Mel. – Pokazujesz pazurki, kotku. Uważaj, bo mogę cię schrupać na obiad.
Chyba udało mi się przełamać pierwsze lody, bo od tego czasu Isaac podczas dalszej rozmowy patrzył na mnie z większą ufnością. Czyżbym wpasowała się w ich dwuosobową paczkę? Właściwie nie marzyłam o niczym innym.
Nagle poczułam wibrację w kieszeni, więc niepewnie wyjęłam telefon. Dzwonił jakiś nieznany numer. Wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Gdzie jesteś? – Usłyszałam zdenerwowany głos Ashtona.
- Czemu dzwonisz? Skąd w ogóle masz mój numer?
- Nie bądź idiotką. Matka kazała mi po ciebie przyjechać, bo pewnie nie wiesz, jak wrócić. Myśli, że nie mam ciekawszych spraw na głowie niż fatygowanie dupy po jakąś przybłędę. Dlatego zwijaj…
Rozłączyłam się. Nie chciałam słuchać, jak mnie obrażał. Wolałam spać znów na dworcu, niż być mu za coś wdzięczna. Telefon znów zadzwonił, więc szybko odrzuciłam połączenie. Zabawa trwała dobrą minutę, nim wreszcie przestał. Niespodziewanie odetchnęłam, przez co i Melody, i Isaac zaczęli przypatrywać mi się uważniej.
- Kto się do ciebie tak dobija? – zapytała dziewczyna.
- Dupek.
- Czego chce?
- Powiedział, że po mnie przyjedzie – odparłam, dopijając już zimną kawę. Końcówka była tak słodka, aż się skrzywiłam.
- To źle?
- Cóż, teoretycznie nie, ale nie pozwolę, by ktoś mnie wyzywał. Poza tym nie chcę być mu niczego winna, bo musiał fatygować dupę po przybłędę.
Telefon znów zaczął barabanić, ale nim odrzuciłam połączenie, Isaac wyrwał mi go z ręki. Odebrał i pełnym złości głosem syknął:
- Ona nie chce z tobą wracać. Jeżeli jeszcze raz wyzwiesz Delilah, dostaniesz w mordę. – Mogłabym przysiąc, że po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza. – Odwiozę ją. Wyślij adres sms i już więcej nie dzwoń.
Kiedy się rozłączył i odłożył telefon, dokończył kawę. Obie z Melody wpatrywałyśmy się w Isaaca w osłupieniu.
- No co?
- Nic – odparłyśmy jednocześnie, jednak na twarzy Mel zakwitł szeroki uśmiech. Ja ciągle trwałam w szoku. No i może czułam przyjemne ciepło w sercu, że ktoś się za mną wstawił.
- Skoro już przestałyście patrzeć na mnie, jakbym kogoś zabił, i skończyłyście pić, możemy się zbierać? Nie ukrywam, że trochę mi się spieszy.
Bez słowa się ubraliśmy, wyszliśmy z kawiarni i powędrowaliśmy na parking. Isaac podszedł do czarnego (a jakżeby inaczej) samochodu o nieznanej mi marce. Mel usiadła z przodu, więc nie miałam wyboru i władowałam się na tył. Jechaliśmy spokojnie, a niecałe dziesięć minut później Isaac zatrzymał się na podjeździe Irwinów.
- Widzimy się jutro w szkole? – zapytała Melody, kiedy wysiadłam.
- Jasne!
I odjechali, a ja powolnym krokiem ruszyłam do domu. W środku panowała istna cisza, co było dość niespodziewane. Myślałam, że przynajmniej Max wrócił już z przedszkola. Z westchnieniem zaniosłam plecak do pokoju, umyłam ręce i skierowałam kroki do kuchni. Na lodówce Penelope przyczepiła kartkę, że wróci późno i żebyśmy zamówili pizze. Postanowiłam jednak nie wydawać bez sensu pieniędzy i zaczęłam robić obiad. Postawiłam na spaghetti, bo znalazłam i mięso, i makaron, i inne potrzebne składniki. Kiedy już prawie skończyłam, ktoś wszedł do domu. Chwilę nasłuchiwałam, ale nim zdążyłam wymyślić kto, do kuchni wbiegł szeroko uśmiechnięty Max.
- Cześć, Deli!
- Cześć – odpowiedziałam z równie wielkim uśmiechem. – Umyj ręce i siadaj. Zrobiłam spaghetti.
- Uwielbiam spaghetti! – wykrzyknął radośnie, po czym równie szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Pokręciłam głową z uśmiechem, po czym zaczęłam nakładać obiad na talerze.
- Kto to był?
Usłyszałam za sobą głos Ashtona, przez co niemal wypuściłam garnek z ręki. Nie odpowiedziałam, ponieważ tak właściwie nie musiałam się tłumaczyć. Wzięłam parę głębokich, uspokajających oddechów i zaniosłam obiad na stół. Postanowiłam ignorować tego dupka.
Ashton otwierał buzie, by coś powiedzieć, ale na szczęście przerwał mu Max. Usiadł przy stole i zaczął jeść, co chwila mi o czym opowiadając. Wkręciłam się w rozmowę i nawet nie zauważyłam, kiedy starszy Irwin wyszedł.

