30 czerwca 2017

Dziewczynka z ulicy (E)

Epilog

Zobaczyłam.
Dokładnie tydzień później, kiedy Tom wraz z Penny pojechali do dziadków po Maxa. Podobno mały miał jechać na jakieś półkolonie, czy coś w tym rodzaju. Oczywiście, nim Tom w ogóle zgodził się zostawić nas samych z Ashtonem w domu, wprowadził jakieś miliony reguł, z których jasno wynikało, co mogliśmy robić, a czego w żadnym wypadku. Wreszcie Penny nie wytrzymała, wzięła męża na stronę i powiedziała mu coś do słuchu. Gdy do nas wrócił, poprosił tylko, byśmy zachowywali się roztropnie. Z grzeczności próbowałam powstrzymać śmiech, ale Ashton wcale się nie krępował. Roześmiał się głośno, za co później dostał ode mnie w łeb.
– Delilah! Chodź szybko! Potrzebuję pomocy!
Nawoływania Ashtona dobiegało z piętra. Bez słowa zostawiłam brude naczynia w zlewie i pobiegłam wprost do pokoju chłopaka. Po otwarciu drzwi moim oczom ukazał się dziwny widok. Jakby deja vu.
Ash leżał na łóżku, pocił się i sapał. Przygryzłam wargę, tak jak kiedyś podchodząc bliżej.
– Masturbujesz się, prawda? – zapytałam lekko drżącym głosem.
– Może? Chodź.
Wyciągnął do mnie rękę, którą po chwili wahania złapałam. Zostałam pociągnięta, przez co upadłam wprost na Ashtona. Jęknął, kiedy bezwiednie otarłam się o jego kroczę.
– Przepraszam...
– Nieważne – wyszeptał przy moim uchu, podgryzając je. Po chwili dłonie Ashtona znalazły się pod bluzką, którą bez pytania ściąnął. – Masz za dużo warstw, dziewczynko z ulicy. Trzeba coś z tym zrobić.
– Ja... ale...
Pocałował mnie mocno, brutalnie, budząc ukryte do tej pory uczucia. Przez chwilę nie wiedziałam, co się działo. Kiedy jednak odrzucił kołdrę na bok, przylgnąwszy całym ciałem, nie potrafiłam się opanować. Oddałam pocałunek, a ramionami objęłam Ashtona wokół szyi. Całowaliśmy się długo, ze dwa razy musiałam się oderwać, by złapać oddech. Nagle Ash odpiął guziczek moich jeansów, które ściągnął. Chwilę później jego palce zahaczyły o gumkę majtek. Chciałam przystopować, niepewna, czy byłam gotowa na tak duży krok.
– Ashton... Myślę, że...
– Za dużo myślisz, dziewczynko z ulicy – wysapał mi prosto w usta, przejeżdżając językiem po dolnej wardze.
Nim się spostrzegłam, majtki jak i stanik wylądowały na podłodze. Nie miałam czasu się nawet zawstydzić. Ashton skutecznie mi to uniemożliwił.
– Masz – powiedział przytłumionym głosem, wsadzając mi w dłoń... – Baw się.
– Żartujesz, prawda?
Chyba musiałam wyglądać na przerażoną, bo Ash głośno się roześmiał.
– Nie. Możesz robić, co tylko ci się żywnie podoba. Tylko nie gryź – zastrzegł, po chwili zamyślenia.
W zasadzie nigdy nie trzymałam penisa w ręku. Przyjrzałam mu się uważnie, nim zaczęłam cokolwiek robić. Najpierw przejechałam dłonią po całości, skutkiem czego Ashton zadrżał. Wykonałam jeszcze parę podobnych ruchów, aż wreszcie pochyliłam się niżej. Z bliska penis wydawał się nieco grubszy i śmieszniejszy, o ile można w ogóle było tak powiedzieć. Uwidoczniły się żyły, poza tym stał się bardziej śliski.
– Czy ty go... wąchasz?
– Nie – skłamałam zawstydzona, raptownie się prostując. – Ja po prostu...
Ash zaczął się śmiać tak dobitnie, że aż złapał się za brzuch. Wkurzyłam się. Bez namysłu ponownie nachyliłam się nad okazałością chłopaka i chuchnęłam gorącym powietrzem. Już nie było mu do śmiechu. Szczególnie gdy polizałam główkę. Wtedy Ash jęknął. Kiedy zaś wzięłam całego penisa do buzi, ssając i poruszając językiem, Ashton już nie jęczał. On rzęził.
Niespodziewanie zostałam przekręcona na plecy, a Ash położył się na mnie całym ciężarem. Próbowałam go pocałować, ale się wyrwał.
– Nie rób tego, proszę. Przed chwilą robiłaś mi loda. Nie całuj mnie później, bo się porzygam.
Wywróciłam oczami.
– Jesteś taki delikatny – zauważyłam zdziwiona. – Kiedy ty mi robiłeś dobrze, potem się całowaliśmy, pamiętasz?
– Tak, ale to co innego.
– Wcale nie – zaoponowałam. Chciałam dodać coś jeszcze, ale palce Ashtona znalazły się tam na dole. Znów straciłam świadomość i poczucie czasu. Czułam się niesamowicie, jakby wszystkie troski nagle wyparowały.
Reszty wam nie opowiem, bo to moja słodka tajemnica. Poza tym gdyby Ash dowiedział się, o czym piszę w tym dzienniku, obraziłby się i znów mielibyśmy ciche dni. Ostatnio zdenerwował się, bo zapomniałam mu przypomnieć o moich urodzinach. Czasami życie z tym dupkiem bywało męczące...
