4 maja 2017

Dziewczynka z ulicy (37)

Rozdział XXXVII

Kolejne dni minęły szybko i raczej spokojnie.
Ashton naprawdę uratował mój tyłek i Artur wreszcie zaczął traktować mnie jak uczennicę. Na wychowaniu fizycznym tylko raz wyglądał, jakby chciał mi dopiec. Na szczęście skutecznie się powstrzymał. Oceny trochę spadły, ponieważ wypisałam się z drużyny biegowej, ale byłam wolna i czułam pełnię szczęścia.
Wraz z Issym szliśmy do stołówki, przekomarzając się. Melody przedłużyły się zajęcia rysunku i obiecała dołączyć do nas później. W głębi duszy wiedziałam jednak, gdzie tak naprawdę podziewała się moja przyjaciółka. Mel do tej pory nie przyznała się Isaacowi, że randkuje z Hemmingsem, więc pewnie znaleźli sobie jakiś zaciszny kącik, by spędzić trochę czasu razem. 
– Ziemia do Mosley!
Issy pomachał mi ręką przed twarzą.
– Sorry, zamyśliłam się. Co mówiłeś? – otrząsnęłam się i dla niepoznaki uśmiechnęłam się szeroko do bruneta.
– Pytałem, czy...
Nie dane mi było dowiedzieć się, o co pytał, ponieważ nagle wyłoniła się przed nami szczupła szatynka. Włosy błyszczące, rozpuszczone do pasa, usta podkreślone czerwoną szminką i dekolt do pępka. Cycata Daria uśmiechała się radośnie, choć w jej oczach dostrzegłam jedynie pogardę.
– Delilah Mosley? Dobrze trafiłam?
– Taaak – odpowiedziałam niepewnie, unosząc brew. Nigdy w życiu nie gadałam z tą dziewczyną. Znałam ją jedynie przez Ashtona, bo się umawiali. – Wiesz, kim jestem?
– Nie bądź niemądra. Oczywiście, że tak. Jesteś siostrą Ashtonka – zachichotała, przyprawiając mnie o mdłości.
 Popatrzyliśmy na siebie z Isaaciem.
– Nie jestem siostrą Irwina, Daria – zaprzeczyłam. Co się działo z tymi dziewczynami? Ostatnio podobną rozmowę przeprowadziłam z Suzanne i najwyraźniej teraz czekała mnie kolejna.
– Daj spokój, głuptastku. Posłuchaj – spoważniała, prostując się. – Ashton rzucił mnie dla tej suki Wilson, co go nie chce.
– Ej! – wtrącił się Issy. – Uważaj na słowa.
Daria w ogóle się nie przejęła i brnęła dalej:
– Bardzo mnie to zasmuciło i wkurzyło. Poza tym wiem, że też za nim nie przepadasz. Pomyślałam, że skoro jesteśmy przyjaciółkami, to może zdradziłabyś mi jakiś jego sekret? Najlepiej bardzo zawstydzający.
– Przyjaciółkami? Sekret? – powtarzałam osłupiała.
– Głucha jesteś czy coś? – warknęła Daria, lecz po chwili uśmiechnęła się słodko i przepraszająco. – Znaczy, oczywiście! To jak?
– Przykro mi, ale nie.
– Och, przestań! Wiem, że rozmawiałaś wcześniej z Su i wszystko jej powiedziałaś! Dlaczego teraz nie możesz powiedzieć i mi?
– Nic nie powiedziałam Suzanne – westchnęłam – bo nic nie wiem. Nie znam żadnych sekretów Ashtona, ale jeżeli ty jakieś znasz, chętnie się dowiem.
Daria skutecznie mnie zdenerwowała, więc bez dalszych słów najzwyczajniej w świecie odeszłam. Issy ruszył za mną i szeroko się uśmiechnął:
– Nieźle zagrane, Mosley, chociaż będziesz miała przerąbane. Nikt nie olewa Cycatej Darii.
– Ja olewam.
– Już się tak nie irytuj. Twojemu Ashtonkowi nic złego się nie stanie.
Zgromiłam chłopaka wzrokiem.
– To nie jest mój Ashtonek – warknęłam. Chyba zabrzmiałam groźnie, bo Isaac spasował, co rzadko mu się zdarzało. Zazwyczaj starał się doprowadzać do wygrania słownych potyczek. Ostatnie zdanie zawsze należało do Holta, nieważne, jakbyś się starał. A teraz? Cóż, nie zamierzałam się kłócić w tej kwestii.
Nieco podbudowana stanęłam w kolejce po jedzenie.

*

Biedny Maxi, pomyślałam smutna. Mały aniołek leżał chory na kanapie i oglądał bajki. Specjalnie nie poszłam dzisiaj do szkoły, żeby z nim zostać. W końcu Penny i Tom z pracy zrezygnować nie mogli. Dałam mu tabletki przeciwgorączkowe i syrop na kaszel, licząc na poprawę. W celu wywołania u Maxa choćby krztyny uśmiechu postanowiłam przygotować jego ulubiony przysmak: naleśniki z syropem czekoladowym.
Byłam w trakcie smażenia, kiedy do domu jak burza wpadła Penny. Najpierw poszła zobaczyć, co z synkiem. Usłyszałam jej głos, a później ciszę spowodowaną wyłączeniem telewizora.
– Zasnął – westchnęła Penelope, siadając przy stole. Wyglądała na wyczerpaną. – Sprawdzałam teraz i chwilowo nie ma gorączki, a jak było rano?
– Trzydzieści osiem i siedem.
– Trochę spadła. W nocy miał ponad trzydzieści dziewięć.
Penny dopiero teraz zdjęła szal i płaszcz, przewieszając je przez ramę krzesła. Z torby wyjęła laptop, po czym go włączyła.
– Naleśnika?
– Nie, dziękuję. Usiądź, Deli – poprosiła – musimy porozmawiać.
Bez wahania wykonałam polecenie, uprzednio wyłączając palnik i odstawiając patelnie. Penny nie brzmiała zbyt radośnie, co lekko stresowało.
– O czym?
– Przejdę od razu do sedna. Twoja sprawa została odwołana, ponieważ wraz z Marcusem Lithem doszliśmy dzisiaj do porozumienia. Mówię o właścicielu tego sklepu. Oddałam mu pieniądze za wszystkie straty, które poniósł, i wysłałam oficjalne przeproszenie. Dobrze by to wyglądało, jakbyś udała się do niego niebawem i również go przeprosiła. Jeżeli chodzi o sprzedawców z bazarów, sytuacja identyczna.
Wypuściłam wstrzymywane powietrze, czując nieopisaną ulgę. Nie pójdę do więzienia! Uśmiechnęłam się szeroko i nie mogąc się powtrzymać, mocno uścisnęłam Penny. Zrobiła dla mnie więcej niż... cóż, niż ktokolwiek. Ona, jako jedyna, zaoferowała bezinteresowną pomoc dla brudnej złodziejki śpiącej na ulicy.
– Dziękuję ci, Penny. Naprawdę bardzo ci dziękuję!
– Daj spokój. – Machnęła ręką. – To drobnostka.
– Oczywiście, oddam ci pieniądze. Za parę dni powinnam dostać pierwszą wypłatę, więc...
– Nie ma mowy, Deli – zaprzeczyła prędko Penelope. – Nawet o tym nie myśl. Pierwszą wypłatę powinnaś wydać całkowicie na siebie. O czym zawsze marzyłaś, co chciałaś mieć?
– Rodzinę – zwierzyłam się, przygryzając wargę.
– Och, no tak. Przepraszam.
– Nie ma za co. – Uśmiechnęłam się. – Dlatego pozwól mi się odwdzięczyć chociaż w ten sposób. Oddam ci pieniądze. Proszę.
Penelope wreszcie spasowała i kiwnęła wolno głową.
– Chciałabym z tobą jeszcze o czymś porozmawiać. Uprzedzam, nie będzie to łatwa rozmowa. – Milczałam, więc brnęła dalej: – Kiedy próbowałam załagodzić sytuację kradzieży, szperałam trochę w twoich dokumentach i natknęłam się na bardzo interesujące pismo. Czy pamiętasz, jak mając szesnaście lat, zgłosiłaś się na policję?
Zmarszczyłam czoło zagubiona. Wpatrywałam się w Penny nadal w ciszy i z totalnym skupieniem.
– Złożyłaś parę nieskładnych oświadczeń, po czym uciekłaś. Więcej na komendzie się nie pojawiłaś.
– Ja... pamiętam.
Nie sądziłam, że komukolwiek uda wygrzebać się tę historię. Miałam wrażenie, że wraz z moim zniknięciem, dziwnym trafem znikną także pewne zeznania. Przygryzłam wargę.
– Jak się poznałyśmy, zapytałam cię, dlaczego uciekłaś z domu dziecka. Teraz chciałabym poznać prawdę.
