22 kwietnia 2018

Zamaskowana (9)

Cześć!
Czy u Was też jest taka piękna pogoda? Słoneczko, zero chmurek, cieplutko? Już się nie mogę doczekać lata, wreszcie chwila spokoju! A jak u Was? Niedługo majówka - macie ciekawe plany? :) Opowiadajcie!
W ogóle dowiedziałam się, że Melodie zostały nominowane do konkursu na blog roku 2017 na Księdze Baśni. Jestem przedumna! Jakbyście mieli chwilę, czy coś, możecie zagłosować. :P Link tutaj!
Dobra, więcej nie ględzę, zapraszam do czytania!
Buziaki!



9. Kredyty i koncerty

Za wszelką cenę musiałam zdobyć pieniądze, dlatego poprosiłam Jessie o zorganizowanie imprez gdziekolwiek i najlepiej codziennie. Tylko w taki sposób może udać mi się zebrać prawie sto tysięcy dolarów.
Kogo próbowałam oszukać? Nie dam rady tyle zebrać w pół miesiąca!
Wszystko sobie dokładnie wykalkulowałam. Za każdy koncert mogłabym zgarnąć od dwóch do trzech tysięcy na czysto, oczywiście, licząc na fart. Styles codziennie będzie mi płacił około pięć stów za trzy bilety. Gdy nie będę jeść, pić i w ogóle żyć może uzbieram pięćdziesiąt kawałków?
A co z drugą połową?
W tej kwestii postanowiłam również porozmawiać z Jes. Może ona coś wymyśli?
Zajęcia postanowiłam całkowicie olać, załatwiając fałszywe zwolnienie lekarskie na miesiąc. W końcu jak można chodzić na wykłady z dwoma połamanymi nogami?
– Ale panie Czajkowsky, proszę się jeszcze raz zastanowić i...
– Przykro mi, panienko. Nie posiada pani żadnego zabezpieczenia finansowego, które mogło być podkładką pod pani kredyt. Musi pani znaleźć pracę, inaczej w każdym banku spotka się pani z odmową. Naprawdę mi przykro.
– Okej, dziękuję.
– A rodzina nie mogłaby pani pomóc? – W głosie bankiera usłyszałam zmartwienie.
– Moja mama nie żyje, nie miała żadnego rodzeństwa. Tata też nie miał, a leży w cholernej śpiączce, czekając na operację, więc też go kurwa nie zapytam! – wydarłam się do słuchawki, ale szybko się zreflektowałam: – Najmocniej pana przepraszam, ja...
Rozłączył się, a ja przetarłam twarz.
– Cholera, cholera, kurwa! – krzyknęłam i z tej bezsilności upadłam na kolana. Łzy napłynęły do oczu, ale nie mogłam pozwolić im popłynąć. Musiałam być twarda.
Najgorsze było to, że przecież pracowałam i gdyby ludzie dowiedzieli się, kim jestem, bez problemu dostałabym pożyczkę. Nie mogłam jednak tego zrobić. Nie mogłam się ujawnić... Czy strach przez przyznaniem się to dosłowny gwóźdź do trumny dla taty? Trzasnęłam się w głowę. Nawet tak nie myśl, Juls. Nie waż się tak myśleć.
Telefon zawibrował, więc popatrzyłam na ekran.
– Szykuj się. Za dwie godziny koncert w... – przeczytałam, po czym uśmiechnęłam się szeroko. Szybko odpisałam Jessie, że jest wielka. Chwyciłam za torbę, zarzuciłam kurtkę i wybiegłam z pokoju, a potem z akademika.
Od dzisiaj JD będzie zapracowanym DJ-em.

