13 kwietnia 2017

Dziewczynka z ulicy (34)

Rozdział XXXIV

Przewróciłam się na drugi bok, co nie było zbyt dobrym pomysłem, ponieważ poczułam pulsacyjne kłucie w skroniach. Jęknęłam cicho, przykładając ręce do głowy. Uchyliłam powieki, ale zaraz znów je zamknęłam. Dlaczego było tak jasno?
Przypomniałam sobie wydarzenia wczorajszego wieczoru.
Boże!
Czy ja naprawdę pomyślałam wtedy o Ashtonie? Już nigdy nie będę potrafiła normalnie spojrzeć na Artura, który z pewnością czuł co najmniej złość. Czy zadaniem na resztę życia będzie unikanie wychowania fizycznego? Po wczorajszym wygłupie postanowiłam zapomnieć też o kimś takim jak Irwin, co może wydać się nieco trudne z racji tego, że mieszkaliśmy pod jednym dachem. Swoją drogą, serio z nim spałam? Może to sen lub majak pijanego? 

Przesunęłam dłonią po materacu, ale nie trafiłam na żadne ciało. Usiadłam więc na łóżku i westchnęłam z ulgi. Czułam się tak okropnie, że nie wychodziłabym przez cały dzień z pokoju. Jak dobrze, że była sobota!
Ktoś zapukał. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, a Ashton wszedł do środka. Zamknął drzwi, podszedł do mnie i usiadł obok.
– Masz. – Wetknął mi w rękę szklankę i jakąś białą tabletkę. – Wyglądasz okropnie.
– Co to?
– Boli cię głowa? – zapytał zamiast odpowiedzieć.
Potaknęłam. Pod wpływem uniesionych brwi chłopaka i jego natarczywego spojrzenia, szybko połknęłam lek, zapijając go wodą. Westchnęłam, po czym oparłam się o zagłówek łóżka.
– Dzięki. Czuję się naprawdę fatalnie. Zawsze tak jest na kacu?
– Raczej tak. Słuchaj...
Nie zdążyłam dowiedzieć się, o co mu chodziło, i czemu, do cholery, był taki miły, ponieważ do pokoju weszła uśmiechnięta Penny. Już dawno nie widziałam jej aż tak radosnej.
– Cześć, Deli. Jak tam randka? Ashton? – zapytała, dopiero zauważając syna. – Myślałam, że śpisz.
– Cześć, mamo.
Chłopak wywrócił oczami. Penelope za to zmarszczyła czoło. Wiedziałam, że zaraz zacznie się go wypytywać, co tu robił, więc postanowiłam to przerwać. Nie daj Boże, żeby Ashton wygadał, że piłam.
– Było super, Penny! Miałaś rację. Gdybym nie poszła, żałowałabym – skłamałam.
Po raz kolejny okłamałam tę kobietę, przez co czułam się niesamowicie winna. Ale w tym przypadku chyba nie miałam wyjścia. Niemniej, moje małe kłamstewko skutecznie odwróciło uwagę Penelope od syna.
– Gdzie cię zabrał?
– Do jakiejś restauracji – zastanowiłam się. – Nie pamiętam nazwy, ale była bardzo ładna.
– Wspaniale! – ucieszyła się Penny. Chwilę później puściła do mnie oczko. Oho, chyba coś się szykowało... – Pocałował cię?
Poczułam przypływ gorąca na policzkach.
– Mamo! – wtrącił się Ashton. – To chyba prywatna sprawa Delilah, nie? Poza tym zobacz, jaka jest czerwona. Zaraz normalnie stanie w płomieniach.
– No dobrze, już dobrze. Nie było pytania. Chodźcie na dół, zaraz podam śniadanie.
I jakby nic się nie stało, wyszła, podśpiewując pod nosem.
– Dzięki – zwróciłam się do Ashtona. On chyba czegoś chciał, bo był dzisiaj za miły.
– Całowałaś się z trenerem? – zapytał wreszcie bez uprzedzenia, przyglądając mi się z uwagą.
– Myślałam, że to moja prywatna sprawa?
