9 listopada 2017

Fortuna kołem się toczy (43)

Cześć!
Mój wspaniały, poprzednionotkowy pomysł chyba spalił się na panewce, bo dopiero drugi raz się odzywam tu, u góry, a już nie wiem, co pisać. Trochę słabo, nie? :) Może po prostu poleję trochę wody... Na dworze zimno, siedzę w pracy, nudzi mi się, chce mi się spać, marzę o powrocie do domu i o gorącej herbatce. Najlepiej takiej z cytrynką. Lubicie?
W ogóle udało mi się dzisiaj napisać połowę rozdziału 48! Moniko, miałaś cholerną rację! Wystarczyło najzwyczajniej w świecie przestać co chwilę myśleć o Fortunie, i proszę. :) Oczywiście, muszę popluć przez ramię, żeby nie zapeszyć, a nuż może coś jeszcze dopiszę? W każdym razie dziękuję za radę i za komentarz. Wiedz, że podnosisz mnie na duchu. :) Z tego względu też postanowiłam zadedykować Ci poniższy rozdział. :* 
Swoją drogą, uwielbiam go. Czekałam na niego od... od samego początku.
Chyba już wiecie, co się tam może dziać? :P
Zapraszam więc do czytania, moi mili!



43. Banalne słowa i gesty początkiem niebanalnych uczuć
~ Czarownica


Po minionej niby randce sytuacja między Lily a Jamesem zdecydowanie się poprawiła. Chłopak zachowywał się o wiele spokojniej, przeszła mu ochota na głupie żarty, a ponadto skupił się na trenowaniu do meczu z Hufflepuffem zaraz po przerwie świątecznej. Drużyna musiała nadrobić stracone punkty. Tylko wygrywając z każdym domem Gryffindor będzie w stanie otrzymać Puchar Quidditcha. Lily za to stała się bardziej wylewna. Nie wstydziła się już okazywać uczuć do Jamesa przy ludziach, częściej się też uśmiechała. Przyjaciele, jak i połowa szkoły, ewidentnie dostrzegali te zmiany, trzymając kciuki i zakładając się, kiedy Potter wreszcie zejdzie się z Evans.
– Daję im dwa dni, nie więcej – zdecydował Syriusz, szczerząc zęby do Anne.
– Chyba zgłupiałeś. James jeszcze dzisiaj weźmie Lilkę na kolejną randkę, a już jutro staną się oficjalnie parą.
– Randka nie oznacza bycia razem – wtrącił się Remus i zaczął grzebać w torbie w poszukiwaniu książki na zaklęcia.
– Może i nie, ale w ich przypadku na bank. Dajcie spokój, chłopaki, nie wygracie. Nie ze mną – dodała Anne. – Ja mam zawsze rację.
Syriusz wskutek słów dziewczyny głośno prychnął.
– Tak, tak, jasne...
– A widzisz? – zachichotała, ale kiedy przekroczyła próg klasy, przystawiła rękę do ust w celu przytłumienia śmiechu. Mimo to niektóre osoby z klasy rzuciły jej zaciekawione spojrzenie. Jedną z tych osób był Regulus, siedzący samotnie w jednej z ostatnich ławek. Anne kiwnęła mu ledwo zauważalnie głową, po czym usiadła na swoim miejscu obok Lissie.
– Merlinie, z nią nie da rady wytrzymać – powiedział konspiracyjnym szeptem Syriusz do Remusa, który w odpowiedzi wywrócił oczami.
Syriusz podszedł do Regulusa i warknął:
– Spadaj, braciszku, to nasze miejsce.
– Od teraz jest moje – odpowiedział spokojnie były Ślizgon, przenosząc leniwe spojrzenie na brata. Na twarzy Syriusza pojawiła się złość. Zanim jednak zdążył się odezwać, do klasy wszedł Flitwick. Odchrząknął głośno i wspiął się na stos książek, na których zazwyczaj stawał, by lepiej widzieć uczniów.
– Panie Black, panie Lupin, proszę siadać. Zajęcia się zaczęły.
– Bardzo chętnie, profesorze – potaknął Syriusz – ale mój brat zajmuje naszą ławkę.
– Skoro tak panu zależy na tym miejscu, panie Black, niech pan usiądzie obok brata. Pana Lupina zapraszam tutaj z przodu – zarządził bez sprzeciwu, pokazując ręką pierwszą ławkę. – Czy już przestaliście zachowywać się jak dzieci? Możemy przejść do meritum zajęć? Dzisiaj omówimy zaklęcie Partis Temporus. Czy ktoś wie, na czym ono polega?
Zgłosiło się parę osób, choć Syriusz już nie uważał. Skupił się na wrogości do brata, przez którego musiał z nim siedzieć do końca roku szkolnego. Z westchnieniem zajął miejsce, a książkę i pergamin bez ładu rzucił na blat. Regulus uniósł brwi, powstrzymując niepotrzebny komentarz, ale nie niewielki uśmieszek.
– Aż tak cię to bawi, braciszku? – wyszeptał wrogo Syriusz.
– Szczerze? Trochę. Wyglądasz śmiesznie, jak się bez sensu złościsz. Taki mały chłopiec, który nie dostał zabawki.
Regulus wzruszył ramionami.
– Odszczekaj to albo...
– Panie Black – wtrącił się nagle Flitwick, patrząc srogo na Syriusza – rozumiem, że zgłasza się pan do odpowiedzi na zadane pytanie, prawda?
– Oczywiście, profesorze – skłamał Łapa, przełykając głośno ślinę. – A mógłby je pan powtórzyć?
Po klasie przeszła stłumiona fala śmiechu.
– Do jakiego typu zaklęć należy Partis Temporus? – Gdy Syriusz milczał dłuższą chwilę, dodał: – Zna pan odpowiedź czy nie? Inaczej będę musiał odjąć Gryffindorowi punkty.
– Rozdzielające – wyszeptał niespodziewanie pod nosem Regulus, robiąc wymowną minę. Syriusz zmarszczył czoło kompletnie zszokowany.
– Czekamy, panie Black...
– Ekhm – odchrząknął Łapa. Zaufać czy nie? – Należy do zaklęć rozdzielających, panie profesorze.
– Dobrze, upiekło się panu. Proszę następnym razem słuchać, panie Black.
Syriusz niepewnie kiwnął głową, a kiedy Flitwick wrócił do prowadzenia wykładu, rzucił bratu zaskoczone spojrzenie. Regulus udawał całkiem pogrążonego tematem zajęć, poza tym pisał coś skrupulatnie na pergaminie. Minęło dziesięć minut nim wreszcie nie wytrzymał i głośno odetchnąwszy, odwrócił się w stronę Syriusza śledzącego każdy jego ruch.
– Gapisz się – stwierdził.
– A dziwisz mi się?
– Tak? Przecież wiesz, jak wyglądam – prychnął cicho Regulus. – O co chodzi?
