25 września 2016

Dziewczynka z ulicy (21)

Rozdział XXI

- Dostałam trójkę z matematyki! – pochwaliłam się, siadając koło Melody.
Dziewczyna podniosła głowę zaskoczona, ale uśmiechnęła się serdecznie. Zamknęła szybko szkicownik, lekko się rumieniąc. Od pamiętnej rozmowy pod drzewem Mel zachowywała się naprawdę dziwnie. Odkąd ją poznałam, jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ukrywała przed kimś swoje rysunki. Czyżby malowała tam coś, czego nie chciała zdradzić?
Nie, na pewno mój mózg płatał figle. W końcu czego Melody miałaby się wstydzić? Przecież rysowała naprawdę prześlicznie.
- Gratuluję.
- Dzięki – odwzajemniłam uśmiech. – Postanowiłam, że czas zacząć wdrążać nasz plan w życie?
- Już? Tak szybko? Może jeszcze poczekamy tak z… parę lat?
Wywróciłam oczami.
- Przecież sama chciałaś się na nim zemścić za to, jak cię potraktował? Pomyśl też o innych dziewczynach i…
- No nie wiem… – westchnęła zrezygnowana, kątem oka zerkając na Ashtona. – Okej.
Siedziałyśmy na stołówce przy stoliku znajdującym się tuż obok stolika szkolnej elity, dzięki czemu doskonale go widziałyśmy. Irwin siedział wraz z Calumem i Mikem oraz z Denis, przewodniczącą cheerleaderek, oraz Anastasią, jej zastępczynią. Obie blondynki były uważane przez resztę szkoły za, cóż, głupie, ale seksowne. Należały do grupy dziewczyn potrafiących wykorzystać swoją urodę do własnych celów, dlatego znalazły się tak wysoko w hierarchii tej szkoły. Luke’a Hemmingsa nigdzie nie było, więc pewnie znów dostał karę za wagary i musiał sprzątać w łazienkach.
- Do imprezy Mickey’ego został tydzień, więc najwyższy czas pokazać dupkowi, że powoli zaczynasz się do niego przekonywać.
- Co mam robić? – zapytała, uważnie mi się przypatrując.  
- Tak właściwie nie wiem. Liczyłam, że ty coś wymyślisz – poinformowałam, robiąc przepraszającą minę, na widok której Mel wywróciła oczami. Uśmiechnęła się jednak szeroko, więc najwyraźniej powoli wracał jej humor.
- Hm… Muszę na siebie zwrócić jakoś uwagę. Tylko jak?
- No dobrze, a co potem?
- Spojrzy się na mnie, ja na niego i się uśmiechnę. Tyle. To i tak dużo jak na sam początek. – Wzruszyła ramionami. – Poza tym dalej nie wierzę, że zdołałaś go zmusić do tych przeprosin.
Przypomniałam sobie sytuację sprzed dwóch dni, kiedy mega zestresowany Irwin zdobył się wreszcie na odwagę i przeprosił Melody za swoje wcześniejsze zachowanie, obiecując, że dał sobie z nią wreszcie spokój. Na szczęście zdołałam wcześniej poinformować Mel, by udawała bardzo zaskoczoną, a nie szczęśliwą.
Parsknęłam śmiechem.