– Daj spokój – zaśmiał się. – Przecież musiałem wcisnąć matce kit. To jak?
– Ashton, słuchaj, czy dzisiaj też spaliśmy razem? No wiesz, tutaj?
– A co? – Zmrużył oczy.
– Czyli jednak? Myślałam, że to sen – przyznałam, czując się niezręcznie. Poprawiłam się na łóżku i bardziej schowałam pod kołdrą. Tabletka zaczynała działać, bo uczucie kłucia powoli zanikało.
– Śnię ci się, dziewczynko z ulicy? – zaśmiał się Irwin.
Przypomniałam sobie koniec randki z Arturem, dlatego mocniej się zaczerwieniłam. Przygryzłam wargę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Może jakbym milczała, Ashton dałby spokój i by stąd wyszedł? Postanowiłam całkiem olać chłopaka, co było strasznie nie fair przez wzgląd na jego dzisiejszą pomoc, ale nie miałam innego wyjścia. Podniosłam się z łóżka, niepewnie stając na nogach. Chciałam iść do łazienki wziąć prysznic, ale niespodziewanie Ashton złapał mnie za ramię i pociągnął, skutkiem czego wylądowałam znów na pościeli. A Irwin wylądował na mnie. Niebezpiecznie zbliżył twarz i uśmiechnął się znacząco.
– Czyli rozumiem, że trenerek cię pocałował? Fajnie lizać się ze staruchem?
– Ashton! Zwariowałeś? – prychnęłam, starając wyrwać się z uścisku. Na marne. – Puść mnie, bo...
– Bo co?
– Bo zawołam Penny – wymyśliłam na poczekaniu.
– Tak? I myślisz, że jak zareaguje matka, widząc nas w takiej pozycji? Będzie zadowolona?
Przełknęłam głośno ślinę.
– Czego chcesz?
– Prawdy. Lizałaś się z trenerkiem czy nie? – brzmiał groźnie i pewnie. – Inaczej cię nie wypuszczę, a ktoś w końcu przyjdzie sprawdzić, czemu nie schodzimy na dół.
– Jesteś dupkiem.
– Różnie mnie nazywają. Więc?
Coraz bardziej denerwowały mnie te głupie gierki. Wczoraj w samochodzie, dzisiaj tu? Ciekawe, gdzie zostanę uwięziona jutro... Poddałam się, bo oddech Ashtona załaskotał mnie w szyję. Poza tym czułam ciepło bijące od jego ciała, przez co zadrżałam.
– Tak. Całowaliśmy się – powiedziałam i chcąc pokazać, że nie kłamałam, spojrzałam prosto w zielone oczy chłopaka. Poruszył się nieznacznie. – Ale to nieważne.
– Dlaczego?
– Bo już nigdy więcej się to nie powtórzy. A w ogóle – dodałam, marszcząc czoło – czemu cię to interesuje? Przecież mnie nienawidzisz.
Ashton przybliżył się, przez co czułam jego usta przy swoich. Zamarłam przerażona. Tylko nie wiedziałam, czy byłam bardziej przerażona jego zachowaniem, czy tym nagłym gorącem, które pojawiło się w dole brzucha.
– Racja. Nienawidzę cię – wyszeptał i od razu poderwał się na nogi. Widząc mój zamroczony wyraz twarzy, roześmiał się głośno. Gorąco z brzucha przeszło prosto na policzki. – A ty znowu czerwona. Do zobaczenia na śniadaniu, dziewczynko z ulicy.
Wyszedł.
Miał szczęście, bo rzucona przeze mnie poduszka trafiła w zamknięte już drzwi. Opadłam z jękiem na pościel. Dlaczego Ashton mi to robił, do cholery? Aż tak bardzo lubił ze mnie drwić i żartować? Głupi, beznadziejny, cholerny dupek! Już on mnie popamięta! Trzeba zacząć rozkręcać plan. Najwyższy czas przejść do drugiego etapu, czyli faktycznego rozkochania Irwina w Melody.
Z mściwym uśmieszkiem poszłam do łazienki.

