12 lutego 2018

Fortuna kołem się toczy (51)

Dzisiaj rozdział później niż zwykle, mam jednak nadzieję, że nie macie mi tego za złe. :) Pojawia się Anne, Regulus (ostatnio norma), paru Śmierciożerców, ktoś, Charles i kot. Zaciekawionych zapraszam do czytania i komentowania (byłoby miło :D)
Z treści informacyjnych to raczej tyle. 
W zasadzie nie wiem, co tu jeszcze nabazgrać - może macie jakieś pytania?
Do następnego!


51. Czuj się dzielny, działaj tak, jakbyś był dzielny
~ William James

Anne go pocałowała.
Nie. Skup się, natychmiast.
Regulus nie znał dokładnego miejsca spotkania Śmierciożerców, ale jak zawsze – Mroczny Znak prowadził. Kiedy dotknął stopami gruntu, bez namysłu wyczarował czarną pelerynę wraz ze złotą maską. Ponad rok temu dostali od Czarnego Pana rozkaz, żeby nikt nie śmiał zdradzać swojej prawdziwej twarzy. Oczywiście, niektórych Śmierciożerców Regulus znał, ale od tamtego czasu pojawiło się sporo nowych, o których nie miał bladego pojęcia. Obstawiał czarodziei wysoko postawionych w Ministerstwie Magii, którzy w ten sposób mogli nadal rządzić w ukryciu.
Dała mu buzi w policzek.
Zamknij się.
Rozejrzał się wokół, ku zdziwieniu rozpoznając okolicę. Kiedyś często chodził wzdłuż Śmiertelnego Nokturnu z ojcem lub matką, dlatego znał niemal każdy zaułek tej przeklętej ulicy.
Nogi bezwiednie poprowadziły Regulusa do sklepu Borgina i Burkesa. Nie było tajemnicą, że właściciele należeli do grona wyznawców ideologii Czarnego Pana. Potwierdzenie miejsca spotkania Śmierciożerców nadeszło szybko, ponieważ Regulus zauważył parę postaci w ciemnych pelerynach, znikających w środku. Sam udał się ich śladem.
Jej usta były takie delikatne.
Przestań!
Pięć minut później stał w kącie sklepu przy wysokiej szafie, wsłuchując się w wytyczne jednego ze Śmierciożerców. Po zdobionej rubinami masce poznał, że był to jego krewny. Próbował skojarzyć głos, ale najwyraźniej zostało użyte zaklęcie zmieniające ton.
– Jakim prawem akurat ty nam rozkazujesz?! – krzyknął ktoś z przodu.
Regulus powiódł zmęczonym spojrzeniem w tamtym kierunku. Zdążył jedynie pomyśleć: kretyn, a ów kretyn padł jak długi na posadzkę i pod wpływem Cruciatusa wył z bólu. Przez zgromadzenie przeszedł szept, a gdzieniegdzie dało się też usłyszeć śmiechy.
– Ktoś jeszcze ma pytania? – spytał z warknięciem Śmierciożerca stojący w środku tuż po zakończeniu zaklęcia.
Odpowiedziała mu cisza przerywana jedynie głośnymi oddechami kretyna.
– Dobrze. Tak, jak mówiłem, musimy całkiem zniszczyć Pokątną. Każdy sklep, każdego pracownika. Poza Olivanderem nie bierzemy żadnych jeńców. Zrozumiano? Palimy wszystko, co się da. I wszystkich.
Osoba stojąca obok Regulusa zachichotała niczym opętana. Od razu wiedział, kim była. Jego kuzynka, Bella, często sprawiała wrażenie chorej psychicznie, o czym Regulus nawet kiedyś wspomniał ojcu. W życiu nie widział Oriona tak zdenerwowanego jak wtedy. Po tym, jak już dostał klątwą za głupie gadanie i obrazę rodziny, ojciec zaczął wychwalać Bellatrix jak boginię. To z niej Regulus powinien brać przykład, to ona powinna być wzorem.
Bezwzględna Bella.
Otrząsnął się ze wspomnień, wracając do rzeczywistości.
– Akcja rozpocznie się równo za godzinę. Każdy ma być przygotowany i czekać na wyznaczonych miejscach. Ty – Śmierciożerca ze środka wskazał palcem prosto na Bellatrix – zajmiesz się osobiście właścicielami wszystkich księgarni. A ty, ty i ty pomożecie. Zostańcie jeszcze, jak się wszyscy rozejdą. Czarny Pan ma dla Was też drugie zadanie.
Regulus pokiwał głową, raptownie się spinając. Bardzo nie podobał mu się ten pomysł. Nie chciał zabijać. Poza tym nie dał jeszcze znać Dumbledore'owi o nachodzącym ataku na Pokątną. Musiał szybko obmyślić konkretny plan działania.
Dlaczego nic nie powiedział, tylko uciekł jak tchórz?
Przestań myśleć o Anne i o tym, że cię... pocałowała. Merlinie!
Śmierciożercy kolejno zaczęli się deportować, skutkiem czego w sklepie pozostali jedynie ci wyznaczeni przez Czarnego Pana do drugiego zadania. Podszedł bliżej Belli stojącej już przy Śmierciożercy prowadzącym i czekającej z niecierpliwością na dalsze rozkazy.
– Zostaliście wybrani przez samego Mistrza. Z dumą więc zdejmijcie maski i zobaczcie, komu Czarny Pan ufa bardziej niż innym.
Regulus nie śmiał kwestionować polecenia. Wcale się nie zdziwił, widząc Bellatrix i Rudolfa, ale gdy Snape ściągnął maskę, zamrugał szybciej. Oczywiście, błyskawicznie się zreflektował, opanowując emocje. Wiedział, że Severus należy do Śmierciożerców, ale nie sądził, że Czarny Pan wystawi przed szereg czarodzieja półkrwi.
– Na Pokątnej są dwie księgarnie warte uwagi. Esy i Floresy, które splądrujesz ty, Bellatrix, wraz z Rudolfem. Severusie, tobie i Regulusowi przypada Stara Antykwarnia. Zanim zabijecie właścicieli, znajdźcie tę księgę.
Momentalnie w głowie Regulusa pojawił się obraz podniszczonej, cienkiej książki z zielonym smokiem na okładce. Tytuł napisany został po łacinie, więc nie wiedział, co dokładnie oznaczał.
– Bez niej nawet nie ważcie pokazywać się Czarnemu Panu na oczy. Regulusie, zostań na słowo, a reszta niech się rozejdzie.
Lestrange i Snape nie zmierzali oponować, za to Bellatrix odchodziła z ociąganiem. Odwracała się, a w jej niemal czarnych oczach pojawiły się mordercze błyski. Nienawidziła być pomijana. To ona przecież należała do najwierniejszych wyznawców Mistrza, powinna więc znać każdy jego sekret, każdy plan. Postanowiła wykonać dzisiejszą misję idealnie, udowadniając swoją lojalność oraz bezkonkurencyjność.
– Ojcze? – zdziwił się Regulus, kiedy Śmierciożerca ściągnął rubinową maskę.
– Nie mamy wiele czasu. Musisz przekonać Syriusza, by przeszedł na naszą stronę.
– Jak to?
– Czarny Pan szykuje potężną armię, synu. Zakon Feniksa niebawem przestanie istnieć. Ministerstwo Magii upadnie, a cała czarodziejska społeczność zostanie wyczyszczona z niedowiarków, buntowników i szlam.
Orion brzmiał spokojnie, choć Regulus dokładnie widział nowe zmarszczki i bruzdy zdobiące twarz ojca. Świadczyły one o zmęczeniu, o życiu w ciągłym strachu.
– Syriusz jest zdrajcą. Sam go wydziedziczyłeś. Widziałem, jak osobiście wypaliłeś jego postać z drzewa genealogicznego.
– To prawda.
– Dlaczego więc mamy go chronić? Zasłużył sobie na najczarniejszy los – starał się mówić przekonująco. Po minie Oriona wiedział, że mu się udawało. – Jak to wszystko widzi matka?
– Walburga o niczym nie wie.
– Od kiedy spiskujesz za jej plecami, ojcze?
– Przekonaj Syriusza. To rozkaz – zezłościł się Orion.
Regulus roześmiał się niewesoło.
– Jedyne rozkazy, jakich słucham, należą do Czarnego Pana. Jeżeli tak ci zależy na tym zdrajcy, śmiało, sam go przekonaj. Choć ciemno to widzę. Syriusz przepadł, a niebawem pewnie zostanie zabity. Swoją drogą, nie wolno ci zdradzać planów, w które nie powinienem zostać wtajemniczony. Kiedy Czarny Pan się dowie, słono za to zapłacisz.
