17 listopada 2017

Fortuna kołem się toczy (44)

Okej, nawaliłam trochę z terminem publikacji, ale liczę, że mi przebaczycie, hm? Od paru dni nie miałam w ogóle dostępu do komputera, bez którego ani rusz wstawiać nowy rozdział. Ewentualnie mogłabym popróbować coś z telefonem, lecz na samą myśl od razu się odechciewało. Chyba bym umarła z irytacji. No, nieważne. :)
Co do rozdziału, jest on nieco krótszy niż poprzednie i właściwie niewiele się w nim dzieje. Można go traktować jako ten przejściowy... W kolejnym będzie się działo zdecydowanie więcej, a nawet mam nikłą nadzieję, że Was zaskoczy.
W ogóle uwielbiam Regulusa. Dopiero pisząc to-to, zorientowałam się, jaką naprawdę świetną postacią jest. A Wy? Też go lubicie czy jego obecność w Fortunie Was wkurza? Serio, ciekawi mnie Wasza opinia. :)
 No, ale już nie ględzę. Zapraszam na rozdział!


44. Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony
~ Alphonse de Lamartine




Dzisiejszej nocy pierwszy raz w tym roku do Hogwartu przybył śnieg. Spadł w niespodziewanie dużej ilości, okrywając błonia i Zakazany Las białym puchem, ale nim uczniowie zdążyli się z nim przywitać, rozpuścił się i stworzył nieprzyjemną dla oczu i stóp chlapę. Z tego też powodu większość Hogwartczyków wzbraniała się przed opuszczeniem ciepłych murów szkoły. Jedynie ci, mający lekcje opieki nad magicznymi zwierzętami czy zielarstwa, musieli wyściubić nosy na zewnątrz i poddać się tym nieprzyjemnym warunkom atmosferycznym.
Anne smętnie wyglądała przez okno, co jakiś czas wzdychając. Nienawidziła takiej pogody, która nie dość, że skutecznie pozbawiała ją humoru, to jeszcze wywoływała senność. Wisborn przez cały dzień nie potrafiła się na niczym skupić, przez co prawie zarobiła minus dziesięć punktów dla domu. Profesorowi Slughornowi nie podobało się jej nieuważanie na zajęciach, występujące w postaci krótkiego przymknięcia powiek. Jak się później okazało, to krótkie przymknięcie było tak naprawdę długą i głęboką drzemką.
Ziewnęła szeroko.
– Co ty robiłaś w nocy, że jesteś aż tak zmęczona? – zażartował Łapa, uśmiechając się szeroko do przyjaciółki.
– Nic, co miałoby cię interesować – odburknęła.
Brwi Syriusza podbiegły niemal pod linię włosów. Zaczął zastanawiać się nad jej niespotykanym zachowaniem. Anne, jako jedna z nielicznych, zawsze starała się być miła i uprzejma. Rzadko kiedy bywała zła, a jej wrednej wersji chłopak chyba nigdy nie poznał.
– Masz okres?
– Jeszcze słowo, Black – zastrzegła z groźnym błyskiem w oku, na widok którego Syriusz podniósł ręce do góry w geście kapitulacji. Z dziewczynami czasami lepiej nie zadzierać, bo można się sparzyć. Albo dostać w jaja.
Kiedy Anne zauważyła rzednącą minę Łapy, jakby na zawołanie poprawił jej się humor. Uspokoiła się na tyle, by w ciszy i ciekawości przysłuchiwać się reszcie pogrążonej w błahej rozmowie. Remus siedział na łóżku wraz z Lily i Jamesem, którzy co chwilę rzucali do siebie uśmiechami przepełnionymi kakofonią pozytywnych emocji. Pewnie myśleli, że nikt nie zauważy tej jeżdżącej wzdłuż pleców dziewczyny dłoni Jima, ani tych czerwonych rumieńców na policzkach Lily. Anne widziała doskonale i zazdrościła. Nie była zaborcza w stosunku do Pottera, broń Merlinie, po prostu marzyła o doznaniach, o miłości tak głębokiej jak ocean i tak gwałtownej jak jego fale rozbijające się o brzeg, którą Lily i James byli wręcz przepełnieni.
Otrząsnęła się z mało przyjemnych myśli, z każdym dniem powracających niczym natrętna mucha. Kiedyś tata jej powiedział, że potrzeba czasu i wiary do spełnienia marzeń, ale jak mogły się one spełnić, skoro czas nieubłaganie szybko płynął, w związku z czym wiary ciągle ubywało? Anne powoli zaczynała przyzwyczajać się do faktu, że życie najpewniej spędzi samotnie, otoczona stertą książek.
Do rzeczywistości przywrócił ją głośny śmiech. Syriusz chyba powiedział coś zabawnego, bo nawet Lily pozwoliła sobie na odrobinę radości. Jedynie Remus smętnie spojrzał w bok. Ostatnio coś złego zaczynało dziać się między nim a Lissie. Kiedyś, gdy jeszcze pałała do chłopaka uczuciem, z pewnością by się z tego powodu ucieszyła, ale teraz pozostało jedynie współczucie. Właściwie sama nie wiedziała, kiedy przeszło jej to bezsensowne i wywołujące wyłącznie ból zauroczenie. Przyłapała ich jakiś czas temu na całowaniu, lecz zamiast znanej zazdrości poczuła niespodziewaną radość. I wolność na duszy.
– A ty, Ann?
– C-co? – wyjąkała, kierując wzrok na Lily. – Przepraszam, wyłączyłam się. O co pytałaś?
– O twoje plany na święta. Wracasz do domu?
– Nie – westchnęła przeciągle. – Tata i mama dostali urlop i postanowili go uczcić. Wyjeżdżają gdzieś do Ameryki, pozwiedzać, czy coś? A wy? Nie chcę zostać sama...
– Niestety, Anne.
Nagle James uśmiechnął się szeroko do Lily.
– Czyli jednak jedziesz ze mną? – zapytał, a gdy rudowłosa kiwnęła powoli głową, musnął jej usta własnymi. Było to, oczywiście, zbyt krótkie i nienasycające, dlatego bez wahania pogłębił pocałunek.
– Merlinie, chyba wolałem, jak skakaliście sobie do gardeł – burknął Łapa. – Przynajmniej nie obrzydzaliście innym życia. Czy możecie wreszcie przestać?
Lily nieznacznie odsunęła się od Jima, choć nadal obejmował ją w pasie, po czym wywróciła oczami.
– Jak wy migdalicie się z Dorą, słowem się nie odzywam.
– Ale u nas migdalenie – zaakcentował Syriusz, jednocześnie rysując palcami w powietrzu cudzysłów – wygląda uroczo, a u was co najmniej ohydnie.
– Wal się.
James rzucił w kumpla poduszką, ale Łapa zdążył się odchylić.
– Pudło, Rogaty. Chyba musisz potrenować celność, bo jak dalej nie będziesz trafiał, to Lilka może być niepocieszona – roześmiał się głośno Syriusz, poruszając sugestywnie brwiami.
Na policzkach Lily niemal natychmiast pojawiły się ogromne rumieńce, za to James wbrew zdrowemu rozsądkowi uśmiechnął się szeroko. Nic jednak nie odpowiedział, a nawet zakończył temat nim w ogóle zdążył się rozkręcić.
– Jesteś pewien, Łapciu, że chcesz jechać do wuja?
– Tak. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spędzałem święta z rodziną. Taką prawdziwą z krwi i kości – dodał, widząc oburzony wzrok Pottera. – Poza tym pan Potter raczej będzie miał ważniejsze sprawy na głowie, niż udawanie, że wszystko jest w porządku. Zanim coś powiesz, zastanów się. Twój ojciec nie lubi okazywać publicznie uczuć.
James próbował jakoś zaoponować, ale Łapa miał cholerną rację.
– Może w takim razie ja też sobie daruję i zostanę w Hogwarcie? – zaproponowała Lily, niepewnie przygryzając wargę. – Pan Potter pewnie woli przebywać z rodziną, Jim. Z tobą.
– Nawet mnie nie denerwuj. Akurat ty nie masz wyjścia, bo już należysz do tej rodziny. Czy ci się to podoba, czy nie.
Zabrzmiało groźnie, więc Lily, po raz wtóry potwierdzając własną inteligencję, postanowiła się nie sprzeczać. Poczuła za to przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele, co potęgowała świadomość, że jednak gdzieś w życiu przynależy.
– A co z tobą, Remusie? – wtrąciła Anne, jednocześnie przerywając gęstniejącą ciszę.
– Obiecałem mamie, że wrócę.
– Lissie też wraca, prawda?
– Tak – potwierdził Lupin, nieznacznie potaknąwszy. – Cały tydzień zamierza spędzić u babci. Podobno staruszka czuje się coraz gorzej i odliczają dni do jej śmierci.
– Smutne.
– Takie życie – westchnął Remus i wzruszył ramionami. Ewidentnie chciał doda
coś jeszcze, ale w ostatniej chwili zaniechał.
– Powiedźcie mi przynajmniej, że Dorcas postanowiła zostać...
– Sorry, Anne.
– Cholera.
Wisborn bardzo nie podobał się fakt pozostania samej w święta.
– A gdzie ona wybywa? – zdziwiła się Lily, uważnie przyglądając się Syriuszowi. – Przecież Dorcas ma gorsza sytuację w rodzinie niż ty.
– Jedzie z babcią gdzieś do Grecji, czy coś? Mówiła mi, ale nie słuchałem.
– Merlinie, jak ona z tobą wytrzymuje – westchnęła Evans. – Jim?
– No?
– Jak w ogóle czuje się twój tata? Widziałam, że ostatnio wysłał ci list. Pisał coś ciekawego?
– Właściwie nie – zamyślił się Potter. – Tak mi się teraz wydaje, że odpisał trochę dziwnie. Kompletnie nie w jego stylu. Ja rozumiem, że cierpi po stracie mamy, ale chyba mu się nie polepsza aż tak szybko jak mi. Rozumiesz, Liluś, ja mam ciebie, a on? Tata chyba jest strasznie samotny... Pół życia mieszkał z mamą, więc pewnie ciężko jest mu się przyzwyczaić do aktualnej sytuacji.
Anne momentalnie zrobiło się przykro. Nie chciała więc dalej słuchać o problemach pana Charlesa i jego nieumiejętności pogodzenia się ze śmiercią żony, dlatego czym prędzej opuściła dormitorium. Remus i Syriusz pewnie jako najlepsi przyjaciele Pottera będą próbowali go pocieszać, a tego Anne by nie zdzierżyła. Ostatnio stawała się coraz mniej czuła na problemy reszty, ale w końcu czemu się dziwić, skoro oni też zaczęli ją olewać? W minionych miesiącach odniosła wrażenie, że stała się całkiem obcą osobą, zamkniętą w sobie.
Przemierzała korytarze w milczeniu, podążając w jedyne miejsce, w którym nigdy nie poczuje się odrzucona. Znajdowała się już dwa zakręty przed biblioteką, gdy niespodziewanie na kogoś wpadła. Przeszył ją ból w czole, więc syknęła, ale książki trzymane mocno w dłoniach na szczęście nie spadły na posadzkę.
Severus Snape zmrużył groźnie oczy.
– Uważaj, jak leziesz! – warknął przez zaciśnięte ze złości zęby.
Bardzo nie lubił Gryfonów, a przyjaciół Lily Evans wręcz nienawidził.
– Ja? To ty na mnie wpadłeś! – zaoponowała Anne, przestępując z nogi na nogę, bo ilość książek zaczęła jej ciążyć.
– Nie tak pamiętam tę sytuację.
– W takim razie powinieneś zrobić badania na choroby związane z zapamiętywaniem. Na twoim miejscu zaczęłabym się martwić – burknęła pod nosem, lecz Severus dokładnie usłyszał każde jej słowo. – Przesuń się, chcę przejść.