– Penny, tu nie ma co opowiadać. Co się stało, to się nie odstanie.
– Mimo wszystko pozwól mi o tym zadecydować. Chciałabym wiedzieć – oznajmiła pewnym tonem, więc byłam już na przegranej pozycji. Penny nie zrezygnuje, dopóki nie będzie usatysfakcjonowana, czyli dopóki się nie przyznam.
Przeczesałam dłonią włosy.
– Do przytułku trafiłam w wieku siedmiu lat – zaczęłam snuć historię, oczami widząc zapłakaną dziewczynkę kulącą się w kącie i obserwującą zgraję dzieci biegających po schodach z góry na dół. – Ogólnie wypadek, w którym zginęli rodzice, zdarzył się, gdy miałam lat pięć, ale około roku byłam w śpiączce. Z początku pamiętam, że się bałam. Nie wiedziałam, kim byłam, nawet nie znałam swojego imienia, więc... Cóż, śmiali się ze mnie. Później się polepszyło – wtrąciłam, bo oczy Penny zaszkliły się niebezpiecznie. – Znalazłam nawet paru przyjaciół. – Uśmiechnęłam się na wspomnienie trzech niesfornych ośmiolatek, które radośnie grały w klasy na dworze. – No i wtedy umarła dyrektorka, a jej miejsce zajął szanowany i znany polityk. Podobno chciał zacząć akcję pomagania dzieciom z domów dziecka, dlatego zgłosił się do pełnienia tej funkcji. Zmienił się też personel. Nowe opiekunki miały nas gdzieś, a jak coś się przeskrobało, na noc trafiało się do specjalnego pomieszczenia w piwnicy. Jakoś wtedy uciekłam, ale straż miejska mnie znalazła i z powrotem odwiozła. Wtedy po raz pierwszy ukarano mnie za niesforność.
– Jak?
– Pobili mnie – skrzywiłam się. – Dyrektor stwierdził, że mogło być gorzej, że następnym razem przemyślę wszystko dokładnie, nim postanowię znowu uciec.
– Ile miałaś wtedy lat?
– Około dwunastu. Może trzynaście? – zastanowiłam się na głos, po czym wzruszyłam ramionami. – Dalej mam opowiadać? Mówiłam, że to nieciekawa historia.
– Nawet nie waż się przerwać – zezłościła się Penny, ale złapała za moją rękę, najprawdopodobniej chcąc dodać mi otuchy.
– Jak wolisz. No cóż... Nie byłam posłusznym dzieckiem. Kiedy widziałam, że bili koleżankę lub kolegę, protestowałam. W wyniku czego w izolatce spałam niemal zawsze i czasami nie jadłam przez tydzień. Dzień jak co dzień – próbowałam zażartować, ale chyba marnie wyszło. – Wiele razy próbowałam uciec, ale zawsze wracałam. Pamiętam, że dobiegałam do płotu, a potem przypominałam sobie, jak bardzo dostałam za pierwszym razem. Po jakimś czasie stało to się moim rytuałem.
– Ale w końcu naprawdę uciekłaś.
– Tak, to prawda. – Kiwnęłam. – Uciekłam.
– Dlaczego?
Odetchnęłam głęboko. Teraz czekała najgorsza i najbardziej zawstydzająca część.
– Zaraz po skończeniu szesnastki, dyrektor zaprosił mnie do swojego biura. Podobno sprawowałam się coraz lepiej i chciał mnie wynagrodzić. Gdybym wtedy wiedziała, o co mu chodziło, w życiu bym tam nie poszła. No ale cóż, byłam naiwna. Chociaż kiedy zamknął drzwi na klucz, coś mogło mi zaświtać.
– Zgwałcił cię? – spytała prosto z mostu Penny.
– Nie, ale chciał. Nie zdążył – dodałam, po czym zaraz pośpieszyłam z wyjaśnieniami: – Zanim do końca zdjął ze mnie spodnie, udało mi się wyrwać i kopnęłam go w... klejnoty. Szybko otworzyłam drzwi, pobiegłam do pokoju, spakowałam się i tym razem przeskoczyłam przez płot. Wyjechałam z miasta, by znów nie zostać złapaną przez straż miejską. No wiesz, by nigdy już tam nie wrócić. Chyba wolałabym umrzeć, niż postawić jeszcze raz nogę w tym przytułku.
