Rozdział XXXIII
Po dziesięciominutowej kłótni, wymienieniu wszystkich za i przeciw, wreszcie się poddałam. Wiedziałam, że innym sposobem w życiu nie dadzą mi spokoju. Zgodziłam się na jedno piwko, z zastrzeżeniem, że jeżeli będą próbowali wlać we mnie więcej, obrażę się. Skończyło się tak, że siedzieliśmy w zatłoczonym pubie, śmiejąc się i przedrzeźniając. Chłopaki mieli rację: potrzebowałam tego. Mogłam choć na chwilę przestać myśleć o tragicznej randce, a raczej jej zakończeniu. Dlaczego zawsze musiałam wszystko popsuć? Na dodatek czułam przerażenie względem samej siebie. Nie do końca rozumiałam, czemu ujrzałam akurat twarz Ashtona. Czemu to nie mógł być na przykład Isaac? Albo Mike? Albo nawet Luke czy Calum?
Pokręciłam głową, bo zaczynałam pleść głupoty.
Mike siedział bokiem, przez co miał świetny widok na bar. Powiodłam za jego spojrzeniem. Ten czerwonowłosy zbuczuch bez żadnych skrupułów obczajał długonogą blondynkę wypinającą się przed jakimś staruchem. Issy wyzerował piwo niemalże jednym haustem. Wywróciłam oczami, kiedy uśmiechnął się zwycięsko i mrugnął. Wzięłam łyczka swojego. Kończyłam pić drugie, czego świadomość wprowadziła mnie w lekką konsternację.
Czas zwolnić, Delilah.
– Jakim cudem w ogóle zgadaliście się na ten dzisiejszy wypad? – zapytałam jawnie zainteresowana, przypominając sobie wzmiankę Mike’a w samochodzie.
– Ale ty smędzisz.
– Zamknij się, Issy.
– Widzisz – wtrącił się Mickey, przerywając tym samym nadchodzącą wielkimi krokami sprzeczkę – to proste, Deli. Zakumplowaliśmy się z Holtem po mojej imprezie urodzinowej i tak wyszło, że parę razy wyskoczyliśmy sobie na kulturalne piwko.
– Ej, chwileczkę – zadumałam się. – Zanim zajechaliście pod blok Artura, też piliście?
– No, tak.
– Issy, ty kretynie! – krzyknęłam, zwracając się do bruneta. Wydawał się zdziwiony. – Dlaczego, do jasnej Anielki, prowadziłeś, nie będąc trzeźwym? Pogięło cię?!
– Spokojnie, mamo. Wypiłem tylko jedno piwo.
– Chyba aż jedno. Issy, to niebezpieczne. A ty co się śmiejesz? – warknęłam na Mike’a. – Też nie jesteś bez winy. Mogłeś go powstrzymać.
– Bez niej było spokojniej.
– Następnym razem po prostu odwieźmy ją do domu – przytaknął Issy, wstając i bezceremonialnie odchodząc od stolika.
– Czemu się zgodziłam i przyszłam tu z wami? Dlaczego nie mogłam jak grzeczna dziewczynka wrócić do domu, odrobić lekcje i położyć się spać?
– Bo byłaś na randce, na której nauczyciel robił ci palcówkę – zaśmiał się głośno Mike, za co dostał pięścią w ramię. Mocno. – Ał! Co mnie bijesz? To prawda!
Do czasu powrotu Isaaca oboje milczeliśmy obrażeni.
– A wam co?
– Nic – odpowiedzieliśmy równocześnie, wskutek czego uśmiechnęliśmy się do siebie, tym samym zażegnując krótki konflikt.
– Aha. Ej, Mosley, a tak poważnie, może skończycie już z tym bezsensownym planem? No wiesz, skoro lecisz na Irwina... Mel nie zepsuje sobie nerwów, ty będziesz mogła się z nim umówić.
– Wcale na niego nie lecę i nie chcę się z nim umówić! – zaprzeczyłam.