Nagle na blacie wylądowała taca z jedzeniem. Isaac usiadł naprzeciwko nas z wyrazem oburzenia i ogromnej złości na twarzy. Nie widziałyśmy go cały dzień, więc jego obecność lekko nas zaskoczyła. Myślałyśmy, że postanowił dzisiaj kompletnie olać szkołę.
Zmarszczyłam brwi, uważniej przyglądając się włosom chłopaka. Coś się nie zgadzało.
Parę sekund później zaczęłam się głośno śmiać.
- Popatrz… na… jego… - próbowałam wydusić między salwami śmiechu. Wskazałam palcem na głowę Holta. Nad uchem miał wygolone, małe coś, co wyglądało jak kwiatek.
Issy rzucił mi gniewne spojrzenie.
- Na parę dni przyjechał do mnie kuzyn – wyjaśnił. – Dzisiaj obudziłem się z tym.
Mel dopiero teraz dostrzegła ten kwiatek i wtórując mi, roześmiała się głośno.
Dopiero po jakichś dwóch minutach przestałam, mogąc wreszcie złapać upragnione powietrze.
- No piękny kwiatek, Issy. Naprawdę piękny. Pasuje ci do tego całego, mrocznego wizerunku.
Zarówno Mel, jak i Isaac po mojej wypowiedzi wyglądali na zaskoczonych. Wreszcie oboje wybuchli jeszcze głośniejszym śmiechem, tym samym zwracając na siebie uwagę reszty szkoły. Najwidoczniej nie potrzeba było do tego żadnego planu. Ashton Irwin wpatrywał się w nas z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Próbowałam szturchnąć Melody, ale kiedy tylko na mnie spojrzała, zaczęła śmiać się jeszcze głośniej.
A ja nie miałam pojęcia, o co im chodziło.
- Nie wierzę! – krzyknął Issy. – Kwiat… ek?!
- Boże, Delilah!
- No co? Nie rozumiem, z czego się teraz śmiejecie? A poza tym – dodałam przyciszonym głosem, zwracając się tylko do Melody. – Dupek patrzy, więc akcja!
Melody pokręciła jedynie głową z niedowierzaniem, ale z jej ust nie zniknął uśmiech. Tak, jak miała zrobić, odwróciła się lekko, patrząc prosto na Ashtona. Cały czas się uśmiechała, przez co Irwin wyglądał na bardzo zaskoczonego. Wreszcie po jakiejś dłuższej chwili Ashton przeniósł spojrzenie na mnie. Zmarszczył czoło i wrócił z powrotem do jedzenia, wzrok wbijając w tacę przed sobą. Dałabym wszystko, żeby dowiedzieć się, o czym w tej chwili myślał.
- Skoro zdążyliście się już uspokoić, może powiecie mi, co takiego śmiesznego powiedziałam?
Isaac parsknął w brodę, uśmiechając się szeroko.
- To – pokazał palcem na wygolone miejsce nad uchem – nie jest kwiatek, tylko penis.
Otworzyłam szeroko oczy i poczułam rosnące gorąco na policzkach. Po jeszcze dokładniejszym przyjrzeniu się ze wstydem stwierdziłam, że mieli rację. Schowałam więc twarz w ręce, kiedy dobiegł Melody ponownie się roześmiała.
Cieszę się, że udało mi się was rozbawić, zironizowałam w myślach, przeklinając własną głupotę.

