Z dedykacją dla P
Rozdział XXX
Otworzyłam drzwi od garażu i weszłam do środka. Chłopaki grali tak głośno, że nie przejmowałam się nawet, czy narobię hałasu. Widziałam Luke’a stojącego gdzieś w kącie z mikrofonem i Caluma obok niego. Mike, nasza czerwonowłosa gwiazda, stał na środku i grał na gitarze – chyba się też trochę popisywał. Za to Ashton siedział zaraz przy wejściu, wybijając rytm na perkusji. Piosenka była dość wolna, czym mnie zaskoczyli. Myślałam, że grają jakieś typowe darcie ryja, a tutaj proszę. Coś ze słowami i z sensem?
Irwin spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale nic nie powiedział. Bo niby jak? Nikt nie przekrzyczałby śpiewającego Luke’a – swoją drogą, nie wiedziałam, że miał aż tak głęboki i ładny głos.
Dostrzegłam siedzącą na ziemi Melody, więc machnęłam na nią ręką. Natychmiast wstała. Wyszłyśmy ze środka i odeszłyśmy trochę dalej, by móc normalnie porozmawiać.
- No i? Rozmawiałaś z Witkowskym – zaczeła widocznie zniecierpliwiona i mega zaciekawiona. – Musisz mi o wszystkim opowiedzieć, bo tutaj nic się nie dzieje.
- Jak to?
- No dobra, chłopaki grają, nawet nieźle im to wychodzi, ale odkąd weszliśmy Hemmings i Ashton słowem się do siebie nie odezwali. Nawet nie chcieli powiedzieć, za co się obrazili. Na szczęście Mike z Calumem starają się rozluźnić atmosferę.
- Współczuję – uśmiechnęłam się.
- No ale nieważne! Lepiej opowiedz, czy wszystko sobie wyjaśniliście?
- Ekhm, cóż... My tak jakby znów się całowaliśmy.
- CO?! – wrzasnęła Melody, łapiąc mnie mocno za ramiona. – Jak to się stało?!
- Nie wiem, Mel. Wchodząc do pokoju Artura, chciałam powiedzieć, że to był błąd i mi głupio – wytłumaczyłam – ale kiedy tylko go zobaczyłam, zapomniałam języka w buzi. Najgorsze, że nie mam pojęcia, dlaczego się tak dzieje!
- Zakochałaś się – zachichotała. Melody wyglądała, jakby promieniała z radości.
- Nie, wcale nie. Wiedziałabym. Ja chyba po prostu na... cóż, lecę na niego.
- Weszłaś i co dalej? – dopytywała, na co wywróciłam oczami.
- Przeprosił mnie, powiedział, że tamto się nie liczyło i że pocałuje mnie jedynie wtedy, gdy sama będę chciała.
- I chciałaś.
- Tak – potwierdziłam. – Tym razem całowaliśmy się zdecydowanie mniej... brutalnie?
- Wiesz, ile dziewczyn chciałoby być teraz na twoim miejscu? – zapytała niespodziewanie poważna.
- Ty też?
Melody zagryzła wargę, zastanawiając się. Dałabym sobie głowę uciąć, że przez moment zerknęła na garaż, po czym odparła:
- Nie, ja nie. Chyba mam kogoś innego na oku.
- Mówisz o tym chłopaku ze sklepu? – spytałam niemal całkiem pewna odpowiedzi. Tak, jak się spodziewałam, pokiwała niepewnie głową. – Powiesz mi wreszcie, kto to jest?
- Może kiedyś. No, ale dość o mnie – zaniechała temat. – Czy powinnam jeszcze o czymś wiedzieć, co ma związek z Witkowskym?
Mike z Ashtonem wyszli z garażu i zaczęli się do nas zbliżać, więc szepnęłam Mel do ucha:
- Chyba umówiłam się z nim na randkę.
- Co ty gadasz?! – krzyknęła głośno, wywołując tym samym zaskoczenie nie tylko u mnie. Luke i Calum również postanowili wyjść na zewnątrz, żeby zobaczyć, co się stało. – Naprawdę? Gdzie idziecie? Jezu, Delilah!