– To rodzina powinna się dla ciebie najbardziej liczyć!
– Opowiadasz herezje, ojcze – skwitował Regulus. – Teraz wybacz, ale idę się przygotować na misję. A tobie radzę przemyśleć priorytety.
Zanim wyszedł ze sklepu, otoczył się barierą niewidzialności. Ludzie wpadliby w panikę, widząc przechadzającego się po alejkach Śmierciożercę. Szybkim krokiem ruszył w stronę Starej Antykwarni, którą odwiedził maksymalnie dwa razy w życiu. Nie zapuszczał się w końcowe rejony Pokątnej, nie należał też do osób przesadnie lubujących się czytaniem książek. O ile pamiętał, księgarnie prowadziła poczciwa, uśmiechnięta staruszka, która swoją radością aż przytłaczała.
Cóż, zabicie starej kobiety i przyniesienie spokoju jej duszy chyba nie będzie aż tak haniebną zbrodnią?
Regulus przełknął ślinę, nie wierząc, w jaką stronę podążył myślami.
Naprawdę zastanawiał się nad zabójstwem?
Szepcząc pod nosem mantrę zaklęcia, którego nauczył go sam Dumbledore, zatoczył różdżką dwa koła. Sztuczka ta pozwalała na przekazanie wiadomości bez bezpośredniego kontaktu z adresatem. Nie trzeba było też angażować w zadanie sów bądź innych środków przekazu, w ostatnich czasach niezmiernie łatwo wychwytywanych. Informacje o ataku Śmierciożerców na Pokątną niespodziewanie pojawią się w głowie Dumbledore’a.
Zatrzymał się przed szyldem Antykwarni. Musiał poczekać na klienta otwierającego drzwi, dopiero wtedy przekroczył próg. Rozejrzał się wokół, próbując rozeznać się w terenie. Potrzebował konkretnego planu działania. Regulus nie chciał zabijać, więc wypadałoby wygnać ludzi ze sklepu. Jak miał to zrobić, skoro choćby najmniejsze ujawnienie się kosztowałoby go życie?
Musiał znaleźć właścicielkę.
Podszedł do lady, przy której stał mężczyzna pod pięćdziesiątką i obsługiwał małolata. Na szczęście Regulus nie musiał długo czekać na odejście chłopaka. Przesunął się bliżej mężczyzny i wbił mu różdżkę w plecy.
– Ani słowa, inaczej gorzko tego pożałujesz – wyszeptał sprzedawcy do ucha, który cały się spiął. – Wyglądaj na normalnego. Puszczę cię, gdy tylko powiesz mi, gdzie jest właścicielka.
Do lady podeszła kobieta z dzieckiem.
– Obsłuż ją. No, dalej. Tylko uśmiechaj się. Pamiętaj, nic się nie dzieje.
– Dzień dobry!
– Dzień dobry, pani Carlson – przywitał się grzecznie sprzedawca, choć musiał odchrząknąć. Przyjrzał się tytułowi książki, którą kobieta chciała zakupić. – Kolejna do kolekcji?
– Dokładnie, panie Adamie. Niektóre potrawy mugoli są naprawdę wyśmienite. Miał pan rację.
– Sykl i dwadzieścia knutów.
– Reszty nie trzeba – oznajmiła radośnie, podając sklepikarzowi dwa sykle. – A jak idzie pani Dafne praca nad książką? Napisała więcej niż rozdział?
– Pracuje już nad trzecim.
Zniecierpliwiony Regulus wbił mocniej końcówkę różdżki w plecy sprzedawcy.
– Naprawdę? Może tym razem naprawdę uda jej się skończyć? – zamyśliła się.
– Przepraszam cię, Anabeth, ale trochę źle się czuję. Chciałbym już zamknąć sklep. Rozumiesz, dobiega już dwudziesta.
– Oczywiście, oczywiście! Chodźmy, Terence – zwróciła się do syna. – Dziękuję jeszcze raz. Proszę pozdrowić Dafne i Ann. Swoją drogą, córka kończy już Hogwart. Musisz być niesamowicie dumny, Adamie, co?
– Tak, jestem.
Uśmiechnął się lekko i zdecydowanie nieszczerze. Na szczęście pani Carlson nie zauważyła niczego podejrzanego. Pomachała na pożegnanie, po czym wyszła ze sklepu.
– Zamknij sklep. I nie waż się zrobić żadnego głupstwa.
Mężczyzna potaknął, by bez wahania wykonać polecenie.
