9 kwietnia 2016

Dziewczynka z ulicy (1)

Rozdział I

Myślałam, że wypluję płuca - tak szybko biegłam. Uliczki mijałam niemal bezmyślnie, czego pewnie później będę żałować. W tej chwili jednak nie miało to większego znaczenia, ponieważ bardziej martwiłam się dwoma ochroniarzami podążającymi tuż za mną. Głupim pomysłem była kradzież w supermarkecie. Mogłam się trzymać bazarku, tak jak zawsze.
Skręciłam na jedną z głównych ulic, co chwila kogoś potrącając. Musiałam jakoś wtopić się w tłum, dlatego natychmiast się zatrzymałam i zdjęłam bluzę, którą przewiązałam w pasie. Z torby wyjęłam czapkę z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne. Widziałam, jak ochroniarze zwalniają i rozglądają się wokół. Natychmiast odwróciłam wzrok, wchodząc do jakiegoś sklepu. Wzięłam parę głębokich oddechów, po czym się wyprostowałam. Okazało się, że wlazłam do księgarni – miejsca, którego od zawsze unikałam jak ognia. Westchnęłam przeciągle, wiedząc, że nie mogę teraz wyjść na zewnątrz.
Stanęłam przy jakimś regale, wzięłam do ręki pierwszą lepszą książkę i udałam zainteresowaną. Chociaż tak naprawdę rozglądałam się wokół po ludziach. Bałam się, że ktoś z tu obecnych mógłby mnie rozpoznać, a przecież za żadne skarby świata nie chciałam zostać złapana. Schowałam się wiec w cieniu na samym końcu sklepu, mając nadzieję, że tutaj nikt nie zdoła mnie zauważyć. Jakże się myliłam…
- Ej, ty, w czapce!
Stanęłam niczym wryta. W moją stronę podążała kobieta w średnim wieku, z burzą kręconych blond włosów. Cofnęłam się parę kroków, upuszczając książkę. Czy to możliwe, że była to jakaś sprzedawczyni ze straganu, która mogłaby mnie rozpoznać? Sydney w końcu nie było takie duże, nie?
- To twoja bluza?
Już znów miałam brać nogi za pas, kiedy dotarł do mnie sens jej pytania.
Zauważając, że w dłoniach trzyma moją ulubioną – i jedyną – niebieską bluzę, niemalże odetchnęłam z ulgi. Uśmiechnęłam się do niej lekko, niepewnie podchodząc.
- Tak, dziękuję pani bardzo.
Odebrałam swoją własność. Kobieta odwzajemniła uśmiech, po czym nagle przede mną kucnęła. Odskoczyłam raptownie, ale kiedy zauważyłam, że podniosła upuszczoną przeze mnie książkę, zawstydziłam się. Moja reakcja była zdecydowanie przesadzona, przez co mogłam zwrócić na siebie jej uwagę. A tego przecież nie chciałam.
- Proszę. – Podała mi również książkę. Kiwnęłam głową, którą po chwili opuściłam. Nie minęło parę sekund, gdy znów poczułam przeogromny wstyd. Niemal czułam, jak gorąco pożera moje policzki. Sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę, w ogóle nie przykładając wagi do jej tytułu. A naprawdę powinnam. Siedemnastolatka z „Tajskimi technikami masażu erotycznego” w rękach nie wyglądała zbyt niewinnie i zdecydowanie mogła zwracać na siebie niepotrzebną uwagę.
- Ciekawa tematyka – zachichotała kobieta. – Rodzice nie mają nic przeciwko twoim zainteresowaniom?
Sama w rękach trzymała trzy pozycje. Każda w jakiś sposób dotyczyła gotowania, więc pewnie musiała uważać mnie za nastoletniego zboczeńca.
- Cóż, nie za bardzo się mną interesują – prychnęłam, wywracając oczami.
Cholera. Nie chciałam tego powiedzieć.
Kobieta, ewidentnie zdziwiona moimi słowami, uniosła brwi ku górze. Po chwili zmarszczyła czoło i cały czas dokładnie lustrując mnie wzrokiem, podeszła jeszcze bliżej. Kiedy wyciągnęła rękę, czułam, jak marszczę czoło.
- Penelope.
