27 kwietnia 2016

Dziewczynka z ulicy (3)

Rozdział III

Zegar pokazywał już siedemnastą, a ja ciągle siedziałam w areszcie. Parę godzin temu przyszła policjantka, z którą wczoraj rozmawiałam, i przyniosła mi parę kanapek i sok. Połowę od razu pochłonęłam, ale dwie postanowiłam zostawić na później. Tak na wszelki wypadek. Poza tym powiedziała mi, że za chwilę kończy zmianę, a mną zajmie się jej kolega David.
Leżałam więc na pryczy i czekałam, aż mnie wyproszą. W końcu nie mogli trzymać mnie tutaj przez resztę życia, prawda? No, i modliłam się w duchu, żeby jednak ten właściciel mnie nie oskarżył, bo mimo moich wczorajszych majaków, naprawdę nie chciałam trafić do więzienia.
Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, ale wreszcie pojawił się policjant. Wyglądał na miłego, starszego pana – mógł mieć najwyżej pięćdziesiąt lat. Wszedł powolnym krokiem z lekkim uśmiechem.
- Dzień dobry, dziecinko. Jestem David, ale pewnie Karen coś ci o mnie wspomniała?
Karen, a więc tak nazywała się ta policjantka. Powinnam jej podziękować za jedzenie i za przyszykowanie dla mnie miejsca do spania.
- Dzień dobry.
David najwidoczniej nie liczył, że powiedziałabym coś więcej, bo od razu zaczął:
- Przykro mi to mówić, ale jeżeli jutro do dwunastej w południe nie zgłoszą się twoi rodzice czy rodzina, będziemy musieli przenieść cię do domu dziecka. Ale spokojnie – dodał, widząc moją przerażoną minę – to tymczasowe. Dopóki nikt po ciebie nie przyjdzie.
- A mogę iść gdzieś indziej? Gdziekolwiek, Tylko proszę, nie do przytułku!
Zrobiłabym naprawdę wszystko, byleby tam nie trafić.
- W takim razie podaj nam kontakt do rodziców. Nie będziesz musiała wtedy przez to przechodzić. – David przyglądał mi się z uwagą, lecz ja tylko opuściłam głowę. Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Kiedy przyznałabym się do braku rodziny, nie mieliby wyjścia i wtedy na pewno trafiłabym do domu dziecka. Teraz jednak musiałam wymyślić plan ucieczki. Miałam czas do jutra. Tylko jak, do cholery, mam uciec z aresztu?
David westchnął i podszedł bliżej. Po chwili zawahania usiadł koło mnie na łóżku.
- Posłuchaj – rzekł poważnym tonem. - Zaczynam podejrzewać, że rodzice w jakiś sposób cię skrzywdzili i to dlatego uciekłaś i nie chcesz wrócić. Gdybyś się przyznała, znalazłabyś się w o wiele lepszej sytuacji. Jeżeli nie będziesz chciała, nie musisz do nich wracać. Tylko powiedz prawdę. Czy oni cię skrzywdzili?
Pokręciłam głową.
- Boisz się ich?
- Nie.
- Co się w takim razie stało, że uciekłaś?
Nic nie odpowiedziałam. Czy to przesłuchanie naprawdę było konieczne? Dlaczego nie mogliby mnie po prostu wypuścić? Ulżyłoby wtedy im i mi, wszyscy byliby szczęśliwi.
Po chwili powtórzyłam te pytania na głos, ale widząc zaskoczoną minę Davida, chyba popełniłam błąd. Głupia! W ogóle nie powinnam się odzywać!
- Naprawdę sądzisz, że nikomu na tobie nie zależy? Że nikt się o ciebie nie martwi? Dziecko, nie znam cię długo, tak samo Karen, a mimo wszystko zależy nam na twoim szczęściu. Nie chcemy, by taka młoda dziewczyna musiała tułać się po ulicach i kraść, żeby cokolwiek zjeść.
- Co? Skąd wiesz? – zapytałam bezmyślnie.
- Jestem policjantem, moją pracą jej dedukcja – zaśmiał się wesoło. – A tak serio, każdy głupi by zauważył. Kradniesz wyłącznie jedzenie.
Och! Faktycznie! Przecież mogłam ukraść jakiś super sprzęt, sprzedać go i miałabym pieniądze nie tylko na jedzenie, ale może też na wynajem gdzieś pokoju? Czemu wcześniej na to nie wpadłam? No tak, byłam zbyt uczciwa – o ile można tak powiedzieć o złodziejce.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. David wydawał się lekko speszony, ponieważ cały czas mu się przyglądałam. Wreszcie wstał i podrapał się po krótkim zaroście.
- Muszę wracać do swoich obowiązków. Jeżeli będziesz czegoś potrzebować, zapukaj. Tutaj zawsze powinien się ktoś kręcić i ci pomóc.
Skinęłam głową na znak zrozumienia.
Gdy David miał już zamykać drzwi, stwierdziłam, że raz kozie śmierć. Musiałam zaryzykować i zadać nurtujące mnie od rana pytanie:
- Czy… – odchrząknęłam. – Czy ten właściciel wniósł oskarżenie?
- Niestety tak.
- Czyli… co mam teraz zrobić?
- Przede wszystkim spróbujemy złagodzić sytuację. W końcu to były tylko jakieś ciastka, parę bułek i kiść bananów. Niemniej, on wydaje się naprawdę uparty i chce wnieść sprawę do sądu.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Co to znaczy? Mogę trafić do więzienia?
- Prędzej do poprawczaka albo dostać jakieś prace społeczne. Jeżeli tylko on cię oskarży, powinno ci się upiec, jednak kiedy zwerbuje więcej osób… Problem w tym, że ludzie z bazarku wydają się go popierać. Dlatego tak bardzo ważne jest, by zgłosili się twoi rodzice. Mogliby oddać właścicielowi pieniądze, jakoś go przeprosić…
- To niemożliwe – przerwałam Davidowi niegrzecznie. Odwróciłam głowę, po czym położyłam się na pryczy, uznając rozmowę za zakończoną.
- Rozumiem.
Parę sekund później drzwi zostały zatrzaśnięte, a mi zrobiło się niesamowicie przykro. On ci chciał tylko pomóc, ty głupia idiotko, skarciłam się w myślach. Źle się czułam, że tak chłodno potraktowałam tego miłego policjanta. Przy następnej okazji postanowiłam go przeprosić.
Nadeszła ona nadzwyczaj szybko, ponieważ już o godzinie dwudziestej. Sęk w tym, że nie dałam rady nic wykrztusić, tak szokującą informację mi przyniósł.
- Ktoś wpłacił za ciebie kaucję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz