6. Nie sztuka powiedzieć „Jestem!”. Trzeba jeszcze być
~ Stanisław Jerzy Lec
~ Stanisław Jerzy Lec
- Lily nie oddycha! – krzyknęła Lis cała czerwona. Remus biegiem rzucił się do kantorka pani Pomfrey, a w jego ślady poszła rudowłosa Krukonka. Właściwie nie miała pojęcia, dlaczego za nim pobiegła, w tym momencie jej umysł przyćmiła czarna mgła.
James zaś szybko klęknął przed Evans, po czym ze strachem w oczach, zaczął nią mocno potrząsać, cały czas mówiąc po cichu jakieś niezrozumiałe słowa. Łapa, widząc, co się wokół niego dzieje, stanął jak wryty, nie mogąc nic zrobić. Pierwszy raz był naprawdę przerażony.
Potter nagle poczuł, że czyjaś zimna ręką go odpycha, przez co opadł na posadzkę. Już miał zamiar ponownie do niej doskoczyć, kiedy spostrzegł, że to pielęgniarka, więc szybko, ale niechętnie, odsunął się. Z wyczekiwaniem wpatrywał się to w Lilkę, to w panią Pomfrey. Pierwszy raz w życiu widział, aby ktokolwiek tak zwinnie posługiwał się wszystkimi maściami, eliksirami i innymi leczniczymi przyborami. W jednej chwili wlała do ust chorej dziwnie wyglądający płyn, a w drugiej smarowała jej płuca maścią.
Udało się. Rudowłosa zrobiła pierwszy wdech, a potem drugi i trzeci. Pielęgniarka odsapnęła, jednak nie na długo. Otóż Lily teraz zaczęła rzucać się po szpitalnym łóżku i krzyczała. Jim otworzył szeroko oczy, zastygając w miejscu. Dziewczyna krzyczała, a raczej nawoływała właśnie jego. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście. A może nie?
- Potter, szybko! – warknęła poirytowana Pomfrey. Rogaty uklęknął przy twarzy dziewczyny i zaczął jej szeptać przeróżne słowa. Jednak one wcale nie pomagały. Dziewczyna krzyczała coraz głośniej.
- Jim! Zrób coś! – powiedział donośnie Remus, próbując przekrzyczeć ten wrzask. Nie wierzył własnym uszom, że taka niewinna dziewczyna może wydawać z siebie tak okropny odgłos.
- Ale co!? – spojrzał na niego ze złością, jednak szybko z powrotem odwrócił się w stronę Lilki. – Evans, uspokój się! Jestem przy tobie – sarknął jej przy uchu. Ta wydała z siebie ostatni głośny okrzyk i zamilkła.
Wszyscy spojrzeli się po sobie zdziwieni. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewali. Poppy nareszcie mogła się uspokoić. Wzięła parę głębszych oddechów i spojrzała na nich srogo.
- Potter – powiedziała ciszej, kiedy zauważyła, że tamten delikatnie głaszczę Lily po głowie. – Musisz tu zostać dopóty ten atak się powtórzy – rozkazała i czekała na jego reakcję. Otworzył szeroko oczy, ale uśmiechnął się lekko. Pokiwał głową i powrócił do wcześniej wykonywanej czynności.
- A teraz do dyrektora – powiedziała do siebie pielęgniarka i ruszyła w stronę wyjścia. Zostali sami. Znowu.
Remus podszedł do Łapy i zaczął go klepać po policzku. Ten jednak w ogóle nie zareagował, ponieważ nadal, z przerażeniem w oczach, wpatrywał się w jakiś, bliżej nieokreślony, punkt. Lissie patrzyła się na nich z wrednym uśmiechem, po czym wyciągnęła różdżkę i szepnęła w ich stronę.
- Aquamenti. – Z magicznego patyka wyleciał strumień zimnej wody, który szybko pomknął w stronę Blacka i Lupina. Roshid właśnie o to chodziło. Chciała ochlapać, porządnie, tą dwójkę. No cóż, zawsze była rozrywkową dziewczyną i pewnie dlatego źle dogadywała się ze swoimi lokatorkami. Krukoni to ważniacy, którzy naprawdę bardzo rzadko wychylają nosy poza książki.