– I ty jeszcze pytasz? Pomogłeś mi! – podniósł głos, który natychmiast ściszył. – Dlaczego?
Regulus wywrócił oczami.
– Nie chciałem, żebyśmy dostali ujemne punkty.
– Co? – zaśmiał się posępnie pod nosem Syriusz. – Od kiedy interesują cię punkty? I to jeszcze odjęte Gryffindorowi? Przecież nienawidzisz tego domu...
– Może tak, a może nie.
Reszta lekcji przebiegła w miarę spokojnie, choć cicho z pewnością nie było. Gryfoni i Krukoni próbowali przyswoić omawiane zaklęcie, robiąc dziurę w wysokiej ścianie wody wyczarowanej przez Filiusa. Pod koniec prawie wszyscy potrafili je rzucać, z czego profesor bardzo się ucieszył. Tak bardzo, że postanowił nie zadawać żadnej pracy domowej. Jedynymi osobami, którym się to nie spodobało, byli oczywiście Lily, Remus i dwie Krukonki – cała czwórka walczyła o jak najlepsze oceny, w czym zdecydowanie pomógłby kolejny esej.
Wychodząc z klasy, James puścił oczko do Evans, która na ten widok zarumieniła się nieznacznie. Jakby czytając przyjacielowi w myślach, kiwnęła lekko głową i podążyła za trajkoczącą Lissie. Potter za to bez zastanowienia skierował się ku Syriuszowi, dziwnie pogrążonemu w myślach.
– Co jest? – zapytał wesoło.
– Kurde, Rogaty, nie uwierzysz. Mój braciszek mi pomógł.
– Co?
– Słyszałeś – westchnął Łapa.
– Niby w czym? – zaciekawił się jawnie James. Rozejrzał się wokół, próbując namierzyć główny temat ich rozmowy, ale Regulus najwyraźniej albo szybko uciekł, albo został jeszcze w klasie.
– Profesorek zadał mi to pytanie, nie? No, i on mi podpowiedział. Dzięki temu nie straciłem punktów, czaisz?
James uniósł brwi.
– Aż tak cię to przejęło, stary?
– Bo ty nie rozumiesz – zaperzył się Syriusz. – Regulus nigdy, przenigdy mi nie pomógł. Dlatego nie mogę zrozumieć, co on chce teraz osiągnąć? Może zamierza uśpić naszą czujność, wkupić się w łaski, a potem zabić?
– Przesadzasz, Łapo – powiedział nieszczerze James.
Pamiętał, jak tydzień temu Lily przyłapała Regulusa razem z Lucjuszem, Bellatrix i Yaxleyem podczas deportacji z Hogwartu za pomocą Mrocznych Znaków widniejących na ich prawych przedramionach. Bardzo chciałby wyznać prawdę przyjacielowi, ale przecież obiecał Lily. Nie mógł jej zdradzić.
– Najpierw przeproszenie Dory, a teraz to? Mój braciszek coś szykuje, stary.
– Jak chcesz. – Wzruszył ramionami, nie mając ochoty dalej drążyć temat. – Umówiłem się z Lily dzisiaj na randkę. To będzie przełom, Łapciu, mówię ci.
– Nadal nie wierzę, że Lilka na ciebie leci i że ten głupi plan na serio ci się udał.
James prychnął, po czym klepnął mocno przyjaciela po plecach. Syriusz syknął, ale uśmiechnął się. Widząc jednak naburmuszoną minę Jamesa, roześmiał się głośno.