Chociaż nie powiem, znalazły się też chwile przepełnione szczęściem. Jak choćby zakończenie liceum, dostanie pracy czy kupienie mieszkania. Tak, dobrze słyszeliście! Pół roku temu, kiedy Ashton skończył studia i wrócił do Sydney, postanowiliśmy zamieszkać razem. Kochałam Irwinów, ale Tom widząc, jak się z Ashem migdalimy, chrząkał sugestywnie i nam przerywał, co powoli stawało się męczące. Marzyliśmy więc o odrobinie spokoju. Penny chyba też się ucieszyła z naszej decyzji, lecz z nieco innego powodu. Była dumna z Ashtona, że wydoroślał i zaczął poważniej myśleć o przyszłości. Max... Cóż, Max poszedł do liceum. Uważał więc siebie za bardzo poważnego mężczyznę. Oczywiście, do czasu moich kolejnych odwiedzin, gdzie bawiliśmy się jak za dawnych, starych czasów. Poza tym parę razy napomknął mi o pewnej dziewczynie, z którą chodził do klasy...
– Hemmingsy dzwonią.
Do pokoju wszedł zmęczony Ashton. Rzucił się obok na łóżku i podał mi telefon. Przymknął oczy, kładąc głowę na moim brzuchu.
– Halo?
– Deli, nareszcie – przywitała się Melody. – Następnym razem, gdy dupek odbierze, rozłączę się. Jak Boga kocham.
– A co ten dupek zrobił?
Dostałam kuksańca w bok, więc mimowolnie zachichotałam.
– Powiedział, że mam cię dzisiaj nigdzie nie wyciągać. Podobno będziecie coś świętować? Ale dobrze wiesz, że potrzebuję pomocy. Nadal nie mogę zdecydować czy kupić beżowe, czy brązowe!
– Mówisz o kafelkach, prawda? – spytałam dla pewności, marszcząc czoło. Zaczęłam bawić się włosami Ashtona, który zamruczał cichutko.
– No, tak, tych do kuchni, gwoli ścisłości.
– Musiałabym je zobaczyć, Mel... – Ashton wyrwał mi komórkę z dłoni i westchnął: – Jutro sobie pogadacie. Na razie.
Prychnęłam.
– Wiesz, że nienawidzę, gdy tak robisz... Ale tym razem dziękuję – uśmiechnęłam się. – Uwielbiam ją, ale mam dość tego ich remontu. Nie dziwne, że Luke co chwila wymiguje się pracą.
– Też będę tak robił.
– Co? – zapytałam zaskoczona. – Przecież nasze mieszkanko jest już dawno skończone?
Ashton oparł się na łokciach.
– Ale powinniśmy je powiększyć. Albo po prostu kupić większe.
– Dlaczego? – Ze smutkiem popatrzyłam na nasz pokój, który tak bardzo uwielbiałam. Wszystko tutaj wybrałam, nawet głupie zasłony na okna. Przypomniałam sobie nagle słowa Melody. – Co ty tak właściwie chciałeś świętować?
– Liczyłem, że sama się przyznasz, ale najwidoczniej miałaś ważniejsze sprawy na głowie.
– Co?
– Rodzice też już wiedzą. Nie ma za co. – Pogłaskał mnie po brzuchu. – To ona czy on?
Wybałuszyłam oczy.
– O czym ty, do cholery, mówisz, Ash?
– Nie musisz udawać, wiem, że jesteś w ciąży, Delilah. Znalazłem test w śmieciach w łazience. Był pozytywny – powiedział z taką dumą w głosie, że aż zaniemówiłam.
– Ale... ale... ale ja nie jestem w ciąży...
– Jak to? A ten test? – dopytywał, poważniejąc.
Przypomniałam sobie sytuację sprzed dwóch dni, kiedy spanikowana Melody wbiegła do mieszkania z testem w ręku, przeczuwając najgorsze. Okazało się, że wykrakała. Była przerażona, kiedy się dowiedziała. Tym bardziej że jej rodzice jeszcze do końca nie zaakceptowali Luke'a. Poza tym chłopak już i tak zaharowywał się na śmierć, by spłacić kredyt wzięty na mieszkanie, więc Mel nie chciała dokładać mu kolejnych zmartwień w postaci dziecka. Swoją drogą, ciekawa byłam, czy wreszcie wyznała mu prawdę...
– To nie mój, tylko Mel. Masz się nie wygadać przed Luke’iem, obiecaj! – zagroziłam, wbijając palec w klatkę piersiową Ashtona.
– Czyli nie będę ojcem?
– Wyczuwam w twoim głosie żal – oznajmiłam przyciszonym tonem.
– No, bo...
– Bo? – spytałam się, przekręcając na bok, by móc dokładnie widzieć twarz Asha.
– Najarałem się na syna, no! Wyobraziłem sobie, jak gramy razem w piłkę i uczę go chwytów na gitarze, i kupuję mu pierwszą perkusję, i jak daję mu rady na temat dziewczyn, i...
Zachichotałam, głaszcząc Ashtona po policzku i jednocześnie przerywając mu wywód.
– Ale to nie jest najgorsze – niemalże jęknął.
– A co?
– Poza tym, że dotykałem siuśków Wilson? – prychnął zły, na co uśmiechnęłam się szeroko. – Ech, powiedziałem rodzicom, że będziemy mieli dzieciaka... Ojciec zaniemówił, a mama popłakała się ze szczęścia. Chcą pójść z tobą na usg, żeby zobaczyć wnuka.
Już mi nie było do śmiechu. Kompletnie. Popatrzyłam groźnie na Asha.
– Lepiej pomyśl, jak to odwrócić!
– Wiem, jak to naprawić, a nie odwrócić – zastanowił się na głos, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
Aż bałam się zapytać, jednak ciekawość wygrała.
– Jak?
– Naprawdę musisz zajść w ciążę. Od dzisiaj odstawiasz tabletki.
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Ashton nachylił się nade mną i pocałował.
Na tym kończy się moja historia o życiu. Resztę dopiszcie sobie sami.

