Dobry wieczór!
Melodie długo świeciły pustkami, a cisza stała się wręcz przygnębiająca. Niewiele mam na swoje usprawiedliwienie, po prostu chyba musiałam odpocząć od pisania, od blogowego życia, a odetchnąć tym prawdziwym. Może dzięki temu wrócę z większą werwą i weną? :)
W ostatniej notce wspomniałam coś o Pożerając czas - no, cóż, pomysł umarł w butach. Udało mi się naskrobać pół pierwszego rozdziału (jakieś 10 stron?), a potem zapał zniknął. Albo raczej zmienił kierunek, bo od jakiegoś miesiąca (o tyle, o ile) coś tam sklecam na Zamaskowaną. Dzisiaj dostaniecie więc kolejną część. Obym Was nie zawiodła!
Hm, przez te prawie pięć miesięcy nieobecności, wiele się pozmieniało w moim życiu. Okazuje się, że prawdziwi przyjaciele to ci wyimaginowani albo ci, których wcześniej nawet nie brałaś pod uwagę. No, ale tak bywa w życiu - coś się rozpada, by coś mogło się zacząć. Na szczęście los postanowił zamiast fałszywych osób postawić przede mną taką jedną, prawdziwą i wyjątkową. A ja chyba wreszcie pojęłam, co to znaczy kogoś naprawdę kochać. :) Wcześniejsze miłostki za czasów dzieciaka, jak się okazuje, były złudne i w tym miejscu, w którym aktualnie się znajduję, mogę stwierdzić, że całkiem śmieszne. ;)
Dlatego więc, kierując się raczej sentymentem, chciałam ten rozdział zadedykować wszystkim, którzy poznali moc prawdziwych uczuć. ;*
Buziaki!
I do następnego? :P
17. Chyba cię polubiłem
Odchrząknąłem głośno, nieznacznie odsuwając się od Butler. Choć nadal nieprzerwanie błądziłem wzrokiem po jej twarzy. Mimowolnie przed oczami stanęła mi JD w masce i z na czerwono pomalowanymi ustami, niemal błagającymi o namiętność. Otrząsnąłem się z rozmyślań nagle, kiedy w odległych wyobrażeniach zza maski wyłoniła się uśmiechnięta Julie.
Życie byłoby zbyt piękne.
Westchnąłem, podejmując ostatecznie decyzję.
– Umów się ze mną.
– Co? – parsknęła.
Butler wyglądała, jakbym opowiedział świetny kawał. Sęk w tym, że nie żartowałem. Ba, byłem śmiertelnie poważny!
– Umów się ze mną – powtórzyłem dobitniej. – Na randkę. Taką prawdziwą. Restauracja, może kino przed?
– Harry, proszę cię, weź się nie wygłupiaj. Wróćmy do Supernatural. Zobaczysz, co w tym odcinku odwali Dean.
Zachichotała, po czym rozłożyła się wygodniej na poduszkach i popatrzyła na mnie z wyczekiwaniem.
– Ale ja mówię serio – obruszyłem się trochę, bo powoli zaczynałem czuć się jak kretyn.
Pierwszy raz w życiu dosłownie zapraszałem dziewczynę na randkę, a ta zamiast się ucieszyć, to nie dość, że nie dała mi jasnej odpowiedzi, to jeszcze myślała, że żartowałem i w ogóle mnie olała.
– Mhm, jasne. Ej, zamówimy jeszcze jedną pizzę? Albo chodźmy do sklepu po popcorn lub chipsy, okej?
Przejechałem dłonią po twarzy, czując coraz większe zniechęcenie. Może jednak udać, że żartowałem? Nie, Harry Styles nigdy nie należał do tchórzy. Pewność siebie ponownie napłynęła, więc postanowiłem spróbować raz jeszcze.
– Jeśli z popcornem wiąże się kino, a z pizzą restauracja, to możemy iść choćby zaraz. Bylebyś traktowała to jak najprawdziwszą randkę.
Chcąc dodać wypowiedzi wiarygodności, wstałem na równe nogi i wpatrywałem się w Butler najpoważniejszym wyrazem twarzy, na jaki było mnie stać. Skrzyżowałem ramiona na piersi, czekając w niepewności i lekkim strachu przed nieznanym. Gdyby tylko Julie zdawała sobie sprawę z tego, jak doskonale potrafiła wpłynąć na moje zachowanie. Samo to, że zrezygnowałem z conocnych przygód, nagle zaczynając zastanawiać się nad randkami i byciem wyłącznie z jedną dziewczyną, było idealnym przykładem.
– Wyglądasz, jakbyś nie żartował, Harry.
– Brawo – prychnąłem, wywracając oczami, ale natychmiast się zreflektowałem. – To znaczy... Nie żartuję, Julie, przyrzekam. Chcę pójść z tobą na randkę.
– Ale dlaczego? Nie potrafię cię kompletnie rozgryźć. Najpierw mnie nienawidzisz, potem wykorzystujesz do zdobycia mojej przyjaciółki, którą darzyłeś przecież ogromnym uczuciem – zironizowała – a teraz ni z gruchy ni z pietruchy zapraszasz na randkę mnie, a nie ją? Co się zmieniło?
Poznałem cię i chyba zacząłem się w tobie zakochiwać.
– Poznałem cię i chyba... – Zwariowałem, chcąc jej wyznać prawdę. – Chyba cię polubiłem.
– Chyba mnie polubiłeś? – powtórzyła, parskając w brodę. – Tak, to brzmi jak idealna przyczyna zmian w twoim zachowaniu, Styles.
No, dobra, zabrzmiało to co najmniej chujowo. Brawo, idioto.
Wziąłem głęboki wdech, przymknąłem na moment oczy, przetarłem powieki, przejechałem dłonią po włosach, rozejrzałem się po pokoju, po czym znów wróciłem wzrokiem na Julie, z uwagą śledząc każdy jej ruch. Próbowałem odwlec nieuniknione. Jedynie wyznanie prawdy mogłoby choć w minimalnym stopniu przekonać Julie do mnie i moich kiełkujących do niej uczuć. Przełknąłem ślinę i już chciałem się przyznać, gdy drzwi od pokoju otworzyły się z hukiem, a do środka wpadła Samantha. Dosłownie. Dziewczyna była tak napruta, że nawet nie dała rady ominąć pierwszej przeszkody, a mianowicie – progu. Wylądowała na twarzy, jęknęła głośno, po czym zaczęła się opętańczo śmiać.
Skrzyżowaliśmy z Butler spojrzenia.
– Ja pierdole, Sam – mruknęła pod nosem Julie, podchodząc do wpółżywej współlokatorki. Chwyciła ją pod pachy i próbowała podnieść. Siłowała się z dobre parę minut, nim popatrzyła na mnie najbardziej wkurzonym wyrazem twarzy, jaki w życiu widziałem, czym jedynie mnie rozśmieszyła.
– Wyglądasz jak wściekły kociak, który z założenia nie może być wściekły, jedynie puszysty i nadający się tylko do przytulania.
Roześmiałem się głośno.
– Pamiętaj, że kociaki mają bardzo ostre pazurki i mogą ich w każdej chwili użyć – warknęła, mrużąc w gniewie oczy – więc przywlecz tu ten zgrabny tyłek i mi pomóż.
– Mówisz, że mam zgrabny tyłek?
Poruszałem sugestywnie brwiami.
– Łapiesz mnie za słówka, Harry. Pomóż mi, no weeeź – jęknęła, załamując ręce. Wyglądała tak bezbronnie, że nie mogłem dłużej żartować. Co ta dziewczyna ze mną wyprawiała... W jednej sekundzie potrafiła tak obrócić sytuację, że rzucałem wszystko, byleby zrobić to, o co mnie poprosiła. Jeżeli tak wyglądają związki, gdzie facet zamiast mężczyzną staje się pantoflarzem, to chyba podziękuję.
Westchnąłem, podchodząc bliżej dziewczyn. Bez trudu podniosłem Samanthę i zaniosłem ją na łóżko. Chyba ciut za szybko wypuściłem ją z rąk, bo stęknęła i wymamrotała pod nosem dźwięczne: „kurwa”.
– Ale się zlała w trupa – skomentowałem, patrząc na nieżywą. – Może przyniesiesz jej miskę? Lepiej, żeby nie zarzygała wam pokoju.
– Dobry pomysł.
Julie za moją radą postawiła kosz na śmieci przy jej łóżku, na widok czego uniosłem brwi.
– No co? Nie będę później myła jej rzygów, a tak wystarczy zawiązać worek.
– Sprytne – pochwaliłem, jednocześnie zapamiętując ten trik gdzieś w tyle głowy, wiedząc, że kiedyś z pewnością się przyda.
– Wiesz, Harry, dziękuję za pomoc i za... ciekawy wieczór. Nie chcę cię też wyganiać, ale brzuch zaczyna mnie mocniej boleć, na co pomoże mi jedynie długa i gorąca kąpiel, więc...
– Spoko, już się wynoszę.
– Naprawdę dzięki za... wszystko – powiedziawszy to, zarumieniła się delikatnie, przypominając mi jednocześnie naszą wcześniejszą rozmowę, nim do pokoju wparowała Sam.
– Już sobie idę, tylko odpowiedz na pytanie. Czy umówisz się ze mną na randkę? Dajmy na to jutro? Po zajęciach?
Julie odchrząknęła.
– Jutro jestem zajęta.
– Tak? A czym konkretnie? – spytałem z ciekawością.
– Jadę do New York Timesa. JD udziela tam wywiadu, trochę się stresuje, więc obiecałam pomóc.
– Okej. O której skończycie? Zajadę po ciebie i wtedy pójdziemy.
– Szczerze, nie mam pojęcia, ile nam zejdzie. Dam znać, jak już wrócę do akademika. Chociaż jutro idę też do pracy, więc nie...
– O nie – przerwałem. – Nie wykręcisz się. Jutro zabieram cię na randkę, to już postanowione. Będę o dwunastej pod New York Timesem, do tego czasu macie skończyć. A jeżeli nie, to JD poradzi sobie dalej bez ciebie. Jest dużą dziewczynką.
– Mhm, zobaczymy, Harry.
Dopiero gdy wróciłem do swojego pokoju, uświadomiłem sobie, że narzuciłem Julie randkę, której mogła nie chcieć. Próbowała się wykręcić, to jasne, ale ja się uparłem. Czy to oznacza, że Butler próbuje dać mi kosza?
Ech, czasami odnosiłem wrażenie, że ona i JD to jedna i ta sama osoba. Tylko one dwie potrafiły zrujnować moje życie w jednej sekundzie, a w następnej sprawić, że wydawało się ono cudem świata i zapierało dech...
///
Studio nagraniowe w siedzibie New York Timesa było małe, ale przytulne. Skromne biurko, na którym stał cały sprzęt, dwa krzesełka i jeden taborecik, dostawiony na specjalne życzenie Jess, która również chciała uczestniczyć w wywiadzie. A przynajmniej pilnować jego sensowności i ewentualnie zmieniać niektóre pytania, kiedy widziała, że zaczynałam się motać albo któreś nieszczególnie przypadło mi do gustu. Za to szczerze uwielbiałam tę kobietę – była przede wszystkim dla mnie, mojej wygody i poczucia komfortu. Niczego nie robiła na siłę ani też do niczego nie zmuszała. No, może czasami, ale zawsze chciała dobrze, dlatego traktowałam ją jako jedną z najbliższych mi osób. Jak przyjaciółkę.
– Teraz, skoro prawda wyszła na jaw, możemy jednie życzyć ci, Julie, powodzenia w dalszej karierze, obyś nadal się rozwijała, grała i zachwycała nas wszystkich ogromnym talentem.
– Dziękuję, Peterze.
– Nie zapomnij też o swoich fanach – dodał przekornie, puszczając oczko – i o mnie, tym największym fanie.
Roześmiałam się głośno, widząc, jak sugestywnie rusza brwiami.
– Jasne – parsknęłam.
– Oczywiście, żartowałem. Cóż, chyba nadszedł koniec naszej trzyczęściowej przygody, Julie. Chciałem ci ogromnie podziękować za wzięcie udziału w naszym małym przedsięwzięciu i za to, że wreszcie zgodziłaś się ujawnić. Jestem pewien, że dużo osób czytało ten wywiad z wypiekami na twarzy, nie mogąc doczekać się poznania prawdziwej twarzy JD.
– Oby. Mam tylko nadzieję, że nie przynudziłam opowiadaniem o sobie i swoim życiu – wyznałam nieszczerze, bo naprawdę wisiało mi, czy ludzie będą uważać je za ciekawe. Zgodziłam się na te wywiady wyłącznie przez wzgląd na niemałe pieniądze, które za nie otrzymam i które pomogą w walce z chorobą taty.
– Czy chciałabyś dodać coś jeszcze na zakończenie? – spytał Peter, zaczynając układać wszystkie papiery na stosik.
– Jedynie podziękować za wsparcie, bo inaczej nie dałabym rady. Tak naprawdę to wy zachęcacie mnie do dalszego grania i dawania z siebie wszystkiego.
Tym razem nie kłamałam. Bez publiczności nie byłabym sławna i nie mogłabym robić w życiu tego, co kochałam najmocniej – zatracania się w muzyce, tworzenia i miksowania, które umiejętnie oczyszczały dusze, uwalniały pogrążony w zadumie i problemach umysł oraz dawały ukojenie zszarganym nerwom.
Peter kiwnął głową i wyłączył sprzęt jednym kliknięciem.
– Chyba mam wszystko, czego potrzebuję, do opublikowania naszego wywiadu – zamyślił się. – Tak. Mamy to.
– Wspaniale. Zajęło nam to zaledwie godzinę, a czuję się, jakby minęły wieki.
– Fakt, trochę cię przemaglowałem. Chociaż i tak nie zadałem wszystkich pytań z listy, tylko te najważniejsze. Może skusisz się za jakiś czas na dodatkowy wywiad? No wiesz, traktowany raczej jako uzupełnienie całości.
Wywróciłam oczami.
– Na ten temat rozmawiaj z Jess.
– No tak, jak zawsze wierna swojej menadżerce. Pierwszy raz spotykam taką posłuszną gwiazdę. Większość robi wszystko, byleby znaleźć się na językach i zrobić wokół siebie szum.
– Gwiazdę? – parsknęłam. – Czy ty oby nie przesadzasz? Daleko mi do określania się takim mianem. Gwiazdą może być Brad Pitt albo Angelina Jolie, a nie ja, zwykły DJ.
– Jak chcesz, ale nim się obejrzysz, ludzie zaczną się za tobą uganiać z aparatami i milionami karteczek z wyznaniami miłosnymi. Szczególnie po wywiadzie. Kiedy dowiedzieli się o nadchodzącym poniedziałkowym wywiadzie z JD, księgarnie i kioski już pozamawiały po parę tysięcy egzemplarzy gazet.
– Chyba nie mówisz poważnie? – zdziwiłam się, choć bardziej adekwatnie brzmiałoby: osłupiałam.
– Wspomnisz jeszcze moje słowa, Jey. Znaczy Julie.
Pół godziny później, kiedy wszystkie formalności zostały dopełnione i wiedziałam, że po umówione pieniądze mam zgłosić się w poniedziałek tuż przed opublikowaniem trzeciego wywiadu, wreszcie mogłam opuścić siedzibę New York Timesa. Zostałam sama, bo Jess musiała wyjść wcześniej, żeby odebrać Maxa z przedszkola i zawieźć go na karate, kung fu czy inną sztukę walki. A może to był basen? Wszystko jedno, bo ten biedny dzieciak, mimo młodego wieku, miał aż za dużo zajęć dodatkowych. W każdym razie marzyłam jedynie o chwili spokoju, o śnie albo zwykłym odpoczęciu przed zbliżającym się, wieczornym koncertem.
Dlatego gdy znalazłam się na zewnątrz, kierując się w stronę metra, i usłyszałam wołanie z tyłu, aż jęknęłam z niechęcią. Oczywiście, tak, jak się spodziewałam, biegł za mną Peter. Uśmiechał się szeroko, niemalże nonszalancko, co wcześniej wydawało mi się seksowne, ale teraz czułam jedynie irytacje.
– Zapomniałam czegoś? – spytałam, westchnąwszy.
– Wyglądasz jak zły kociak.
Mimowolnie przed oczami zobaczyłam twarz Stylesa, który wczoraj też mnie tak nazwał.
– Słuchaj – zaczął, gdy nie dostał odpowiedzi – pomyślałem, że może dzisiaj znów się spotkamy? No, wiesz, winko, kolacja, moje mieszkanie?
– Seks?
Wywróciłam oczami.
– Jak będziesz chciała, nie odmówię – zaśmiał się, zarzucając mi rękę na ramię.
– W to nie wątpię.
Zanim jednak zdążyłam odmówić oraz wyrwać się z jego objęć, poczułam, jak między nami pojawia się ktoś, kto jednocześnie odepchnął Petera, a mnie przyciągnął bliżej. Widząc wściekłą minę Harry’ego, przygryzłam policzek i na bank się zarumieniłam. Nie wiedziałam tylko, czy ze wstydu, czy z faktu, że Styles był najwyraźniej zazdrosny.
– Wreszcie – westchnął, dając mi równocześnie całusa w policzek. – Ile można czekać, kochanie?
Uniosłam brwi w zastanowieniu, dlaczego tak perfidnie kłamał. Może jego mama i Gemma były gdzieś w pobliżu? Dyskretnie rozejrzałam się wokół, ale nikogo nie zauważyłam.
– Kochanie? – powtórzył Peter. – Julie, nie wiedziałem, że masz chłopaka.
– Spotykamy się od niedawna – kłamał dalej Styles. – To była, jak to mówią, miłość od pierwszego wejrzenia.
Parsknęłam głośno śmiechem, nie mogąc się powstrzymać, lecz widząc wkurzone spojrzenie Harry’ego, udałam kaszel. Poczułam, jak lekko ścisnął mnie ręką, więc z westchnieniem przytaknęłam. W zasadzie nie chciałam umówić się znowu z Peterem, a jakby nie patrzeć, Styles dał mi dobry powód do odmowy, więc podjęłam grę.
– Tak. Uczucie spadło na nas jak grom z jasnego nieba. – Wywróciłam oczami.
– Szkoda w takim razie, że nie powiedziałaś o chłopaku, zanim przyszłaś do mojego mieszkania. – Peter uśmiechnął się nieco wymuszenie i wrednie, co tylko potwierdziło moje wcześniejsze myśli. Spotykanie się z nim zapewne zakończyłoby się równie cudownie, jak związek ze Scottem.
– Ach, to on jest tym panem Fistaszkiem, o którym mi opowiadałaś, skarbie? Jestem Harry Styles, miło poznać – powiedział Styles, podając Peterowi rękę, której ten, oczywiście, nie przyjął.
– Harry! No, wiesz! – oburzyłam się. – Niczego takiego nie mówiłam!
Znowu poczułam te cholerne rumieńce towarzyszące mi niemal od dziecka i zawsze zdradzające choćby najmniejszą emocję. Pamiętam kiedyś, jak miałam może siedem czy osiem lat, kopałam piłkę po mieszkaniu, mimo że tata kategorycznie zabronił, i zbiłam lustro w przedpokoju. Szybko posprzątałam, ale i tak, jak tylko tata wrócił z pracy i zapytał mnie, czy to moja sprawka, a ja skłamałam, to na twarzy pojawiły się one – dwie czerwoniutkie plamki.
– Cóż, jeżeli tak, to się wycofuję. Bez urazy, Julie, ale nie będę starał się o kobietę zajętą. Było miło, ale się skończyło.
– Jasne, jasne – potaknęłam, a gdy Peter odszedł, najmocniej jak mogłam, odepchnęłam zadowolonego i niemalże pękającego z dumy Stylesa. – Mogłeś się powstrzymać!
– A właśnie nie mogłem. Widziałem po minie tego typka, że bez względu na to, czy byłabyś w związku czy nie, i tak by do ciebie zarywał.
– Co? – zdziwiłam się.
– Wiesz mi, znam się na facetach.
– Mhm, chyba na dupkach – wymamrotałam pod nosem, ale na nieszczęście usłyszał, co potwierdziła mina chłopaka. – Przepraszam.
– Spoko, nie ma sprawy, zasłużyłem.
– No, dobrze – odetchnęłam po chwili ciszy – to teraz powiedz, co tutaj robisz? Jeżeli chciałeś zobaczyć JD, to się spóźniłeś, bo po wywiadzie od razu wróciła do siebie.
– Przyjechałem do ciebie, Julie. A właściwie po ciebie. Obiecałaś mi randkę, pamiętasz?
Zmarszczyłam czoło.
– Przecież żartowałeś.
– A jednak mówiłem śmiertelnie poważnie. To co? Już jesteś wolna? Powiedz mi jeszcze, czy najpierw wolałabyś pójść do kina, coś zjeść, a może w ogóle masz ochotę porobić coś innego?
Zmierzyłam wzrokiem sylwetkę Stylesa, nim pokusiłam się na odpowiedź. Wyglądał jak zwykle przystojnie, szczególnie w czarnej koszuli i granatowych jeansach. Włosy wydawały się, jakby bardziej wygładzone, może nawet poddał je próbie uczesania? Czyżby to wszystko świadczyło, że Harry naprawdę nie żartował? Ale dlaczego? Za grosz nie potrafiłam zrozumieć jego zachowania. Ten chłopak był jak skaranie boskie...
Na szczęście z opresji udzielenia odpowiedzi uratował mnie dzwonek telefonu.
– Przepraszam – powiedziałam jedynie, odbierając. – Jess? Co tam?
– Juls, mam do ciebie ogromną prośbę – zaczęła we wstępie. – Nie zdążyłam odebrać jeszcze Alexa, bo musiałam pojechać po Fryderica do pracy. W każdym razie samochód się rozkraczył i stoimy… Nie wiem, czy dam radę dojechać na czas do przedszkola, bo…
– Spokojnie, Jess – przerwałam, nim zaczęła popadać w słowotok. – Oczywiście, że pójdę po Alexa. Za ile kończy?
– Piętnaście minut.
Zerknęłam na zegarek, w głowie przeliczając minuty.
– Myślę, że zdążę. Najwyżej chwilę poczeka.
– Dziękuję, kochana!
– Nie ma problemu – odpowiedziałam szczerze. – Powiedz mi tylko, czy klucze są schowane tam, gdzie zawsze?
– Pod doniczką.
– Czyli tak – uśmiechnęłam się. – A wy się nie przejmujcie i na spokojnie postarajcie się wrócić przynajmniej do wieczora. Pamiętasz, że o dziewiątej daję... mhm – przerwałam, raptownie przypominając sobie o stojącym obok i słuchającym całej rozmowie Stylesie – muszę iść do pracy.
– Tak, tak, pamiętam. Jeżeli w przeciągu godziny nie uda nam się załatwić mechanika czy lawety, przyjadę taksówką. Najwyżej Fryderic będzie musiał coś sam wykombinować.
– Okej, świetnie i pa, bo się nie wyrobię.
– Pa i dziękuję jeszcze raz.
Rozłączyłam się i westchnęłam. Dopiero wtedy odważyłam się podnieść głowę i popatrzeć na Harry’ego. Wyglądał na zatrwożonego.
– Czy ta Jess... to JD? – spytał, przygryzając dolną wargę. – Chociaż nie, nie musisz odpowiadać. Pewnie skłamiesz, bo to twoja przyjaciółka i w ogóle. W każdym razie ja i tak swoje wiem.
– To znaczy? – zamyśliłam się.
– To na bank ona.
– Bo? Przecież jej nawet nie znasz. Skąd takie przypuszczenia?
– Po pierwsze, Jess – JD, jot – jot. Czy to już nie powinno wystarczyć? – zaczął wyliczać na palcach. – Po drugie, odkąd cię znam, nie widziałam przy tobie żadnej przyjaciółki, dlatego tak zdziwiła mnie twoja przyjaźń z JD. No, nieważne. A tutaj nagle przyjaźnisz się też z jakąś Jess. Daj spokój, Butler, całkowicie cię rozgryzłem.
Wyglądał na dumnego i zadowolonego z siebie. Szkoda tylko, że zupełnie się mylił, choć rozwiązanie zagadki dostał niemal na tacy. Kimże bym jednak była, gdybym nie podłapała tematu i nie zaczęła go po prostu wkręcać? Na samą myśl, aż uśmiechnęłam się diabolicznie.
– Masz rację, Styles – parsknęłam śmiechem, ale natychmiast spoważniałam. Jak wkręt, to wkręt po całości. – Ale nikt nie może się dowiedzieć, obiecaj. W sensie, że znasz imię JD. Wierz mi, nie dadzą jej spokoju, a ona teraz go potrzebuje.
– Skoro potrzebuje spokoju, to po kiego chuja udzielała tych wywiadów? Przecież trąbią o tym wszędzie, w telewizji, w necie, w gazetach, że w poniedziałek tożsamość JD zostanie ujawniona.
– No taaak, ale... Ona robi to wyłącznie dla pieniędzy. Potrzebuje ich.
– Trochę słabo z jej strony.
– Jeżeli nie znasz całej prawdy, to się nie wypowiadaj – obruszyłam się, bo poniekąd mówił o mnie. Z czymże ja pieniędzy potrzebowałam jedynie na wyleczenie ojca, ale przecież już tego mu nie zdradzę.
– Dobra, nieważne – spasował, czym szczerze mnie zaskoczył. – Nie zamierzam się z tobą kłócić, szczególnie dzisiaj. – Chyba musiał coś zobaczyć w mojej minie, bo dodał: – Idziemy zaraz na randkę.
– No, niestety, plany się zmieniły. Chyba że randką nazywasz niańczenie dziecka.
– Co?
– Muszę odebrać Alexa z przedszkola, zaprowadzić do domu i się nim zająć do przyjazdu Jess.
Harry zbladł, więc zmrużyłam oczy.
– Wszystko okej? – spytałam.
– Mhm... – potaknął, choć chwilę później wykrzyknął: – To JD ma dziecko?! Dlatego potrzebuje pieniędzy?!
– Skąd ci... Tak. Dlatego tak bardzo nie chce się ujawniać. Sam rozumiesz, nie chce, żeby mały został napastowany przez fotoreporterów, czy kogo tam.
– To ile ona ma lat? Myślałem, że jest w naszym wieku albo coś koło tego.
– Trzydzieści dwa, a przynajmniej skończy tyle za miesiąc.
Widząc zaszokowaną minę Stylesa, nie mogłam powstrzymać śmiechu. Wkręcanie Harry’ego chyba stanie się moim hobby.
– Co, teraz ci głupio, że całowałeś się z o osiem lat starszą kobietą? – pytanie samo wystrzeliło mi z ust.
Styles poruszał sugestywnie brwiami.
– Zazdrosna?
– O ciebie, zawsze – zironizowałam. – No, cóż, było miło, ale muszę lecieć.
– Chyba musimy – zaakcentował na ostatnią sylabę.
– Nie wiem, czy zrozumiałeś wcześniej, ale idę niańczyć dziecko. Nie jestem pewna, czy Harry’emu Stylesowi spodoba się takie spędzanie czasu.
Styles prychnął, po czym złapał mnie pod rękę i pociągnął w stronę parkingu.
– Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Julie. A niańczenie dzieci mam we krwi, one mnie wręcz uwielbiają.
– Mhm.
Nie musiałam mówić więcej, bo i po co, skoro i tak postawiłby na swoim? Poza tym bardzo podobał mi się pomysł podwózki do przedszkola, ponieważ – szczerze mówiąc – kompletnie nie chciało mi się telepać pieszo.
Jechaliśmy w ciszy, tylko co jakiś czas wtrącałam uwagi, gdzie powinien skręcić. Spodziewałam się droczenia i dziwnych pytań, ale Harry milczał, czym mile mnie zaskoczył. Nie marzyła mi się rozmowa po wyczerpującym, ponad godzinnym wywiadzie. Tym bardziej że znając Stylesa i jego upodobania, też dotyczyłaby wyłącznie JD.
Zaparkowaliśmy przed ogromnym gmachem pomalowanym na żółto z gdzieniegdzie dorysowanymi postaciami z bajek.
– Poczekaj tu.
Zanim zdążył się odezwać, wyskoczyłam z samochodu i szybkim tempem ruszyłam w stronę wejścia. Potem bez zastanowienia przemierzałam kręte korytarze, ponieważ byłam tu stałą bywalczynią. Wielokrotnie zdarzało się, że Jess z jakiś przyczyn nie mogła odebrać synka, więc ciotka Julie ruszała do boju. Bez pukania wpadłam do jednej klasy, a na widok siedzącego przy stoliku Alexa, skupionego i zawzięcie bazgrolącego coś na kartce, mimowolnie szeroko się uśmiechnęłam. Kiwnęłam przedszkolance głową na przywitanie, po czym skradłam się do małego.
– Bu – powiedziałam mu przy uchu, na co młody aż podskoczył.
– Ciocia!
Śmiał się, kiedy mnie przytulał.
– Dzisiaj to ja się tobą zajmę – oznajmiłam, prowadząc go w stronę szatni, żeby zmienił kapcie na buciki.
– Supel, bo muszę ci pokazać taką supel glę.
– Grę. R. Powiedz „ry”.
– Ly.
Poczochrałam mu włosy, parskając śmiechem. Uwielbiałam tego dzieciaka. Był zabawny, bezproblemowy, choć czasami pokazywał różki.
– Słuchaj, Alex, do domu pojedziemy z moim kolegą, dobrze? – zaczęłam i kucnęłam przed nim. – Ma na imię Harry. W każdym razie on nie wie, że jestem JD, Alex, a nie możemy mu powiedzieć, dobrze?
– Dlaczego?
Zmarszczył czoło.
– Bo to nasza tajemnica. Wiemy o niej tylko my i twoi rodzice. Musisz mi więc obiecać, że nic Harry’emu nie powiesz. Okej? Okej? – powtórzyłam, kiedy nie odpowiedział.
– Okej.
– Super. A jak wrócimy, zrobimy naleśniki z nutellą.
– Tak! – wykrzyknął szczęśliwy.
Prowadząc Alexa za rączkę do samochodu, zastanawiałam się nad zupełnie absurdalną sytuacją, w której Styles dowiaduje się, że Julie i JD to jedna i ta sama osoba, po czym mnie cału… przytula ze szczęścia. Natychmiast odpędziłam myśli z głowy, bo jedyne, co wywoływały, to rumieńce. Czasami miałam wrażenie, że im częściej przebywałam z Harrym, tym bardziej idiociałam.
– Ceść. Jestem Alex.
Młody się nie patyczkował i zajął miejsce z tyłu. Zapięłam go pasami, mając nadzieję, że nie złapie nas żaden glina, ponieważ nie mieliśmy krzesełka dla dzieci.
– Cześć. A ja jestem Harry – powiedział Styles, odwracając się.
– Wiem.
– Aha?
Zaśmiałam się z miny Stylesa.
– A telaz jedź, bo chcę nutellę.
– Naleśniki z nutellą – sprecyzowałam, wywracając oczami.
– Zrobisz naleśniki z nutellą? – podłapał Harry, po czym uśmiechnął się szeroko. Chyba nigdy nie widziałam go aż tak szczęśliwego. Jakby całe zło świata zniknęło. – Prowadź!
Na szczęście droga z przedszkola do domu Jess była krótka, więc dotarliśmy już po piętnastu minutach. Harry zaparkował przed bramą główną, rozglądając się wokół z ciekawością. Dom był niewielki, raczej nie budzący zaufania przechodni. Dach połatany, ściany pomalowane na dwa różne odcienie szarości, przez wzgląd na koszty. Dopiero niedawno, gdy Fryderica awansowali, a Jess bardziej wypromowała JD, mogli pozwolić sobie na więcej. Zaraz po zwiększeniu dochodów zaproponowali mi pożyczkę pieniędzy na operację taty, brakowało mi wówczas jedynie połowy, pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Byłam im bardzo wdzięczna, oczywiście przyjęłam pieniądze, ale parę dni później dowiedziałam się o komorniku. Wsiadł im na pensję, chciał zająć dom, przez co nie mieliby gdzie mieszkać, a przecież nie mogłam pozwolić ich synkowi, Alexowi, na bycie bezdomnym… Tata musiał poczekać.
– Poczekaj, aż wyjdziesz na tyły – dodałam, podchodząc do drzwi. – Mają tam dość spore podwórko. Zawsze tak pięknie oświetlone zielone.
Rozmarzyłam się na samą myśl.
Swego czasu, przychodziłam tam niemal codziennie. Jess pozwalała mi przesiadywać na słońcu godzinami. Piłam wtedy kawę, słuchałam muzyki, czytałam książki i ogólnie odpoczywałam od nocnych koncertów, jednocześnie starając się uciec od problemów związanych z chorobą taty.
– To chyba będzie musiało poczekać – zaśmiał się Harry.
– Czemu? – zdziwiłam się.
– Bo młody wparował już do środka i jestem pewien, że pobiegł do kuchni, żeby zacząć robić naleśniki.
– Cholera.
Biegnąc do Alexa, usłyszałam za sobą głośny śmiech.
Harry się nie mylił i Alexa naprawdę znalazłam w kuchni. Ledwo zdążyłam, bo już stał na krześle i próbował dobrać się do szafki, w której Jess trzymała nutellę. Po szybkiej rozmowie i kazaniu mu iść do łazienki w celu umycia rąk, wreszcie zabraliśmy się do robienia naleśników. To znaczy, ja zaczęłam łączyć ze sobą składniki, a Alex siedział i patrzył. Kompletnie zapomniałam o Stylesie, który pojawił się dopiero po jakiś dziesięciu minutach. Minę miał nietęgą, co w ogóle nie pasowało do jego ostatniego zachowania – śmiania się ze mnie.
– Co jest? – spytałam, wylewając gotowe ciasto na rozgrzaną patelnię.
– Nic.
– Aha?
– A właściwie to wszystko – powiedział, nim zdążyłam cokolwiek dodać. – JD jest zamężna. Nic mi nie mówiła…
– Co? – parsknęłam, zastanawiając się, jak ten idiotyczny pomysł wpadł mu do głowy.
– Rozglądałem się po domu i znalazłem zdjęcia w ramkach. Widziałem tam szczęśliwą rodzinę. Jego rodziców – pokazał palcem na Alexa, który niczego nie rozumiejąc, bawił się samochodzikiem.
– No i?
– Co „no i”? Nie rozumiesz, Butler, że się lizałem z jego matką? – wysyczał przyciszonym głosem, podchodząc bliżej. Niemalże szeptał mi do ucha, co wywołało dziwne dreszcze. – Po co JD to zrobiła, hm? Chciała odsapnąć od bycia żoną? Już ja sobie porozmawiam z nią i jej mężulkiem, któremu przyprawiła rogi…
Otwarłam szeroko oczy, przerażona, że Harry faktycznie mógłby powiedzieć coś Frydericowi. Jak najszybciej musiałam przerwać tę farsę. Jednak okłamywanie Stylesa nie wyszło mi aż tak wspaniale, jak myślałam...
– Nic mu nie mów! – syknęłam, chwytając chłopaka za ramię, przez co patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
– Oczywiście, że powiem. Niech wie, z kim się związał.
– Oszukałam cię, Harry. Tak naprawdę to nie Jess jest JD. Chciałam cię wkręcić. Nic nie mów jej mężowi, bo przeze mnie jeszcze się pokłócą!
Poczułam spaleniznę, więc natychmiast spojrzałam na czarnego już naleśnika. Odkleiłam go od patelni i wyrzuciłam do śmieci. Jak tak dalej pójdzie, to Alex nic dzisiaj nie zje… Zalałam kolejnego, rozkazując sobie pamiętać.
Znów spojrzałam na Stylesa i pierwszy raz nie wiedziałam, co sądzić. Nie potrafiłam rozpoznać, co czuje. Jest zły, wściekły, rozśmieszony, może trochę szczęśliwy, że JD nie jest niczyją żoną? Harry odsunął mnie od patelni, przełożył usmażony już naleśnik na talerz i posmarował go nutellą.
– Chodź, Alex, zjesz w salonie. Włączę ci bajkę.
Oboje wyszli z kuchni, z czego Alex w podskokach.
Głos Stylesa brzmiał normalnie, ale to nie na młodego był zły. Zaczęłam się stresować, co było kompletnie bez sensu, bo przecież w ogóle mi na nim nie zależało! Niech się gniewa! Ja swoje zrobiłam, wkręciłam go, powinnam być szczęśliwa i dumna! Dlaczego więc nalewając surowe ciasto na patelnię, zadrżała mi ręka?
Czując dłoń ściskającą pośladek, podskoczyłam i pisnęłam jednocześnie.
– Powinnaś dostać w tyłek za te głupie żarty. – Objął mnie ramieniem, przyciągając bliżej. Czułam jego oddech na szyi, więc słysząc jeszcze leciutki głos rozsądku, wyłączyłam palnik. Zostałam przekręcona, a później jedyne, co zdążyłam pojąć, to gorące wargi Stylesa na moich.
Roztapiałam się.
– O, Julie, nic nie mówiłaś, że będziesz z kolegą.
Otrzeźwiło nas dopiero pojawienie się Jess i Fryderica, którzy stali w wejściu i bezczelnie się przyglądali. Odsunęliśmy się od siebie, z czego Styles wyglądał na nieprzejętego, co lekko mnie zdziwiło. Zamienili parę słów, po czym poszli do salonu. Zostałam sama, co przyjęłam z ulgą.
Swoją drogą, to nie pierwszy raz, kiedy Jess przyłapała nas na całowaniu. Chociaż ostatnim razem było o wiele goręcej, a na sobie poza brakiem szminki miałam jeszcze srebrną maskę. Tym razem jednak byłam stuprocentową Julie Butler.
Następne naleśniki smażyłam z uśmiechem.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEch, dlaczego dodajecie komentarze, a później je usuwacie? :( Na szczęście widziałam jego treść, bo przyszła mi na e-mail.
UsuńDziękuję za takie ciepłe słowa i cieszę się, że czekałaś. :)
Pozdrawiam!
Czołem!
OdpowiedzUsuńNo nareszcie, nie było cię z dwie wieczności albo i trochę dłużej :P. Jak to jest, że tyle razy tu zaglądałam jak cię nie było, a jak już coś wrzuciłaś, to ja się spóźniłam ? :D Cokolwiek się w twoim życiu nie stało, głowa do góry.Chyba już wróciłaś z większą weną ;). Dobrze cię znowu "widzieć".
Chwilę mnie nie było,a tu proszę rozdział jakby dłuższy,a Harry jakby milszy :D. I tak niedługo dowie się prawdy o JD, o ile już podświadomie tego nie wie. Jess i Fryderic mają swoja drogą całkiem niezłe wyczucie czasu :P.
Jakoś się pogodzimy z tym Pożerając czas, chociaż po cichu będę liczyć na to, że coś tam uda ci się naskrobać za jakiś czas. Ja nadal czekam też na Fortunę ( tego ci nie odpuszczę! :D).
Trzymaj się tam ciepło razem ze swoją weną.
Do następnego !
Monika
Czołem!
UsuńJakże ja się cieszę, że Cię... czytam? :P W każdym razie super, że tu wpadałaś i czekałaś. Aż mi miło na serduszku. Dziękuję.:)
Jak już zapewne zdążyłaś zauważyć, "Zamaskowana" została napisana w całości i teraz czeka na publikację. Może to zabrzmi nieco dziwnie, ale pisząc ostatnie zdanie, bardzo się ucieszyłam. Czasami odnosiłam wrażenie, że ta historia to cofanie się w rozwoju. Ale, ale! Od teraz tylko brnięcie naprzód!
Zastanawiałam się (nadal to robię) nad kolejnym opowiadaniem, które wreszcie należałoby doprowadzić do końca. Na "Pożerając czas" potrzebowałabym zbyt wiele czasu, którego aktualnie, niestety, nie posiadam. W każdym razie udało mi się sklecić prolog drugiej części Fortuny, więc to już coś! :P A co dalej? Wyjdzie w praniu. :D
A jak Twoje życie? Uczysz się do matury? Bo dalej masz zamiar poprawiać, tak? Czy już się plany pozmieniały? :)
Pozdrawiam!
Zdecydowanie prolog Fortuny to już coś ;). Moje życie jakoś leci, trochę się pozmieniało, ale na pewno nie to, że rzeczywiście nadal zamierzam poprawiać maturę i nadal myślę o tym samym kierunku :D
OdpowiedzUsuńWesołych świąt tak poza tym :) i jak najwięcej odpoczynku ;).
Tak, zawsze to jakiś początek. :) Oby tylko ta tegoroczna matura Ci się odbyła, bo inaczej byłoby trochę średnio...
UsuńWesołych - spóźnione, ale szczere!