*

– Wyglądasz pięknie, Liluś.
Lily zmarszczyła czoło, patrząc sceptycznie na swoje czarne spodnie i zielony sweter, spod którego wystawał kołnierzyk beżowej koszuli. Wywróciła oczami, ale nie powstrzymała lekkiego uniesienia kącika ust.
– Jasne – parsknęła i złapała Jamesa pod ramię. – Dokąd idziemy?
– Wiele lat zajęło mi obmyślenie planu naszej pierwszej randki, co właściwie wykorzystałem ostatnio. Wszystko potoczyło się jednak kompletnie inaczej niż w moich wyobrażeniach, dlatego pomyślałem o zwykłym spacerze. Chyba że nie chcesz, to...
– Spacer brzmi super.
James uśmiechnął się z ulgą. Cieszył się jak dziecko z ich kolejnego spotkania. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście, w fakt, że jego Lily wreszcie zaczęła traktować go jak kogoś ważniejszego niż przyjaciela.
Z każdym krokiem coraz bardziej się stresował. Nie chciał niczego zepsuć głupią gadką albo zbędnym komentarzem, dlatego szedł w milczeniu, usilnie zastanawiając się, co powiedzieć. Co chwilę rzucał Lily dziwne spojrzenia, otwierał usta, by wreszcie bez słowa je zamykać.
Dotarli do brzegu jeziora.
– Zamierzasz się w ogóle odezwać? – spytała Lily, przerywając tę nienaturalną ciszę.
– Boję się, że palnę coś głupiego.
– James – zaśmiała się dziewczyna – znam cię od siedmiu lat. Ty zawsze palniesz coś głupiego, ale przyzwyczaiłam się do tego. Poza tym gdyby mi się to nie podobało, nie umówiłabym się z tobą, nie?
Potter uśmiechnął się szeroko.
– Czyli twierdzisz, że ci się podobam?
– A widzisz? Przyzwyczaiłam się – parsknęła Lily, po czym machnęła różdżką, celując nią w ziemię. Przed nimi pojawiła się ławeczka, na której bez zastanowienia usiedli. Po chwili namysłu Lily wyczarowała między nimi bańkę wypełnioną ciepłym powietrzem. Widząc zdziwiony wzrok Pottera, wyjaśniła: – Zrobiło się chłodniej. Moja kurtka niewiele pomaga.
– Wystarczyło powiedzieć, Liluś, a bym cię ogrzał.
– Oczywiście, Jim – zironizowała, ale wbrew tonowi głosu przytuliła się do chłopaka. – Nie wierzę, że to się dzieje. No, wiesz... My zachowujący się tak?
– Żałujesz?
– Co? Nie. Po prostu to... dziwne – zamyśliła się. – Spodziewałeś się kiedyś, że pójdziemy na randkę i będziemy tak siedzieć?
– Cóż, właściwie to tak. Od początku wiedziałem, że jesteśmy sobie przeznaczeni, o czym nie raz, nie dwa ci mówiłem.
– Mhm, faktycznie coś wspominałeś.
Lily parsknęła śmiechem, lecz gdy James chwycił jej podbródek między palce i skierował w swoją stronę, raptownie spoważniała. Wpatrywała się w orzechowe oczy chłopaka z uczuciem powoli rozchodzącym się po całym ciele. Mimowolnie zerknęła na usta Jamesa, który pod wpływem spojrzenia Lily, uśmiechnął się szeroko, jednocześnie psując moment.
Dziewczyna niemalże odetchnęła z ulgi. Znów oparła głowę o ramię Pottera, próbując przywołać się do porządku. Gdyby ta chwila potrwała dłużej, Lily z pewnością sama zainicjowałaby pocałunek, o którym marzyła od... Cóż, właściwie odkąd po raz pierwszy posmakowała ust Jamesa, od wakacji. Myśl ta uderzyła w nią niczym grom z jasnego nieba. Czy to oznaczało, że już wtedy czuła do Pottera coś więcej niż przyjaźń?