*

Siedziałam, popijając herbatę i kolorując z Maxem kolorowankę, kiedy do kuchni weszła Penelope. Uśmiechnęła się serdecznie w naszą stronę, a syna pogłaskała po włosach.
- Bardzo jesteś zajęta, Delilah?
- Właściwie to chyba nie. A coś się stało? – zapytałam, odkładając czerwoną kredkę na bok i z uwagą patrząc na nadal uśmiechniętą Penny. Po raz pierwszy widziałam ją w spodniach jeansowych, bo zazwyczaj ubierała spódnice do kolan i pasujące do nich garsonki, jak na szanowaną panią adwokat przystało.
- Kompletnie zapomniałam, że umówiłam się dzisiaj z przyjaciółką, a obiecałam podrzucić Tommiemu do pracy parę dokumentów. Ash jest na próbie zespołu, a Maxa zawożę do mojej mamy…
- Nie ma problemu, Penny. Z chęcią zawiozę Tomowi te papiery – przerwałam jej szczęśliwa, że mogłam jakoś pomóc. Ta kobieta okazała mi tyle serca, że zrobiłabym dla niej dosłownie wszystko o każdej porze dnia i nocy.
- Wspaniale! Możesz jechać autobusem albo się przejść. Szpital jest jakieś dwadzieścia minut drogi stąd.
- Wiem – powiedziałam, wstając. – Chyba wolę się przejść.
Dziesięć minut później powoli szłam w kierunku szpitala. Maks pożyczył mi słuchawki do telefonu, więc mogłam spacerować, przy okazji słuchając muzyki. Czy świat nie był piękny? Przyłapałam się na szerokim uśmiechaniu, przez co czasami mijani ludzie patrzyli na mnie dziwnie. Nie przejmowałam się jednak. Życie było zbyt krótkie, żeby martwić się czyimiś mało pochlebnymi opiniami. Szkoda, że Ashton nie potrafił tego zrozumieć, a budowanie reputacji aż tyle dla niego znaczyło…
Kiedy znalazłam się w mniej-więcej połowie drogi, ze strachem zauważyłam zatrzymujący się przy mnie biały samochód. Szyby się uchyliły i ku zdziwieniu, za kierownicą dostrzegłam…
- Artur? – zapytałam, unosząc brwi do góry i wyciągając słuchawki z uszu.
- Cześć, Delilah – przywitał się, błyskając tym swoim zniewalającym uśmiechem, na widok którego bezwiednie miękły nogi. – Gdzie idziesz?
- Do szpitala.
- Coś się stało? – Wyglądał na rzeczywiście zmartwionego.
- Nic – uśmiechnęłam się. – Muszę po prostu zanieść Tomowi parę dokumentów.
Kiwnęłam głową na teczkę, którą niosłam w ręku. Tak przy okazji, nie spodziewałabym się, że zwykły papier może być aż tak ciężki. W trakcie tego spaceru już trzy razy musiałam zamieniać ręce, które ledwo wytrzymywały ten ciężar. Coś czułam, że jutro obudzę się ze sporymi zakwasami.
- Może cię podwiozę? To wcale nie wygląda na lekkie.
- Jakbyś czytał mi w myślach – roześmiałam się. – Bardzo chętnie, ale nauczyciel podwożący uczennice nie brzmi zbyt…
- Daj spokój – przerwał mi. – Wsiadaj. I tak nikt nas nie zobaczy. Poza tym jako porządny nauczyciel nie mogę pozwolić, by mojej ulubionej uczennicy nadwyrężyły się ręce. Musi przecież być pełna siły w trakcie treningów, prawda?
Wzruszyłam ramionami.
- W zasadzie… masz rację.
- Wsiadaj – powtórzył, otwierając mi drzwi od środka. Usiadłam na miejsce pasażera i dopiero gdy zapięłam pasy, odważyłam się spojrzeć na Artura. W okularach przeciwsłonecznych, t-shircie ze śmiesznym nadrukiem i jeansach wyglądał tak młodo i… seksownie. Przygryzłam niepewnie wargę, po czym odchrząknęłam.
- Wiesz, gdzie jest szpital, tak?
- Jasne – odpowiedział, ale minęła chwila zanim przeniósł wzrok ze mnie na ulicę i ruszył. – Wyglądasz na wypoczętą. Czyżbyś mnie posłuchała i spała te sześć godzin dziennie?
- Tak. Przecież ci obiecałam.
- Wiem, wiem. A jak lekcje? Nadążasz ze wszystkim? – pytał jawnie zainteresowany.
- Chyba tak. Ciągle nadrabiam angielski, historię i francuski, najgorzej z matematyką, ale na szczęście załatwiłam sobie korepetycje, więc myślę, że niedługo może uda mi się ze wszystkim uporać.
Przerzucił bieg na wyższy, delikatnie przyspieszając.
- Jesteś zaradna, dasz radę – oznajmił pewnym głosem, a przy tym spojrzał mi prosto w oczy. Zarumieniłam się, opuszczając głowę.
Artur parsknął śmiechem, a ja poczułam się jak typowa nastolatka-idiotka. Taki nauczyciel jak on z pewnością przyzwyczaił się już do dziwnych reakcji swoich uczennic. Nim się obejrzałam, Witkowsky zaparkował na parkingu szpitalnym i zgasił samochód.
- Wracasz później do domu?
- Tak.
- W takim razie poczekam tu na ciebie i cię odwiozę – zaproponował, a właściwie stwierdził fakt. Rozsiadł się wygodniej w fotelu i patrzył na mnie nieodgadnionym spojrzeniem.
- Co? Nie musisz! Sama wrócę. Nie chcę ci robić kłopotów, Arturze. Już i tak mi pomogłeś.
- Daj spokój, Delilah. To czysta przyjemność.
Bez dalszego słowa wysiadłam z samochodu, walcząc z myślami.
Przed wyjściem Penny doskonale wytłumaczyła, jak trafić do pokoju Toma, więc bez wahania wspinałam się po schodach, by na czwartym piętrze skręcić w prawo. Właściwie w pokoju nie było Toma, więc zostawiłam mu teczkę na biurku wraz z karteczką z życzeniami miłej pracy i smacznego, bo zwędziłam z domu trochę kurczaka z dzisiejszego obiadu. Penelope powiedziała, że Tom zostaje w pracy nockę, dlatego pomyślałam, że taki domowy obiad dobrze by mu zrobił.
Wracając na parking, naprawdę byłam święcie przekonana, że Artur odjechał. Jakże się pomyliłam. Jego biały samochód stał tam, gdzie go zaparkował. Z wahaniem otworzyłam drzwi i wsiadłam do środka.
- Szybko ci poszło – rzekł zaskoczony. Odpalił silnik i wycofał.
- Tak.
Przez resztę drogi milczeliśmy. Co chwila spoglądając na Artura, zastanawiałam się, dlaczego mnie podwoził. Byłam wręcz pewna, że nauczyciele nie traktują tak swoich uczennic, nawet tych ulubionych. Czy miał wobec mnie jakiś ukryty motyw? Artur również wyglądał na zamyślonego, ale tylko Bóg raczy wiedzieć, co też zaprzątało jego przystojną głowę.
Zatrzymał się przed domem Irwinów, ale nie wjechał na podjazd.
- Dziękuję, Arturze – starałam zabrzmieć jak najbardziej wdzięcznie.
- Nie ma sprawy, Delilah.
Nie zgasił samochodu, ale wrzucił luz i zaciągnął ręczny.
- Mogę zadać ci pytanie? – Słowa te bezwiednie opuściły moje gardło. Wpatrywałam się w jego niebieskie tęczówki niczym zahipnotyzowana i mogłabym przysiąc, że Artur się nieznacznie przybliżył.
- Jasne.
- Dlaczego mnie podwiozłeś i na mnie poczekałeś? To chyba nie jest… normalne – ostatnie słowo wręcz wyszeptałam.
Artur uśmiechnął się ledwo widocznie, a jego ręka powędrowała prosto na moje kolano. Zacisnęłam usta, starając się głośniej nie oddychać. Przez materiał jeansów byłam w stanie poczuć jego gorącą dłoń i pewny uścisk.
- Bardzo cię lubię, Delilah.
- Ja ciebie też lubię, Arturze – bąknęłam cicho. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie była to odpowiedź na zadane pytanie. W samochodzie atmosfera zaczęła gęstnieć i zrobiło się bardzo duszno. Tym bardziej że ręka Artura powędrowała wyżej.
- Cieszę się.
