37. Najpierw pies nie lubi kota, a dopiero potem szuka argumentów
~ autor nieznany
Minął tydzień od pierwszej w historii Hogwartu ceremonii powtórnego przydziału, który wbrew pozorom przebiegł spokojnie. W przeciągu tych paru dni lekcje zostały odwołane, by każdy uczeń mógł przyzwyczaić się do obecnej sytuacji i do pogodzenia się ze śmiercią koleżanki. Lily zastanawiała się parokrotnie, czy profesor Dumbledore napomknie coś o złapaniu mordercy, ale raczej się na to nie zanosiło. Możliwe, że nie chciał niepokoić uczniów kolejnymi przykrymi informacjami, które znajdowały się na porządku dziennym i które tak szczegółowo przedstawiał im Prorok Codzienny. Każde śniadanie rozpoczynało się od pytania: „kto umarł?” i od wymienienia przynajmniej paru nazwisk. Lily doskonale widziała, jak przyjaciele zamierali, dopóki ktoś nie odpowiedział. W końcu martwili się o swoich najbliższych. Sama zresztą z niepewnością zagryzała wargę i modliła się w duchu, by na liście nie znalazł się ktoś, kogo mogłaby znać.
Dzisiejsza poczta również przyniosła wiele przykrości i strachu. Na szczęście lista zmarłych była krótka, a wymienione nazwiska nic Lily nie mówiły. Uśmiechnęła się więc pod nosem, przysłuchując jednocześnie świergotaniu Dorcas. Z ożywieniem opowiadała coś Syriuszowi, który naprawdę próbował jej słuchać. Panna Evans doskonale jednak widziała, jak chłopak co jakiś czas rzucał nieprzychylne spojrzenia w stronę brata. Regulus, jak zwykle milczący, siedział na końcu stołu przy pierwszorocznych i w spokoju jadł śniadanie. Gdyby nie historia z Dorcas sprzed roku, bardzo by mu współczuła. Przez wybór Tiary Przydziału Black został kompletnym wyrzutkiem, nie przynależąc już ani do Slytherinu, ani do Gryffindoru. Podobno z nikim nie rozmawiał, a w przerwach między porami jadalnymi gdzieś się chował. Lily parę dni temu rozmawiała o Regulusie z Jamesem, o tym, jak się im razem mieszkało. O dziwo, Jim nie miał zbyt wiele do powiedzenia poza tym, że postanowili nie wchodzić sobie w drogę.
Lily rozejrzała się po Wielkiej Sali, a po chwili skrzyżowała spojrzenie z Patrickiem. Natychmiast odwróciła głowę. Nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać ze swoim chłopakiem, który coraz częściej prawił jej wyrzuty. Głównie o zadawanie się z Jamesem Potterem, o którego był cholernie zazdrosny. Jakby na zawołanie, Lily popatrzyła na przyjaciela. Uśmiechał się, rozmawiając z Anne, ale uśmiech ten nie docierał do oczu. James wydawał się przygnębiony i czymś zamyślony. Co ciekawe, chyba naprawdę postanowił dać jej spokój. Skończyły się głupie gadki i próby wzięcia Evans na randkę. James przestał też rozprawiać całej szkole o uczuciach w stosunku do niej, z czego właściwie Lily powinna się cieszyć. Tym bardziej że słyszała rozmowę Pottera z Łapą, w której mówił coś o jakiejś brunetce z Hufflepuffu.
Pytanie brzmiało: dlaczego ten fakt tak bardzo się Lily nie podobał?
Nagle poczuła niespodziewany ruch w kieszeni mundurka. Zrobiła zdziwioną minę, kiedy po włożeniu do niej ręki, wyjęła malutką karteczkę.
„Ludzie, którzy chcą dokończyć pewne sprawy, uciekają z Azkabanu”.
Po przeczytaniu tej krótkiej notki Lily bezwiednie zadrżała. Wyczuwając groźbę, ze zdenerwowania zacisnęła usta w wąską linię.
– Lily? Wszystko okej? – zapytał Remus i tym samym sprowadził na nią zdziwione spojrzenia pozostałych. – Zbladłaś i się trzęsiesz. Dobrze się czujesz?
Lily natychmiast zmięła karteczkę w dłoni i schowała ją z powrotem do kieszeni. Wzięła uspokajający, głęboki oddech i wymuszenie uśmiechnęła się do Lupina.
– Jasne. Po prostu zrobiło się trochę chłodno.
– Skoro tak – odparł, wzruszając ramionami, i wrócił do jedzenia.
Poczuła na sobie czyjeś świdrujące spojrzenie, a potem lekki dotyk w ramię. Podskoczyła niczym oparzona, a dostrzegając zdziwioną minę Jamesa, westchnęła głośno. Roześmiała się nieco sztucznie.
– Jim! Wystraszyłeś mnie.
– Przepraszam. Naprawdę wszystko w porządku, Lily? – zapytawszy, zmarszczył czoło. Najwyraźniej jej wcześniejsza odpowiedź nie zdołała go przekonać. Potter ciągle trzymał ją za łokieć, ale natychmiast zabrał rękę, gdy dziewczyna tam zerknęła. Poczuła nieopisany chłód i smutek, który wziął się niewiadomo skąd.
– Tak, tak, jasne. Przecież mówiłam, że mi zimno.
– Lily, masz na sobie sweter i mundurek, a pod nimi na pewno jakąś bluzkę... Jak więc może ci być zimno? – Pokręcił głową z dezaprobatą, po czym nachylił się bliżej i szepnął do ucha: – Spójrz mi w oczy i dopiero wtedy odpowiedz.
Lily przełknęła rosnącą w gardle gule, a kiedy spotkała się z orzechowymi tęczówkami Pottera, zapomniała języka w buzi. Nie miała pojęcia, co się z nią działo. Zawsze bezproblemowo dogadywała się z Jamesem, ale od jakiegoś czasu na samo wspomnienie jego imienia rumieniła się jak głupia.
Z opresji wyrwało ją nagłe pojawienie się Dumbledore’a przy ambonie. Odchrząknął głośno, zwracając tym samym uwagę wszystkich osób znajdujących się w Wielkiej Sali. Momentalnie zapadła cisza.
– Wybaczcie, że przerywam wam tak pyszny posiłek, ale starzec musi czasem coś powiedzieć do młodych – zażartował dyrektor, uśmiechając się nieznacznie. – Chciałbym ogłosić, że winna zabójstwa naszej drogiej Natalie została schwytana od razu po ceremonii. Dzisiaj skończył się proces i trafiła do Azkabanu.
Lily otwarła szerzej usta i popatrzyła po przyjaciołach. Każdy miał podobną minę. Jedynie James zmrużył oczy, bez mrugnięcia wpatrując się w dyrektora. Nachyliła się nad nim i wyszeptała:
– Słyszałeś? „Winna”. Czyli to jakaś uczennica. Jak myślisz, kto to?
– Nie mam pojęcia, ale cieszę się, że...
Panna Evans nie zdołała się dowiedzieć, z czego James się cieszył, ponieważ profesor Dumbledore znów zaczął mówić:
– Zanim rozpocznie się burza myśli, zamierzam ją rozwiać. Morderczynią była Susie McCarton. – Po wypowiedzeniu nazwiska po sali przeszedł głośny szmer. – Pragnę jednak wyjaśnić, że taka osoba jak Susie McCarton w ogóle nie istniała. Podszywała się pod nią groźna czarownica, poplecznik Voldemorta, Samantha Darkness. Wszystkie wspomnienia dzielone z domniemaną Susie, powstały wskutek bardzo silnego zaklęcia.
Lily wciągnęła powietrze, przypominając sobie moment, w którym Susie torturowała jej kuzyna. Potem przed oczami pojawiła się scena, w której się zapoznały na lekcji eliksirów, aż wreszcie zaprzyjaźniły.