*

– Może odpuszczę wuef? – zwróciłam się do Melody, kiedy obie szłyśmy w stronę sali gimnastycznej. – Pójdę do pielęgniarki, bo coś głowa zaczyna mnie boleć. I nogi. W sumie w gardle też mnie drapie. To chyba grypa, nie?
Aby całość zabrzmiała w miarę przekonująco, kaszlnęłam i parę razy pociągnęłam nosem.
Mel chyba nie uwierzyła.
– Uspokój się. Byliście na randce, wielkie mi co. Nie rozumiem, czego tu się wstydzić?
Westchnęłam, poddawszy się. Czułam się głupio, okłamując przyjaciółkę, ale bałam się wyznać prawdę. Melody chyba by tego nie zrozumiała. Ba! Sama nie rozumiałam, dlaczego wtedy pomyślałam o Ashtonie. Poza tym Mel go nienawidziła, a ja... Cóż, przyzwyczaiłam się już do wygłupów Irwina. Znaczy, na pewno niebawem się jej przyznam, lecz potrzebowałam jeszcze ze dwóch dni spokoju, aby sobie wszystko dokładnie poukładać. Chociaż na razie ciągle byłam w rozsypce. 
– Masz rację.
Przebranie się w strój trwało zdecydowanie za krótko. Mogłam się postarać i wydłużyć czas poprzez wolniejsze zdejmowanie lub zakładanie koszulki. I wtedy zamiast pięciu minut wyszłoby dziesięć, czyli mniej zajęć.
Kiedy tylko weszłam na salę, niemalże od razu poczułam na sobie wzrok Artura. Natychmiast opuściłam głowę i podeszłam do Melody stojącej wraz z grupką dziewczyn. Starałam się zniknąć w tłumie.
– Dzisiaj, dziewczęta, jak i przez cały tydzień zajmiemy się graniem w siatkówkę. Proszę, podzielcie się na dwie drużyny, a potem zróbcie szybką rozgrzewkę. Może ty, Johnson, ją poprowadzisz?
Artur dmuchnął w gwizdek i odszedł.
Poczułam niewysłowioną ulgę. Najwyraźniej mu też było głupio. Czyżby postanowił udawać, że nigdy się nie umówiliśmy? Na moją twarz wdarł się uśmiech.
– I co? – szepnęła Melody. – Było aż tak źle?
– Nie. Właściwie dziękuję, że mnie tu zaciągnęłaś.
Zajęcia przebiegły naprawdę płynnie i nim się spostrzegłam, zadzwonił dzwonek na przerwę. Na szczęście wychowanie fizyczne było ostatnim przedmiotem, więc mogłam wreszcie wrócić do domu Irwinów. Obiecałam rano Penny, że pomogę jej przyrządzić obiad, bo podobno znalazła nowy przepis w Internecie. Uwielbiałam z nią gotować. Poza tym zawsze wtedy Max dołączał do nas w kuchni, a z tym malcem każdy dzień należał do wyjątkowych.
Dochodząc do drzwi, usłyszałam wołanie:
– Delilah, czy mógłbym cię prosić?
– Ekhm – chrząknęłam, odwracając się do Artura. – Jasne.
Podeszłam do niego niepewnym krokiem. Idąc, opuściłam głowę i patrzyłam na trampki, jakby były najciekawszym okazem na sali gimnastycznej.
– Chyba powinniśmy sobie wyjaśnić wczorajszą sytuację, nie sądzisz? – zaczął spokojnie, choć w głosie Witkowsky’ego usłyszałam żal.
Kurwa! Naprawdę myślałam, że Artur się poddał i postanowił usunąć ze swojego życia kogoś takiego jak Delilah Mosley.
– Przepraszam.
– Za co?
– Że uciekłam bez żadnego słowa – wyjaśniłam wstydliwie. – Sama się nie spodziewałam mojej... reakcji. Byłam w szoku i nie wiedziałam, co robić. Naprawdę bardzo mi przykro, Arturze.
Dopiero teraz zdobyłam się na uniesienie głowy i popatrzenie na twarz trenera. Wyglądał na zadumanego, ponieważ zmarszczył czoło.
– Okej, rozumiem. Okej.
– Czyli między nami jest już dobrze? – zapytałam z nadzieją. – Nie gniewasz się?
