19 lipca 2017

Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa (3)

III PÓJŚĆ NA RANDKĘ Z JEDNĄ DZIEWCZYNĄ, CAŁOWAĆ SIĘ Z DRUGĄ, CZYLI TROCHĘ O OGIERZE MALFOYU

Wytrzeźwiałem, więc mój jakże wyśmienity plan znalazł się na pierwszym miejscu rzeczy do zrobienia. Musiałem znaleźć dziewczynę, z którą bym się trochę pobujał i ją rzucił. W każdym razie jak to bywa z Malfoyami, nie szukałem długo. Po prostu postanowiłem przejść się po szkole, przysłuchać myślom napotkanych kobiet i wybrać taką nie za mądrą, ale też nie za głupią. Coby wiedziała, gdzie i co włożyć. Minąłem trzecie piętro, gdy usłyszałem cichutki głosik z uwielbieniem wymawiający moje imię.
Swoją drogą, nadal nie miałem pojęcia, jak wyłączyć mój nowy dar. Udało mi się jednak nauczyć przyciszać głosy znajdujące się dalej niż parę metrów. Musiałem wtedy bardzo się skupiać, przez co stałem się nowym obiektem śmiechu Zabiniego. 
Wracając do teraźniejszości, wyjrzałem zza rogu. Moim oczom ukazała się Samantha Werber. Znów ona? Czy to przeznaczenie, a może ktoś z góry dawał mi znak, bym porządnie zaruchał? Oczywiście, nie można się sprzeczać z bogami, więc sekundy później stałem obok dziewczyny.
– Cześć.
– Cześć – wyjąkała brunetka, rumieniąc się.
Wskazałem ręką na korytarz, gestem zaprosiwszy do wspólnego spaceru. Bez wahania przytaknęła. Z początku było cicho, jednak z czasem Samantha zdawała się bardziej otwierać. Gdy tak mi o czymś opowiadała, zauważyłem, że miała słodki głosik. Brakowało mi w nim jedynie stanowczości i pewności siebie.
W ogóle wiedzieliście, że z dziewczynami można rozmawać jak z kumplami? Ja nie! Moje tete-a-tete z płcią przeciwną zazwyczaj kończyło się... czymś gorętszym. Dla tych dociekliwszych zdradzę, że wtedy nasze usta były zajęte, ale na pewno nie gadaniem.
Odprowadziłem Samanthę pod chimerę, za którą znajdował się pokój wspólny Krukonów.
– Może spotkamy się jutro? – spytałem bezsensownie, całkiem pewny odpowiedzi.
Twierdzącej.
– Przykro mi, Draco. Jutro nie dam rady.
Zdziwiłem się nie na żarty. Do tej pory jeszcze żadna dziewczyna mi nie odmówiła. No, może poza Granger, ale szlamy nie liczą się w jakichkolwiek rankingach.
– Jasne.
– Może pojutrze? – zapytała wreszcie, a w jej głosie usłyszałem nadzieję.
Masz szczęście, Samantha! Już chciałem dać sobie z tobą spokój.
– O osiemnastej na błoniach.
Odszedłem.