- Może opowiem ci o tym później? – spytałam, po czym uśmiechnęłam się do chłopaków, jakby wybuch Melody nie miał wcale miejsca. – Bardzo fajna piosenka. Ładnie śpiewasz, Luke.
- Dzięki. – Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, po czym zapalił jednego. Poczęstował również nas, ale skusił jedynie Caluma. – Czemu się tak drzesz, Wilson?
O Boże, oni znów zaczynają, jęknęłam. Mike, jakby czytając mi w myślach, wtrącił się, nim Mel zdążyła się odezwać.
- Skończcie. Nikt was nie chce słuchać. Jeżeli jesteście aż tak niewyżyci, proponuję, abyście sobie poszli, wynajęli pokój i się wybzykali. A tak tylko psujecie atmosferę.
Oboje raptownie zamilkli. Na twarzy Melody pojawił się rumieniec, a Luke opuścił głowę, jakby jego ręce stały się nagle bardzo absorbujące. Nie miałam pojęcia, jak Mike to zrobił, ale musiał mnie tego nauczyć. Jakby na zawołanie, Michael zarzucił mi ramię na szyję.
- Cześć, Deli. Dawno cię nie widziałem. Fajnie, że przyszłaś i przerwałaś naszą próbę.
- Wybacz, Mickey – uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Skoro już tak szczerze rozmawiamy – wtrącił się Ashton. – Melody, może skoczylibyśmy gdzieś razem?
Mel, która zajęła się własnymi myślami, jakby otrzeźwiała.
- Co? Możesz powtórzyć?
- Ty i ja. Randka. – Ashton wywrócił oczami.
Z takim podejściem żadna by się z tobą nie umówiła, dupku. Nie wiem czemu, ale jego pytanie strasznie mnie zirytowało. Jak można być takim troglodytą? Oczywiście, nie mógł ładnie zapytać, musiał walnąć prosto z mostu.
- Jasne, czemu nie – zgodziła się Melody niepewnie, po czym uśmiechnęła się szeroko, patrząc na mnie. O nie, ta mała kombinowała coś bardzo złego... – Możemy pójść na podwójną randkę.
- Tak? A kto jeszcze by poszedł?
- No, Delilah przecież!
Stałam się obiektem obserwacji, za to Mel poczuła na sobie moje mordercze spojrzenie. Jakby zdając sobie nagle sprawę, jaką gafę palnęła, jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Ty idziesz na randkę, dziewczynko z ulicy? – zapytał niegrzecznie Ashton. – Niby kto jest takim debilem, że postanowił pokazać się z tobą w miejscu publicznym?
- Ash, przestań być dupkiem – zgromił przyjaciela Mike, po czym szepnął mi do ucha: - Chyba nie umówiłaś się z trenerem?
- Tak, jakby się umówiłam...
- Delilah, to naprawdę głupi pomysł. Jeżeli ktoś się dowie...
- Możecie przestać szeptać? Jesteście w towarzystwie, powinniście wykazać trochę kultury i nie gadać na ucho. Chyba nie idziecie na randkę razem?
- Nie – roześmiał się Mike. – Ktoś mnie wyprzedził.
Clifford dostał sójkę w bok, ale dzięki temu rozluźnił atmosferę. Przynajmniej trochę, bo Melody nadal wydawała się niesamowicie skruszona, a Luke’a ciągle interesowały własne ręce.
- Kto cię zaprosił, dziewczynko z ulicy? - Ashton wydawał się naprawdę zainteresowany.
- To moja sprawa, Ashton. Przestań się wtrącać.
- Czyli nikt, zrobiłaś mi na złość. Lecisz na mnie, dziewczynko z ulicy. Ale spokojnie, Melody, moje serce należy jedynie do ciebie.
- To... fajnie. Dzięki – odparła Mel całkiem skonsternowana.
Ja wybałuszyłam oczy, za to Mike i Calum roześmiali się głośno. Chyba nikt nie uwierzył w jego słowa. Chyba? Na wszelki wypadek wolałam zaprzeczyć:
- Do reszty zgłupiałeś!
Do domu wróciliśmy po dwóch godzinach. Chłopaki postanowili jeszcze pograć, bo pozapominali akordy do niektórych piosenek. Podobno już od dawna nie mieli żadnej próby. Mel też została dla uwiarygodnienia planu, a ja jako dobra przyjaciółka nie mogłam zostawić jej samej na pastwę tych debili oraz Mike’a, Caluma i Luke’a. Czyli w sumie jednego debila...
Bez słowa jechaliśmy do domu, lecz gdy zatrzymaliśmy się przed podjazdem, Ashton zablokował wszystkie drzwi.
- Co robisz? – przestraszyłam się.
- Nie wyjdziesz stąd, dziewczynko z ulicy, dopóki nie powiesz, z kim się umówiłaś.
- Co?! Chyba żartujesz?! To w ogóle nie jest twoja sprawa, dupku! A teraz mnie wypuść!
- Wypuszczę cię – powiedział spokojnie – jeżeli tylko odpowiesz na pytanie.
Zaczęłam szarpać za klamkę, ale nic nie drgnęło. Spróbowałam też znaleźć jakieś odbezpieczenie – nic. Nie miałam pojęcia, jak działają samochody. Nie zamierzałam się jednak poddać. W końcu Penny albo Tom, albo nawet Maxy wyjrzą na zewnątrz, zobaczą, że zostałam uwięziona i mi pomogą. Niedoczekanie, dupku, że czegoś się dowiesz!
Chyba miałam zwycięską minę, bo Ashton uśmiechnął się wrednie.
- Moi rodzice cię nie uwolnią. No, chyba że za dwa dni. Matka wyjechała z Maxem do babci, a ojciec ma dzisiaj nocny dyżur, a potem jedzie od razu do matki.
Szczęka mi opadła. Ashton żartował, prawda?
- Wypuść mnie. Dlaczego to robisz?
- Uwielbiam, jak się wkurzasz, dziewczynko z ulicy – wytłumaczył. Sięgnął do plecaka z tyłu i wyjął z niego batona. Bez skruchy zaczął go jeść, a ja poczułam, jak z głodu kiszki mi marsza grają.
- Zaraz! To dlatego zajechaliśmy po drodze do sklepu? Zaplanowałeś to, ty szujo!
Zamachnęłam się, chcąc walnąć prosto w jego twarz i zmyć mu ten wredny uśmieszek, ale skubany zdołał mnie powstrzymać. Złapał rękę w locie i przygwoździł całym ciałem. Teraz dodatkowo prawie w ogóle nie mogłam się ruszyć, bo gdy próbowałam wyrwać dłoń, czułam przeszywający ból.
- Dobra! – spasowałam. – Powiem ci!
Jak na zawołanie, wypuścił moją rękę z uchwytu.
- No, więc? Kto to?
- Chyba żartujesz! Nie pisnę pary z ust. Chciałam, żebyś uwolnił mi rękę. – Tym razem ja zebrałam parę punktów. Za pomysł, wykonanie i przechytrzenie Ashtona. – Mogę tutaj siedzieć do zasranej śmierci. Nie dowiesz się.
- Tak brzydkie słowa, z tak mądrej główki?
Nie odpowiedziałam. Oparłam się wygodnie na fotelu i wyjęłam książkę. Równie dobrze mogłam odrobić pracę domową.
- Serio? Zamierzasz się uczyć? – Ashton nie dowierzał.
- Pewnie. W końcu ci się znudzi i mnie uwolnisz.
- Niedoczekanie twoje.
W milczeniu mijały godziny. Kiedy napisałam esej i skończyłam czytać lekturę, zauważyłam, że za oknem było już ciemno. Zerknęłam na zegarek, dwadzieścia po dwudziestej. Boże, siedzieliśmy w tym pieprzonym samochodzie ponad cztery godziny! Byłam zmęczona, głodna i na domiar złego zachciało mi się siku. Zerknęłam na Irwina. On spał! Ślina ciekła mu po brodzie, co mogłoby wydawać się nawet słodkie, gdybym nie była aż tak wkurzona.
Chwyciłam plecak chłopaka i zaczęłam w nim najzwyczajniej w świecie grzebać. Cholera, zeżarł wszystko. Zostało jedynie pół soku, ale z wiadomego powodu nie skusiłam się.
Dlaczego mu po prostu nie powiedziałam? No tak, cholerna duma. Wolałam siedzieć w głupim samochodzie godzinami, niż wydać Artura i w spokoju przeżywać możliwość wywalenia ze szkoły, jeżeli Ashton by się wygadał, ale byłabym przynajmniej przykryta ciepłą kołdrą i objedzona po wszelkie czasy.
Tak dobrze być nie może, panie Irwinie!
Postanowiłam go trochę pomęczyć. Najpierw chciałam zrobić Ashtonowi zdjęcie i pokazać szkole, jak „słodko” spał, ale zapomniałam, że telefon rozładował mi się już podczas próby. Wreszcie zdecydowałam się zrobić z Irwina większego głupka od tego, jakim był w rzeczywistości.
Postanowiłam go trochę pomęczyć. Najpierw chciałam zrobić Ashtonowi zdjęcie i pokazać szkole, jak „słodko” spał, ale zapomniałam, że telefon rozładował mi się już podczas próby. Wreszcie zdecydowałam się zrobić z Irwina większego głupka od tego, jakim był w rzeczywistości.
Złapałam go za kolano. Zaczęłam powoli jeździć ręką po jego nodze, po czym przybliżyłam się nieznacznie. Usta miałam na wysokości jego ucha.
- Ashton – szepnęłam, przez co się poruszył. – Ashton. To ja, Luke.
- Luke – powtórzył za mną sennie, nadal śpiąc. Wygiął usta w podkówkę, a ja starałam się nie zaśmiać.
- Ashton, pamiętasz naszą ostatnią noc? – Sama nie wiedziałam, co gadałam. – Pamiętasz?
- Pamiętam.
No nie, trzymajcie mnie! Zacisnęłam usta.
- Ashton, a pamiętasz, jak ta noc się skończyła? – zapytałam wreszcie po minucie przerwy, żeby złapać oddech.
- Pamiętam. Było cudownie i mieliśmy to powtórzyć, ale... ale...
- Ale? – pytałam tym razem jawnie zainteresowana. Swoją drogą to możliwe, że człowiek aż tak gada przez sen?
- Ale powiedziałem, że zakochałem się w Delilah i musimy przestać się spotykać.
Hę? Zamurowało mnie. Co on powiedział?
Nagle Ashton otworzył oczy i zaczął się niepohamowanie chichotać. Przygwoździł moją rękę, nadal spoczywającą na jego nodze.
- Boże! Ty serio w to uwierzyłaś, dziewczynko z ulicy?!
Mój zaskoczony wyraz twarzy zmienił się w grymas złości. Zmrużyłam groźnie oczy, wyrwałam rękę i najmocniej, jak potrafiłam, walnęłam go pięścią w ramię. Złapał się za nie, ale nadal chichotał.
- W ogóle nie spałem. Miałem po prostu zamknięte oczy. Chociaż powiem, że zanim się odezwałaś, zaczęło się obiecująco – parsknął, poruszył sugestywnie brwiami i machnął głową na swoje kolano.
Poczułam gorąco na policzkach.
- Dupek!
- Chyba na serio na mnie lecisz, dziewczynko z ulicy. Pewnie dlatego nie chcesz mi powiedzieć, z kim się umówiłaś.
- Wcale nie! – zaprzeczyłam niemalże od razu. – A dlaczego ty chcesz wiedzieć kto to? Może tak naprawdę ty lecisz na mnie i jesteś po prostu zazdrosny?
Ashton wywrócił oczami.
- Taaa, jasne. Skrycie się w tobie kocham. Wiesz, ile mam już z tobą fantazji? Co noc inna. Była raz nawet taka w samochodzie. Rozumiesz, ja sobie smacznie śpię, a ty nagle zaczynasz się do mnie dobierać.
Co za bezczelny typ!
Ashton znów głośno się roześmiał.
- Proszę, wypuść mnie! Chce mi się strasznie siku!
- Mam to w dupie. – Wzruszył jedynie ramionami. – Gdybyś powiedziała od razu, nie miałabyś takiego problemu. Psi, psi, psi. Szyyyy.
- Wywołujesz deszcz?
- Raczej staram się rozluźnić twój pęcherz.
- Prędzej posikam się w majtki, niż ci odpowiem na to durne pytanie!
Ashton jedynie oparł głowę na zagłówku i przymknął oczy.
- Jeżeli będziesz chciała dalej mnie macać, nie krępuj się. Możesz nawet pomasować troszkę wyżej.
Warknęłam głośno, a on tylko parsknął.
Po kolejnej godzinie marzyłam, by umrzeć. Tak bardzo chciało mi się siku, że ledwo trzymałam. Przecież nie mogłam się naprawdę posikać w majtki! Jak wtedy mogłabym zachować jakąkolwiek dumę, która teraz jako jedyna trzymała mnie w tym przeklętym samochodzie?
- Jezu, Ashton, proszę. Wypuść mnie! Nie dam rady dłużej!
- Dobrze wiesz, że wypuszczę cię tylko pod jednym warunkiem.
- A jak tobie się zachce? – spytałam wrednie.
- Wysikam się przez okno.
Wybałuszyłam oczy. Czy Ashton byłby zdolny do czegoś takiego? Bez wątpienia. To nie człowiek, tylko jakieś chore zwierzę! Co za debil trzyma dziewczynę w samochodzie, bo ta nie chciała mu czegoś powiedzieć?! I to na dodatek w ogóle z nim niezwiązanego?!
- Dobra! – poddałam się, wiedząc, że niedługo wybuchnę. – Ale musisz mi obiecać, że nikt inny się o tym nie dowie. Nikt!
Ashton usiadł i wpatrywał się we mnie w skupieniu. Kiwnął głową.
- Nie, masz mi obiecać, że nikomu się nie wygadasz. Obiecać na Maxa!
- Boże, on jest aż tak brzydki? Wstydzisz się go? To dlaczego się z nim umówiłaś?
- Obiecaj! – krzyknęłam, wiedząc, że ledwo się powstrzymuję.
- No dobra, obiecuję. Obiecuję na Maxa – poprawił się, widząc mój wzrok. Dlaczego kazałam mu przysiąc na jego młodszego brata? Nie byłam pewna, czy kochał kogokolwiek innego poza nim.
- Okej, a więc... Artur Witkowsky.
- Trener?! – Wyglądał na rzeczywiście zaskoczonego. – No, no, no... Nie dziwne, że nie chciałaś się przyznać. Wiesz, że to nie za bardzo legalne? On jest twoim nauczycielem.
- Na serio? Ty mnie pouczasz?
- Staram się być miły.
- No nie, zabijcie mnie! Ty starasz się być miły?! Do bycia miłym z pewnością nie należy zamykanie drugiego człowieka w samochodzie! A teraz otwórz te cholerne drzwi, jeżeli nie chcesz mieć na siedzeniu wielkiej, żółtej plamy!
- Dobra, dobra!
Odblokował drzwi jakimś guziczkiem, a ja szybko złapałam torbę i wybiegłam z samochodu niczym opętana. Wparowałam do domu i poleciałam prosto do łazienki. Nie miałam pojęcia, że oddawanie moczu może być taką przyjemną sprawą. Sikając, wymyślałam coraz to różniejsze sposoby zamordowania Ashtona Irwina. Jeżeli ten chłopak nie zmieni się w najbliższym czasie, coś czułam, że przynajmniej jeden wejdzie w życie. Mimo iż miałabym wtedy siedzieć w więzieniu do usranej śmierci.
Będzie warto.
Jeżeli o mnie chodzi to dziękuje, szczerze niezmiernie mi miło.
OdpowiedzUsuńSzablon - kolorystyka piękna, jednak trochę mały :)
Rozdział - wow ! Trochę nie dowierzam, że się wygadała. :o
Pisz dalej!
P.
Tak, chodzi o Ciebie, P. Dzięki, że jesteś, czytasz i się z tym ujawniasz. :) Wiele razy takie komentarze motywowały mnie do pisania!
UsuńA Deli musiała się wygadać. Chyba że chciała zrobić mokrą plamę w samochodzie. :P
Do usług :*
UsuńP.
czytam, Kochanie :3 cudowna jesteś, moja ulubiona, Kocham Cię :*
OdpowiedzUsuńEkhm... To miłe, dziękuję :*
Usuń