– Cóż, zaskoczyłaś mnie. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z sytuacją, że dziewczyna, którą... której  – rozejrzał się po sali, zapewne sprawdzając, czy nikt nie podsłuchuje – robiłem dobrze, nagle krzyczy imię jakiegoś innego faceta.
Zarumieniłam się bardzo mocno.
– Przepraszam. – No bo ci innego mi pozostało? Przeszłości nie zmienię.
– Myślę, że następnym razem będziesz krzyczeć tylko i wyłącznie moje imię.
– Co? Następnym razem? – Artur nie zamierzał się poddać? Nadal chciał się ze mną umówić? Zanim zdążył odpowiedzieć, szybko dodałam: – Nie będzie już następnego razu. Przykro mi, ale ja.. ja chyba spasuję.
Artur zmrużył gniewnie oczy, w wyniku czego cofnęłam się o krok.
– Spasujesz? – powtórzył. – Kim jest ten Ash?
– Ja... Arturze, to...
Na szczęście, a może i nieszczęście, do sali wszedł  nawołujący mnie Ashton:
– Delilah! Tu jesteś! Szukam cię i szukam! – wyżalił się, wyrzucając ręce w powietrze. Podszedł do nas, nieznacznie kiwnął głową do Artura, po czym złapał mnie za ramię i pociągnął: – Zajęcia już dawno się skończyły. Pamiętasz, że mamy odebrać Maxa z przedszkola?
– Ciebie też miło widzieć, Ashton – westchnęłam. Dopiero po paru sekundach zorientowałam się, że nie kłamałam. Serio cieszyłam się z jego obecności. Poniekąd mnie uratował.
– Ash...ton? – wtrącił się Artur, sugestywnie przeciągając pierwszą sylabę imienia Irwina. – Dobrze więc, jesteś wolna, Delilah. Porozmawiamy wkrótce.
Nie odpowiedziałam, bo Witkowsky po prostu odszedł.
– Wszystko ok? Wyglądasz dziwnie – stwierdził wyjątkowo trafnie Irwin. – Przypominam ci, że bzykanie się z nauczycielem nie jest tak do końca legalne.
– Nie bzykam się z nauczycielem – zaprzeczyłam i od razu się zarumieniłam. Jak najszybciej musiałam zmienić temat, by Ashton nie zaczął brnąć dalej. – A tak szczerze, to nie pamiętam, żebym po szkole miała odebrać z tobą Maxa. Wymyśliłeś to.
– Jesteś pewna, dziewczynko z ulicy?
Przygryzłam wargę.
– Tak? – Zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stanowcza odpowiedź.
– Chodź.
Odetchnęłam i bez dalszych słów pozwoliłam ciągnąć się w stronę wyjścia, a później parkingu. Naprawdę nie rozumiałam, o co chodziło temu idiocie. Dlaczego tak nagle stał się w miarę miły, pomocny i bardzo zainteresowany moim życiem prywatnym? Przecież jeszcze tydzień temu po poproszeniu go o podwiezienie zostałam zwyzywana i zrównania z ziemią. Czyżby on też wprowadził w życie jakiś plan bezpośrednio ze mną związany? Pragnął się mnie pozbyć lub upokorzyć? Musiałam dokładniej przyjrzeć się jego zachowaniu. Od dzisiaj Ashton Irwin musi znaleźć się pod całodobową obserwacją.
Może namówiłabym Maxa, aby też miał na niego oko? Wyobraziłam sobie małego aniołka starającego się wyciągnąć na światło dzienne wszystkie brudy starszego brata.
Och, Delilah, ty cwana bestio.

6 komentarzy:

  1. Ile w tym jest życia, a ile marzeń?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tak gdzieś 3/4? Marzeń, oczywiście. :)

      Usuń
  2. 0:22, jaka punktualna ! :D
    Te plany i podejrzenia Deli:)

    Pozdrawiam, P. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Im dłużej piszesz tym ciekawiej. Dobrze że ten romans się skończył. Super rozdział oby było takich więcej. :) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, romans był jednak głupim pomysłem - o czym Deli się przekonała na własnej skórze. :P
      Dziękuję bardzo!

      Usuń