* * *

Dochodziła szósta, kiedy szedłem przez korytarze w lochach. Za pięć minut będę na miejscu. Zwolniłem kroku, by na wszelki wypadek nie przyjść za wcześnie. Nienawidziłem czekać na ludzi. To ludzie powinni czekać na Malfoya. Przekraczając próg zamku, wziąłem głęboki wdech. Świeże powietrze miło mnie owiało. Uwielbiałem jesień. Nie tylko dlatego, że miałem urodziny w listopadzie, ale za pogodę, różnorodność kolorystyczną czy deszcz. Kto w końcu nie lubił deszczu? Oczywiście, pod parasolem, żeby nie zepsuć fryzury.
Dotarłem do wielkiego drzewa, który stanowił punkt spotkania.
Samantha miała szczęście, że już tam stała. Gdy się tak zbliżałem, mogłem dokładnie zlustrować ją wzrokiem. Pogarulowałem sobie w myślach wyboru. Była szczupła i zdecydowanie w moim typie. Jeżeli nasze spotkanie pójdzie tak, jak założyłem, jeszcze przed jedenastą Samantha trafi wprost do mego łoża.
– Cześć.
Parsknąłem, słysząc to zwykłe powitanie.
– Hej. Z czego się śmiejesz?
– Nieważne – zbyłem temat. – Pięknie wyglądasz.
Nienawidziłem prawić komplementów, szczególnie tych mało szczerych. Nie zrozumcie mnie źle, Samantha wyglądała bardzo dobrze, ale nie mogła się nawet umywać do mojej urody. W każdym razie podziałało, bo oblała się czerwonym rumieńcem.
– Ty też nie najgorzej.
Nienajgorzej? Chyba żartujesz! Wyglądałem bosko! Uśmiechnąłem się sztucznie, starając się jednocześnie opanować nadchodzącą złość. Już od dawna nikt mnie tak nie obraził.
Wziąłem ją za rękę i poprowadziłem wzdłuż jeziora.
„Jak on pięknie się uśmiecha. Cały jest piękny, tylko... Nie, nie uważam go za równego sobie. Nie zasługuję na niego, bo jestem zła, bardzo zła.”
Bezwiednie podsłuchałem myśli Samathy, które – co tu dużo mówić – graniczyły z szaleństwem. Czyżby brakowało jej którejś klepki? O co chodziło z tym byciem złą, że niby na mnie nie zasługuje? No, okej, nikt dosłownie nie zasługuje na Malfoya, ale czasem jako pan i władca muszę dotrzeć do plebsu.
„Poza tym Draco kocha inną.”
„I musisz coś na to poradzić, Samantho.”
Nagle w głowie dziewczyny pojawił się obcy, męski głos, co kompletnie zbiło mnie z pantałyku. I o co, do chuja pana, jej chodziło? Że niby ja... że kocham... inną? Skąd ona niby może to wiedzieć, skoro nawet ja nie wiem?
Dopiero teraz się zorientowałem, że od paru minut milczałem niczym zaklęty.
– O czym myślisz? – zadałem najdurniejsze pytanie i pierwsze, jakie wpadło mi do głowy.
Bez sensu, Draco, przecież znałeś odpowiedź.
– O tobie.
Co ty nie powiesz, odkrywco?
„To nie tak miało wyglądać. Szakalu Przepotężny, pomóż mi wstąpić na właściwą ścieżkę.”
Że co, kurwa? Ledwo powstrzymałem parsknięcie.
Niespodziewanie usłyszałem krzyk. Ktoś wydarł się tak bardzo, że aż podskoczyłem. Popatrzyłem skonsternowany na Samanthę, która wybąknęła krótkie „przepraszam” i uciekła w stronę zamku. Już miałem ruszyć za nią, gdy dotarł do mnie kolejny krzyk. Wziąłem głęboki oddech, wyciągnąłem różdżkę z szaty i wszedłem wgłąb Zakazanego Lasu.
– Lumos – wyszeptałem.
Po pojawieniu się nikłego światełka na końcu różdżki dokładnie rozejrzałem się wokół. Dlaczego w ogóle postanowiłem odgrywać pieprzonego bohatera? Ach, no tak. Przeczucie. W kościach coś mówiło mi, że gdy tam nie wejdę, będę żałował do końca życia.
Ciszę przeciął kolejny krzyk.
Bez zastanowienia wsłuchałem się mocniej. Liczyłem na poznanie myśli tej osoby.
„Niech ktoś mi pomoże... W co ja się wpakowałam! Pomocy!”
Czy to... Granger? Wbrew jakiejkolwiek logice przyspieszyłem. Właściwie sam do końca nie wiedziałem czemu. Gryfonka była w opałach, więc ja, jako białowłosy, przystojny i jedyny w swoim rodzaju książę wkroczę do akcji i uratuję ją przed niebezpieczeństwem. Taaa, proszę was, śmiechu warte.
Mimo to brnąłem przez gąszcze jak pojebany. Gałęzie przedziurawiły mi prawie całą szatę. Ech, nienawidziłem badyli...
Wreszcie dotarłem na miejsce. Szybkim „nox” zgasiłem magiczne światło i oceniałem sytuację. Z daleka. Zza krzaków. Granger stała na polanie otoczona przez całą zgraję centaurów. Na moment się zlękłem, lecz uświadomiłem sobie dość istotny szczegół, co pozwoliło mi obrosnąć w piórka. Centaury nie skrzywdzą nieletnich.
Coś w głebi podpowiadało mi, że Granger była już pełnoletnia.
Zaciskając pięści i szczękę, powolnym krokiem wszedłem na środek. Wpadłem na genialny pomysł.
„Co ty tu robisz?”
„Ratuję cię, nie widać?”
„Super”, zakpiła w myślach. „Zaraz siebie też będziesz musiał ratować, bohaterze od siedmiu boleści.”
„Nie jestem pełnoletni, mi nic nie zrobią.”
„Zdziwisz się, Malfoy.”
Nie dość, że przylazłem tutaj, by ją uratować, to jeszcze narzeka. Ba, ona tej pomocy wcale nie chce. I bądź tu mądrym, człowieku. Kobiet nawet Malfoyowie, nawspanialszy ród na świecie, nie są w stanie pojąć.
„Nie mówię, że nie chcę. Po prostu zdziwiłeś mnie, Malfoy. No, i nie chcę, żeby tobie też się coś stało...”
„Ty się o mnie boisz?”
Zaśmiałem się głośno w myślach – tak, można tak zrobić.
„Ty też się o mnie boisz, Malfoy.”
„Ja? Chyba zwariowałaś na starość, Granger.”
Tak? To po co tutaj przyszedłeś?”
Właśnie, po chuja pchałem się w niebezpieczeństwo? Nagle zostałem wypchnięty z myśli Granger, przez co westchnąłem głośno. Musiałem się tego jak najszybciej nauczyć.
– Czego tu chcesz? – spytał jeden z centaurów.
– Może grzeczniej?
Niepotrzebnie odpyskowałem, bo się zbliżyły, przyglądając mi się z jawną złością. Grałem dzielnego. Tfu, oczywiście, że nie. Ja byłem dzielny. Draco Malfoy przecież niczego się nie boi.
„Tak, jasne, a ja jestem królewną śnieżką.”
„Kim?”
„Nieważne”, zakończyła temat, znów się odcinając.
– Zakało, spokojnie, chłopak nie skończył jeszcze siedemnastu lat.
– Ale dziewczyna jest pełnoletnia. Ty – owy Zakała zwrócił się do mnie – możesz odejść. Bracia, brać dziewczynę!
Granger skuliła się ze strachu, kiedy centaury zaczęły się do niej zbliżać, formując okrąg.
– Nie! Bez dziewczyny nigdzie nie odejdę! – krzyknąłem stanowczo, zadziwiając samego siebie. Dlaczego, do cholery, broniłem szlamy? Czyżbym nałykał się jakiś proszków, które zabiły moje szare komórki?
„Dziękuję.”
Jedno słowo Granger, a już przestałem się wahać. Dobrze postąpiłem. Teraz tylko musiałem wpaść na wyśmienity pomysł, jak się stąd wymknąć. Należałem w końcu do Slytherinu, domu dla sprytnych. Centaury niespodziewanie zaczęły przebierać kopytami, więc postanowiłem zagłębić się w ich głowie. Wiedzieliście, że te stwory potrafiły porozumiewać się ze sobą telepatycznie?
„Zabijmy ich, Wyrzutku. Mamy nad nimi przewagę. Kiedy zaatakujemy z zaskoczenia, nawet nie zauważą.”
„On jest niepełnoletni, Zakało.”
„Za miesiąc już nie.”