– No, jasne. Bo to że krzyknęłaś jego imię, to czysty przypadek.
– Masz rację.
– Lecisz na niego? – Issy z zaskoczenia uniósł wysoko brwi.
– Nie, to czysty przypadek.
– Zamierzasz w ogóle wspomnieć Mel o tym „czystym przypadku”?
Przy ostatnich dwóch słowach podniósł rękę i narysował cudzysłów w powietrzu. Wywróciłam oczami.
– Szczerze? Nie wiem. Wolałabym już nikomu nie mówić, ale to Melody, więc w sumie powinna wiedzieć. W końcu jest główną, z braku lepszego słowa, przynętą. – Zmarszczyłam czoło. – Z planu na pewno nie zrezygnuję, bo Ashtonowi się należy. Mimo wszystko to dupek.
– O czym wy, do chuja, mówicie? Jaki plan?
Mike wyglądał na wkurzonego. Skrzyżowaliśmy z Issym spojrzenia. Przedstawienie planu Cliffordowi, przyjacielowi ofiary, nie wydawało się najrozsądniejszym posunięciem.
– Chyba lepiej, jeżeli nie będziesz wiedział, Mickey. Przykro mi.
– Może i tak – zgodził się, ale nie wyglądał na całkiem przekonanego. – Tylko nie złamcie Ashowi serca, ok?
– Co?
– Skoro wspomnieliście o takich osobach jak: Ashton, Melody i ty, Delilah, wywnioskowałem, że próbujecie zagrać na jego uczuciach. Dlatego proszę, nie złamcie mu serca.
– No, okej – potaknęłam przejęta. – Nie zamierzasz nas powstrzymać? Albo, co gorsza, zakapować Ashtonowi?
Mike spojrzał mi głęboko oczy.
– Ash to mój kumpel, ale czasami mu się należy. Poza tym ufam ci, Delilah. Jesteś dobrą osobą, nie pogrążysz drugiego człowieka. Aha, no i bardzo lubię niewinne żarciki – dodał z szerokim uśmiechem, rozładowując atmosferę.
Wraz z Issym zaśmialiśmy się, choć zrobiłam to chyba nieco sztucznie. Odganiając głupie myśli, dopiłam resztkę piwa.
– Pójść ci po piwo, Deli? – zaproponował Mike, po tym jak skończył swoje.
– Nie, dzięki. Powinnam już spasować.
– Jak wolisz.
Sięgnęłam do torebki po telefon. Miałam dwa esemesy od Mel, w których życzyła powodzenia na randce, i jedno nieodebrane połączenie od... Ashtona?
– Dziwne – stwierdziłam, podnosząc głowę i pokazując urządzenie Isaacowi. – Ashton do mnie dzwonił? Przecież wiedział, że jestem na randce? No nic, dowiem się jutro, o co chodziło.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam rozglądać się po pubie. Nawet nie znałam jego nazwy, ale Mike i Issy prawdopodobnie często tutaj bywali. Przy zamawianiu pierwszego piwa barman przywitał się z chłopakami, pytając, czy chcą to, co zwykle. Ogólnie pub znajdował się dalej od centrum Sydney, dlatego w środku nie było zbyt tłoczno. Z głośników leciała rockowa muzyka, na ścianach powieszono trzy gitary, a podrapane ściany... Cóż, chyba jednak nie należały do dekoracji.
– Del – Issy zwrócił na siebie moją uwagę – mam wrażenie, że wasz plan nie wypali.
– Dlaczego?
– Nie jestem pewien, czy Mel jest odpowiednią osobą do rozkochania Irwina – wyjaśnił, bacznie mi się przyglądając.
Bezwiednie przygryzłam wargę.
– Niby czemu? Przecież Ashton na nią leci. A kto według ciebie jest? No wiesz, kto rozkocha w sobie Ashtona?