Usłyszała krzyk. Jakby nie wiedziała, że to chłopaki, pomyślałaby, że kota obdzierają ze skóry. Otóż Remus i Syriusz wydali z siebie takie odgłosy, że trupa mogłoby to na nogi postawić. Aż dziw, że Lily się nie obudziła. James podskoczył do góry i przyłożył głową w szafkę wiszącą nad łóżkiem. Syknął z bólu, jednak gdy tylko zauważył mokrych przyjaciół, z chęcią dołączył do śmiejącej się Lissie. Ta dziewczyna ma potencjał na prawdziwą Huncwotkę, naprawdę ma, przeszło przez jego myśl.
- Bardzo śmieszne – burknął pod nosem Łapa i otrzepał się tak, jak w zwyczaju robią to psy.
- Właściwie to czemu mnie oblałaś? – spytał Remus i spojrzał na nią zdenerwowany. – To nie ja stałem w bezruchu! – dodał po chwili milczenia i wymownie popatrzył na dziewczynę. Ta tylko wzruszyła ramionami i znów zaczęła chichotać. Wtórował jej, raptownie zdając sobie sprawę, że muszą naprawdę przekomicznie wyglądać.
- Chodźmy do Pokoju Wspólnego – zarządził James i przy okazji wysuszył Łapę z wody, bo Remus zrobił to już wcześniej. – Idziesz z nami? – dopowiedział z pytaniem w głosie, kiedy zauważył, że Lis chciała niezauważona wyjść. Uśmiechnęła się słodko i wybiegła ze szpitala.
- Szybko! – zawołała podekscytowana. Chłopaki, ponownie tego dnia, zaśmieli się i w radosnych nastrojach podążyli za nią.
*
Tymczasem w innej części zamku, a mianowicie Wielkiej Sali w czasie trwania obiadu, siedziały dwie dziewczyny, które żywo rozmawiały. Od tak dawna żadna z nich nie otworzyła buzi w swoją stronę, więc teraz nadrabiały zaległości. Miały sobie tyle do opowiedzenia, że wątpiły, czy wyrobiłyby się do jutra wieczór. Niestety, kiedy temat zszedł na Huncwotów, brutalnie im przerwano. Zresztą cała sala zamilkła. Widok stojącego dyrektora w czasie zwykłego posiłku, było dość dziwnym czynnikiem.
Anne pacnęła się lekko w głowę, a kiedy zauważyła, że Dorcas przygląda jej się z uśmiechem, odezwała się bezgłośnie: „Wymiana”. Meadows pokiwała głową na znak, że zrozumiała i zaczęła przysłuchiwać się Dumbledore’owi.
- Moi mili – zaczął donośnie i otworzył szeroko ręce, jakby chciał objąć całe pomieszczenie. – Na początku roku, wspomniałem o wymianie, ale nie jestem pewien, czy słuchaliście mnie uważnie – uśmiechnął się dobrodusznie, ale ciągnął dalej. – Pierwszy wyjazd odbędzie się dwudziestego szóstego października – tu i ówdzie doszły do niego jęki uczniów, jednak tylko chrząknął nieznacznie. – Nie martwcie się, w Hogwarcie bez zmian będzie obchodzone Święto Duchów, a w Beauxbatons, bo tam najpierw zawitamy, odbędzie się dyskoteka pożegnalna w ostatni dzień naszego pobytu, czyli w Halloween.
W sali zapanował totalny chaos i zamęt. Uczniowie zaczęli klaskać i piszczeć z uciechy. Niektórzy nawet wskoczyli na krzesła i wymachiwali swoimi kończynami, prawdopodobnie tańcząc. Albus zaśmiał się głośno, jednak kiedy McGonagall zgromiła go wzrokiem, przestał. Mimo to w swoich szaroniebieskich tęczówkach pozostawił ten dziwny błysk szczęścia.
