Rozdział XXXII
Melody spojrzała na mnie z politowaniem, po czym wróciła do klikania w telefonie. Odkąd przyszła, zawzięcie esemesowała. Z początku myślałam o Isaacu, ale na pewno by się nie zarumieniła po pytaniu: „z kim pisze”.
- Chcesz wyglądać na pierwszej randce jak chłopczyca?
Sceptycznie spojrzałam na własne odbicie w lustrze. Czy dżinsy i koszula były złym połączeniem? Za niedługo Artur Witkowsky miał podjechać pod dom, a ja byłam w totalnym proszku. Coraz bardziej się stresowałam. Gdybym tylko posiadała jego numer, zadzwoniłabym i odwołała spotkanie! Po co wdawać się w głupie romanse bez przyszłości?
- Mel, ja naprawdę nie wiem, co robić! – jęknęłam, załamując ręce. Usiadłam na krześle przy biurku. – Nigdzie nie idę! Muszę nauczyć się na jutro... na klasówkę z matmy.
- Jutro sobota.
- Aha. No, to na poniedziałek – poprawiłam się szybko; ale gafa.
- Przestań świrować, okej? – westchnęła szatynka. Podeszła do szafy, chwilę tam postała, po czym rzuciła na łóżko spódniczkę i koszulę z dekoltem. – Przymierz.
Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy tego nie założyłam. Mówiłam Penny, że czułam się w tym prawie nago, ale mnie zbyła. Stwierdziła, że kiedyś na pewno je ubiorę. Czyżby już wtedy wiedziała, że pójdę na randkę?
Ktoś zapukał w drzwi.
- Proszę – oparłam, nadal niechętnie patrząc na wybrany przez Melody komplet.
- I jak wam idzie, dziewczyny? – zapytała Penelope, wchodząc do środka. Zerknęła na spódniczkę i koszulę, po czym uśmiechnęła się szeroko. – Mówiłam, że się przydadzą.
- Czy to naprawdę dobry pomysł, Penny? Ja... no, nie wiem. Może potrzebujesz pomocy? Mogę zająć się Maxem, posprzątać w domu, chcesz przemeblować pokój?
Penelope podeszła bliżej i złapała mnie za ręce. Spojrzała mi prosto w oczy.
- Delilah, spokojnie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka jestem szczęśliwa.
- Co? Czemu?
- Zrobiłam z ciebie nastolatkę, kupując ci ubrania, zaprowadzając do szkoły, i tak dalej, ale wreszcie zaczęłaś zachowywać się jak nastolatka. Tylko nie rozumiem, czemu nie chcesz mi powiedzieć, z kim idziesz.
- Nie chcę zapeszać – skłamałam płynnie, czując wstyd.
Penny i tak w końcu dowiedziałaby się o randce, dlatego wolałam powiadomić ją o tym wcześniej. Poza tym skłaniałam się ku kłamaniu w połowie niż w całości. No, bo przecież o Arturze nie mogłam wspomnieć. Gdyby prawda wyszła na jaw... Zadrżałam. Lepiej jednak nie wywoływać wilka z lasu.
Pół godziny później Melody zwinęła się do domu, życząc mi szczęścia, a ja chodziłam po kuchni wte i wewte. Penny zamknęła się u Maxa w pokoju, chyba budowali zamek z klocków, sądząc po wybuchach radości młodego. Tom siedział w salonie na kanapie, oglądał wiadomości, ale byłam niemal stuprocentowo pewna, że co jakiś czas uważnie mi się przyglądał.
Nagle drzwi wejściowe się otworzyły.
- Cześć! – wydarł się z przedsionka Ashton, zdejmując buty. Ostatnio stał się bardziej rodzinny, co przyprawiło mnie o dumę. Jeszcze tydzień temu nawet słowem by się nie odezwał. Przeszedłby przez dom i zamknął w pokoju, puszczając muzykę na cały regulator.
Stanęłam w miejscu, kiedy Ashton pojawił się w kuchni. Uważnie zlustrował mnie wzrokiem, po czym uniósł brwi.
- Idziesz gdzieś?
- Mam randkę – przypomniałam, wzdychając głęboko.
- Aha, no tak. Z trenerem.
- Cicho! – fuknęłam, podchodząc bliżej chłopaka. Tak na wszelki wypadek, gdybym musiała mu zamknąć buzię. – Jeszcze cię usłyszą!
Ashton wywrócił oczami.
- Może i lepiej? Wtedy byś nie poszła.
- Co? Czemu?
- Nie chcę, żebyś miała więcej problemów – wyjaśnił po chwili zastanowienia, uciekając wzrokiem gdzieś w kąt.
- Co? – zaśmiałam się wrednie. – Od kiedy się mną przejmujesz?