///

– Jak to ma dzisiaj koncert? – wkurzyłem się, kiedy Niall przeczytał mi gorącego newsa. – Codziennie?
– Tak. Każdy się zastanawia, czym zostało to spowodowane.
– Przecież jej menedżerka zapowiedziała, że JD będzie pracować jedynie w weekendy – zamyśliłem się.
– Cóż, może zmieniła zdanie?
Wzruszył ramionami.
– No, a co ze studiami? Przecież w wywiadzie Jey mówiła, że studiuje, nie?
– Od kiedy przejmujesz się nauką, Harry? – zdziwił się.
Miał rację, więc zamilkłem.
– Po prostu to się nie trzyma kupy. Coś musiało się stać. I ja się dowiem co.
– Niby jak? Znów ją pocałujesz? Masz rację, Styles – wyśmiał mnie – twoje usta rozwiążą wszystkie problemy świata.
– Stul się, Niall.
Chwilę krążyłem po pokoju, błądząc myślami gdzieś w przestworzach, aż nagle doznałem olśnienia. Butler przecież obiecała załatwiać bilety na każdy koncert. Dlaczego więc nie dzwoniła, nie przyszła, nic nie powiedziała? Zirytowałem się.
– Idę ją znaleźć i wszystkiego się dowiem – warknąłem i zarzuciłem na plecy bluzę naszego bractwa.
– JD?
– Niall, ogarnij się. Idę znaleźć Butler. Miała nam załatwiać bilety.
Wyszedłem, chociaż Horan zdecydowanie chciał coś dodać. Chyba jednak wolałem tego nie słyszeć, bo na pewno jeszcze mocniej bym się wkurzył. Szedłem szybko i nim się spostrzegłem stałem przed drzwiami do pokoju Butler. Wszedłem bez pukania. Wcale nie liczyłem, że znów zobaczę ją nagą. Mhm, jasne, nawet sam sobie nie wierzyłem.
– Harry? – spytała Sam, jej współlokatorka, podnosząc się na łokciach. Odłożyła na bok czytaną książkę i uśmiechnęła się nieco zbyt szeroko. – Przyszedłeś do mnie?
– Do Butler.
– Och. – Wzruszyła ramionami, pąsowiejąc. – Więc jak widzisz, nie ma jej.
– Jasne. A wiesz, gdzie jest?
– Minęłam ją na korytarzu, gdy gdzieś biegła.
– Mówiła coś? – dopytywałem.
– Tylko tyle, żebym nie zamykała drzwi, bo zgubiła klucze, a wróci późno. Chyba poszła na jakąś imprezę, bo...
– Co? Znowu ubrała kolejną kieckę w kwiaty? – zażartowałem, ale Sam się nie zaśmiała. Jedynie zmarszczyła czoło, jakbym powiedział coś zadziwiającego. Musiałem to szybko odkręcić. – Mieszkasz z nią, więc pewnie wiesz, że to jest stały, imprezowy strój. Jak dziewiczo, co?
Tym razem parsknęła, co poskutkowało odetchnięciem z ulgą.
– Szczerze mówiąc, nie zwróciłam uwagi. W ogóle wiedziałeś, że ona i JD się przyjaźnią? – zapytała ewidentnie podniecona. – Przez to, że znam Julie, znam też JD! Bosko, co?!
– Taaak.
Zmarszczyłem czoło.
– Cóż – przeczesałem włosy dłonią – jak wróci, powiedz, że tu byłem.
– Jasne.
Kiwnąłem głową w ramach podziękowania i wyszedłem. Skoro Sam stwierdziła, że Butler szła na imprezę, a u nas w bractwie nic się dzisiaj nie działo, to znaczyłoby, że poszła na koncert JD. Szybko napisałem do Horana z prośbą o wysłanie adresu i nazwy klubu, w którym grała Jey. Odpisał mi po minucie, życząc powodzenia.
Pobiegłem na parking, gdzie stał mój ukochany dodge, wsiadłem i ruszyłem z piskiem opon. Po pół godzinie zatrzymałem się pod klubem, ale widząc ogromną kolejkę, postanowiłem zaparkować na tyłach. Dochodziła północ, a więc koncert powinien potrwać jeszcze jakąś godzinkę. Postanowiłem posiedzieć w samochodzie, zapalić papierosa i posłuchać relacji z imprezy.
Chyba musiałem się zdrzemnąć.
Obudziły mnie głośnie gwizdy i wrzaski, więc domyśliłem się, że koncert dobiegł końca. Wysiadłem z dodge’a, licząc na fart. Kiedy zacząłem odpalać kolejnego szluga, drzwi od tyłu uchyliły się, a z nich wybiegła blondynka z torbą na ramieniu. Zanim wyszła z cienia, rozejrzała się uważnie.
Zmrużyłem oczy...
Kurwa, to była Butler!
Natychmiast wyrzuciłem papierosa i bez wahania pobiegłem za dziewczyną. Nie chciałem, by wyszła na główną ulicę. Zaszedłem ją od tyłu, po czym krzyknąłem:
– Ręce do góry!
