30 stycznia 2018

Fortuna kołem się toczy (49)

Ledwo zdążyłam z tą publikacją, ale jest! Na swoje wytłumaczenie mam to, że się źle czułam przez cały dzień i dopiero teraz jako-tako mi przeszło. :) Rozdział należy do lżejszych, w którym co nieco o nastoletnich zazdrościach. Liczę, że się spodoba. Obiecuję też, że w kolejnym będzie dziać się o wiele więcej i będą one już wprowadzać do części drugiej. 
Jak mija wam weekend? :)
Do następnego!



49. Głupota nie zawsze czyni złym, złość zawsze czyni głupim
~ Francoise Sagan


Lily po raz kolejny westchnęła zrezygnowana.
W pokoju wspólnym panowało istne szaleństwo. Uczniowie śpiewali, tańczyli, krzyczeli i ogólnie ekscytowali się wygranym meczem ze Ślizgonami, co zapewniło im pierwsze miejsce w rankingu. Gryfoni zdobyli Puchar Quidditcha, z czego również była dumna, lecz bez przesady. Widząc, jak drużyna została podrzucana i ściskana, pomyślała, że to zdecydowanie za dużo.
Niedługo zbliżały się egzaminy i to na nich uczniowie powinni skupić uwagę. A nie na jakichś bzdurnych meczach.
– Jakby Jim pytał – zwróciła się do Łapy – będę na błoniach.
– Co? Czemu? Zostań z nami i świętuj!
– Muszę się pouczyć.
Syriusz wybałuszył oczy.
– Daj spokój, Lilka! Choć raz zrób coś normalnego. Poza tym nauka nie nieśmiałek, nie schowa się.
– Po prostu przekaż to Jimowi.
– Okej, okej. Jakbyś zmieniła zdanie, wiesz, gdzie jesteśmy. McKinnon! – wydarł się, by bez dalszych słów wyminąć Evans i podbiec do Marleny. Musiał przecież omówić ostatnie minuty, które przesądziły o wygranej.
James stał niemal na środku pokoju, a wokół niego utworzyło się kółeczko. Gratulowali mu, piszczeli i rozmawiali, dlatego Lily nie chciała przeszkadzać. Chyłkiem przeszła do dormitorium po książki oraz notatki, a później bezpośrednio skierowała się na błonia.
Jak na połowę marca, na zewnątrz robiło się już całkiem ciepło, więc grzechem byłoby nieskorzystanie z pięknej pogody. Uśmiechnęła się na widok słońca wyłaniającego się zza chmur. Idealna pora na naukę run i symboli numerycznych. Pod wielkim dębem przy jeziorze wyczarowała koc, na którym wygodnie się rozsiadła.
Pół godziny później, albo nawet jeszcze dłużej, ktoś zaszedł Lily od tyłu i chrząknął głośno. Przekręciła głowę, ale widząc Patricka, jej brwi powędrowały pod linię włosów. Spodziewała się raczej Jamesa.
– Cześć. Przeszkadzam?
– Cześć. Jasne, że nie. Siadaj – zaproponowała, robiąc miejsce obok.
Chłopak bez wahania klapnął na koc, a później uśmiechnął się szeroko.
– Dawno nie rozmawialiśmy, co?
– Faktycznie. Trochę czasu minęło.
– Próbowałem parę razy zagadać – wyznał niespodziewanie – ale najpierw tchórzyłem, a później podchodził do ciebie Potter, więc wolałem nie ryzykować. W ogóle kto by się spodziewał, że naprawdę się z nim zwiążesz? Rzucił na ciebie zaklęcie? Dał ci podejrzany eliksir do wypicia?
Lily zachichotała pod nosem.
– Nic mi o tym niewiadomo. Gdyby ktokolwiek powiedział mi jeszcze rok temu, że będę się spotykać z Jamesem, chyba dostałby Jęzlepem za rozpowiadanie takich bredni.
– Mhm. A potem Aviforsem za denerwowanie Lily Evans.
– Ej, nie jestem aż tak wredna! – parsknęła i lekko szturchnęła Patricka w ramię. – No, może Tarantallegrą, ale nic więcej!
Roześmiali się wspólnie. Lily nawet przeszło przez myśl, że czuła się jak wtedy, gdy dopiero zaczęli się spotykać. Też było tak śmiesznie i bezproblemowo. Poza tym Patrick należał do wąskiej grupy osób potrafiących ją rozbawić.
– Wiesz, nie spodziewałem się, że porozmawiamy tak swobodnie.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Bo zazwyczaj pary, które zrywają, chcą o sobie zapomnieć.