*

Siedziałam w pokoju, starając odrobić zadaną przez Browna pracę domową. Z początku szło mi naprawdę opornie, ale z czasem czułam się coraz pewniej, pisząc kolejne zdania. Postanowiłam też, że już dzisiaj zacznę czytać pierwszą lekturę z listy, którą mi wręczył, czyli Dumę i uprzedzenie. Musiałam się sprężyć, żeby zdążyć wszystko nadrobić przed końcem roku szkolnego.
Książka tak bardzo mnie wciągnęła, że nim się spostrzegłam, zegar wskazywał godzinę pierwszą.
- Cholera – zaklęłam.
Dobrze, że wcześniej się wykąpałam i założyłam piżamę - to znaczy za dużą koszulkę, którą miałam od dawien dawna. Zanim jednak położyłam się spać, postanowiłam pójść do kuchni po szklankę wody. Stąpałam po cichu, co jednak okazało się bezsensowne, bo kiedy tylko stałam przy zlewie główne drzwi otworzyły się i ktoś dość głośno wparował do domu. Może to złodziej? Z przestrachem złapałam za nóż, po czym zaczęłam skradać się do przedsionka. Usłyszałam głośne przekleństwo, a potem jak coś spada na ziemie. Nie czekałam dłużej.
Zaatakowałam, unosząc wysoko nóż.
- Ja pierdole! – krzyknął Ashton, dostrzegając mnie. – Co ty, kurwa, wyprawiasz?!
- Chcesz, żebym zeszła na zawał?!
- Ty?! – ściszył głos, zapewne przypominając sobie o śpiących piętro wyżej rodzicach. – A co ja mam powiedzieć?! Jakaś wariatka wyskakuje z nożem w moim własnym domu!
- Przestraszyłam się. Myślałam, że to włamywacz – wytłumaczyłam, opuszczając rękę.
Przez chwilę wokół nas panowała cisza, którą przerywały jedynie nasze głośne oddechy. Krew wręcz wrzała w moich żyłach, podobnie jak adrenalina w ciele. Ashton wpatrywał się we mnie nieprzeniknionym spojrzeniem, przez co poczułam się niekomfortowo. Bez słowa ruszyłam z powrotem do kuchni, starając opanować dudnienie serca. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy z piersi prosto na blat. Nalałam wodę do szklanki i wypiłam ją jednym haustem.
- Ojciec powiedział, że mam cię jutro zawieźć do budy.
Drgnęłam zaskoczona, słysząc Ashtona. Stał obok i lustrował mnie wzrokiem. Zarumieniłam się, uświadamiając sobie, w co byłam ubrana. No tak, koszulka ledwo zakrywająca tyłek nie stanowiła dobrego wyboru. Przynajmniej znów nie świeciłam przed nim cyckami…
- Nie musisz fatygować swojej dupy dla przybłędy – wytknęłam i unosząc wysoko podbródek ruszyłam do pokoju.
Ashton jednak złapał mnie za ramię i odkręcił tak, że stałam z nim twarzą w twarz. Zamarłam. Czułam się co najmniej niezręcznie.
- Ja… sorry za to, co powiedziałem. Byłem zły, bo starzy znowu chcieli, żebym rzucił swoje plany i zrobił to, co mi każą.
Zmarszczyłam czoło, kompletnie się tego nie spodziewając. Powoli kiwnęłam głową.
- Okej.
- Powiesz mi więc, kto to był?
- Kto?
- Boże, jesteś taka głupia – jęknął, wywracając oczami. Jego słowa bardzo łatwo podniosły mi ciśnienie. Zmrużyłam groźnie oczy, wyrywając rękę z uścisku.
- Wal się, dupku.
Szybkim krokiem poszłam do pokoju, mając nadzieję na koniec tego dziwnego dnia. Ashton Irwin był niemożliwy! Najpierw obraża, potem przeprasza, by na końcu znowu obrazić. Kto normalny się tak zachowywał?
Położyłam się w łóżku, zgasiłam lampkę i przeklinając Irwina, starałam się zasnąć.