– Czego chcesz? Kim w ogóle jesteś?
– Na pytania przyjdzie czas później i to ja będę je zadawał. Jest tu jakieś ustronne miejsce?
– Tak – potwierdził. – Zaraz za tymi drzwiami.
– Prowadź.
Adam ruszył niepewnym krokiem, co chwilę się potykając. Coraz mocniej bał się tego niewidzialnego gościa, grożącego różdżką. Gdyby tylko Dafne tu była, z pewnością by coś poradziła, rzuciła zaklęcie, czy co tam normalnie robią czarodzieje w momencie zagrożenia. A co on, zwykły mugol mógł zdziałać?
Kiedy za Regulusem zatrzasnęły się drzwi od zaplecza, zdjął barierę niewidzialności. Adam, dostrzegając napastnika, znieruchomiał przerażony. Dafne opowiadała mu o Śmierciożercach, groźnych czarnoksiężnikach popierających Voldemorta i zabijających wszystko, co niemagiczne.
– Gdzie jest właścicielka? Sprowadź ją.
– Nawet jakbym bardzo chciał, nie umiem. Moja teściowa zmarła cztery lata temu – wyznał drżącym głosem.
– Do kogo należy więc ten sklep?
– Do mnie.
– Czyli? Jak się nazywasz? – dopytywał coraz mocniej zirytowany Regulus.
– Adam. Adam Wisborn.
– Wisborn? – powtórzył Black, nagle tracąc rezon. Przypomniał sobie wcześniejszą rozmowę z kobietą, w której napomknięto coś o Ann z Hogwartu. Czy mężczyzna, któremu właśnie groził różdżką, był ojcem tej blondynki? Faktycznie, dziewczyna parę razy wspominała, że jej rodzice prowadzili księgarnie, ale skąd mógł, na Merlina, wiedzieć jaką?! Akurat musiała to być Stara Antykwarnia, miejsce, które Czarny Pan rozkazał doszczętnie zniszczyć i zabić właścicieli?
Jak, do cholery, mógłby później spojrzeć w oczy Anne ze świadomością przyczynienia się do pozbawienia życia jej rodziców?!
Musiał improwizować. I to szybko, zanim w księgarni pojawi się Severus.
– Zaraz na Pokątnej zjawią się Śmierciożercy. Zabieraj wszystko, co najpotrzebniejsze, i uciekaj stąd.
– A-ale... Co?
– Słyszałeś.
Regulus zerknął na zegar naścienny. Czas się kurczył.
– Twoja księgarnia zostanie zaraz kompletnie zdewastowana. Uciekaj, jeśli ci życie miłe. Teleportuj się.
– A-ale...
– Nagle ogłuchłeś? – warknął Regulus, podchodząc bliżej. – Deportuj się, głupcze.
– Nie umiem.
– Jak to nie umiesz? Każdy czarodziej potrafi się teleportować. Najwyżej się rozszczepisz, ale to nijak ma się do śmierci.
– Nie jestem czarodziejem – wystękał całkiem przerażony Adam. – Proszę, nie zabijaj mnie.
– Charłak?
– Mugol.
– Merlinie – jęknął Regulus i ze zdenerwowania zaczął krążyć po pokoju. Przeklinał pod nosem każdego, kto wpadł na pomysł, by mugole pracowały na Pokątnej.
Jak zareagowałaby Anne na wieść o śmierci rodzica?
Bez dłuższego rozmyślania złapał Adama za ramię i deportował ich. Znaleźli się w zaułku przed Dziurawym Kotłem.
– Uciekaj. I nikomu, powtarzam, nikomu nie waż się mówić, że zostałeś uratowany przez Śmierciożercę.
– Ja... Dziękuję.
Regulus potaknął głową i znów teleportował się wprost do jaskini lwa. Tym razem stał między regałami. Zaczął poszukiwania zielonej księgi, którą ciągle widział przed oczami.
– Co ty najlepszego wyprawiasz? – sarknął ktoś z tyłu. Po glosie Regulus poznał Snape’a.
– Jak widać. Szukam księgi.
– Nie było jeszcze sygnału do ataku. Wszyscy mieli siedzieć na pozycji i czekać.
– Daj spokój, Severusie – westchnął Black, odwracając się do Ślizgona przodem. – Sklep jest pusty. Nie traćmy bezsensownie czasu, tylko zabieraj się za drugi regał. Nie zamierzam ginąc z powodu starej książki. A ty?
Snape bił się z myślami, lecz wreszcie poszedł śladami kolegi.