– Och, no tak. Ale my jesteśmy inni. Rozstaliśmy się w przyjaźni. – Patrick odwrócił na moment wzrok, co wyglądało zastanawiająco, dlatego dodała: – Prawda?
– Szczerze mówiąc, na początku byłem ostro wkurzony. A nawet trochę załamany. Naprawdę mi na tobie zależało, Liluś.
Evans zarumieniła się. Próbowała zasłonić twarz włosami, ale wyszło mało skutecznie przez silny powiew wiatru. Odchrząknęła, nie wiedząc, co powiedzieć. Szczególnie że ona po zerwaniu z Patrickiem czuła, jakby wreszcie mogła złapać głęboki oddech.
– Przepraszam?
– Nie mówiłem tego, żeby było ci przykro. Po prostu stwierdziłem fakt – parsknął, znów się uśmiechając i jednocześnie rozluźniając atmosferę. – W każdym razie Sara pomogła mi się pozbierać do kupy.
– Sara? Czyli...
– Zanim zaczniesz wymyślać, nie, nie jesteśmy razem.
– Naprawdę szkoda – wyznała szczerze. – Pasowalibyście do siebie.
– Już to mówiłaś.
– Tak?
Patrick potaknął.
– Tak. Zaraz po tym, jak postanowiłaś zostawić takiego przystojniaka – uśmiechnął się, a Lily nie potrafiła nie odwzajemnić gestu. – Dałaś mi wtedy sporo do myślenia, wiesz?
– To znaczy?
– Dopiero wtedy zacząłem patrzeć na Sarę inaczej niż przez pryzmat przyjaciółki. Świadomość, że faktycznie się we mnie zadurzyła, podbudowała mi ego.
– Twoje ego czasami i tak było zbyt wysokie – wytknęła dla żartu.
Następne minuty trwali w ciszy, każde zajęte własnymi myślami. Lily zastanawiała się, jak i kiedy Patrick przestał dla niej znaczyć więcej niż przyjaciel, kiedy zauroczenie minęło. Najprawdopodobniej po akcji z utratą pamięci. Patrick za to zaczął przeglądać notatki dziewczyny, które wzbudzały jedynie prychnięcia.
– Uczysz się run i numerologii, naprawdę? – Uniósł brwi.
– Oczywiście. Zdaję je na owutemach.
– Takie gówno? Liluś, błagam – roześmiał się, machając jej przed nosem zeszytem – to się w ogóle nie przydaje w żadnej robocie!
– Przydaje, jak chcesz zostać łamaczem zaklęć.
– A chcesz?
Nie odpowiedziała, przygryzając wargę.
– No, właśnie. Co jeszcze zdajesz?
– Khm – odchrząknęła. – Tak jakby wszystko.
– Wszystko?! – Patrick wybałuszył oczy w totalnym zdziwieniu. – Nie masz na co życia tracić?
– Najwidoczniej nie mam.
Lily wzruszyła ramionami.
– A ty? – spytała zainteresowana.
– Eliksiry, obrona, zaklęcia, transmutacja i opieka.
– Chcesz zostać Aurorem?
– Tak. Chociaż nie wiem, jak uda mi się wyciągnąć ze wszystkiego PO. Muszę powoli zacząć się uczyć... Ale na samą myśl o transmutacji dostaję dreszczy. Nienawidzę tego przedmiotu, a McGonagall jeszcze mnie dobija.
– Mogę ci pomóc, jeśli chcesz – zaproponowała. – Przerabiam materiał z piątego roku, więc albo zaczniesz od tego momentu, albo będziesz musiał mnie dogonić.
– Naprawdę? Pomożesz mi?
– Jasne, czemu nie?
Patrick uśmiechnął się szeroko i w przypływie szczęścia mocno przytulił Lily. Najpierw się zarumieniła, ale później też go objęła. Choć bardziej niezgrabnie.
Niefart chciał, żeby całą tę sytuację widział James Potter, który postanowił poświętować wygraną ze swoją dziewczyną. Wreszcie udało mu się uciec od tłumu gratulujących Gryfonów. Ledwo dotarł na błonia, ba, ledwo odstąpił Lily na krok, a tutaj Smith już wykorzystał moment. W zasadzie James nie byłby aż tak zirytowany, gdyby się nie przytulali. A robili to! I to bardzo długo!
Odwrócił się na pięcie i pomaszerował z powrotem do wieży. Tym razem jednak bez radości, która wyparowała, jak za dotknięciem różdżki. Nie mógł uwierzyć, że Lily przytulała się do Smitha! A może gdy wrócił do zamku, oni zaczęli się całować? A co, jeśli mają romans? A jak Liluś postanowi zerwać z Jamesem i znów związać się z tym parszywym dupkiem?