Kolejne godziny minęły im na przyjemnej rozmowie, którą równie dobrze i jak zawsze mogli prowadzić w pokoju wspólnym Gryffindoru wraz z przyjaciółmi. Co więc odróżniało tę chwilę od wielu innych? Z pewnością emocje, tak łatwo wyczuwalne w powietrzu. Między Lily a Jamesem już od dawna trwała nić porozumienia, lecz teraz pojawiła się też czułość oraz zdecydowana bliższość. James, opowiadając jakąś małoznaczącą historię, kreślił kółeczka na wierzchniej stronie dłoni dziewczyny, co poskutkowało wytworzeniem lekkiego napięcia.
I wcale nie chodziło tutaj o zdenerwowanie.
Księżyc, znajdujący się w pełni, wychylił się zza chmury, rozświetlając obraz błoni i Zakazanego Lasu prezentującego się gdzieś w tle.
– Chyba powinniśmy się już zbierać, Jim. Jutro z rana są zajęcia – westchnęła Lily, patrząc Jamesowi uważnie w oczy.
– Jeszcze pięć minut.
– Zabrzmiało to, jakbyś miał przekręcić się na drugi bok i dalej spać – parsknęła.
– Uwierz mi, Lily, daleko mi do tego.
– Do spania? Nie jesteś choć trochę zmęczony? Przecież już noc. Oby było przed ciszą nocną – zastanowiła się lekko spanikowana. – Nie chciałabym dostać żadnych ujemnym punktów. Tym bardziej że jestem prefektem, a dawanie złego przykładu innym uczniom zdecydowanie nie należy do moich obowiązków.
– A ty jak zawsze sumienna i całkowicie przestrzegająca regulaminu.
– Nie rozumiem, do czego pijesz, Jim.
– Zasady są po to, by je łamać. – Na te słowa Jamesowi aż zaświeciły się oczy. – Zostańmy jeszcze chwilę. Przecież jest tak spokojnie i jesteśmy tylko we dwoje.
– Jak jutro znów tu przyjdziemy, to też będziemy tylko we dwoje.
– Mówisz o kolejnej randce? – Potter uniósł brwi, uśmiechając się szeroko.
Lily wzruszyła ramionami.
– Ach, te pani wyuzdane propozycje, panno Evans – zachichotał James, skutkiem czego dostał kuksańca w bok. – Nie pozostaje mi nic innego, jak się zgodzić.
– Spróbowałbyś nie.
Dziewczyna dla śmiechu zagroziła Jamesowi palcem, starając się wywołać na jego twarzy choćby minimalny uśmieszek. Zdziwiła się więc, kiedy Potter nagle spoważniał. Położył jej rękę na kolanie, przez co przez ciało Lily przeszedł dreszcz.
– Nawet nie wiesz, Liluś, ile dla mnie to wszystko znaczy, ile ty dla mnie znaczysz – wyznał.
– J-ja...
– Nic nie mów – przerwał jej, pochylając się nieznacznie. Dłoń, spoczywającą wcześniej na kolanie Lily, przesunął teraz wyżej na biodro i tym samym przyciągnął ją bliżej. Evans owionął gorący oddech chłopaka, więc bezwiednie przygryzła dolną wargę. Poczuła gorąco rozlewające się po brzuchu. – Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale...
– Nic nie mów.
Lily była w stanie jedynie powtórzyć wcześniejsze słowa Jamesa. Bez wahania zarzuciła mu ręce na szyję i przymykając oczy, musnęła jego usta własnymi. Nie musiała długo czekać na ruch Jima, bo już parę sekund później znacząco pogłębił pieszczotę. Całowali się namiętnie, długo i nieśpiesznie, próbując zapamiętać każde, choćby te najmniejsze, doznanie.
James obstawiał kiedyś, że całując się z Lily, będzie myślał wyłącznie o niej, o sprawieniu dziewczynie przyjemności, by już nigdy więcej nie chciała nikogo poza nim. Mylił się jednak, ponieważ teraz, gdy marzenia wreszcie stały się rzeczywistością, James w ogóle nie myślał.
Tylko czuł i kochał.
To Lily pierwsza przerwała. Odsunęła się nieznacznie od chłopaka, zdejmując ręce z jego ramion. Oddychała głośno i lekko się zarumieniła, bardziej ze względu na kakofonię targających nią emocji niż z samego zawstydzenia. James patrzył, jednocześnie przejeżdżając językiem po ustach, by jeszcze raz poczuć smak Lily.
Była pyszna.
– Czemu nic nie mówisz? – przerwała ciszę Evans. Oddałaby wszystkie galeony, by zajrzeć teraz w głowę Jamesa i poznać jego myśli.
– Nie chciałem psuć chwili.
– To ma sens – potaknęła, odetchnąwszy głęboko. – Co więc sądzisz o tej chwili?
– Była...
Jamesowi zabrakło słów, co lekko zdezorientowało Lily. Czyżby zrobiła coś nie tak?
– Wiesz, to był nasz pierwszy pocałunek, więc może kolejne...
– Liluś – parsknął głośno James, tym samym jej przerywając – nie wariuj. Znowu było idealnie. Poza tym bardzo cieszy mnie fakt, że liczysz na kolejne.
– Ja... Ale... Ej, czekaj – zastanowiła się dziewczyna i spojrzała na Jamesa spod przymrużonych powiek. – Jak to znowu?
Wyglądała groźnie.
– No, bo... Okej, skoro wiemy, że na mnie lecisz i ci się podobam, mogę zaryzykować i przyznać ci się do czegoś... Byłem pijany w wakacje, ale akurat moment, w którym się na mnie rzuciłaś, doskonale zapamiętałem.
– Och!
Lily najpierw schowała głowę w dłoniach kompletnie zawstydzona, ale potem podniosła wzrok i z całej siły, jaką miała, uderzyła Jamesa prosto w ramię. Potter syknął głośno, łapiąc się za nie i próbując rozmasować.
– Za co?
– Za jajco! – warknęła zła. – Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś, hm? Nie robiłabym z siebie aż takiej idiotki! Merlinie, ale się wygłupiłam... Jim, naprawdę nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło. Wiele razy próbowałam przeanalizować tamtą sytuację...
– Właśnie dlatego niczego ci nie mówiłem – westchnął przeciągle. – Zachowujesz się, jakbyś zrobiła najgorszą rzecz na świecie. Na Boga, Liluś, my się tylko całowaliśmy.
– Rzuciłam się na ciebie.
Evans odwróciła wzrok speszona.
– Co bardzo mi się podobało – odparł z szerokim uśmiechem. – Jeżeli chcesz wiedzieć, przez kolejne pół nocy zastanawiałem się, czy to wydarzyło się na serio, czy był to kolejny, piękny sen. Dopiero rano, gdy zachowywałaś się tak dziwnie, zrozumiałem, że naprawdę musieliśmy się całować. Nie chciałem wprawiać cię w zawstydzenie. I tyle. Ot, cała historia.
– Wiesz, że jakbyś mi wtedy wyznał, że pamiętasz, chyba bym się do ciebie w ogóle nie odzywała?
– Czemu? – zdziwił się.
– Wtedy kompletnie nie byłam pewna własnych uczuć, Jim.
– A teraz jesteś?
– Może. – Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się z wahaniem. James machinalnie odwzajemnił gest, by bez dalszych ceregieli znów wpić się w wargi jego Lily. Kiedy ją tak całował i smakował, nie potrafił odgonić myśli o raju. Czuł się jakby na haju, gdzie każde następne muśnięcie zbliżało go do apogeum, w którym zatracał się w fantazji, pozostawiając realia daleko w tyle.
Księżyc schował się za chmurami, dając im odrobinę prywatności.
A potem jeszcze jedną.
I kolejną.

*

Dla Lissie cały dzień upłynął w rozdarciu pomiędzy tym, co słuszne, a tym co łatwe. Nie potrafiła się na niczym skupić, myślami błądząc gdzieś daleko. Ciągle zastanawiała się nad przypadłością Remusa, co skutkowało coraz mocniejszym pogrążaniem się w rozpaczy. Z jednej strony pragnęła nadal się z nim spotykać, w końcu była zakochana, z drugiej jednak cholernie się bała. Przerażała ją świadomość, że kiedyś, w dalekiej przyszłości, Remus zdołałby uciec i ją skrzywdzić. Przeklinała siebie za takie małostkowe podejście, ale nie potrafiła się powstrzymać.
Mimowolnie oddalała się od Lupina, każde spotkanie odwołując poprzez wymyślenie błahego powodu oraz w miarę możliwości unikając go na korytarzach i posiłkach. Czasami, gdy już nie miała jak i gdzie uciec, gadali chwilę, dawała mu całusa w policzek, aby wreszcie wymknąć się chyłkiem. Ostatnio Remus stwierdził, że powinni poważnie porozmawiać, ale Lissie nie potrafiła się przemóc. Nie była jeszcze gotowa na oficjalne zakończenie związku.
Najpierw musiała zobaczyć jego przemianę.
Dlatego teraz zmierzała wprost do Wrzeszczącej Chaty przejściem pod Wierzbą Bijącą, o którym dowiedziała się czystym przypadkiem. Kiedyś podsłuchała rozmowę Syriusza i Jamesa, dotyczącą spotkania właśnie tam. Wcześniej nie miało to kompletnie sensu, lecz teraz po poznaniu prawdy o Remusie wszystko się wyjaśniło. Lissie zastanawiało jedynie, dlaczego chłopaki postanowili z nim przebywać. O ile się orientowała, oczywiście, wyłącznie na podstawie stosu przeczytanych książek, wilkołaki nie były przyjemnie nastawione do jakichkolwiek ludzi. W jaki więc sposób udawało im się uniknąć zagryzień i podrapań?
Dobrze, że postanowiła śledzić Remusa, inaczej w życiu nie wpadłaby, jak unieruchomić Wierzbę. Odczekała chwilę, nim podążyła jego śladem. Starała się nie zostać zauważona, choć mogłaby przysiąc, że Remus coś podejrzewał. Dwa razy się odwrócił. Na szczęście w tunelu było ciemno, poza tym umiejętnie stawiała kroki, a oddech udało jej się uspokoić na tyle, by był ledwie słyszalny.
Ponad dziesięć minut stała, zastanawiając się nad otwarciem klapy, za którą zniknął jej chłopak. Zdecydowała się dopiero w momencie, gdy usłyszała mrożący krew w żyłach wrzask. Poczuła w oczach wzbierające się łzy, a jej ciałem niemal natychmiast wstrząsnął dreszcz. Nie mogła jednak stchórzyć, dlatego zaciskając pięści i biorąc głęboki wdech, zmusiła nogi do przekroczenia granicy Wrzeszczącej Chaty. Rozejrzała się uważnie wokół, a następnie podążyła za krzykami, wyciami i innymi przerażającymi odgłosami. Dwa razy musiała przystanąć ze strachu, ale ani razu nie dała za wygraną.
Wreszcie dotarła do pokoju, zza drzwi którego wycia wydawały się najgłośniejsze. Drżącą ręką uchyliła lekko drzwi. Lissie zdawała sobie sprawę z własnej głupoty, ale nie potrafiła się powstrzymać. Musiała stanąć oko w oko z drugą naturą Remusa. Nienaoliwione zawiasy zaskrzypiały, a oczom dziewczyny ukazał się okropny widok.
Pokój, zresztą jak cały Wrzeszcząca Chata, była w opłakanym stanie. Brudno, większość mebli zniszczona, ściany i zasłony podrapane pazurami. Panował półmrok oraz duchota, niepozwalająca na swobodne oddychanie. Lissie łapała głębokie hausty powietrza, starając się nie zemdleć. Choć minimalna ilość tlenu spowodowana raczej była obecnością wilkołaka w kącie niż samego kurzu czy braku przewiewu.
Remus wyglądał strasznie.
Żółte ślepia wpatrywały się w Lissie z agresją, a spod wyszczerzonych groźnie zębów dobiegał warkot. Wilkołak zgarbił się, wysunął pazury i przybrał pozycję do ataku. W głowie dziewczyny pojawiła się tylko jedna myśl: uciekaj! Bez wahania rzuciła się w stronę schodów. Niemalże jęknęła, słysząc huk spowodowany najpewniej wyrwaniem drzwi z zawiasów. Jeżeli Remus by ją dopadł, zabiłby.
Na szczęście zostawiła otwartą klapę, dzięki czemu wystarczyło jedynie wskoczyć do środka. W przypływie zdrowego rozsądku zatrzasnęła wejście do tunelu. Remus mógłby ją wyczuć, ale nie poradziłby sobie z podniesieniem kawałka podłogi, tego była pewna.
Nie odwracając się, ciągle biegła. Zatrzymała się dopiero przed głównym wejściem do szkoły. Dopiero tutaj udało jej się odetchnąć i w miarę uspokoić, co właściwie nie trwało zbyt długo. Powoli znikająca adrenalina wyciągnęła na wierzch wiele niepożądanych myśli, dlatego Lissie zaczęła płakać, pogrążając się w coraz większej rozpaczy. Oparła się plecami o lodowaty mur Hogwartu, po którym po chwili zjechała.
Gdyby nie zobaczyła Remusa w jego wilkołaczej wersji, nadal mogłaby udawać, że bała się głównie o chłopaka, a nie o siebie i własną przyszłość. Czy Lissie byłaby zdolna żyć z dzikim zwierzęciem. Ba! Czy potrafiłaby je pokochać?
Już nigdy nie będzie umiała spojrzeć na Remusa tak, jak kiedyś.
Panna Roshid była egoistką do tego stopnia, że postanowiła rozstać się z Lupinem w najbliższym czasie.
Kto by się spodziewał, że na drodze tej dwójki stanie mały, futerkowy problem?

4 komentarze:

  1. Czołem! Nadal nie mogę uwierzyć, że komentarz, który niedawno napisałam jakoś magicznie nie został wstawiony :D.
    o kurczę... jeszcze nigdy nikt nie zadedykował mi rozdziału, więc jest mi z tego powodu szalenie miło i za co bardzo ci dziękuję :).
    Cieszę się, że troszkę odpoczęłaś. Nie tylko samą pracą człowiek żyje. Prawda ? :D.
    Długo czekałam na ten moment <3. To niesamowite, że wszystkie podobne sceny u ciebie są urocze, nie przesłodzone, prawdziwe i jednocześnie takie, które z przyjemnością się czyta. Lily wreszcie ogarnęła się ze swoimi uczuciami. Lily błagam cię nie zepsuj tego ( zawsze powtarzam że uwielbiam Jamesa ).
    Martwi mnie sytuacja z Remusem i Lissie. Po co ona tam szła? Sama wpakowała się w sytuację praktycznie bez wyjścia. Dobrze że zdążyła uciec. Chociaż nie sądzę, że Remus mógłby jej coś zrobić, to kto wie co mu chodzi po głowie pod postacią wilkołaka.
    Dużo ostatnio Regulusa. Nie pomylę się chyba, jeśli stwierdzę że zbliżamy się do jakiegoś okropnego punktu kulminacyjnego?
    Kończąc mój monolog, cieszę się że trochę odpoczywasz i rozdział jakoś idzie :). Mam nadzieję, że nadal tak będzie. Może jakaś miniaturka ? Nie narzucam się oczywiście :D. Niech wena ci dopisuje,a odliczanie do świat szybko mija.
    Pozdrawiam serdecznie
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. :)

      W takim razie cieszę się, że jestem pierwszą, która to zrobiła. Uwierz mi, bez Twoich komentarzy byłoby ciężko. Aż się pisać odechciewa, kiedy taki mały odzew. Czuję się wtedy, jakbym pisała do szuflady, a tego bardzo nie lubię. Może to i dziwne, ale nawet głupie: "jestem, czytam", by wystarczyło. Jeżeli coś tam sobie popisujesz i publikujesz, na pewno rozumiesz, o czym mówię. :)
      Fajnie, że scena między Lily a Jamesem nie wyszła sztucznie, ale czy nie jest zbyt... no, nie wiem, mało emocjonalna?
      Remus i Lissie będą mieli jeszcze swoje pięć minut, to mogę obiecać. :P W ogóle szykuję dla Remusa specjalny epizod w życiu, więc to "pięć minut" może się wydać jednak nieco dłuższe.
      Co do punktu kulminacyjnego - raczej nic Ci nie zdradzę. :P

      Miniaturka? Tzn? Mówisz o czymś krótkim z Huncwotami w tle czy o czymś kompletnie z innej bajki?:)

      Pozdrowienia!

      Usuń
  2. Mało emocjonalna? Wiesz co, nie sądzę że jest tam czegoś za mało, czasami musisz pozostawić pewne kwestie wyobraźni swoich czytelników :). Nieco dłuższą sceną bym nie pogardziła, ale nie, nie uważam że było to mało emocjonalne. Myślę raczej że sama Lily jest na tyle intensywnie nacechowana ( mam nadzieję że wiesz co mam na myśli), że nawet taki krótki opis nie stanowi problemu.
    Ooo miniaturkę o Huncwotach przeczytałabym z przyjemnością. Właściwie to ciężko mi się określić, bo nie do końca wiem jakie połączenia postaci sama wolisz, ale ostatecznie możemy zostać przy Huncwotach ;).
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, myślę, że rozumiem, co masz na myśli. :)
      Co do samej miniaturki - mam w zanadrzu dwie. Jedną humorystyczną drarry (a w każdym razie żywię taką nadzieję), a drugą nieco w bardziej drastycznych klimatach z Dorcas Meadowes. :) Pewnie je wrzucę po zakończeniu pierwszej części Fortuny. Jako przerywnik przed drugą, czy coś. :)

      Usuń