„Dumbledore wypędzi nas z lasu...”
„Nie ma prawa. Ten las należy do centaurów! Na mój znak!”
W tym momencie przywódca stada kopnął trzy razy w ziemię przednim kopytem. Nie musiałem czekać, by wiedzieć, co miało się stać. Niewiele myśląc, złapałem Granger za rękę i zaczęliśmy uciekać.
– Inarcerus! – Machnąłem różdżką w stronę dwóch centaurów, którzy nagle zostali związani. Poczułem dumę.
– Zwariowałeś?! – Granger złapała mnie za rękę, starając się, bym opuścił różdżkę. – To niewinne stworzenia, nie atakuj ich, Malfoy!
– Te niewinne stworzenia próbują nas zabić, Granger! Incendio! Inarcerus! Pomożesz, łaskawco?
Granger potknęła się i upadła. Nagle nad nią znalazł się centaur, który próbował ją zmiażdżyć. Nie zdążę rzucić zaklęcia, cholera, przeszło mi przez myśl. Na szczęście Granger oprzytomniała i bez wahania odrzuciła centaura daleko w tył. Podbiegłem do dziewczyny, pomogłem jej wstać i znów ruszyliśmy prosto. Widziałem zarys zamku.
– Przepraszam!
– Ty tak na serio? Przepraszasz centaura, który chciał cię zabić?! Ja pierdole, nie wierzę!
Wreszcie las się skończył. Upadliśmy na ziemię, głośno oddychając po naprawdę długim i groźnym biegu. Serce prawie wyskoczyło mi z klatki, tak mocno biło. Wreszcie popatrzyliśmy na siebie i... wbrew zdrowemu rozsądkowi zaczęliśmy się oszaleńczo śmiać.
– Dziękuję – wystękała między salwami śmiechu. – Gdyby nie ty, już bym nie żyła.
Granger uśmiechnęła się szeroko. Ku zdziwieniu, pochyliła się nade mną, najprawdopodobniej chcąc w ramach wdzięczności pocałować mnie w policzek. Nie do końca wiedziałem, co zrobiłem, ale chwilę później całowaliśmy się w usta. Zachłannie, z rozkoszą. Dopiero teraz poczułem, że chyba pamiętam ten smak. Czy to znaczyło, że po pijaku naprawdę całowałem się z Granger? Myśli rozproszyły się jednak, gdy przejechałem językiem po wardze dziewczyny. Niespodziewanie na sercu zrobiło mi się gorąco. Nigdy w życiu nie doznałem niczego podobnego, więc się coraz bardziej zatracałem. Świat już się nie liczył.
Z tyłu ktoś chrząknął.
Walić to, że mieliśmy świadka. Złapałem Granger za włosy i przyciągnąłem bliżej, zwiększając tempo. Staliśmy się bardziej chaotyczni i łapczywi.
Znów usłyszałem chrząknięcie.
– Halo!
Hermiona, zapewne poznając głos tego zboczonego obserwatora, natychmiast się opanowała. Stanęła jak wryta, a mnie mocno odepchnęła. Przez moment poczułem się urażony, chociaż później miałem to gdzieś. Próbowałem złapać powietrze, wzrok nadal był zamglony, a w głowie wciąż wirowało.
– Przepraszam – wyjąkała Her... Granger.
– Fakt, masz za co. Myślałem, że jesteśmy razem, Hermiono?
– Jesteśmy! – potwierdziła od razu dziewczyna. – Tylko...
– Tylko co? Całowanie z Malfoyem jest lepsze?
Zamrugałem kilkakrotnie i przetarłem oczy.
To on?!

2 komentarze:

  1. Niesamowita akcja w lesie. Świetnie wymyśliłaś te rozmowy w myślach. Zgrabnie przedstawiłaś lekkomyślne podejście Malfoya do spraw damsko-męskich. W zasadzie nie powinien trafić na Granger z takim podejściem - no ale cóż, niektórzy po prostu urodzili się w czepku i trafiają szóstkę w totka ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dlatego, że Draco jest "jeszcze" głupiutki, a jak wiadomo - głupi ma zawsze szczęście. :) Dziękuję bardzo, mam nadzieję, że dalsze części Cię nie zawiodą.

      Usuń