Zerknęła na dyrektora. Czy to możliwe, że te wspomnienia zostały sfałszowane?
Albus Dumbledore nagle machnął różdżką, wskutek czego wokół Wielkiej Sali powstała jasnozielona poświata. Zaczęła się niebezpiecznie i coraz szybciej obniżać, aż wreszcie każdy uczeń mógł poczuć na sobie jej działanie.
Lily niespodziewanie ogarnęła świeżość umysłu. Próbowała skupić się na wspomnieniach z Susie, lecz w głowie czuła pustkę. Chciała przypomnieć sobie torturowanego kuzyna, ale nagle okazało się, że żadnego kuzyna nie było. W końcu jak mógłby istnieć jakiś kuzyn, skoro jej mama to jedynaczka, a jedynym rodzeństwem ojca była bezdzietna ciotka Martha? Poczuła się niesamowitą idiotką, skoro uwierzyła w te tortury...
Bezwiednie chwyciła Jamesa za dłoń, którą po chwili ścisnęła jeszcze mocniej. Chłopak wyglądał na zdziwionego, ale niczego nie powiedział, za co Lily była mu wdzięczna. Po prostu potrzebowała jakiegoś oparcia, dotyku bezpieczeństwa, które w jej mniemaniu mógł dać jej wyłącznie Potter. Świadomość własnych uczuć uderzyła w dziewczynę jak grom z jasnego nieba. Okazało się, że nie tratowała Jamesa jak reszty przyjaciół, tylko chyba... bardziej.
– Jak zapewne zdążyliście wyczuć, zaklęcie zostało zdjęte. Od jutra zajęcia zaczynają się normalnie, a każdy uczeń, który zmienił dom, dostanie nowy plan zajęć. Liczę, że zostaliście mile przyjęci przez resztę? – Wzrok Lily powędrował w kierunku Regulusa siedzącego z opuszczoną głową. – Nie będę więcej niepotrzebnie ględził, dlatego pragnę jeszcze życzyć wam smacznego. Pamiętajcie, moi drodzy, to, co wydaje się dobrze ukryte, zazwyczaj jest najlepiej dostrzegalne.
Po ostatnim, dość zastanawiającym zdaniu, usiadł z powrotem na swoim miejscu i jak gdyby nigdy nic wdał się w rozmowę z profesor McGonagall.
Lily popatrzyła na owsiankę w misce, na którą jeszcze parę minut temu miała nieprzemożoną ochotę. Teraz jednak na sam jej widok, żołądek podchodził do gardła. Odechciało jej się jeść jeszcze bardziej, gdy znów włożyła rękę do kieszeni i poczuła szorstką powierzchnie karteczki z groźbą.
Czyżby napisała to ta Samantha podszywająca się pod Susie?
Niemalże od razu pokręciła głową. Niemożliwe, pomyślała. Przecież nigdy w życiu nie słyszała o tej kobiecie, dlaczego więc chciałaby nawiać dla Lily z Azkabanu? Rudowłosej zakręciło się przed oczami, dlatego kilkakrotnie zamrugała. Odzyskując w miarę stabilność, rzuciła krótkim „na razie” i niemal w biegu wyszła z Wielkiej Sali. Czuła się naprawdę słabo. Poza tym bała się, nie znając osoby z listu. Lily zatrzymała się dopiero przy schodach, na których usiadła z głośnym westchnięciem. Schowała głowę w dłoniach, starając się oczyścić umysł.
Pisnęła wystraszona, czując ucisk na ramieniu.
– To tylko ja – oznajmił James, siadając obok. – Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.
– Jasne – wysapała dziewczyna i próbowała unormować oddech. – Co tu robisz?
– Co się dzieje, Lily? I nie zaprzeczaj, że nic, bo widzę. Wyglądasz na przerażoną.
Evans chciała skłamać, ale musiała opowiedzieć komuś o swoich lękach, inaczej zaczęłaby świrować jeszcze gorzej. W zasadzie cieszyła się, że powiernikiem jej tajemnicy będzie James. Kto by się spodziewał, że to właśnie do tego niesfornego chłopaka poczuje bezgraniczne zaufanie?
– Okej... – Podała Potterowi zwitek pergaminu. – Dostałam to dzisiaj rano. Pewnie uważasz, że przesadzam, ale...
– Musisz to koniecznie zgłosić.
– Co? – spytała zdziwiona. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
– Ktoś ci ewidentnie grozi, Lily. Nie można tego tak zostawić. Nawet – zaznaczył Jim, wpatrując się uważnie w zielone oczy dziewczyny – jeżeli to jakiś głupi żart. Żyjemy w zbyt niebezpiecznych czasach, by bagatelizować takie coś.
Lily wpatrywała się w chłopaka w otumanieniu. Kiedy on zdołał aż tak wydorośleć? Poczuła rumieńce na policzkach, dlatego odchrząknęła i odwróciła głowę.
– Może i masz rację, Jim, ale... Zachowaj to dla siebie, dobrze? – zapytała z nadzieją w głosie.
– Tylko jeżeli komuś to pokażesz. I nie mówię tu o Dorcas czy Anne, ale o Dumbledorze lub McGonagall.
James wyglądał na naprawdę przejętego.
– Na razie nie. Poczekam.
– Na co? Na kolejne groźby? – warknął zirytowany postawą Lily. Czy ona nie potrafiła zrozumieć, że to brzmiało zbyt poważnie?
– Daj spokój, James. Po prostu nie można wpadać w panikę za każdy taki głupi liścik. Poza tym, o ile mi wiadomo, Azkaban jest jedną z najlepiej strzeżonych twierdz. Mam rację? – Uśmiechnęła się leciutko pod nosem, po czym położyła dłoń na kolanie Jamesa. – Jim, dziękuję, że się martwisz, ale jestem dużą dziewczynką. Poradzę sobie.
James patrzył najpierw na rękę Lily, a potem przeniósł wzrok wyżej, na jej twarz. Była słodko zarumieniona i gdyby nie plan, na pewno spróbowałby ją pocałować. Musiał natychmiast zareagować, inaczej nie mógłby się powstrzymać. Odchrząknął głośno, odsuwając się od Lily. Wyglądała na zaskoczoną, a nawet lekko zawiedzoną, czym mile połechtała ego Pottera. Czyżby plan zaczynał działać?
Potter zmierzwił włosy.
– Dobra, ale jeżeli dostaniesz drugi taki liścik, masz mi od razu powiedzieć – oznajmił głosem nieznającym sprzeciwu. – Obiecaj.
– Obiecuję.
– Naprawdę nie chcę, żeby ci się coś stało, Liluś – wyznał i podrapał się po policzku, lekko speszony.
Lily uśmiechnęła się. Pierwszy raz od dawna na jej twarzy zagościł szczery, niewymuszony uśmiech. Nie wiedzieć czemu, ale zdrobnienie jej imienia w ustach Jamesa brzmiało naprawdę urzekająco. Poczuła miękkie kolana.
– Wiem.
Chwilę posiedzieli w niekrępującej i wręcz upajającej ciszy, aż wreszcie niechętnie udali się do Pokoju Wspólnego. Oboje myśleli nawzajem o sobie, czego nie wyznaliby za żadne skarby świata. James ze względu na przeprowadzany plan, a Lily... Powiedzmy, że jej uczucia zaczęły przekształcać się w te głębsze.
*
W kolejnych dniach Regulus nadal starał się wszystkich unikać, przesiadując w Pokoju Życzeń, sowiarnii albo pomiędzy regałami w bibliotece. Chociaż to ostatnie miejsce najbardziej przypadło mu do gustu. Kiedyś rzadko tutaj przychodził, ponieważ większość czasu przesiadywał sam w dormitorium lub w Pokoju Wspólnym ze Ślizgonami. Nie spodziewał się więc, że czytanie książek będzie potrafiło go uspokoić i odpędzić nieproszone myśli.
Siedział na parapecie w najdalszym zakątku biblioteki, zapoznając się z historią pierwszego warzenia eliksiru niewidzialności, kiedy usłyszał dziwnie znajomy głos. Regulus zmarszczył czoło, odłożył książkę obok i najciszej jak tylko potrafił podszedł do regału. Przez szparę między książkami zauważył postać Syriusza i jakiejś szczupłej brunetki. Nie musiał dokładnie jej widzieć, by wiedzieć, że była to Dorcas Meadows, dziewczyna Syriusza. Swoją drogą, los postanowił zadrwić z braci Black, ponieważ kiedyś na drodze Regulusa również stanęła ta dziewczyna. Z tym wyjątkiem, że dla niego była jedynie zabaweczką, która robiła wszystko, czego tylko zażądał. Regulus coraz częściej żałował sposobu, w jaki ją traktował, ale w tamtym czasie był innym człowiekiem, kompletnie zapatrzonym w Czarnego Pana. Wówczas jedyna myśl zaprzątającą mu głowę dotyczyła dołączenia do grona Śmierciożerców. Dopiero kiedy Mroczny Znak został wypalony na jego przedramieniu, zrozumiał, jak bardzo się mylił i w jakie kłopoty wpadł. Poza tym widząc, jak Czarny Pan traktuje swoich popleczników, torturując ich czy nawet zabijając, klapki na oczach Regulusa zaczęły się otwierać. Nie podążał już ślepo za wolą rodziców, czasami próbował negocjować, co wcześniej nigdy mu się nie zdarzało.
Zwątpił.
I tym samym stawał się lepszym człowiekiem, choć sam Regulus nie potrafił jeszcze tego dostrzec.
– Mam go dość, Dor.
Do rzeczywistości przywrócił go przybity głos Syriusza.
– Jest aż tak źle? Ciągle się gryziecie? – spytała Meadows, odwracając się przodem do Regulusa. Chłopak cudem zdążył się schylić, dzięki czemu nie został zauważony i nadal mógł podsłuchiwać. Dorcas przyglądała się okładkom książek, chociaż ewidentnie skupiała się na słowach Syriusza.
– No, właśnie nie.
– Jak to?
– Myślałem, że będzie powtórka z domu. Rozumiesz, ciągłe kłótnie i bezsensowne zaczepki, wyzwiska – wytłumaczył, a Regulus doznał chwilowego szoku. Syriusz mówił o nim! Zmobilizowało go to do tego stopnia, że spróbował wyjrzeć przez szparę. Musiał zobaczyć minę brata w celu udowodnienia szczerości wypowiedzi.
– Rozmawiacie normalnie? – zapytała zdziwiona Dorcas.
– Coś ty – roześmiał się niewesoło Łapa. – Do normalności nam daleko, ale jest... znośnie. W ogóle nie rozmawiamy. Wcześniej miałem ochotę rozszarpać go gołymi rękoma. Myślałem, że coś knuje i że jakimś cudem udało mu się przechytrzyć Tiarę.
– Wcześniej? Czyli teraz tak nie myślisz? Uważasz, że Regulus się zmienił?
– Nie wiem, czy się zmienił, czy tak dobrze przed nami udaje – westchnął. – Po prostu... czuję się dziwnie. Mam wrażenie, że sam nie wie, co się stało i jakim cudem trafił do Gryffindoru. Widzę, jak się pałęta i chodzi jak duch.
Regulus zmarszczył czoło zdumiony tak dobrym rozpracowaniem jego nastroju przez brata. W zasadzie byli bliźniakami, więc może ich odczucia w pewnym sensie mogłyby się pokrywać? Tym bardziej że do około dziesięciu lat byli najlepszymi przyjaciółmi. Ich relacja zmieniła się, gdy matka zaczęła traktować Syriusza jak czarną owcę rodu Blacków.
Natychmiast otrząsnął się z przykrych wspomnień, wracając do żalącego się brata.
– Ty mu współczujesz – oznajmiła Dorcas, a Regulus dałby sobie rękę uciąć, że się lekko uśmiechnęła.
– Ja... Nie wiem, Dor.
Dlaczego Syriusz nie zaprzeczył?
Regulus poczuł przyśpieszenie rytmu serca.
– Nie wiem, jak mam się zachować – mówił dalej Łapa. – Z jednej strony nie lubię drania za to, jak cię potraktował. Za to, jak traktował resztę i mnie przez cały czas, ale... Z drugiej strony nie mogę zapomnieć o paru sytuacjach z dzieciństwa... My kiedyś byliśmy nierozłączni, Dor. Wiem, ciężko w to uwierzyć, ale mówię prawdę.
– Okej, jestem w stanie to zrozumieć, ale – zacięła się na moment w celu dobrania odpowiednich słów – nie rozumiem, czym ty się tak gryziesz? Współczujesz bratu, wielkie mi halo. Jak chcesz, wyciągnij do niego rękę, a nuż się pogodzicie?
Syriusz wyglądał, jakby go spoliczkowała.
– Chyba żartujesz! – wykrzyknął, ale po przypomnieniu, że znajdowali się w bibliotece, szybko przycichł. – Nie będę go za nic przepraszał. To on jest winien i to on powinien błagać o wybaczenie. Nie mówię tu o sobie, tylko o tobie, Dor.
– O mnie?
– Tak. Po tym, jak cię potraktował, on... – zamilkł, opuszczając nieznacznie głowę. Syriusz wściekle wpatrywał się w swoje zaciśnięte pięści. Kiedy jednak Dorcas zachichotała cicho i pocałowała Syriusza, Regulus natychmiast zrobił krok w tył.
Tyle informacji zdecydowanie mu wystarczało.
Bezszelestnie ulotnił się najpierw z ostatniej alejki, a później z całej biblioteki. Musiał wszystko na spokojnie przemyśleć. Doskonale zdawał sobie sprawę, że za rozpad ich relacji z Syriuszem odpowiadał wyłącznie on, ale czy Regulus byłby w stanie wyciągnąć ot tak rękę i przeprosić?
Idąc przez korytarz na drugim piętrze, drogę zastąpili mu Lucjusz, Bellatrix i Yaxley, dlatego myśli o bracie zeszły na dalszy plan. Teraz Regulus zaczął przejmować się własnym losem i tym, co zrobią mu Ślizgoni.
– No, no, no, kogo my tu mamy? – zakpiła Bellatrix i założyła ręce na ramiona. Groźnie wpatrywała się w Regulusa, ale z jego twarzy umiała odczytać wyłącznie obojętność. – Ciotka Walburga zwariowała, gdy dowiedziała się, że jej drugi synalek też splugawił rodzinę i trafił do Gryffindoru.
Na uwagę o matce Regulusowi niebezpiecznie zadrgała powieka, ale szybko się zreflektował.
– Ciebie też zawsze miło widzieć, Bella – kiwnął głową i uśmiechnął się drwiąco. Próbował ich wyminąć, lecz poczuł silny uścisk na ramieniu. Natychmiast wyrwał rękę i warknął groźnie w stronę Yaxleya: – Nigdy więcej mnie nie dotykaj. Czego chcecie? Śpieszę się.
Popatrzył w stronę usilnie milczącego Lucjusza, więc Bellatrix znów przejęła pałeczkę.
– On już wie. Czarny Pan wie, że zdradziłeś – zaśmiała się złowieszczo. – A dobrze wiesz, jaki los czeka zdrajców, prawda, Regulusie?
– Nie zdradziłem.
– Jesteś w Gryffindorze. Lepszego dowodu chyba nie znajdziemy – wtrącił Yaxley. – On chce cię widzieć jeszcze przed atakiem na Azkaban.
– Cicho!
Bellatrix machnęła różdżką w stronę Yaxleya, który zaczął sinieć na twarzy, nie mogąc złapać oddechu.
– Jakim atakiem? – spytał zainteresowany Regulus, kompletnie olewając duszącego się dawnego kolegę. Wiedział, że Bella nie zabije nikogo w Hogwarcie. Czarny Pan im zabronił.
– Bella.
Wystarczyło spokojnie wymówione imię przez Lucjusza, by dziewczyna przerwała zaklęcie. Pod Yaxleyem załamały się kolana i upadł na posadzkę, biorąc głęboki wdech. Wyglądał na jawnie przerażonego. Po paru sekundach opamiętał się jednak, podnosząc na równe nogi. Już więcej nie zamierzał się odezwać.
– Jakim atakiem? – powtórzył Regulus, robiąc krok do przodu. Patrzył wyłącznie na Lucjusza, na którego twarzy pojawił się ledwie widoczny, pełen wyższości uśmieszek.
– Przekonasz się. Albo nie. Zależy od samopoczucia Czarnego Pana.
Bellatrix roześmiała się z własnych słów. Nagle syknęła głośno, łapiąc się za prawe ramię. W jej ślady poszli również Lucjusz i Regulus. Cała trójka popatrzyła po sobie z różnymi minami. Bella wyglądała na zachwyconą, Malfoy na spokojnego, jedynie Regulus zaczął się mocno stresować, choć nie zamierzał tego pokazywać. Na zewnątrz nadal wyglądał na obojętnego. Yaxley nie miał jeszcze Mrocznego Znaku, ale doskonale wiedział, co się dzieje.
Czarny Pan wzywał.
Lucjusz rozejrzał się po korytarzu, czy aby nikt tędy nie przechodził. Na szczęście znajdowali się na nim sami. Bellatrix uśmiechnęła się niczym szalona i łapiąc Yaxleya za rękę, teleportowała się z cichym trzaskiem. Mroczny Znak pozwalał obejść niektóre prawa rządzące Hogwartem. Regulus również chciał podążyć śladem kuzynki, lecz przerwało mu chrząknięcie Lucjusza.
– Obyś miał dobre wytłumaczenie, Regulusie. Inaczej już tu nie wrócisz.
Lucjusz deportował się, a po uspokojeniu oddechu Regulus podążył za nim.
Niefart, a może i wielkie szczęście, chciał, że przy rozmowie obecny był nie kto inny, tylko panna Evans. Siedziała skulona za posągiem rycerza, dzięki czemu słyszała całą rozmowę między Ślizgonami a Regulusem. Najpierw poczuła ogromne odrętwienie oraz strach, lecz szybko się opamiętała i bezzwłocznie ruszyła w stronę gabinetu profesora Dumbledore’a.
Biegła, ile sił w płucach.
Genialne jak zawsze :) Co to za list? Jilly *^* Bracia Black się pogodzą? Doriusz *^* Co to za atak? Reg przeżyje spotkanie z Voldziem? Co zrobi Dumbledore? Tyle pytań! Kocham twój styl pisania, jest taki lekki.
OdpowiedzUsuńDo następnego!
Pozdrawiam,
Amy
Obiecuję odpowiedzieć na te pytania już niedługo w kolejnych rozdziałach! :P
UsuńSuper!! Chciałabym więcej Syriusza i Dorcas oraz Remusa i Liss. Ale jeszcze bardziej bym chciała kolejne rozdziały. No, ale musze wytrzymać te 5 dni.
OdpowiedzUsuńMówisz - masz. :) Będzie dużo Syriusza, Dorcas, Remusa i Lissie. A przynajmniej mam taką nadzieję. Próbuję mniej więcej po równo skupiać się na wszystkich, a nie tylko na Lily i Jamesie. Przez moment zastanawiałam się, czy się to Wam spodoba, ale skoro tak piszesz, już się nie martwię. :)
UsuńPozdrawiam!