Snape skutecznie przeszkadzał Anne w wyminięciu go i tym samym dotarciu do celu. Bardzo zdenerwowało go zachowanie Wisborn, nie mógł przecież przegrać na słowne potyczki z Gryfonką. Poza tym gdyby jakikolwiek Ślizgon przypadkiem tędy przechodził, okazanie słabości względem dziewczyny skutecznie zniszczyłoby całą reputację, nad której zbudowaniem tak ciężko pracował.
Bezmyślnie więc wytrącił Anne książki z rąk, skutkiem czego z hukiem spadły na podłogę.
– Serio? – westchnęła Wisborn. – To takie dorosłe, Snape. Ile masz lat? Dwanaście?
Schyliła się w celu podniesienia tomisk, lecz wówczas Severus bez uprzedzenia popchnął ją do tyłu. Anne upadła na tyłek, z niedowierzaniem wpatrując się w Ślizgona.
– O co ci chodzi, na Merlina? Masz jakiś problem?
– Nie – prychnął. – Po prostu dręczenie Gryfonów to iście śmieszna zabawa.
– Tak, boki rwać... Śmieję się głęboko w środku, żeby nie było.
Blondynka chciała wstać na nogi, ale i tym razem jej się nie udało. Severus z lekkim uśmieszkiem na twarzy nagle wyjął różdżkę z kieszeni szaty, po czym jej koniec skierował prosto na Wisborn. Dziewczyna uniosła brwi zaskoczona dziwnym zachowaniem Ślizgona. Ponadto powoli zaczynała się bać jego dalszych, dziwnych zagrań.
– Co ty robisz?
– Nic.
Znów próbowała się podnieść. Severus jednak podszedł bliżej, przez co różdżką niemal dotykał głowy Anne.
– Snape! – warknęła groźnie Gryfonka.
– Tak?
– Odwal się!
– Nic ci przecież nie robię. Po prostu stoję.
– Z różdżką wymierzoną prosto w moją twarz! Do cholery, Snape! – krzyknęła Anne, po czym rozejrzała się wokół. Jak na złość na korytarzu nie było żywej duszy. Jakim cudem, na Merlina?! Przecież to szkoła, więc uczniowie powinni się uczyć, a tym samym kręcić przy bibliotece! – Nigdy się tak nie zachowywałeś! Zawsze byłeś...
– Opanowany, tchórzliwy, gdzieś z tyłu? To chciałaś powiedzieć?
Oczywiście, że Anne właśnie to miała na myśli, ale w głębi duszy przeczuwała, że choćby najmniejsza wzmianka mogłaby wywołać jeszcze większą burzę. Pokręciła więc przecząco głową. Nim jednak zdążyła wymyślić idealne określenie, pomiędzy nimi jak duch wyrósł Regulus Black. Stanął obok Wisborn i ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w Snape'a.
– Cześć, Severusie. Co robisz? – spytał, po czym przeniósł spojrzenie na siedzącą na podłodze Anne. Bez wahania wyciągnął dłoń w jej stronę rękę, którą blondynka ufnie chwyciła. Po chwili już stała na wyprostowanych nogach.
– Dziękuję.
Black wzruszył ramionami.
– Niszczysz mi zabawę, Regulusie. Odkąd zmieniłeś dom, zachowujesz się dziwnie – warknął Snape, chowając różdżkę z powrotem w kieszeni szkolnego mundurka.
– Może i masz rację, Severusie, ale twoje czyny również nie należą do normalnych. Nie chcę cię pouczać ani, broń Merlinie, obrażać... Ciebie kiedyś też tak traktowano – Regulus kiwnął głową na Anne – i z pewnością pamiętasz to cholerne poczucie wstydu i bezradności. Dlaczego więc robisz tak jej?
– Znalazł się bohater.
– Po prostu cię nie rozumiem, dlatego wytłumacz mi...
– Och, proszę cię, Regulusie – prychnął Snape, zakładając ręce na ramiona. – Gdyby na miejscu Wisborn znalazł się ktoś inny, ominąłbyś nas szerokim łukiem. I daj mi spokój, nie chcę cię więcej widzieć.
– To będzie trudne zważywszy na miejsce, w którym mieszkamy – odpowiedział dość obojętnie Black, choć Anne mogłaby przysiąc, że głos mu zadrżał.
Snape w odpowiedzi pokręcił głową, rzucił w stronę dziewczyny lekki uśmieszek obejmujący zaledwie kąciki ust, po czym oddalił się w stronę, z której przyszedł. Anne z uwagą obserwowała, jak falująca za nim czarna szata mundurka znika za rogiem następnego korytarza. Dopiero wtedy otrząsnęła się na tyle, by pozbierać książki. Ku zdziwieniu, zostały one już zebrane z podłogi, a Regulus trzymał je mocno w rękach.
Anne zrobiła zaskoczoną minę, ale wreszcie uśmiechnęła się szczerze.
– Dziękuję.
– Za pozbieranie książek czy za ratunek?
– W sumie za oba – odparła, by dodać po chwili zastanowienia: – Spodziewałabym się tego po wszystkich Ślizgonach: Bellatrix, Lucjuszu i tych ich niby przyjaciołach, ale nie po Snape'ie. Ciekawe, co mu się stało?
– Ludzie się zmieniają, Anne.
Słowa Regulusa zabrzmiały na tyle emocjonalnie, by przypuszczać, że dotyczyły właśnie jego. Cóż, patrząc na przeszłość Blacka i teraz, na teraźniejszość, łatwo potwierdzić ich słuszność. Wisborn w geście zamyślenia przygryzła lekko dolną wargę.
– Mogę zadać ci pytanie?
– Już zadałaś – wytknął, ale wreszcie poddał się i kiwnął głową.
– O co chodziło Snape'owi?
– A skąd ja mogę to wiedzieć? – zdziwił się. – Widziałem tylko koniec waszej rozmowy.
– Ale przecież znasz go od sześciu lat!
– No i? – westchnął przeciągle. – Słuchaj, wytłumaczę ci coś, ale powiem to tylko raz. Nie lubię się powtarzać. Z tego, co zdążyłem zauważyć Ślizgoni a Gryfoni to niebo i ziemia. To, że znasz kogoś przez połowę życia i mieszkasz z nim w jednym pokoju, nic nie znaczy. Ślizgoni nie są otwarci i ufni. Gdyby tacy byli... Cóż, pewnie dom o nazwie Slytherin przeszedłby już dawno w zapomnienie.
– Pewnie ciężko jest ci się przestawić? – spytała, z uwagą przyglądając się zmianie mimiki twarzy chłopaka.
– Skąd w ogóle pomysł, że próbuję?
– A stąd – wywróciła oczami – że przed momentem mi pomogłeś. Regulusie – dodała niepewnie – jakbyś chciał porozmawiać albo cokolwiek...
– Po pierwsze – przerwał niegrzecznie Black – właśnie rozmawiamy. A po drugie: co masz dokładnie na myśli, mówiąc „cokolwiek”? Czy to jakaś niegrzeczna propozycja? Nie spodziewałem się tego po tobie, Anne.
Dziewczyna zarumieniła się lekko.
– Chodzi mi o to – zignorowała jego wcześniejsze słowa – że możesz mi zaufać.
Na to Regulus nie miał odpowiedzi. Jeszcze nie spotkał się z tak jawną propozycją... W sumie co to mogła być za propozycja? Anne naprawdę chciała się zaprzyjaźnić czy to jakiś wstęp do późniejszego wykorzystania jego jako tajnej broni? Black sam nie wierzył, dokąd zaprowadziły go własne myśli. Ta blondynka nie byłaby zdolna do świadomego skrzywdzenia innego człowieka.
Dlaczego więc gdzieś głęboko czuł dozę ostrożności?
– Skoro zamierzasz milczeć w tej sprawie, mogę ci zadać drugie pytanie?
Do rzeczywistości sprowadził go głos Wisborn. Popatrzył jej prosto w oczy i uśmiechnął się szeroko. Dopiero później, leżąc już w łóżku i próbując zasnąć, Regulus zdał sobie sprawę, jak bardzo szczery był ten uśmiech.