Nie.
Popadanie w paranoje zawsze przynosiło marne skutki.
Jak burza wparował do pokoju wspólnego, czym zaskoczył niejednego kolegę. Niemal wszyscy rozstąpili się, robiąc mu przejście. Zaledwie Syriusz znalazł w sobie tyle odwagi, by podejść do przyjaciela.
– Ej, Rogaty, co jest? – spytał, dobiegając do Pottera tuż przy schodach. – Wyglądasz na wkurzonego.
– Nic. Przesuń się. Chcę przejść.
– Ale o co chodzi? Stary, wygraliśmy mecz, powinieneś się cieszyć jak głupi!
James popatrzył na Łapę z gniewnie zmrużonymi oczami.
– Zejdź mi z drogi, Syriuszu.
– Ale... No, dobra – westchnął, gdy Rogacz niemal warknął. – A wy na co się gapicie? Nie ma tu niczego ciekawego do oglądania!
Potter dalej nie słuchał. Wbiegł do dormitorium, trzasnął drzwiami i dosłownie rzucił się na łóżko. Wiedział, że zachowywał się gorzej niż gówniarz, ale jeżeli w grę wchodziła Lily, zawsze wariował. Ledwo udało mu się wreszcie przekonać do siebie dziewczynę, a tu już zostawało mu to zabierane? Przeklęty Smith! Nie mógł wybrać sobie innego obiektu westchnień?
Ktoś kaszlnął, co uświadomiło Jamesa, że nie był sam. Podniósł się na łokciach, wędrując wzrokiem wprost na Remusa. Siedział przy biurku i wczytywał się w list. Był tak pochłonięty, że nawet nie zauważył głośnego wtargnięcia przyjaciela.
James podszedł do Remusa, a potem zajrzał mu przez ramię. Zdążył przeczytać jedynie wstęp, że jakieś Laboratorium Badań Nad Beznadziejnymi Przypadkami z chęcią zaakceptuje kandydaturę Lupina.
– James! – krzyknął Remus, natychmiast chowając prywatną korespondencję.
– Cześć.
Lekko zawstydzony przyłapaniem Potter przejechał dłonią po włosach.
– Co tu robisz? Nie powinieneś świętować wygranej?
– Świętowałem, ale – odchrząknął – zobaczyłem coś, co popsuło mi humor. A ty? Czemu tu siedzisz? Co to w ogóle za list? I o jaką kandydaturę chodzi?
– Wiesz, że prywatne listy są z natury prywatne? Nie powinieneś tego czytać.
– Wiem. Sorry, stary.
Remus zmarszczył czoło, zamyślił się, aż wreszcie westchnął. Odwiedzenie od czegoś Jamesa, kiedy ten zdążył się zaangażować, graniczyło z cudem. Lepiej więc wspomnieć co nieco, żeby później dostać upragniony spokój.
– Dobra, niech będzie. Dostałem się na staż. – Musiał skłamać, choć przyszło mu to niewyobrażalnie ciężko. – Do laboratorium w Niemczech.
– Super, gratuluję!
– Taa, dziękuję.
– Co będziesz tam robił? – zainteresował się Potter.
– Będę w komisji badającej lek na wilkołactwo.
Jamesowi rozszerzyły się źrenice.
– Myślisz, że... Myślisz, że ten lek naprawdę zadziała?
– Mam nadzieję – wyznał szczerze.
Nie mógł przecież powiedzieć przyjacielowi, że jedzie tam wyłącznie jako królik doświadczalny. James, jak i reszta na pewno by się nie zgodzili. Bał się, że po wielu rozmowach udałoby się im postawić na swoim, przekonując go do swoich racji. Aż w końcu Remus by się poddał i nie wyjechał.
– Ale jakim cudem cię tam przyjęli bez zdanych egzaminów? – dociekał.
– Wysłałem im list, w którym opisałem całe swoje życie. Poza tym podzieliłem się też paroma ciekawymi uwagami dotyczącymi mordownika dzióbatego i powojnika pnącego.
– Okeeej. Powiedzmy, że wiem, o czym mówisz.
Remus uśmiechnął się lekko.
– A kiedy wyjeżdżasz? Trochę szkoda, że nie będzie cię przy nas.
– Trochę tak. Gdzieś na początku lipca.
– Tak szybko? – zdziwił się James. – Kurde, stary... Myślałem, że wakacje spędzimy wszyscy razem. No, wiesz, jako ukoronowanie zdania egzaminów. Lub niezdania.
– Przykro mi.
– Mówi się trudno. Najważniejsze, że znalazłeś robotę i to taką, w której na bank będziesz dobry. Zazdroszczę ci, że wiesz, co chcesz robić w życiu.
Więcej słów nie było potrzebnych, każdy zajął się własnymi myślami. Remus zaczął odpisywać na list do laboratorium w celu ustalenia szczegółów współpracy, za to James znów rozłożył się wygodnie na łóżku. Ta krótka rozmowa z przyjacielem pozwoliła mu chwilowo zapomnieć o problemach z Lily. Teraz jednak głupie dywagacje powróciły, co jeszcze mocniej Jamesa zdenerwowało. Wyciągnął z szuflady złotego znicza, którego wypuszczał i w ostatnim momencie łapał. Zabawa ta zawsze pozwalała mu się lepiej skupić.
Takiego zamyślonego zastała go Lily, która z szerokim uśmiechem weszła do dormitorium.
– Wiedziałam, że cię tu znajdę. Syriusz mówił, że coś się podobno stało. – Lily podeszła bliżej, aż wreszcie usiadła obok. Zlustrowała chłopaka spojrzeniem. – Jim? Wszystko okej?
– Bardziej niż okej.
Evans zmarszczyła czoło, na dźwięk głosu Pottera. Był przepełniony wściekłością. Chwyciła Jamesa za dłoń, którą ten szybko wyrwał. Odwrócił głowę i nadal bawił się zniczem.
– Zachowujesz się jak dziecko, wiesz?
– Może i tak, ale przynajmniej nikogo nie zdradzam.
– Co? – zdziwiła się.
– Słyszałaś.
Zanim Lily zdążyła odpowiedzieć, Remus zerwał się z krzesła i ruszył w stronę wyjścia.
– Nie będę wam przeszkadzał – dodał, gdy zamykał za sobą drzwi.
– Dobra, James, o co ci chodzi?
– Widziałem was.
– Kogo? – Otworzyła szerzej oczy.
– Ciebie i Smitha.
– Mnie i... – zamilkła, po czym patrząc na zaczerwienioną ze zdenerwowania twarz Jamesa, roześmiała się szczerze. Potter usiadł oburzony, ale Lily najzwyczajniej w świecie pogłaskała go po policzku. – Zazdrość aż z ciebie wypływa, skarbie.
James zacisnął usta w wąską linię, nawet nie zauważając, jak znicz pofrunął do sufitu. Skrzyżował ręce na piersi. Naprawdę wyglądał jak obrażone dziecko. Lily pokręciła głową, westchnęła, a potem przysunęła się bliżej chłopaka. Wpatrywała się prosto w jego orzechowe, błyszczące oczy.
– Wiesz, nawet mi to schlebia, ale... Patricka i mnie już nic nie łączy, Jim. Poza tym związałam się z tobą i to na tobie mi zależy.
– Przytulaliście się.
Evans wywróciła oczami.
– Właśnie. Tylko się przytulaliśmy. Wreszcie udało nam się szczerze porozmawiać od czasu zerwania.
– Lepiej jakbyście się nie przytulali.
– Oczywiście, Jim – zbyła chłopaka i nim zdążył zaprzeczyć, zamknęła mu usta pocałunkiem. Całowała delikatnie, przelewając każde, nawet to najmniejsze, uczucie. Jak się spodziewała, James nie opierał się długo, a parę sekund później objął ją w pasie i mocniej przyciągnął. Lily usiadła okrakiem na chłopaku, głaszcząc po włosach i policzkach.
– Przestałeś już robić z siebie kretyna? – wyszeptała między pocałunkami.
– Mhm – mruknął – nie jestem kretynem.
– Oczywiście. Zależy mi na tobie, nie na Patricku, okej? – Oderwała się od ust Pottera. Wyprostowała się, dzięki czemu patrzyła na niego z góry. – Nie bądź już zazdrosny. A kiedy znów zobaczysz jakąś dziwną sytuację, to zamiast zamykać się w pokoju i obrażać na cały świat, po prostu porozmawiajmy.
James przygryzł wargę.
– Naprawdę zachowałem się jak gówniarz – westchnął. – Przepraszam. Ale jeżeli chodzi o ciebie, nie panuję nad emocjami. Za bardzo cię kocham, Liluś, by móc cię stracić.
Lily uśmiechnęła się promiennie, słysząc wyznanie Jamesa. Znów się nad nim pochyliła, ale teraz ich pocałunki stały się bardziej zachłanne.
Tylko raz i tylko parę sekund zastanawiała się nad odwzajemnieniem uczuć chłopaka. Na pewno była zakochana, ale czy czuła coś poważniejszego? Czy to miłość, czy zwyczajne zauroczenie mogące po jakimś czasie kompletnie wyparować?