- Cisza – przekrzyczał wszystkich, co było dziwne i mało prawdopodobne. Żaden nauczyciel nie miał pojęcia, jak dyrektor to robił, że wystarczyło, iż powie tylko jedno słowo, a wszyscy od razu go słuchają. Tym razem również się tak stało. – Przecież trzeba wybrać jeszcze naszych przedstawicieli, którzy zawitają we Francji. Od dzisiaj można się zgłaszać, ale przemyślcie to dobrze – zastrzegł i klasnął w dłonie. Wnet na podwyższeniu w rogu sali pojawiły się cztery małe czarki. Każda z nich była inna. Pierwsza, stojąca najbliżej stołu nauczycielskiego, była srebrno-zielona, należąca do Slytherinu. Cały półmisek otaczał ogromny wąż, który na końcu miał otwartą paszczę. Z jego ust wyciekała srebrna ciecz. Dalej stała czara z brązowo-niebieskim wykończeniem. Ją także otaczało zwierzę, tyle że był to kruk. Z jego dzioba wypływała niebieska maź. Obok niej widniał półmisek, który był otoczony figurką borsuka. Cała misa była koloru czarno-żółtego i w niej znajdował się czarny płyn. Na samym końcu zaś stała złoto-czerwona misa z gryfem, z którego paszczy wyciekała złota woda. Oprócz tego wszystkie te czarki otoczone były, ledwie widoczną, linią wieku. Nad nimi zaś wisiał ogromny herb Hogwartu.
- Już pewnie wiecie, o co chodzi. - Każdy uczeń z ciekawością i z ochotą wpatrywał się w misy, że kiedy usłyszał głos Dumbledore’a aż podskoczył. – Mimo to wytłumaczę, aby nie było żadnych nieporozumień. Jedna czara to jeden dom. Aby zgłosić się, należy napisać na pergaminie swoje imię i nazwisko, a także rok nauki. Jest tylko małe „ale”. Zgłaszać mogą się osoby powyżej szesnastego roku życia, czyli od szóstej klasy włącznie.
Po sali rozeszły się pojękiwania i inne gesty wyrażające sprzeciw. Mimo to dyrektor wcale się nimi nie przejął. Podziękował za uwagę i jak gdyby nigdy nic, usiadł na swoim miejscu i dokończył swój gulasz z kaszą.
Dorcas i Ann szybko wstały od stołu i wybiegły z pomieszczenia. W końcu musiały, jako dobre przyjaciółki, podzielić się swoim odkryciem z resztą. Biegiem, przemierzając wszystkie szkolne korytarze, udały się do wieży Gryffindoru. Przeczucie mówiło im, że Huncwoci właśnie tam urzędują.
Z impetem wpadły do Pokoju Wspólnego i w tłumie zaczęły rozglądać się za czarną, brązową i płową czupryną. Nie wiedziały, że znajdą także drugą czarną i rudą.
Obie stanęły jak wryte. Dorcas w oczach pojawiły się łzy szczęścia, a Anne po prostu rzuciła się na biedną, niczego nie spodziewającą się, Lissie.
- Lily! Kochanie ty moje! - krzyczała jak wariatka i potrząsała Roshid, cały czas myśląc, że to Evans. Dor, zwana też Czarną, poszła w jej ślady. Niestety biedna Lis nie wytrzymała tego ciężaru i wraz z dwoma Gryfonkami runęła na podłogę.
- Lily? – spytała Wisborn i z niedowierzaniem patrzyła w stronę Lissie, która uśmiechała się uroczo acz z dziwnym błyskiem w oku. – Przepraszam – dodała już szeptem i zaczerwieniła się ze wstydu. Dor także zarumieniła się, ale próbując ukryć tą wpadkę przyłożyła, śmiejącemu się Łapie, ręką w głowę.
- Za co? – zapytał i raptownie przestał wydawać z siebie odgłos, który bardziej przypominał szczekanie psa.
- Za to, że się urodziłeś! – warknęła poirytowana Czarna i usiadła koło Jamesa, posyłając mu groźne spojrzenie. Jednak po chwili uśmiechnęła się mimowolnie i westchnęła.