7 komentarzy:

  1. Hahaha... ;D Co to koniec ?! O.o
    Masz już pomysł na kolejne opowiadanie? Może trochę zdradzisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w końcu. :P Na razie nie zamierzam (chyba) pisać czegoś nowego, tylko dokończyć te zaczęte opowiadania. :D

      Usuń
  2. A ślub? Gdzie ślub? Ja ciągle czekam na ślub! XDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Ash z Deli kiedyś tam się pobiorą, ale to już nie zależy ode mnie. XD

      Usuń
  3. "Była przerażona, kiedy się dowiedziała. Tym bardziej że jej rodzice jeszcze do końca nie zaakceptowali Issy’ego" to Mel z Lukiem czy z Issym ? :D
    i to dlaczego to takie krótkie?
    albo to po prostu ja się tak przywiązałam, że nie mogę uwierzyć, że rozdział zatytułowany jest epilog.... :(

    cudowanie czytało się opowiadanie, cudownie było towarzyszyć Ci przez ten czas, czekam na dalsze Twoje opowiadania. Nie przestawaj, proszę. Jesteś w tym dobra.

    Z ogromnymi całusami i uściskami, P :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, z Luke'iem, już poprawiam. :)
      Na pewno nie przestanę pisać, nie ma nawet takiej opcji. Za bardzo to lubię. I dziękuję, cieszę się, że się podobało. :)

      Buziaki!

      Usuń