Holt milczał. Nawet gdy wrócił Mickey z piwem, Issy nie pisnął więcej słowem o planie, co wydawało się trochę dziwne. Co w ogóle skłoniło Isaaca, by tak pomyśleć? Może wiedział coś więcej? Czy Ashton miał na oku jakąś inną dziewczynę, dla której zrezygnowałby z przespania się z Mel – do tej pory jedynej, która go rzuciła?
Głupie gadanie, przecież Melody pasowała idealnie.
*
Mickey i Issy zdecydowanie posiadali dar przekonywania. Z pubu więc wyszłam, a raczej zostałam wypuszczona, dopiero po wypiciu czterech piw, przez co teraz kręciło mi się w głowie. Dochodziła prawie druga w nocy, a ja kroczyłam chwiejnie w stronę domu, śmiejąc się z kolejnego dowcipu Mike’a. Miałam wrażenie, że bawiłam się teraz lepiej niż na randce z Arturem.
– Możecie mi przypomnieć, dlaczego idziemy, a nie jedziemy moim pięknym samochodem? – zapytał znów o to samo Issy. – Bolą mnie nogi.
Zarzuciłam rękę na jego ramieniu i uśmiechnęłam się szeroko.
– Po pierwsze, przestań biadolić. A po drugie, a raczej dziesiąte, bo niezliczenie wiele razy ci to mówiłam, jesteś pijany!
– Wcale nie!
– No, okej, ale trzeźwy też nie jesteś.
Nie odpowiedział. Udało mi się zamknąć jadaczkę Isaacowi Holtowi! Ze szczęścia podskoczyłam, co okazało się być głupim pomysłem, bo gdyby nie trzymający mnie Mike, wyrżnęłabym się na chodnik.
– Za to ty jesteś pijana, Deli – zaśmiał się Clifford.
– Co? Wcale nie. Czuję się świet-tnie – czknęłam. To wystarczyło, by w miarę otrzeźwieć. – Jezu, naprawdę jestem pijana. A jak Penny albo Tom na mnie czekają? Co będzie, jak zobaczą mnie w takim stanie? Jezu!
– Spokojnie! Wystarczy, że będziesz cicho, nie wywrócisz się i nie zrobisz hałasu.
– Aż tyle za jednym razem?
Byłam całkowicie przerażona. Issy za to chyba bawił się nieźle, bo co chwila parskał śmiechem lub wywracał oczami. Choć czy to ostatnie można traktować jako zabawę?
– Poradzisz sobie, jesteś mądrą dziewczynką, Delilah.
– Dzięki – uśmiechnęłam się do Clifforda. – Ej, Mike, czuć ode mnie alkohol? – Bez uprzedzenia nachyliłam się nad chłopakiem i chuchnęłam mu prosto w twarz.
– Tylko trochę – skrzywił się. – Jak wrócisz, umyj zęby.
Zmarszczyłam czoło, a kiedy znaczenie słów Mike’a do mnie dotarło, szybko pokiwałam głową.
– Koniecznie zapamiętać: jak wrócę do domu, umyję zęby.
– Raczej „wyszoruję” – wtrącił się Issy, za co dostał w ramię od Mike’a. Mimo wszystko obaj zachichotali.
Próbowałam zapamiętać to dziwne słowo, więc musiałam się skupić. Po chwili podniosłam głowę, zadowolona, że mi się udało, i ze zdziwienia dostrzegłam dom Irwinów.
– Już? Tak szybko? Teleportowaliśmy się?
– Stoimy tu od pięciu minut, Del – wyjaśnił Issy, po czym zwrócił się do Mike’a: - Nigdy już nie piję z babami. Więcej z nimi problemów niż pożytku.
– Poczułam się obrażona.
– Prawidłowo.
– Zemszczę się, kiedy będę stała stabilnie na nogach. Teraz może mi się nie udać.
– Może ją tam wprowadzić? – zapytał Mickey, ignorując, że stałam obok. – Deli, masz zadanie. Puść nas i stój.