Pokrótce Lissie przedstawiła się dziewczynom i opowiedziała historię z Rayanem. Gryfonki słuchały jej w milczeniu, tylko od czasu do czasu przerywały, aby wtrącić się w jakieś zdanie. Nie można było jednak powiedzieć, żeby dziewczyny, a właściwie Wisborn, darzyły ją sympatią. Chociaż Dor nic do niej nie miała, ale sam fakt jak poznała Huncwotów był dla niej podejrzliwy. W tym wszystkim dla blondynki najgorsze było jednak to, że gołym okiem widać było, iż pomiędzy Lissie a Remusem coś iskrzy.
Jednak to tylko takie początkowe uprzedzenia, bo tak naprawdę, Anne zaczęła się do niej przekonywać. Rozmowa cały czas płynęła i to nie tylko o bzdurach, takich jak pogoda, ale o równie ważnych wiadomościach.
Dorcas opowiedziała wszystkim o ogłoszeniu Dumbledore’a. Razem uzgodnili, że kiedy tylko Lily się obudzi, wrzucą ich nazwiska do czary. Do tego zadania specjalnie wyznaczono Lunatyka i Roshid, bo prawdopodobnie tylko oni będą o tym pamiętać.
- Wiecie, że Dawes został zawieszony w prawach ucznia? – zaczął Syriusz. James wpatrywał się w niego z osłupieniem i gestem ręki zachęcił go, aby mówił dalej. – Dzisiaj jak wracałem ze śniadania podsłuchałem rozmowę Filcha i bibliotekarki. Oczywiście na czas nieokreślony. Chyba teraz o tym zdarzeniu wie całe grono pedagogiczne. W końcu nasz woźny to niezła plotkara – dokończył w dość zabawny sposób, co wywołało lekką salwę śmiechu.
Niestety nie trwała ona długo.
Wszyscy byli w radosnych nastrojach dopóki, dopóty do Jamesa nie podleciała ciemnobrązowa sowa uszatka z listem w dziobie. Potter złapał go w locie, rozpieczętował i zaczął czytać. Chłopaki i dziewczyny przyglądali się mu z ciekawością. Kiedy tylko Potter doszedł do końcówki, uśmiechnął się szeroko, wydał z siebie okrzyk zadowolenia i szybko wybiegł ze wspólnego. Reszta popatrzyła po sobie. Lissie podniosła list, który Jim zdążył już opuścić i przeczytała go na głos.
*
Poczuła, że coś silnego ciągnie ją w dół. Ale on tak wspaniale całował! Nie mogła się oprzeć. Mimo to zaczęła opadać. Całą swoją siłą trzymała Jamesa, przecież za żadne skarby świata nie chciała go puścić, za bardzo jej się to podobało, w szczególności te miękkie usta i piękny zapach.
Jednak nie wytrzymała.
Wpadła w wir lawy. Zaczęła krzyczeć, wierzgając nogami i rękoma na zmianę. Nawoływała Jamesa, bo w tym momencie tylko on mógł jej pomóc. W końcu jej przyjaciółki się od niej odwróciły. Spadała coraz głębiej i głębiej. Nienawidziła tego uczucia. To tak jakby lecieć i nie lecieć zarazem.
Z głośnym stęknięciem uderzyła w podłożę. Z lekkim oporem przekręciła głowę, aby zobaczyć, gdzie się znajduje. Jednak otaczała ją tylko ciemność. Jej oczy jeszcze nie do końca się przyzwyczaiły do czerni. Poczekała moment, by po chwili widzieć o niebo lepiej.
Znajdowała się w jakimś pomieszczeniu. Z rozmieszczenia mebli rozważyła, że jest w salonie. Zresztą nie w zwykłym, ponieważ był on bardzo gustownie urządzony i panował w nim przepych. Cały pokój był utrzymany w ciemnych odcieniach. Pomimo tego, że Lily nie znosiła takich kolorów, tutaj pasowały idealnie.
Jęknęła cicho i usiadła na kanapie, która była wyszyta z czarnej skóry. Włożyła sobie pod głowę, także tego koloru, poduszę, a nogi oparła o szklany stolik, stojący koło sofy. Ogromna szafa i regały z książkami, wykonane były z mahoniowego drewna. Na podłodze zaś leżał wielki, czarny, puchowy dywan, na którym widoczne były ślady krwi. Sufit oraz brązowe ściany, wspaniale komponujące się z otoczeniem, także pomazane zostały ową stalową cieczą.
Kiedy tylko Lily to zauważyła wstała jak oparzona i krzyknęła głośno, by po chwili zamilknąć. Przez moment zrobiło jej się strasznie słabo. Całym ciałem przylgnęła do wysokiego kominka i zaczęła ciężko oddychać. Przestraszona zerknęła przez okno, jednak kiedy tylko zauważyła cmentarz, po całym ciele przeszły ją dreszcze. Szybko odwróciła wzrok, który natrafił na obraz wiszący nad kominkiem. Przedstawiał on starszego pana, który w jednej dłoni trzymał różdżkę zakończoną głową węża, a w drugiej kamień. Staruszek przepasany był błyszczącą szatą. Pomimo takiego strasznego wyglądu, na jego twarzy gościł delikatny uśmiech.
Ruda usłyszała ciche pyknięcie jak przy teleportacji. Szybko spojrzała w tamtą stronę. Zaparło jej dech w piersiach. Nigdy w życiu nie wierzyła, że spotka go osobiście. Uśmiechnął się do niej drwiąco, a dziewczyna wydała z siebie okrzyk przerażenia. Żyły zaczęły jej pulsować, a serce mocniej bić. Gdyby nadal nie trzymała się ręką kominka, na pewno upadłaby na ziemię.
To on. Lord Voldemort we własnej osobie.
Siem :) Świetna notka :) Jestem baaardzo ciekawa co się stanie z Lilką...Mam nadzieję, że Jamesowi i innym uda sie zdobyć te składniki :/ :) Pozdrawiam :*:)
OdpowiedzUsuńJaka beznadziejna, co? Świetna! Mam nadzieę, że Lily się niedługo zbudzi. Wygląd bloga też mi się podoba. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMi się rozdział bardzo podoba! ;) Mam nadzieję, że Voldemort nic nie zrobi Jamesowi ani Lily ;( To by było straszne! Skoro Lilka się obudziła to chyba Huncwoci nie będą musieli przyrządzać tego ciężkiego eliksiru?
OdpowiedzUsuńWygląd jest ładny i prosty, mnie tam sie podoba :P pisze sie Qudditch :)) Biedna Lily, no ale widzę, ze przyjaciele już coś wymyślili. Ten list jest zapewne bardzo wazny, ale jak dla mnie mogłaś rozwinaćtrochę akcje, a im tak szybko poszło ;] wszyscy mieli sie prawo denerwować, a akurat Jamesik już nie wytryzmał. Lily ma dobre oko, że z daleka zauważyla, ze to Jim :D sen jest zapewne forma pzrepowiedni ;) pozdrawiam i zapraszam rowniez do mnie na nowa notke ^^ :**:*
OdpowiedzUsuńNienawidzę, jak kończysz w takich momentach.! Jesteś wredna, EwĆ! Bardzo!
OdpowiedzUsuńAle i tak Cię kocham. xD
No więc, wnioskuję, że Lily się lada moment obudzi? ;d Mam nadzieję, że już niedługo zrobisz moją obiecaną gorącą scenkę? :D Notka jest ekstra i w ogóle, ale to wiesz. xD
Hakuna Matata! ;* Odmeldowuję się.
Jaki ten Syriusz delikatny xD dziewczyna nie oddycha i od razu mdleje... Co by się robiło jakby zobaczył krew :D
OdpowiedzUsuńWłaściwie nie wiem czy to się Rudej śniło czy nie... Tak to napisałaś, że ciężko określić, może to i dobrze, bo wprowadza tajemniczy nastrój
Ogólnie rozdział znów niewiele wprowadził do rozwoju wydarzeń, więc średnio ciekawy :)
Pozdrooffka :D
No. Wreszcie Lily zaczyna rozumieć, że kocha Jamesa...xD
OdpowiedzUsuńZakończenie ciekawe :D fajny też pomysł z tą wymianą daje duże pole do popisu :)
OdpowiedzUsuń