– Drugie? Chyba dziesiąte...
– Nie łap mnie za słówka. Dlaczego Snape powiedział, że gdyby ktoś inny znalazł się na moim miejscu, no, wiesz, gdy Snape udawał, że się znęca, to byś go ominął?
Regulus po raz kolejny nie potrafił odpowiedzieć, co raczej mu się nie zdarzało. Zawsze miał ostatnie zdanie. Tylko przy niej, przy tej blondynce, ewidentnie i zdecydowanie zbyt często tracił rezon. Czym było to spowodowane – nie wiedział. Nie miał też kompletnie pojęcia, co Severus sobie ubzdurał w tej czarnej, wielokrotnie za bardzo tłustej głowie.
– Pewnie nie wiedział, co powiedzieć, więc wymyślił jakąś głupotę na poczekaniu – stwierdził, wzruszając nonszalancko ramionami. – Zamierzasz stać tutaj resztę dnia?
Anne wywróciła oczami.
– Oczywiście, a już szczególnie kiedy mi dotrzymasz towarzystwa. – Zabrzmiałoby nieco zgryźliwie, gdyby dziewczyna nie parsknęła śmiechem. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że chłopak cały czas trzymał jej książki pod pachami. Sięgnęła więc po nie i powiedziała: – Do zobaczenia, Regulusie. I jeszcze raz dziękuję. Wiesz, całkiem niezły z ciebie Gryfon.
Anne, obdarzając go ostatnim uśmiechem, ruszyła tam, dokąd pierwotnie zmierzała. Gdyby tylko miała oczy z tyłu głowy albo przynajmniej szklane oko jak Alastor Moody, zauważyłaby odprowadzające ją spojrzenie. Widziałaby też te niespotykane iskierki w zielonych tęczówkach Regulusa, które zgasły tuż po tym, jak zniknęła za drzwiami biblioteki.

2 komentarze:

  1. Witam!
    Ja również tym razem spóźniona, więc masz wybaczone!
    Rozdział przejściowy mówisz? Wreszcie mamy Lily i Jamesa razem! Naprawdę długo czekałam na ten moment i oczywiście liczę na kolejne, dłuższe ;). Szkoda mi Ann i Remusa... Dobrze że chociaż Syriusz pozostał sobą. Kiedy wątek Remus- Lissie ? Jestem ciekawa co dalej.
    Regulus wydaje się być całkiem w porządku. Właściwie to mam na myśli samą postać, która raczej nie jest wykorzystywana w historiach o Huncwotach. Gdzieś mi Dorcas ostatnio umyka. Z jednej strony rozumiem, że nie ma możliwości wykorzystania wszystkich postaci w jednym rozdziale, ale wiesz jak to jest, kiedy jesteś tylko czytelnikiem :D.
    Mam nadzieję, że rozdziały jakoś się piszą i wena dopisuje, mimo tej fatalnej pogody :)
    Pozdrawiam ciepło
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, uff, kamień z serca. Myślałam, że dostanę reprymendę, a tu taka niespodzianka. :)

      Wiem, że ostatnio trochę zaniedbałam parę postaci: Dorcas, Syriusza trochę też, Petera (to, że trafił do Slytherinu, nie oznacza, że został wyrzucony z historii), ale będą oni w następnych rozdziałach, więc spokojnie. Na razie najbardziej pragnęłam zeswatać Lilkę z Jamesem. Bądź co bądź, to o nich jest to opowiadanie (a przynajmniej powinno być tak w 90%). :P Ach, wątek Remusa i Lissie też zostanie niebawem wyjaśniony.

      Próbuję skończyć ten nieszczęsny rozdział 48, ale coś marnie mi idzie. Postaram się zaraz spiąć tyłek i wreszcie go skończyć. Został mi ostatni fragment, więc teoretycznie powinno pójść szybko. Choć w praktyce pewnie wyjdzie zupełnie inaczej (oby nie). :P

      Również pozdrawiam! :)

      Usuń