22 kwietnia 2016

Dziewczynka z ulicy (2)

Rozdział II

Na posterunku policji spędziłam już dobre trzy godziny. Siedziałam w jakimś pokoju, zamknięta i kompletnie odosobniona. Wcześniej rozmawiałam z policjantką, która próbowała wypytać mnie o imię i numer telefonu rodziców, ale milczałam niczym zaklęta. Dobrze wiedziałam, że w końcu i tak będą musieli mnie wypuścić, ponieważ nie skończyłam jeszcze osiemnastu lat. Chociaż w sumie, skąd oni mieli o tym wiedzieć, skoro nic im o sobie nie powiedziałam? Może mnie tu zamkną? A jak pójdę do więzienia?
Raptownie oblały mnie zimne poty, kiedy uświadomiłam sobie, w jak beznadziejniej sytuacji się znalazłam. Szybko wstałam i podążyłam do drzwi. Chciałam wyjść na korytarz i komuś powiedzieć, że jestem niepełnoletnia. Tylko musiałam pamiętać, by przemilczeć sytuację z brakiem rodziny, bo inaczej odeślą mnie do przytułku.
Niestety, drzwi były zamknięte.
Westchnęłam przeciągle, po czym znów wróciłam na swoje miejsce. Położyłam głowę na blacie, próbując zasnąć. Kiedy już powoli zaczęłam odpływać w jedyną bezpieczną i spokojną krainę, jaką znałam, poczułam burczenie w brzuchu. Miałam wrażenie, że żołądek sam próbował się strawić, tak bardzo chciałam jeść. Gdy tutaj przybyłam, na szczęście, dali mi wodę, więc spragniona już nie byłam. Szkoda tylko, że nie pomyśleli o jedzeniu…
Drzwi do sali otwarły się po jakichś dziesięciu minutach. Wyprostowałam się na krześle, z uwagą wpatrując w policjantkę. To z nią wcześniej rozmawiałam.
- Przemyślałaś wszystko? Powiesz mi wreszcie, jak się nazywasz, i podasz numer do rodziców? Lepiej, żebyś przyznała się do kradzieży i opuszczenia lekcji, niż tkwiła tutaj cały dzień.
- Nie mam osiemnastu lat, nie możecie mnie tu trzymać – powiedziałam jedyne zdanie, które zamierzałam.
Policjantka uśmiechnęła się pod nosem.
- To prawda, ale zawsze możemy sprawę dać do sądu dla nieletnich, a on przyzna ci kuratora. Poza tym zamiast do rodziców zawsze możesz pójść do domu dziecka. Jak sama wspomniałaś, jesteś niepełnoletnia, musisz być pod czyjąś opieką.
Otworzyłam szeroko oczy totalnie przerażona.
- Nie możecie mnie wysłać do przytułku! Mam siedemnaście lat, a osiemnastkę kończę za cztery miesiące. Poradzę sobie sama!
- Sama? – zapytała kobieta, wyłapując słowo klucz. Zmarszczyła czoło, siadając przy stole. Dopiero teraz zauważyłam, że przyniosła ze sobą bliżej nieokreślone dokumenty i… Czy to kanapka?
- Znaczy sama trafię do rodziców – mówiąc to, ciągle wpatrywałam się w jedzenie. Znów zaburczało mi w brzuchu. Słowo daję, że ona też musiała je usłyszeć, bo wyglądała na jeszcze bardziej zdziwioną.
- Proszę, to dla ciebie. Pomyślałam, że zgłodniałaś przez te cztery godziny.
Aż tyle tu siedziałam?
Podała mi kanapkę, a ja próbowałam się na nią nie rzucić. O coś się mnie zapytała, ale kompletnie ją zignorowałam. Już od dawna nie jadłam czegoś lepszego! Czy to pomidor? Gdybym nie była dziewicą, porównałabym jedzenie kanapki do orgazmu. Ale co ja tam mogę wiedzieć?
Nim się zorientowałam, kanapka została zjedzona. Przyznam, że nie za bardzo się najadłam, aczkolwiek przynajmniej mogłam przeżyć kolejne dwa dni w miarę normalnie.
- Dziękuję – powiedziałam i uśmiechnęłam się najbardziej promiennie jak umiałam. Ta kobieta nie zdawała sobie sprawy, że chyba uratowała mi życie. Gdybym musiała tu zostać przez następny dzień, z pewnością umarłabym z głodu. Ostatnio jadłam cztery dni temu. Chyba.
- Rozumiem, że uciekłaś z domu.
Na słowa policjantki zakrztusiłam się.
- Co?
- Rozumiesz, że w tym przypadku musimy wstawić twoje zdjęcie do gazet albo do telewizji?
- Co? Po co?
- A zdradzisz numer telefonu rodziców? Albo przynajmniej swoje imię?
Szybko pokręciłam głową.
- Tak myślałam – westchnęła. – Dobrze, zabiorę cię więc do Roberta. Zrobi ci zdjęcie. Myślę, że twoi rodzice szybko się zgłoszą.
Prychnęłam głośno. Będziecie szukali w nieskończoność. Moja cała rodzina nie żyje. Nie chciałam jej jednak zdradzić tego szczegółu. Teraz potrzebowałam snu i planu ucieczki. Tylko jak uciec z komisariatu? Wiadomym było, że żadni rodzice się nie odezwą, więc prędzej czy później trafię do przytułku, a wolałabym umrzeć, niż ponownie się tam znaleźć.
- A co będzie potem? To znaczy jak już ten Robert zrobi zdjęcia?
Policjantka spojrzała na mnie, trochę zwalniając krok.
- Cóż, myślę, że zostaniesz w areszcie. Jesteś niepełnoletnia, chyba, ponieważ nie mam na to w zasadzie dowodu, ale okradłaś sklep. Nie ma co z tobą zrobić, ale myślę, że jak posiedzisz jeden dzień sama w zamknięciu, zmądrzejesz i podasz namiary do rodziców. W końcu kto normalny chciałby tutaj tkwić dłużej niż powinien.
- A sprawa? Będę musiała iść do sądu?
- To zależy.
- Od czego? – zapytałam, drapiąc się po policzku.
- Od tego, czy właściciel sklepu wniesie oskarżenie. Jesteś w dość nieciekawej sytuacji, ponieważ jedna pani już na ciebie doniosła za kradzież czegoś z jej straganu.
Pokiwałam powoli głową, a resztę dnia milczałam. Biłam się z myślami i próbowałam znaleźć jakiś plan dalszego działania.
Nim się obejrzałam, siedziałam w zamkniętym pokoju na pryczy. Miałam kołdrę, poduszkę, wodę do picia i kibel, więc czego mogłam chcieć więcej? Może pójście do więzienia nie było aż tak złym pomysłem? Przynajmniej nie będę więcej głodować, będę mieć dach nad głową i własną pościel!
Już do końca mi odwaliło, skoro chciałam trafić za kratki.

2 komentarze:

  1. Piszesz bardzo ciekawie i przyjemnie się to czyta. Szkoda tylko, że krótko :c Dobre wrażenie potęguje ten cudowny szablon... Ale już zachwalałam, więc się przymknę :P
    Trzymaj się ciepło i czekam na następny rozdział,
    precious-fondness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że krótko, ale postanowiłam pisać krócej, żeby częściej dodawać. :) Chociaż przyznam, że kolejne części będą zdecydowanie dłuższe. Dziękuję!
      Też pozdrawiam cieplutko!

      Usuń