6 komentarzy:

  1. Jest nareszcie Fortuna!!! Tęskniłam za tym opowiadaniem. Bardzo ciekawy rozwój historii, ale boję się o Remusa. Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie.
    Życzę weny
    Dorka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział obiecuję dodać szybciej. :)

      Usuń
  2. Cześć ;), melduje się :)
    Widzę, że miałyśmy wczoraj podobny dzień, już nie wspominając, że też nie mogę się z wszystkim wyrobić :(, no ale weekend coraz bliżej! :). A ten niestety minął bezpowrotnie, ale co zrobić :D.
    Jest i moja Fortuna, oczywiście że inne też lubię, ale do tego tutaj mam szczególny sentyment ;). Nastoletnia zazdrość bywa urocza, a już w szczególności kiedy mówimy o zazdrosnym Jamesie :D. W sumie to dobrze, że Lily porozmawiała z Patrickiem, pochwalam :). O matko, James jest świetny zawsze ci to powtarzam i nadal będę :D. Lily zresztą też niczego nie brakuje :P dobrze, że potrafi zapanować nad tym swoim kretynem :D. Co z Remusem wymyśliłaś ?! :P
    Także czekam na następne :). Zdrowiej szybko ! No i odpoczywaj ;). Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! :)

      Weekendy są wybawieniem dla ludzkości, powinni ich wprowadzić więcej, a nie raptem dwa, nędzne dni. ;)
      Musiałam dodać co nieco o Lilce i Jamesie, bądź co bądź to opowiadanie w głównej mierze dotyczy właśnie ich. Są uroczy. :P Dla Remusa wymyślałam coś bardzo, bardzo złego i odnoszę wrażenie, że mnie za to znienawidzisz... :(

      Buziaki!

      Usuń
    2. Jak już nadejdą czasy mojej władzy, to obiecuję że wprowadzę dodatkowe 2 dni :D. No ładnie... :P, jasne że najchętniej to widziałoby się zakończenie wszystkich historii w pozytywnym świetle, ale trudno, jakoś to przeżyję :D
      Monika

      Usuń
    3. Okej, będę na Ciebie głosować. To mogę obiecać! :)
      Bardzo się więc cieszę. Poza tym kto powiedział, że zakończenie nie będzie w "pozytywnym świetle"? :P

      Usuń