Zaczął się przybliżać i dałabym sobie odciąć rękę, że chciał mnie pocałować!
- Muszę lecieć. Dziękuję i do zobaczenia!
Zestresowana szybko wysiadłam z auta i niemal pobiegłam do domu. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie, mocno dysząc. Czułam płonące policzki, a oddech miałam głośny i nierówny. Czy Artur naprawdę chciał mnie pocałować? Boże! Czułam się jak idiotka! Dlaczego uciekłam, skoro ja też tego chciałam?!
Nie, zaprzeczyłam w myślach. To musiało mi się przywidzieć. On był nauczycielem, ja jego uczennicą. Tyle. Chciał być po prostu miły. Z nogami niczym z waty podeszłam do okna, wyglądając na ulicę. Samochód Artura nadal tam stał.
- Co ty wyprawiasz?
- A! – wykrzyknęłam przestraszona, okręcając się na pięcie i stając twarzą w twarz z Ashtonem. Złapałam się za serce. – Przestraszyłeś mnie!
- Sorry.
Nie zabrzmiało to zbyt szczerze, jak na mój gust. Ashton bez słowa mnie wyminął i również spojrzał przez okno. Zmarszczył czoło.
- Czy to trener Witkowsky?
Moją jedyną odpowiedzią był przeogromny rumieniec.
- Próbujesz wyrwać nauczyciela, żeby mieć lepsze oceny? – zapytał z głośnym parsknięciem, czym bardzo mnie zirytował.
- Nie. Po prostu mnie podwiózł.
- Ta, jasne. – Wywrócił oczami. – Zadziwiasz mnie, dziewczynko z ulicy.
- Świetnie. Uwielbiam cię zadziwiać – zironizowałam. Wyminęłam go i ruszyłam w stronę kuchni. Musiałam napić się wody, koniecznie. Może ona da radę ochłodzić jakoś moje zdradziecko rozgrzane ciało.
- Czekaj! Musimy pogadać.
Ruszył za mną.
- Słucham? – zapytałam niby od niechcenia. Coraz bardziej byłam zadowolona z postępów, które czyniłam. Olewanie i wkurzanie Ashtona Irwina stawało się powoli moim hobby.
- Co ty żeś naopowiadała Wilson?
- A co? – Zmarszczyłam czoło.
- Ona się do mnie szczerze uśmiechnęła. Na stołówce – sprecyzował, kiedy rzuciłam mu spojrzenie. Najwyraźniej nasz plan zaczął działać, czego w duchu sobie pogratulowałam.
- Czy to ważne? Ważne, że działa.
- W sumie racja – przytaknął. Boże! Ashton Irwin się ze mną zgodził! Koniec świata! – Rób tak dalej.
- Tak zamierzam.
- Świetnie.
- Świetnie.
Nasza rozmowa brzmiała nonsensownie, ale mimo to nie zamierzałam odpuścić. Dzisiejszego dnia ostatnie słowo miało należeć do Delilah Mosley.
- A tak przy okazji – zaczął beznamiętnie, ale mogłam przysiąc, że aż oczy mu się zaświeciły – znalazłem ci robotę.
Ostatnie słowo miało być moje? Dobre sobie…

8 komentarzy:

  1. O wow. Artur i Deli? No no... Brzmi ciekawie :D

    Pozdrawiam,
    P. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż nie mogę się doczekać, jak zatem zareagujesz w następnych rozdziałach. ;P

      Usuń
    2. Będzie jeszcze ciekawiej ? :D tak, tak, tak ! :D

      Czekam, P.:)

      Usuń
    3. Taką mam nadzieję. :P

      Usuń
  2. Spodobał mi się rozdział, był taki ... hm, luźny ? :P Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa obserwacja mówiąca o tym, że człowiek patrzy na rzeczywistosc przez pryzmat swoich doświadczeń - np niewinność każe we wszelkich nieregularnych wzorach widziec kwiaty... bez podtekstów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie bez własnych życiowych doświadczeń, człowiek tak naprawdę nie poznałby w ogóle świata. W końcu co miałby powiedzieć, skoro nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji? :)

      Usuń