Rozdział XXXI
Próbowałam zasnąć, ale po telefonie Penny nie mogłam. Zadzwoniła ze dwie godziny temu i powiedziała, że w piątek spotyka się z właścicielem sklepu na wstępną ugodę. Przyznała też, że może być nieco trudniej, bo oskarżenie złożyły jeszcze dwie osoby z bazaru, które też parę razy okradłam. Oczywiście, jak to Penny, dodała na końcu, że mam się niepotrzebnie nie martwić, że wszystko załatwi i że porozmawiamy o tym jutro.
Tylko jak ja, do cholery, miałam się nie przejmować, skoro mogłam trafić za kratki?!
Nagle coś grzmotnęło, przez co usiadłam na łóżku.
Może to włamywacz? Dobra, Delilah, przestań popadać w paranoję. Martwisz się słowami Penny i swoim losem, to zrozumiałe, ale żeby teraz bać się każdego dźwięku? Westchnęłam nad swoją głupotą i położyłam się. Postanowiłam chociaż spróbować zasnąć. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń i marzyłam, by jak najszybciej się skończył. Poza tym musiałam rano wstać do szkoły. Miałam jutro sprawdzian z francuskiego i chciałam się jeszcze przed nim pouczyć.
Nagle znowu coś walnęło. Tym razem na pewno mi się nie przywidziało. Wyszłam z łóżka i stanęłam koło drzwi, nasłuchując. Zauważyłam za oknem jasny błysk, a po nim znów grzmot. A więc to tylko burza, odetchnęłam.
Wróciłam do łóżka, pokręciłam się parę razy i wreszcie nadszedł upragniony sen.
Śniłam o wielkich drzewach. Stałam na jakiejś polanie znajdującej się w środku ciemnego lasu. Bałam się. Wreszcie z cieni wyłonił się bliżej nieokreślony kształt. Zdawał się podchodzić. Nie miałam pojęcia, co to było, ale postanowiłam nie ryzykować. Ruszyłam biegiem przed siebie. Miałam wrażenie, że uciekałam pół życia. Niespodziewanie znalazłam się na moście. Padał rzęsisty deszcz, a samochody mijały mnie z zawrotną prędkością. Zamrugałam i nagle siedziałam na tylnej kanapie jakiegoś auta. Obok mnie w foteliku mała dziewczynka chrupała paluszki, a z przodu dwóje osób, najprawdopodobniej jej rodzice, kłóciło się o coś.
- Tyle razy cię proszę, Danielle, wyłącz to cholerstwo. Wiesz, że nienawidzę country.
- Ostatnio słuchaliśmy twojej płyty. Teraz moja kolej – zdenerwowała się kobieta. – Poza tym zwolnij. Ledwo widać, tak pada.
- Mama! – krzyknęła dziewczynka. – Ja kcem do babci!
Danielle i zapewne jej mąż popatrzyli po sobie niepewnie.
- Spokojnie, myszko. Niedługo będziemy i poznasz babcię.
- Ale ja kcem teraz!
- Za chwilę, myszko.
- Dan – zaczął cicho mężczyzna, nachylając się ku żonie – czy to naprawdę dobry pomysł? Matka się mnie wyrzekła. Myślisz, że będzie zadowolona z naszej wizyty?
- Kochanie, najwyższy czas, by twoja matka poznała swoją jedyną wnuczkę. Poza tym wydaje mi się, że Sarah nie będzie zła. Popatrz tylko na naszego aniołka. Kto by jej od razu nie pokochał?
Oboje odwrócili się. W ich oczach dostrzegłam bezgraniczną miłość. Dziewczynka, nic sobie nie robiąc, dalej zajadała się łakociami.
Niespodziewanie usłyszeli klakson.
- Peter! Uważaj!!!
Nie dało się jednak zrobić nic więcej. Wjechali prosto w przód ciężarówki, rozbijając samochód niemal w drobny mak. Stoczyli się do rowu. Dziewczynka głośno płakała. Danielle złapała ją za rękę, była cała zakrwawiona. Widziałam łzy spływające po policzkach kobiety. Jej mąż, Peter, już nie żył.
- Zawsze będziemy cię kochać, Delilah.
Obudziłam się, raptownie siadając. Cała się spociłam, kręciło mi się w głowie i było mi słabo. Drżącą ręką sięgnęłam po szklankę wody, stojącą na stoliku nocnym, i wypiłam ją jednym haustem. Za oknem burza trwała w najlepsze i lał rzęsisty deszcz, obijając się głośno o szybę.
Boże, czy ten sen to było to, o czym myślę? Niemożliwe! Nie mogłabym tego aż tak dobrze zapamiętać. Poza tym dlaczego niby miałabym przypomnieć sobie wypadek właśnie teraz, skoro przez całe życie w głowie czułam jedynie pustkę? W okno zaczęły pukać gałęzie, a ja się coraz bardziej bałam. Poczułam łzy spływające po policzkach. Dlaczego?
Danielle i Peter.
Czy moi rodzice naprawdę się tak nazywali, czy moja głupia wyobraźnia to zmyśliła? Nie mogłam zostać sama, bo zaraz bym zwariowała. Dlaczego Max, Penelope i Tom musieli wyjechać właśnie dzisiaj? Gdyby nie, jeszcze w tej sekundzie poszłabym do Penny i się jej wyżaliła, a teraz...
Czy opowiedzenie Ashtonowi o śnie to dobry pomysł?
Za oknem znów rozległ się błysk, a po nim głośny grzmot. Podskoczyłam na pościeli. Nie, tej nocy zdecydowanie nie mogłam być sama. Schowałam dumę w kieszeń, wyczołgałam z łóżka i skierowałam się wprost do pokoju Ashtona. Nie zapukałam, od razu weszłam do środka. Chłopak spał w najlepsze na brzuchu, lekko pochrapując.
To głupi pomysł, zastanowiłam się. Niby co ja mu powiem? Przymknęłam powieki, ale kiedy przed oczami zobaczyłam obraz wypadku, natychmiast je otworzyłam.
- Ashton. Ashton, obudź się.
Podeszłam do chłopaka i szturchnęłam go w ramię.
- C-co jest? – wycharkał, przekręcając się na plecy. – Delilah?
- Tak, to ja...
Chłopak podniósł się i oparł na łokciach, wpatrując się we mnie nieprzytomnie. Włosy miał w nieładzie, roztrzepane we wszystkie strony świata.
- Czemu budzisz mnie w środku nocy?
- Ja... Czy... Bo...
Jak ja miałam mu, do cholery, powiedzieć, że nie chciałam być tej nocy sama?
- Płakałaś – stwierdził, przyglądając się mojej twarzy z konsternacją. Szybko wytarłam policzki i jakby na potwierdzenie pociągnęłam nosem. Ashton bez dalszego słowa posunął się do ściany i odchylił kołdrę. W tym momencie byłam mu wdzięczna jak nigdy. Zawahałam się, ale wreszcie położyłam obok i przykryłam aż po szyję. Czułam się jak kretynka, ale czy żałowałam?
- Ja... przepraszam, Ashton. Ja...
- Cii, spokojnie. Nie martw się – powiedział ledwo słyszalnie, po czym, ku wielkiemu zdziwieniu, przysunął się bliżej i mnie objął. Tym sposobem leżałam na klatce piersiowej Ashtona Irwina, wsłuchując się w bicie jego serca. Najpierw poczułam przerażenie, ale później całkiem się rozluźniłam. Był taki ciepły.
Nikt nic więcej nie powiedział. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam, ale wcześniejszy sen nie powrócił. W tej chwili tylko to się liczyło.
Pamiętałam, że paskudnie bałam się poranka.
Otworzyłam oczy, czując się naprawdę wyspana. Parę sekund później przypomniałam sobie, w jakim położeniu się znalazłam. Nadal leżałam na Ashtonie. Co więcej! Obejmowałam go jedną ręką. Dopiero teraz zauważyłam, że nie miał na sobie koszulki, przez co poczułam niechciane gorąco na policzkach. Podniosłam głowę. Chłopak na szczęście nadal spał. Czy bardzo wredna byłaby ucieczka z miejsca zbrodni? Zawsze mogłam udawać, że nie wiedziałam, o co chodzi i że wspólne spanie to jedna z fantazji Irwina.
Zegar na ścianie pokazywał parę minut po siódmej.
Ashton bez gadania przyjął mnie w nocy, widząc, że tego potrzebuję, postanowiłam nie być wredna. Zaczęłam szturchać go w ramię.
- Ashton, wstawaj.
- Jeszcze pięć minut – wyjęczał, chowając głowę w poduszkę. Zaśmiałam się lekko, położyłam mu dłoń na ramieniu i pogłaskałam. Po chwili dotarło do mnie, co zrobiłam, więc szybko zabrałam rękę. Musiałam odchrząknąć.
- Wstawaj, spóźnimy się do szkoły. Jest już po siódmej. Ashton, rusz się!
Jeszcze raz go szarpnęłam, lecz tym razem mocniej. Wreszcie chłopak uchylił powieki i spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Usiadł na łóżku, przecierając oczy.
- Co ty tutaj robisz?
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Ja...
- Już tak nie panikuj. Pamiętam – roześmiał się, za co dostał kuksańca w żebra. Syknął, ale nie przestał się uśmiechać. – Wiedziałem, że na mnie lecisz. Nie mogłaś się powstrzymać, by nie wykorzystać sytuacji, nie?
- Jakiej sytuacji?
- Ano takiej, że byliśmy sami w domu.
- No wiesz! – oburzyłam się, po czym próbowałam jak najszybciej wstać z łóżka i wyjść z pokoju tego przeklętego debila. Ashton jednak skutecznie mnie przytrzymał, przez co nie ruszyłam się nawet milimetr.
- Żartowałem.
- Od kiedy jesteś takim żartownisiem? Z rana chodzisz raczej obrażony na cały świat.
Chłopak wzruszył jedynie ramionami.
- A tak serio. Co się wczoraj stało?
- Ja... wystraszyłam się burzy – skłamałam na poczekaniu. A przynajmniej po części, bo parę razy naprawdę się zlękłam tych grzmotów.
Ashton zdawał się nie wierzyć, ale nie wnikał dalej.
- Jasne – spasował. – Dobra, wyjdź.
- Hę?
- Cóż, w zasadzie możesz zostać, jak chcesz. Muszę się tylko umyć i przebrać, z czym wiąże się nagość.
Zarumieniłam się, niemalże od razu wyskakując z łóżka. Towarzyszył mi śmiech Ashtona. Stojąc we framudze, odwróciłam się do niego.
- Dziękuję.
- Spoko.
Zrobiłam kolejny krok do przodu, po czym znów się zatrzymałam.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Skoro musisz, pytaj.
- Dlaczego aż tak bardzo chciałeś wiedzieć, z kim się umówiłam? To nie jest... normalne zachowanie. No wiesz, zamykanie w samochodzie.
Ashton chwilę milczał, nim odpowiedział:
- Chciałem ci zrobić na złość, dziewczynko z ulicy.
Bez dalszego słowa złapał ciuchy i zamknął się w łazience, kompletnie mnie ignorując. I niesamowicie denerwując. Wróciłam do siebie, wytykając w myślach głupotę tego dupka.
*
Szłam na ostatnią lekcję, kiedy to się stało.
Podbiegła do mnie dziewczyna o brązowych włosach i w okrągłych okularach na nosie. Uśmiechała się przyjaźnie, co lekko mnie zdziwiło. Rzadko kiedy ktoś nieznajomy do mnie podchodził, nie wspominając już o byciu miłym.
- Cześć. To ty jesteś Delilah, prawda?
- Tak – odpowiedziałam lakonicznie, zatrzymując się.
- Super! Bo mam do ciebie parę pytań. Oczywiście, jeżeli masz czas.
- Do mnie? Chyba się pomyliłaś...
- Suzanne – wtrąciła, machając ręką, jakby jej imię nic nie znaczyło w naszej dziwnej rozmowie.
- Suzanne.
- Wcale nie. Jesteś Delilah Mosley.
Kiwnęłam głową. O co, do cholery, chodziło? Rozejrzałam się po korytarzu, ale nikt nawet nie zwracał na nas uwagi. Nie był to więc żaden żart, prawda?
- Wiem, że się nie znamy, Delilah, ale potrzebuję twojej pomocy. Znasz Asha na tyle, by wiedzieć, co lubi, a czego nie.
- Asha? Mówisz o Irwinie?
- Tak – potwierdziła, wywracając oczami, jakby to była najjaśniejsza oczywistość. – Jakie dziewczyny on lubi? No wiesz, brunetki, blondynki, rude? Woli sportsmenki czy, wręcz przeciwnie, kujonice, które nie wychodzą z domu? Ma kogoś na oku? Myślisz, że wziąłby mnie za pierwszą lepszą, gdybym zgodziła się przespać z nim na pierwszej randce?
Zakrztusiłam się.
- Co? O co ty mnie w ogóle pytasz? Dlaczego?
- Zapłacę ci – oznajmiła, wyciągając ku mnie stówę. Zaniemówiłam, jednocześnie się wściekając.
- Chyba kpisz! Nie znam cię, dlaczego mam ci cokolwiek mówić? Poza tym skąd ja mam to, do cholery, wiedzieć?
- Przecież jesteś jego siostrą, nie?
Opadła mi szczęka. Dosłownie.
- Co?! – krzyknęłam. Zachciało mi się śmiać. – Wcale nie.
- Mieszkasz z nim.
- No tak – potwierdziłam, nadal nie rozumiejąc. – I co w związku z tym?
- Przestań udawać! Każdy już wie! – wkurzyła się Suzanne.
- Ale co? Naprawdę nie mam pojęcia, o czym tym mówisz...
- O tym, że Irwinowie cię adoptowali. Jesteś więc siostrą Ashtona... Ej, czekaj! Delilah! Odpowiedz na pytania!
Po prostu odeszłam. Byłam skołowana jak nigdy. Kto wymyślił taką bzdurę i dlaczego wszyscy ją znali i, co więcej, wierzyli? Ciekawe, czy Ashton też wiedział? Zaśmiałam się histerycznie, przez co trzy osoby rzuciły mi parę nieprzychylnych spojrzeń. Nie przejęłam się, szłam dalej, zastanawiając się nad głupotą uczniów. Czy w tej cholernej szkole był ktoś normalny?
Zerkając na dwie szczupłe dziewczyny stojące przy szafkach i chichoczące w najlepsze, stwierdziłam, że jednak nie. Nastolatkowie zdecydowanie nie należeli do ludzi w pełni rozwiniętych umysłowo...
Strasznie krótkie. :( Liczyłam na randkę Deli i w ogóle, ale chyba muszę poczekać. :P
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się czytało, jak zawsze!
P.
Trochę krótki, ale to cisza przed burzą. Lekki spojler: randka w następnym rozdziale. :P
UsuńHaha, czekam :D
UsuńP
Nie wiem jak skomentować ten rozdział. Ten wypadek jest przerażający. Te dwie chichoczące - chyba jeszcze gorzej. A Ashton dalej jak głupi i tępy osioł...
OdpowiedzUsuńNiestety, Ashtonowi jeszcze trochę zajmie zrozumienie prawdy. Ale bądźmy dobrej myśli! :)
UsuńSuper rozdział 😍
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
Usuń