– Czy...  – Penny odchrząknęła, bo głos jej zadrżał. – Wiesz, czy ktoś jeszcze został potraktowany jak ty? Albo nawet gorzej?
– Nie. Chociaż – zastanowiłam się – parę razy widziałam, jak niektóre dziewczyny wracały od dyrektora. Były inne, wyobcowane, samotne. Nie jadły. Raz czy dwa któraś próbowała popełnić samobójstwo... Boże! Penny, on musiał je gwałcić!
– Też tak pomyślałam.
– Robił to regularnie – wydedukowałam. – Boże, on co tydzień sprowadzał jakiś dziwnych typów do przytułku. Myślę, że oni...
Schowałam twarz w dłoniach. Byłam przerażona i jednocześnie nie wierzyłam we własne szczęście. Cudem uszłam z życiem. Gdybym została zgwałcona, na pewno bym się zabiła. Moje życie w tamtym czasie i tak było już okropne. Kolejne cierpienie pogorszyłoby jedynie sprawę.
– Spokojnie, Deli, tutaj nic ci nie grozi.
– Wiem – zgodziłam się. – Po prostu przeraziło mnie to odkrycie.
– Nie możemy tego zostawić. Ta sprawa musi trafić do sądu.
– Co? Jak to?
– Niechętnie rozdrapię twoje stare rany, ale nie mam innego wyjścia – przekonywała Penelope, wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie. – Będę jednak potrzebowała pomocy, Delilah.
– Naprawdę chcesz to roztrząsać?
– Pomyśl o tych biednych dzieciach i zastanów się jeszcze raz. Pamiętaj, że w tym przytułku nadal ktoś mieszka, Delilah.
Penny trafiła w sedno.
– Prawda. Co muszę zrobić?
– Masz może kontakt z którąś z koleżanek albo przynajmniej wiesz, gdzie je znaleźć? Potrzebujemy każdego, choćby najmniejszego, dowodu na wyrządzone wam krzywdy. Zeznania są najlepszą bronią. Im więcej, tym łatwiej będzie wsadzić tego piekielnika za kratki.
– Raczej starałam się zamknąć tamten rozdział. Odcięłam się od wszystkich, chociaż... – zamyśliłam się. – Pół roku temu spotkałam na ulicy dawną koleżankę, Jasmine. Też się błąkała. Znajdę ją.
– Świetnie. Powiedz tylko słowo, a pojadę tam z tobą.
– Okej – potaknęłam. – Dziękuję, że to robisz, Penny. Znów ratujesz kolejne osoby. Jesteś złotą kobietą.
Wzruszyłam się. Przytuliłam mocno Penelope, ucałowałam w policzek, by wreszcie bez słowa pójść do pokoju. Musiałam wszystko przemyśleć, poukładać w głowie, a zwłaszcza znaleźć odwagę na powrót na dworzec i na rozmowę z Jasmine. 

8 komentarzy:

  1. Złota Penny... robi wrażenie :) choć to ciężka rola, ktorej się podjęła... :(
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, takiej osoby szukać ze świecą. Poza tym Penny jest jedną z najodważniejszych osób w opowiadaniu - tak mi się przynajmniej wydaje. :) Wydaje mi się więc, że podoła!

      Usuń
  2. Płakałam jak to czytałam ;( Penny naprawdę jest złotą kobietą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ktoś płacze nad opowiadaniem, czuję się dwojako. Raz, że fajnie, bo przekazane zostały emocje, itp., a dwa trochę mi przykro, że doprowadziłam kogoś do łez...

      Usuń
  3. Oh Penny, co by było gdyby Ciebie nie było. Miałam łzy w oczach. Piękny rozdział.
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, dziękuję. :* Tak sobie właśnie uświadomiłam, że gdyby nie było Penny, nie byłoby tego opowiadania. :O

      Usuń
    2. A niby główna bohaterka to Deli :P

      Usuń
    3. Deli? Nieee, na pewno nie. :P To tylko taka poboczna postać. Nic nieznacząca. XD

      Usuń