Kiwnęłam głową.
– Teraz?
– Tak. – Issy wywrócił oczami.
Po dwóch głębokich wdechach puściłam najpierw Mike’a, a po kolejnych czterech odważyłam się zrobić to samo z Isaaciem. Nogi trochę mi się trzęsły, świat też trochę wirował, ale chyba było okej. Nie wywróciłam się.
– Ej! Stoję. – Nie pamiętałam, kiedy ostatnio byłam tak dumna z siebie.
– Brawo. A teraz idź do domu. Tylko cicho. Obiecaj.
– Obiecuję.
Odetchnęłam, skupiając się na misji. Poczułam chwilowe przejaśnienie w głowie, więc postanowiłam korzystać z chwili. Rzuciłam krótkie „na razie” i ruszyłam przed siebie. Z otwarciem drzwi poszło szybko, podobnie jak z ich zamknięciem. Coś kliknęło, przez co spanikowałam. Chwilę poczekałam, ale nie usłyszałam żadnych kroków, więc się rozluźniłam. Postanowiłam buty i kurtkę zdjąć w pokoju, żeby nie narobić hałasu. Dalsza droga przebiegła gładko. Odsapnęłam dopiero wtedy, gdy zamknęłam się w pokoju. Strach odleciał, a ja czułam jedynie znów wielkie szczęście.
Zrobiłam dwa kroki do przodu i nie zauważyłam czegoś wystającego na podłodze, przez co w tej sekundzie leżałam na podłodze. Zachichotałam.
– Delilah?
Usłyszałam głos, więc zamarłam. Boże! Przyłapali mnie! Szybko wstałam na nogi i już chciałam przepraszać i błagać o wybaczenie, ale na szczęście dostrzegłam Ashtona.
Zaraz...
– Ashton? Co robisz w moim pokoju? Bo to mój pokój, prawda? – zapytałam, nerwowo rozglądając się wokół. Znajome biurko, szafa, nawet krzesło. Nieznajoma koszulka na podłodze, ale podłoga znajoma.
– Jesteś pijana?
– No co ty? Ja? Phh – prychnęłam i możliwe, że go oplułam, bo westchnął. – Nie.
– Jasne. Ile wypiłaś?
– Ja? – przeciągałam, starając się wybrnąć z kłopotów. Zmrużyłam oczy. Nagle uświadomiłam sobie coś niepokojącego. – Skoro to mój pokój, to co tutaj robisz? Śpisz w moim łóżku?
Chcąc potwierdzić własne słowa, podeszłam bliżej. Ashton faktycznie siedział na moim łóżku w moim pokoju. Na wszelki wypadek dźgnęłam go w policzek, by sprawdzić, czy był prawdziwy. Dzisiaj, jeżeli chodziło o Irwina, ciało mnie zawodziło.
– Ej?
– To naprawdę ty!
– Jesteś dziwna, dziewczynko z ulicy – westchnął i zmierzwił swoje włosy. Pierwszy raz ta bezsensowna ksywka nie zabrzmiała w jego ustach jak obelga. Tylko jak coś... normalnego?
– Czemu tu jesteś?
– Skoro musisz wiedzieć – chrząknął – czekałem na ciebie. No wiesz, aż wrócisz z randki – wytłumaczył, widząc zapewne moją niepewną minę.
– Dlaczego?
– Chciałem zobaczyć, czy wszystko w porządku. Dzwoniłem – dodał, co zabrzmiało jak wyrzut.
– Wiem.
– To czemu nie odebrałaś?
– Byłam zajęta – wyjaśniłam, po czym wreszcie zdjęłam buty i kurtkę. Trochę się chwiałam, więc musiałam podtrzymać się łóżka. Spod poduszki wyciągnęłam koszulkę, robiącą za piżamę, i ruszyłam do łazienki. Nagle coś mi się przypomniało. – Muszę wyszorować zęby, dałam słowo Mike’owi i Issy’emu.