6 komentarzy:

  1. Ojej, ale obrażalska :;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, dopiero teraz rozumiem. To Isaac jest teraz lekarstwem dla serca Delilah?? To prawda, w życiu jest tak, jak piszesz. Ale to jest bardzo smutna prawda. Że wystarczy jedno ciepłe słowo od obcego, aby rzucić wszystko swoje w czorty i zachwycić się obcym. Bo akurat pojawił się jakiś kryzys. Bo akurat jest jakaś niemożliwość. Bo pojawiło się
    nieporozumienie. Bo strony się nie rozumieją, nie rozumieją bólu i cierpienia drugiej strony. Podejmują decyzje o dalekosieznych skutkach. Podejmują je szybko i lekko - a potem płaczą długo. Bo gdy klamka zapadnie, NICZEGO nie da się już. zmienić. Niczego. Dzieci są nie z tymi, z którymi powinny. Szczęście też. Straszę? Nie. Tylko bardzo mnie to boli. Wyjątkowo mocno to czuję, bo dotyczy mnie to osobiście. Dlatego o tym mówię z płaczem.


    Prawa pierwszeństwa
    Nie uszanowałeś -
    Z kim innym balowałeś
    Kogo innego całowałeś
    Z kim innym żyć planowałeś -
    Czym mnie raz po raz do obłędu doprowadzałeś...
    Czy boli cię mój ból?
    Nie, ty działasz jak król
    Z moim zdaniem się nie liczysz
    Na mnie tylko swoje techniki ćwiczysz
    Które pierońsko bolą
    Dzień i noc w serce kolą
    "Ja ci ukręcę łeb, a Ty uśmiechaj się przez łzy" -
    To jest dokładnie to, czego ode mnie żądasz Ty...
    A jednak cię kochałam
    Całą duszę ci dałam
    I z czym teraz zostałam?
    Z ogromnym bólem - całe noce i dnie płakałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż nie wiem, co odpisać na ten piękny komentarz. Kiedy go czytałam, miałam łzy w oczach...
      Ten wiersz jest Twojego autorstwa?

      Usuń
  3. Hejka!
    Jest coś co wręcz ciśnie mi sie na usta. To słowo: WIEDZIAŁAM!!!
    Cieszę się jak jakaś idiotka bo w końcu coś tam iskrzy!!! O to mi chodziło, kiedy w poprzedniej notce pisałam że mam ochotę na coś cukierkowego,słodkiego. Po prostu jakiś na romans. A ponieważ właśnie przerwano mi pisanie komentarza, to nie pamiętam już co chciałam napisać. Nic twórczego już nie wymyślę, więc żegnam się.
    Pozdrwawiam i życzę weny.
    Roth Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Haha, tego iskrzenia to jeszcze będziesz miała dość - tak sądzę. ;P Najgorzej, jak coś Cię niespodziewanie wybije z rytmu, bo później już ma się pustkę w głowie i ciężko wrócić do poprzednich myśli XD
      Pozdrawiam!

      Usuń