Chyba go zdenerwowałam, bo warknął:
- W takim razie rób, co chcesz, dziewczynko z ulicy. Gówno mnie obchodzisz – dodał wrednie i rzucając ostatnim morderczym spojrzeniem, wyszedł z kuchni. Zostałam sama i poczułam się głupio. Może Ashton naprawdę zaczął się martwić? W sumie ostatnimi dniami rozmawialiśmy w miarę normalnie, bez żadnych sprzeczek. Czy to oznaczało, że zakopaliśmy topór wojenny? Jeżeli tak, to przeraźliwie się teraz wygłupiłam. Nie chciałam się niepotrzebnie z nim kłócić!
Zanim zdążyłam całkiem zagłębić się w myślach, zauważyłam przez okno podjeżdżający samochód. Szybko, byle by nikt nie poznał Artura, sięgnęłam po kurtkę i założyłam buty.
- Baw się dobrze, Deli.
Nieoczekiwanie Tom znalazł się tuż obok, co lekko mnie zlękło.
- Jasne.
- Jeżeli pojawią się jakiekolwiek problemy, dzwoń. Przyjadę i rozprawię się z gagatkiem– obiecał. Wziął wdech, po czym znienacka przytulił mnie do siebie i pocałował w głowę. – Nie podoba mi się, że nie znam tego młodzieńca, ale okej. Uważaj tylko na siebie.
Cofnął się krok i zmierzwił włosy. Znałam go na tyle, by wiedzieć, że to oznaka zdenerwowania. Uśmiechnęłam się więc szeroko w ramach pocieszenia. Kiedy już otwierałam drzwi i wychodziłam, złapał mnie za ramię.
- Wyglądasz naprawdę pięknie.
- Dziękuję.
*
Pojechaliśmy z Arturem do knajpki na obrzeżach Sydney, by nie zostać przyłapanym przez znajomych. Rozmawiało się naprawdę miło, a jedzenie było pyszne. Już dawno się tak nie uśmiałam. Artur opowiadał trochę o sobie, potem ja co nieco wspomniałam, ale nie chciałam psuć atmosfery, więc zazwyczaj zmieniałam temat na bardziej interesujący.
- Jak się bawisz?
- Świetnie – odparłam zgodnie z prawdą, uśmiechając się.
- Czyli mogę liczyć na drugą randkę?
- Naprawdę uważasz, że coś z tego będzie? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, machając wokół nas ręką. – Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
- Nadal masz wątpliwości, Delilah – westchnął. – Czego dokładnie się boisz?
- Szczerze? Wszystkiego. Ty jesteś nauczycielem, a ja twoją uczennicą. Mogą nas wyrzucić ze szkoły, na co nie mogę pozwolić. Poza tym co ludzie powiedzą? Nie chcę też zawieść Irwinów, bo tyle dla mnie zrobili...
Artur przyglądał mi się przez chwilę. Chyba na coś wpadł, bo zaświeciły mu się oczy.
- Zjadłaś już?
- Tak. – Popatrzyłam na deser z ukrywaną chęcią i odłożyłam łyżeczkę. Mogłam jeść szybciej, był naprawdę pyszny.
- Świetnie. W takim razie chodź. Pokażę ci coś.
Zapłacił za kolację, przez co poczułam się głupio. Melody jednak uprzedziła mnie wcześniej, że na randce skarbonką jest facet. Nie do końca było to zgodne z zasadami, które wyznawałam, lecz nie polemizowałam. Artur złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą. Chwilę później jechaliśmy samochodem do centrum miasta.
- Dokąd jedziemy?
- Do mnie – uśmiechnął się. Jego ręka wylądowała na moim kolanie, które ścisnął.
- Co?
- Spokojnie. Chcę ci tylko coś pokazać. Myślę, że wtedy przestaniesz mieć jakiekolwiek wątpliwości w stosunku do nas.
Skoro tak stawiał sprawę? Pokiwałam głową. Ciekawa byłam, co takiego wymyślił. W sumie po głębszym zastanowieniu może naprawdę mogłoby coś z tego być? Kiedy tylko skończyłabym szkołę, nie musielibyśmy się ukrywać. To, że był starszy ponad dziesięć lat, jakoś mnie nie obchodziło.
Zaparkował przed dużym blokiem. Wyszedł pierwszy i niczym dżentelmen otworzył przede mną drzwi. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, złapałam go pod ramię, by mógł poprowadzić mnie prosto do siebie. Gdybym wiedziała, jak to się skończy, uciekłabym stąd jak najszybciej...
Weszłam niepewnie, znajdując się od razu w salonie.
- Rozgość się. Wina?
- Nie, dziękuję – odmówiłam, przypominając sobie ostatnią imprezę u Mike’a. Obiecałam wtedy sobie, że do osiemnastki na pewno nie tknę żadnego alkoholu. – Ale wody chętnie.