Przejrzeli niemal każdą pozycje w księgarni, gdy do środka wparowała zadowolona Bellatrix. Wymachiwała zieloną księgą przed nosem, niesamowicie uradowana, że to właśnie ona wręczy ją Mistrzowi.
– Gdzie właściciel? Mój już dawno wącha kwiatki od spodu!
– Nie ma. Księgarnia była pusta, jak tu przyszliśmy – wyjaśnił Regulus, a Snape zmierzył go jedynie uważnym spojrzeniem.
– W takim razie... Palmy ten zakichany sklepik!
Bella machnęła różdżką, co poskutkowało pojawieniem się wielkiego, ogniowego węża. Zwierzę zaczęło wić się po sklepie, paląc wszystko za sobą.
– Szatańska Pożoga, kuzynko? Na serio? Myślałem, że stać cię na coś lepszego – zakpił Regulus.
– Nawet nie zaczynaj.
Z ulicy zaczęły dobiegać krzyki i wołania o pomoc, więc Śmierciożercy z pewnością rozpoczęli zaplanowany atak. Regulus bez namysłu przepchnął się między Bellą a Severusem, dołączając do akcji. Musiał stwarzać pozory. Rzucał zaklęcia niszczące budynki oraz wnętrza sklepów, ale nigdy nie dołożył ręki do torturowania ludzi czy pozbawiania ich życia.
Musiał udawać ślepego, chociaż w głębi serca pragnął się przeciwstawić.
Wiedział jednak, że gdyby zrobił cokolwiek, już długo nie pochodziłby wśród żywych.
Do Hogwartu wrócił dopiero nad ranem, niemal słaniając się na nogach. Akcja skończyła się w miarę wcześnie, bo wkroczyły oddziały Zakonu Feniksa. Rozpoczęła się prawdziwa walka, którą Śmierciożercy z minuty na minutę zaczęli oddawać walkowerem. Wtedy też, gdy zrobiło się najgoręcej, Czarny Pan wezwał ich do swojej siedziby, do Malfoy Manor. Spotkanie trwało długo, podobnie zresztą jak uczta, w której miał obowiązek uczestniczyć za dobrze wykonane zadanie.
Obudziło go szarpanie za ramię.
Regulus nieprzytomnie otworzył zaczerwienione oczy, po czym zerwał się na równe nogi. Wyciągnął różdżkę przed siebie, lecz widząc Anne, bezmyślnie ją opuścił. Ten błąd kosztował go bolący policzek, ponieważ nigdy nie opuszcza się jedynej broni przed wściekłą kobietą.
– Ty... Jak... Jak mogłeś?!
– Co mogłem? – powtórzył zachrypniętym głosem.
Rozejrzał się po dormitorium, w którym na szczęście znajdowali się z Anne sami.
– To po to Voldemort cię wezwał? – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Śmierciożercy zaatakowali w nocy Pokątną. Spalili niemal każdy sklep, a ich właściciele zostali dosłownie wyrżnięci. Przyznaj się! Tam wczoraj poszedłeś?!
– Tak.
– Proszę, zobacz! – Rzuciła na łóżko chłopaka poranne wydanie Proroka Codziennego. – Popatrz na tych wszystkich zabitych ludzi! Podali dokładną listę! Zobacz! Ilu z nich zabiłeś osobiście, co, Regulusie? A na ilu śmierć tylko patrzyłeś?!
Anne nie panowała nad emocjami. Zaczęła popychać Regulusa, a po jej policzkach popłynęły strumienie łez.
Na śniadaniu, tuż po przejrzeniu pierwszej strony gazety, prawie zasłabła w panice. Przecież jej rodzice prowadzili księgarnie na Pokątnej! Szybko przewertowała kartki i dotarła do tej, gdzie podano spis zabitych. Na szczęście nazwisko Wisborn nie pojawiło się ani razu, więc ze świstem wypuściła wstrzymywane powietrze z płuc. Wtedy też natychmiast napisała do matki list z pytaniem, czy wszystko w porządku. Odpowiedź dostała szybko, choć była krótka oraz mało satysfakcjonująca: Tak. Ojciec wrócił wcześniej z pracy, bo źle się poczuł.
Regulus chwycił mocno ręce blondynki, tym samym je unieruchamiając.
– Czemu to tak przeżywasz? Twoim rodzicom nic się przecież nie stało.
– Co? Skąd wiesz? – spytała zaskoczona, nagle przestając się szamotać. Błyszczącymi od łez oczami zaczęła dokładnie przyglądać się twarzy Blacka.
– Tak obstawiłem. Gdyby umarli, na pewno nie przybiegłabyś do mnie, tylko ryczała w swoim dormitorium. Albo gdzieś indziej. W każdym razie chciałabyś zostać sama.
Przez twarz Anne przeszedł grymas, a zaraz po nim pojawiła się nutka nadziei.
– Nie wierzę mu.
– Co?
– Nie wierzę tacie – wyjaśniła. – Napisałam rano do mamy, czy z nimi wszystko w porządku. Odpisała, że tak i że tata zamknął wczoraj wcześniej księgarnie. To niemożliwe.
– Dlaczego?
– Bo tata nigdy nie zamyka wcześniej. Zawsze mama po niego przychodzi i wręcz każe mu wracać do domu. Tata kocha ten sklep. Nawet z gorączką potrafi przesiadywać między regałami.
Regulus przełknął ślinę.
– Ktoś mu pomógł, jestem tego pewna – dodała, a słowa dziewczyny zmroziły Regulusowi krew w żyłach. – To ty, prawda? Uratowałeś mojego ojca? Kazałeś mu uciekać?
– Chyba za mocno we mnie wierzysz.
– Powiedz, że to ty – poprosiła płaczliwym tonem.
Black roześmiał się niewesoło, kręcąc głową.
– Idealizujesz mnie, Anne.
– Nieprawda.
– Prawda. Doskonale o tym wiesz – prychnął. – Nie jestem tym dobrym. Właściwie to powinnaś trzymać się z daleka od takich jak ja. Na Merlina, jestem Śmierciożercą, zabijam ludzi! Torturuję ich, palę, niszczę cały dobytek!
– Zabiłeś kogoś wczoraj? – spytała, a dłonie blondynki zatrzęsły się lekko.
– Wczoraj czy kiedyś, czy to coś zmienia?
– Nie.
– No, właśnie.
Anne przymknęła na moment powieki, próbując uspokoić szalejące myśli.
– Zabiłeś kiedyś kogoś? – Nie była pewna, czy chciała poznać odpowiedź na to pytanie.
– Nie.
– A torturowałeś?
– Tak.
– Rozumiem – westchnęła, odsuwając się dwa kroki w tył. Popatrzyła prosto w zielone tęczówki byłego Ślizgona, uśmiechając się smutno. – Uważam, że masz rację, Regulusie. Powinnam trzymać się od ciebie z dala.
Black siłą się powstrzymywał, żeby nie zaprzeczyć. Potrzebował tej blondynki, dzięki której czuł się normalnie, jak człowiek. Z drugiej jednak strony nie mógł narażać Anne na niebezpieczeństwo, a prowadzanie się u jego boku zdecydowanie nie pomagało.
– Tak będzie lepiej. Jesteśmy z dwóch różnych światów – mówiła dalej. – Ty stoisz po stronie Voldemorta, a ja nigdy na nią nie przejdę. Nie jesteśmy sobie pisani, Regulusie, a nasze dalsze rozmowy czy spotykanie się nie przyniosą niczego dobrego.
– Rozumiem.
– To nie ma sensu.
Anne wykrzywiła usta w czymś przypominającym uśmiech, po czym zaczęła odchodzić. Regulus momentalnie doskoczył do blondynki, złapał ją za ramiona i odkręcił. Wpatrywał się wprost w załzawione, szare tęczówki.
– Pozwól mi... Tylko raz...
Nie potrafił dokończyć myśli, ale Anne zrozumiała. Niepewnie potaknęła głową. Regulus odetchnął głęboko i starając opanować buzujące w ciele emocje, nachylił się nad blondynką. Delikatnie musnął jej usta własnymi. Niemal jęknął, czując obezwładniający smak dziewczyny. Chciał objąć ją mocniej, poczuć dotyk jej języka, przejechać ręką po plecach, wplątać palce we włosy. Wiele chciał, lecz nie zrobił niczego więcej.
To nie miało sensu.
Już i tak na wiele sobie pozwolił. Regulus nie powinien jej narażać. Anne była taka drobniutka, niewinna, a on? On należał do cholernych Śmierciożerców!
Puścił blondynkę, kiwnął głową i odwrócił się plecami. Nie mógł patrzeć, jak odchodziła, bo jeszcze starałby się ją zatrzymać.
Ciche zatrzaśnięcie drzwi brzęczało w uszach Regulusa głośniej niż Bombarda.

*

– Och, kochana, dlaczego?
Charles westchnął głęboko, gdy głaskał twarz żony na zdjęciu. Dopił resztkę Ognistej i odstawił szklankę na stoliku przy kanapie. Bez wahania machnął różdżką, a zawartość butelki znów napełniła szklankę. Tym razem do pełna.
Ostatnie miesiące wyglądały lepiej. Pan Potter wreszcie pogodził się z odejściem ukochanej, całą uwagę skupiając na pracy w Ministerstwie i na spotkaniach Zakonu Feniksa. Coraz częściej żartował, a gotowanie stało się jego ukrytą pasją. Zaczynał żyć. Może nie pełną piersią, ale na początek dobre i to.
Zdarzały się jednak dni takie jak ten, przepełnione wspomnieniami, rozpaczą i tęsknotą. Charles siadał wtedy w salonie, przeglądał zdjęcia, przywołując zapomniane chwile. Jego jedyną towarzyszką była Ognista Whiskey, która bez słowa uspokajała niespokojną duszę mężczyzny.
– Wszystkiego najlepszego, moja droga.
W oczach Pottera zawitały łzy, którym pozwolił dzisiaj ulecieć. Gdyby Dorea żyła, skończyłaby czterdzieści dziewięć lat, więc okazję tę należało opić. W swoje urodziny żona zawsze budziła go z samego rana i wyciągała na obiad do restauracji. Zawsze była taka radosna i szczęśliwa, zupełnie inaczej niż większość kobiet w jej wieku. Dorea cieszyła się z kolejnych, przeżytych lat, jakby się ich nie spodziewając. Charles pamiętał, jak jeszcze uczyli się w Hogwarcie, zdradziła mu, że jej największym marzeniem jest przeżycie długiego życia z ukochanym u boku.
– Szkoda, że się nie spełniło – dodał, czując napływającą gorycz. – Doreo, tak bardzo mi ciebie brakuje i tak mocno chciałbym już znaleźć się obok ciebie. Jedynie Jim trzyma mnie na tym świecie, kochana. Gdyby nie nasz syn...
Wychylił całą zawartość szklanki, krztusząc się przy tym.
– Widzisz? Nawet picie mi nie wychodzi – próbował zażartować, choć przyniosło to odmienny skutek.
Poczuł nadchodzącą rozpacz, której przecież nie mógł się poddać. Nie chciał wracać do punktu wyjścia, z którego udało mu się wydostać po wielu żmudnych próbach. Zaczął panikować, rozglądając się wokół. Kiedy dostrzegł stojące na kominku ramki ze zdjęciami żony, załamał się. Ukrył twarz w dłoniach, poddając się zalewającym ciało emocjom.
Nagle poczuł przy nodze ruch.
Otworzył zapuchnięte od płaczu oczy, spostrzegając łaszącego się sierściucha. Doznał szoku, bo kotka nigdy nie podeszła do Charlesa bliżej niż metr. Lekko się wahając, przejechał dłonią po białym futerku, które w dotyk okazało się miękkie.
Zwierzę zamruczało, gdy podrapał je za uszkiem.
– A to ci heca – zdziwił się. – Naprawdę do mnie przyszłaś?
Kot podniósł łebek, wpatrując się w Pottera zielonymi oczami. Wyglądał, jakby doskonale rozumiał.
– Jeżeli cię teraz wezmę na ręce, podrapiesz mnie?
Tak, jak się Charles spodziewał, kotka nie odpowiedziała. Nadal czując się niepewnie, chwycił zwierzaka w dłonie i szybko posadził go obok na fotelu. Znów zaczął go głaskać, co znów poskutkowało cichym mruczeniem.
– Chyba jestem w stanie cię polubić, sierściuchu – parsknął śmiechem.
Pan Potter nawet się nie spostrzegł, gdy myślami zamiast wokół żony, zaczął błądzić wokół kotki, zastanawiając się nad nagłą zmianą jej zachowania. Rozpacz odeszła w zapomnienie. Zawsze, kiedy znowu się zbliżała, kotka przychodziła do Charlesa, pozwalając mu się pogłaskać i tym samym odganiając demony.
Charles poza Ognistą Whiskey znalazł drugą, równie pomocną, towarzyszkę.