- Jeny. – Podałam jej dłoń, na poczekaniu wymyślając imię. Nie wiem, czemu po prostu nie wyszłam ze sklepu. Miałam wrażenie, że jakbym zignorowała tę kobietę, mogłabym mieć więcej kłopotów niż gdybym powciskała jej parę kitów. Poza tym i tak nie za bardzo mogłam jeszcze wyjść na zewnątrz w obawie przed czyhającymi tam ochroniarzami. Postanowiłam więc porozmawiać z tą blondyną przez jakieś parę kolejnych minut, by potem się kulturalnie pożegnać i nie zwracając już na siebie żadnej uwagi, wrócić do siebie. Przypomniał mi się smakołyk spoczywający na dnie plecaka, przez co zaburczało mi głośno w brzuchu. Przez chwilę zastanawiałam się, czy aby najzwyczajniej w świecie nie zjeść tych ciasteczek, ale zaniechałam. Na pewno zostałabym wtedy wyproszona ze sklepu przez właściciela.
- Potrzebujesz pomocy, Jeny? – zapytała Penelope i dokładnie zauważyłam, że zaskoczyła tym nie tylko mnie.
- Nie.
- Jesteś tu sama?
- Nie.
- Z rodzicami? – ciągle dopytywała, co coraz bardziej mi się nie podobało.
- O co pani chodzi? Chce mnie pani porwać?
Penelope zaśmiała się cicho pod nosem, kręcąc głową.
- Nikt przenigdy nie zarzucił mi czegoś podobnego.
Już miałam coś odpyskować, kiedy usłyszałam jakąś durną melodyjkę w tle. Blondyna uśmiechnęła się przepraszająco, po czym zaczęła grzebać w torebce. A raczej próbowała, bo skutecznie uniemożliwiały jej to książki trzymane w rękach.
- Pomogę – zaproponowałam, na co Penelope uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Wzięłam je od niej, a jedną nawet z ciekawości otworzyłam. Na okładce znajdowało się zdjęcie tortu czekoladowego, na widok którego aż pociekła mi ślinka. Byłam taka głodna!
- Tak, kochanie? Nie wiem. Jestem w księgarni. W tej, co ją dwa dni temu znalazłam. Aha, tak – mówiła do kogoś, ale mimo to ciągle czułam jej przeszywające spojrzenie. – Nie mam pojęcia o której. Dobrze wiesz, że Ash ostatnio prawie w ogóle się do mnie nie odzywa. Tak… tak. Jakbyś mógł, byłabym strasznie wdzięczna, Tommy. Dobrze. Tak. Do zobaczenia.
Na koniec zaśmiała się cicho, po czym przerwała połączenie. Kiedy włożyła telefon z powrotem do torebki, oddałam jej książki. Znów się uśmiechała, ale tym razem mogłabym przysiąc, że jej oczy błyszczały. Życie Penelope ewidentnie usłane było różami. Ciągle się cieszyła jak głupi do sera. Ciekawe, czy kiedyś z tej radości dostanie skrętu twarzy?
Rozejrzałam się wokół, postanawiając wreszcie wyjść ze sklepu. Odłożyłam więc książkę w byle jakie miejsce i odwróciłam się do kobiety. Zanim jednak dane mi było cokolwiek powiedzieć, zdarzyła się najgorsza sytuacja, jaka mogłaby się wydarzyć.
Penelope zapytała:
- Nie powinnaś być teraz w szkole? Jest dziesiąta rano.
I w tym samym czasie jakaś babka krzyknęła, wskazując na mnie palcem:
- To ona, ta złodziejka z bazaru! Łapcie ją!
Wysoki brunet rzucił się w moim kierunku, ale byłam zwinniejsza. Zaczęłam biec pomiędzy regałami, co rusz kogoś popychając. Większość klientów wyglądała na zdziwionych, lecz niektórzy próbowali mnie złapać. Udało mi się jednak wybiec na ulicę, co jednocześnie było i mądrym, i głupim posunięciem. Gdybym nie wybiegła, nie wpadłabym wprost na ochroniarzy. Złapali mnie, a jeden bez wysiłku przerzucił mnie przez bark. Próbowałam się szarpać, ale zaniechałam w momencie, kiedy zauważyłam wzrok Penelope pełen zaszokowania i zawiedzenia.

6 komentarzy:

  1. SZATA GRAFICZNA! Boska, piękna i cudowna. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Naprawdę estetyczny raj. Ściskam ciepło,
    precious-fondness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny *-*
    Czekam na następny.
    Zapraszam do mnie.
    http://storybycanary.blogspot.com

    Canary xoxoxox

    OdpowiedzUsuń