Artur zniknął w kuchni, a ja zaczęłam rozglądać się po mieszkanku. Było małe, ale przytulne. W salonie na środku stała długa kanapa, dwa fotele i stolik. Oczywiście, nie mogło zabraknąć wielkiej plazmy pod ścianą, jednak komoda z małą biblioteczką lekko mnie zdziwiła. Witkowsky nauczał wychowani fizycznego, nie spodziewałam się więc klasyki angielskiej literatury w jego zapasach.
Nagle poczułam ramiona obejmujące mnie od tyłu.
- Proszę. – Podał mi wodę, a swój kieliszek odstawił na komodzie.
- Dziękuję.
Wzięłam małego łyczka przez wzgląd na zaschnięte gardło. Nie wiedziałam, jak się zachować, czując gorący oddech na szyi. Wreszcie Artur postanowił przejąć inicjatywę. Wyjął mi z ręki szklankę i ją też odłożył obok. Bez słowa mnie odkręcił, przez co staliśmy teraz twarzą w twarz. No, prawie. Był ode mnie wyższy o jakąś głowę.
- Chciałeś mi coś pokazać? – wyszeptałam.
- Tak. Siebie. Jesteś początkująca w tej dziedzinie, więc nie zdajesz sobie sprawy, Delilah, jak mnie podniecasz.
Przyciągnął mnie bliżej, przez co poczułam zgrubienie w jego spodniach. Na mojej twarzy od razu pojawił się wręcz purpurowy rumieniec. Opuściłam wzrok, patrząc wprost na koszulę Artura. Czy wcześniej też miał odpięte trzy guziczki?
- Arturze, ale ja...
- Niczego nie zrobię bez twojej zgody, tak, jak obiecałem. Mogę jednak spróbować cię przekonać.
Zaczął jeździć rękoma po moim ciele, a potem nachylił się i pocałował mnie w szyję. Bezwiednie odchyliłam głowę, przez co poczułam, jak się uśmiechnął. Skusił się więc do wyznaczania pocałunkami ścieżki od ucha do brody, poprzez policzki i nos, skutecznie pomijając usta. Cholera, dobry był! Nie mogąc się powstrzymać, mocniej ścisnęłam jego koszulę, przyciągając go bliżej. Chyba uznał to za pozwolenie, bo sekundę później wręcz wpił się w moje wargi. Oddałam pocałunek, co sprawiło, że jeszcze bardziej się zatraciłam. Przeraziłam się i podnieciłam jednocześnie.
Zostałam popchnięta na kanapę. Artur zdjął koszulę i usiadł na mnie okrakiem. Wbiłam się w materac, czując napór na kroczę. Musiałam jęknąć, serio. Rękami podjechał wyżej wprost na piersi. Nie wiedziałam, jak się to stało, ale chwilę później zostałam w samym staniku.
- Delilah, jesteś taka młoda – wyszeptał w moją szyję, po czym skierował pocałunki niżej. Nie oszczędzał języka, co mógł poczuć cały mój brzuch. Świadomość zaczęła uciekać, zawładnęły mną emocje. Przymknęłam oczy z podniecenia, czując dłoń Artura pod spódnicą, a później za gumką majtek. Jego palce znalazły się... tam!
Boże!
Nawet nie potrafiłam opisać, co się działo, byłam tak... tak...
Czar prysł w momencie, kiedy przed oczami ujrzałam twarz Ashtona Irwina. Uświadamiając sobie, co się właśnie stało, raptownie znieruchomiałam. Artur również przestał. Wpatrywał się we mnie nieprzeniknionym wzrokiem. Miałam wrażenie, że był zły?
- Kim jest Ash?
- Co? – zająkałam się, szybko siadając.
- Powiedziałaś przed chwilą „Ash”.
- Naprawdę? – Dobrze, że byłam już cała czerwona, dzięki temu mógł nie zauważyć, jak wręcz spaliłam się ze wstydu. – To jest... Muszę lecieć, Arturze. Przepraszam.
Zapięłam zamek spódnicy, a koszulę zarzuciłam byle jak.
- Czekaj, Delilah!
- Przepraszam. Już nigdy więcej się to nie zdarzy! – Byłam przerażona. Dlaczego w takiej chwili pomyślałam o tym dupku?
Wybiegłam z mieszkania, wyciągając telefon i wykręcając numer do pierwszej osoby, która przyszła mi do głowy. Isaac odebrał po czterech sygnałach, kiedy wychodziłam z bloku.
- Halo? Deli?
- Issy, przyjedź po mnie. Proszę – zawyłam płaczliwym głosem, choć wcale nie było mi do płaczu. Czułam się bardziej wkurzona niż smutna.
- Co się stało? Gdzie jesteś?
Na szczęście okazało się, że Holt był w pobliżu i już pięć minut później podjechał samochodem pod blok Artura. Wsiadłam do tyłu, bo z przodu siedział...
- Mickey?
- Cześć, Deli – uśmiechnął się.
- Co tutaj robisz?
- Byliśmy z Holtem na piwie. No, ale nieważne. Co się stało? Wyglądasz, jakbyś... – zamilkł na moment, by przyjrzeć mi się dokładniej. – Jakbyś uprawiała seks. To dzisiaj miałaś randkę z trenerem?
- Że co, kurwa?! – wtrącił się Issy.
Holt bez uprzedzenia skręcił w prawo, zatrzymując się. Zgasił samochód i odwrócił się w moją stronę. Siedziałam pośrodku przyszpilona przez natrętne spojrzenia Mike’a i Issy’ego. Czy mogło być coś gorszego?
- Od kiedy umawiasz się z trenerem? Czemu ja nic o tym nie wiem? A Mel? – Kiedy nie odpowiedziałam, przeklął: - Kurwa, Delilah!
- Już nieważne, kto wiedział, a kto nie, Isaac. Deli, czy Witkowsky zrobił coś...
- Nie – zaprzeczyłam. – Znaczy tak, ale się na to zgodziłam.
- Bzykałaś się z trenerem? Ja pierdole, jednak niezłe z ciebie ziółko, Mosley – zaśmiał się Issy, ale spasował, zobaczywszy mój wyraz twarzy.
- Nie bzykałam się. Znaczy, on tak jakby...
- Zrobił ci minetkę? Palcówkę?
Mike zachichotał, a ja patrzyłam na nich jak na idiotów. Cała czerwona.
- Ekhm...to drugie.
- No i? Było aż tak źle? – Issy nadal się naigrywał.
Wkurzyłam się.
- Wal się, Holt! Już ci nic nigdy nie powiem! – krzyknęłam, skrzyżowałam ręce na piersi i wyjrzałam przez okno. Zaparkowaliśmy pod nieczynnym sklepem mięsnym. Wokół nie kręciła się żadna żywa dusza, co było lekko przerażające.
- No dobra, sorry! Ale wyglądasz, jak taki przestraszony kotek – zaśmiał się. – Mów, co się stało.
Westchnęłam głośno. Musiałam się komuś wyżalić, inaczej bym zwariowała.
- Nikt nie może się dowiedzieć. Nikt. Obiecajcie – zagroziłam, ale widząc, jak kiwają głowami, poddałam się. Zagryzłam wargę. – Kiedy Artur mi robił, no, to drugie... To ja tak jakby powiedziałam coś głupiego?
- Deli, wierz mi, nie da rady powiedzieć nic głupiego w takiej sytuacji – uspokajał Mike.
- Serio?
- Tak, serio. – Wywrócił oczami. – Co powiedziałaś?
- To naprawdę głupie...
- Co?
- Ash...
Jeżeli ktokolwiek chciałby wiedzieć, jak skutecznie zamknąć buzie dwóm mało rozgarniętym chłopakom, to właśnie jeden ze sposobów. Obaj wpatrywali się we mnie tępo w totalnym szoku.
- No dobra, Deli, wygrałaś. To naprawdę było głupie – wyznał wreszcie Mickey. – To...
- Katastrofa! – jęknęłam, chowając głowę w dłoniach. Pragnęłam zapaść się pod ziemię na zawsze. Nie chciałam na nich patrzeć, a już szczególnie nie chciałam widzieć Ashtona. – I co teraz? Czuję się jak kompletna kretynka!
- O Jezu, przesadzasz, Delilah. Nic takiego wielkiego się nie stało. Dochodząc, krzyknęłaś po prostu imię Irwina. Wielka mi rzecz. Mi się to ciągle zdarza.
- Serio? – zapytaliśmy jednocześnie z Michaelem.
- Nie. Po prostu chciałem cię pocieszyć.
- No pięknie, cudownie. Jak ja mu spojrzę w oczy?!
- Arturowi?
- Jakiemu Arturowi? Ashtonowi! – jęknęłam, załamując ręce. – Przecież nie będę mogła na niego więcej patrzeć!
- Bo dojdziesz?
Żart Isaaca całkowicie mnie dobił. Za to Mike zaczął się śmiać niczym opętany. Bez zastanowienia zdzieliłam go po czarnej czuprynie, a potem Clifforda po czerwonej. Na dziś miałam serdecznie dość facetów!
- Dobra, sorry, ale wiem, jak ci pomóc. – Issy uśmiechnął się przebiegle.
- Jak?
- Musisz się napić!
Cóż, no i się wydało :D
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tego :)
Dużo weny, całuję,
P.
To chyba dobrze? Zaskoczenie było mile widziane. :)
UsuńOczywiście, że dobrze :) lubię być zaskakiwana w opowiadaniach :)
OdpowiedzUsuńP.