8 komentarzy:

  1. Czołem!
    Rozdział później niż zwykle, ale ja też z komentarzem później niż zwykle, mimo że przeczytałam go oczywiście wczoraj ;) zwalę wszystko na mały problem natury technicznej w moim domu ( nie wiem, nie jestem inżynierem :D ).
    Szkoda mi ostatnio Regulusa, a teraz to już szczególnie i Anne też. Mam nadzieję, że jakoś to naprawisz :P. Nie zdziwiłam się, kiedy Regulus uratował ojca Anne. Rozumiem też w jakiej sytuacji stoi teraz ona sama, po prostu kiedy coś całkowicie nie dotyczy nas samych, to często trudno nam to zrozumieć. Ale wierzę w nią i nich :).
    No proszę, Charles wreszcie przekonał się do kota ? Nie może być :D. No i nie zdziwisz się kiedy ci powiem, że jego też mi żal :D, ale co ja mogę poradzić :P
    No to czekam na czwartek ( może szybko minie, tak jak ten tydzień :D), trzymaj się i pozdrów szczura !
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czołem. :)
      W ogóle wiesz, że jak piszesz "czołem", to w głowie słyszę to słowo głosem Zgredka? :P

      Regulus i Anne są już rozdziałem zamkniętym, a przynajmniej w części pierwszej. :) Co się stanie w drugiej - tego nie wie nikt, łącznie ze mną. Jakoś ostatnio pisanie wcale mi nie idzie, ech. Za dużo innych obowiązków... A jak Twoja nauka? Do przodu?

      Szczurek pozdrowiony, też Cię pozdrawia. ;PP
      Buziaki!

      Usuń
    2. Poważnie ? :D Okej, to brzmi śmiesznie kiedy sobie to wyobrazisz, ale mam nadzieję, że mój głos nie brzmi tak na co dzień :P.
      Ale to nie znaczy, że coś się nie zadzieje w 2 części :P. No to zostaje mi wysłać dużą dawkę motywacji ;). Emmm, czasami szkoda gadać jak tam nauka. Z jednej strony wiem, niewiele mi już zostało i kiedyś sobie za to podziękuję, ale jestem już zmęczona :P. Przeprosiłam się z chemią! Trochę to trwało, ale jednak :D, a biologia to biologia, te arkusze naprawdę potrafią zamęczyć :(.
      No ale życzę nam mniejszej ilości obowiązków,a więcej spania :).

      Usuń
    3. Jakiś czas temu oglądałam drugą część Pottera i tam jest taka scena w Skrzydle Szpitalnym, gdzie nagle Zgredek pojawia się na łóżku Harry'ego i mówi "czołem". :P Właśnie o taki ton mi chodzi. :D

      Motywacji potrzebuję dużo. I czasu. A propos czasu, masz jeszcze ponad trzy miesiące, co oznacza, że możesz się wszystkiego nauczyć jeszcze ze trzy razy. Będą same stówki, zobaczysz. :)

      Usuń
  2. OMG !!! Co to był za rozdział !!! Takiego rollercostera emocji dawno nie miałam. Cudny rozdział oby takich więcej. Trzymam kciuki za wenę oraz żeby tych obowiązków było mniej.
    Dorka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! A kciuki zawsze się przydadzą. :D

      Usuń
  3. Syriusz miłość <3

    OdpowiedzUsuń