Dziewczyna pisnęła przerażona, ale nie podniosła rąk. Wręcz przeciwnie, bo odwróciła się na pięcie i próbowała mnie kopnąć. Dobrze, że miałem refleks i odskoczyłem. Inaczej jajka by mi odpadły, bo ten wymach był naprawdę niezły.
– Styles?! – wykrzyknęła z niedowierzaniem. – Co ty... Popieprzyło cię już do końca?! Chcesz, żebym zeszła na zawał?! Co ty tu w ogóle robisz?!
Zostałem popchnięty w tył. Widząc jej wściekłą minę, nie mogłem się nie roześmiać. Ba! Parę sekund później niemal skręcałem się ze śmiechu, opadając na chodnik.
– Gdybyś zobaczyła swoją minę...
– Wal się, Styles.
– Ej, czekaj! – Złapałem ją za łokieć, kiedy zaczynała odchodzić. – Sorry, ale sama przyznasz, że to było jednak całkiem zabawne.
Nie odpowiedziała. Wpatrywaliśmy się w siebie, po czym wzrokiem przejechałem po sylwetce dziewczyny. Ubiór Butler kompletnie mnie zaskoczył. Nie miała żadnej sukienki, ale czarne, dopasowane spodnie, obcasy i koszulę. Jedyne, co się zgadzało, to związane włosy i zero makijażu.
– Myślałem, że mamy umowę – powiedziałem wreszcie po powrocie do rzeczywistości.
– To po to tu jesteś? Po jakieś cholerne bilety? – spytała z niedowierzaniem. – Jezu, mam je w pokoju. Jutro ci je podrzucę.
– A co z tymi na dzisiejszy koncert?
– To znaczy?
– Umawialiśmy się, że będziesz mi przynosić bilety na każdy – zaakcentowałem – koncert.
– Te w środku tygodnia też? A co ze szkołą?
– Nie jesteś moją matką, nie musisz się martwić.
– Wiesz, że JD będzie teraz grała codziennie? – dopytała, mrużąc oczy. – Na serio tego chcesz? No, wiesz, być na każdym koncercie? Masz aż tyle kasy?
Rzuciłem Butler zirytowane spojrzenie.
– To też nie powinno cię obchodzić. Mamy deal. Ty dajesz bilety, ja kasę. Proste.
– Okej, jak chcesz. – Wzruszyła ramionami. – Jutro przyniosę ci bilety na koncerty do końca tygodnia.
– Chciałbym je już dzisiaj. Na wszelki wypadek, jakbyś znowu mnie oszukała.
– Dobra. To poczekaj, aż przyjdę do akademika – westchnęła, po czym znów zaczęła odchodzić, a ja znów złapałem ją za łokieć. – Coś jeszcze?
– Nie wygłupiaj się, Butler. Podwiozę cię. – Kiwnąłem na stojący obok samochód. – Będziesz wracać jakąś godzinę, może więcej? Nie mam tyle czasu.
Butler westchnęła, przygryzła wargę, aż wreszcie się zgodziła. Jechaliśmy w milczeniu, było cholernie niezręcznie. Jeszcze nigdy nie czułem się tak niepewnie przy żadnej dziewczynie, co trochę mnie zastanowiło. Co chwilę rzucałem jej spojrzenia z nadzieją, że ich nie zauważała. Oparła głowę o zagłówek i wsłuchiwała się w muzykę w radio. Kiedy dwa razu puścili kawałek JD, uśmiechnęła się.
– Czuję, jak mnie obserwujesz, Styles – westchnęła w końcu, otwierając oczy. – Patrz na drogę.
– Patrzyłem w lusterko.
– Mhm, jasne – prychnęła.
– Powiedz mi, jak się poznałyście z Jey? – spytałem, nie mogąc się powstrzymać.
– Po co ci ta wiedza?
– Staram się po prostu podtrzymać rozmowę.
– Jaką rozmowę? – parsknęła, ale pod moim znaczącym spojrzeniem poddała się. Powędrowała wzrokiem na prawo, obserwując krajobrazy za oknem. – Cóż, tak jakby znamy się od dziecka. Można by powiedzieć, że się razem wychowałyśmy.
– Czyli jest dla ciebie bardzo ważna?
– Tak jakby... No, można tak powiedzieć.
– A nie jest? Nie mów mi, że przyjaźnisz się z nią tylko dlatego, że jest sławna? – rzuciłem pytaniem, choć nie potrafiłem w to do końca uwierzyć
Butler zaśmiała się.
– Niestety nie.
– Co?
– Gdyby nie była sławna, byłoby łatwiej.
Ostatnie słowa dziewczyny dały mi wiele do myślenia. Przez resztę drogi żadne z nas się nie odezwało i nim się spostrzegłem, parkowałem przed bractwem. Butler wyskoczyła z samochodu i pobiegła do akademika. Sam wysiadłem i zająłem miejsce na ławeczce, odpalając papierosa. Po pięciu minutach wróciła, dała mi bilety, a ja jej pieniądze oraz się pożegnaliśmy, co akurat wyszło nam nieco kulawo.
I wcale, ale to wcale nie siedziałem pod jej oknem jak kretyn i nie czekałem, aż wejdzie do środka, przebierze się, zgasi światło i bezpiecznie pójdzie spać.