W łazience poza przebraniem się, dotrzymaniem obietnicy, przemyłam także twarz zimną wodą. Poczułam się o niebo lepiej. Z szerokim uśmiechem rzuciłam się więc na łóżko koło Ashtona. Wyglądał na zbitego z pantałyku. Miał tak śmieszny wyraz twarzy, że musiałam się zaśmiać.
– Mike’owi i Issy’emu? – powtórzył. – A co z trenerem?
– Serio chcesz wiedzieć?
– Inaczej przecież bym nie pytał, dziewczynko z ulicy.
Położyłam się na boku, podpierając łokciem, przez co patrzyłam prosto na Ashtona. Chłopak leżał obok mnie tylko w bokserkach. Zagryzłam więc wargę, bo na zawstydzenie się byłam za pijana.
– Najpierw poszłam na randkę, a później spotkałam się z chłopakami. Poszliśmy do pubu. Piłam piwo – wyszczerzyłam się.
– Czuć.
Ashton uśmiechnął się, machając, jakby chciał odgonić nieprzyjemny zapach. Natychmiast zatkałam usta ręką.
– Ale ja naprawdę wyszorowałam zęby!
– Wierzę – zaśmiał się, a w jego policzkach pojawiły się dwa urocze dołeczki. Urocze. Nie kłamałam, były urocze. Bardzo urocze. – Jesteś nawet zabawna po pijaku. Powinnaś częściej pić.
Nie odpowiedziałam. Przykryłam się kołdrą, położyłam głowę na poduszce i przymknęłam oczy. Czułam się taka zmęczona. Odetchnęłam głęboko.
– Śpisz?
– Może – odpowiedziałam po jakimś czasie i ziewnęłam szeroko. – A ty?
– Może.
Otworzyłam oczy. Ashton przyglądał mi się z uwagą, więc uśmiechnęłam się sennie. Na tę chwilę nie stać mnie było na nic innego.
– To śpijmy. Jestem chyba trochę pijana.
– Brawo, Sherlocku – parsknął cicho.
Brawo, kto?
– Jestem Delilah, pamiętasz?
Ashton pokręcił z niedowierzania głową, nic nie mówiąc. Zauważyłam, że wpadł mu do oczu kosmyk włosów. Bez zastanowienia więc sięgnęłam i założyłam go za ucho, lekko głaszcząc policzek chłopaka. Ashton pod wpływem mojego dotyku znieruchomiał. Przestraszyłam go? Szybko zabrałam rękę, chowając ją pod kołdrą.
– Dobranoc, Ash.
Zamknęłam oczy i ponownie ziewnęłam. W głowie już prawie mi się nie kręciło, dlatego też chciałam jak najszybciej zasnąć. W końcu to mogło wrócić.
– Mam tu spać? – Usłyszałam jakby zza ściany.
– Mhm...
– Aha. Wszystko jasne...
Zanim zapadłam w głęboki sen, poczułam poruszenie, a później coś bardzo ciepłego. Na sekundę uchyliłam powieki, a widząc przed sobą klatkę piersiową Ashtona i czując obejmującą mnie rękę, nie mogłam się nie uśmiechnąć.
– Dobranoc, dziewczynko z ulicy.
zdecydowanie świetny i zdecydowanie za krótki :)
OdpowiedzUsuńP.
Zaje*bisty rozdział szkoda że taki krótki. 😘
OdpowiedzUsuńDzięki Wam! A to że krótki, to chyba ostatnio u mnie norma. Postaram się pisać dłuższe! :)
OdpowiedzUsuńKońcówka super - taka... ciepła i słodka - miło zaskoczyłaś :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńRozdział wymowny, bardzo... To picie... Ech... :(
OdpowiedzUsuńTrochę dziwne, że człowiek z niektórymi problemami radzi sobie, pijąc alkohol, ale cóż... Tak już było od zarania dziejów. :)
Usuń