6 komentarzy:

  1. Siemasz!
    A ładna pogoda, nie powiem :D. Jak sobie pomyślę o majówce, to poziom stresu znacząco wzrasta :P.
    Julie ma teraz niezły problem ,co ? Widzę, że Harry'ego też nieźle wzięło, chociaż on chyba nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. No więc, sama mu się przyzna czy wpadnie na nią przypadkiem ? :D Okej, wiem że i tak nic nie powiesz :P.
    Co słychać ? No tak, słońce= wakacje, a to oznacza wolne w pracy :D, wyczystko jasne. Gdyby jeszcze tak szybko nie mijały :D.
    Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czołem!

      W sumie racja. Kiedy pierwszy egzamin? A biologia i chemia na którego Ci wypadają? ;)
      Harry chyba nie jest niczego świadom, tak mi się przynajmniej wydaje. Oczywiście, że niczego nie powiem, ale "tak". XD

      Ale po maturze będziesz miała najdłuższe (najlepsze) wakacje w życiu. Wierz mi. :D
      Buziaki!

      Usuń
    2. 4 maja. A biologia 10 i chemia 16 :P.
      Tak, mam nadzieję, że z tymi wakacjami to prawda :D.

      Usuń
    3. Będę trzymać mocno, mocno kciuki! :)
      Najprawdziwsza prawda. ;D

      Usuń
    4. Aaa i książka bezpiecznie do mnie dotarła :) Po wielkiej podróży przez Polskę :D. Jeszcze tylko sobie poczeka na przeczytanie na koniec maja, dzięki wielkie ;).

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń